niedziela, 29 czerwca 2014

Painted On My Heart X

Dedykacja dla wszystkich anonimów, którzy kiedykolwiek skomentowali i docenili moją pracę.
Dziękuję.
Miłego czytania!
___________________________________________________________________

Przez otwarte okno wlatywał wiatr, który delikatnie pieścił jej ciało. Siedziała patrząc za nim. Była zła na siebie, ponieważ Steven widział jak całowała się z Joe. Sama nie wiedziała czemu, aż tak przejęła się tym. Przecież podobno Tyler już dla niej nic nie znaczył, odkąd pogłębił się w nałogu jeszcze dalej. A może myliła się? Nie. W końcu chciała być z Perry'm. Nie ze Stevenem, ale martwiła się o niego. Wiedziała, że może coś sobie zrobić. Może właśnie przez tą świadomość, wstała z łózka i zarzucając na siebie kurtkę Joe'ego, wyszła z pokoju, a potem z domu? Może właśnie przez to udała, że nie słyszy nawoływań gitarzysty? 
 Wybiegła z domu. Było jej strasznie zimno. Pewnie to dlatego, że założyła kurtkę tylko i wyłącznie na gołą skórę, bo jedyne co miała na sobie z górnej części ubrań, to stanik. Nie widziała go, ale nie chciała się poddać. Dobrze wiedziała, gdzie poszedł Steven. Bała się o niego, pomimo tego, że go nienawidziła. Nie chciała, żeby coś mu się stało. A gdyby już, to obwiniałaby się oto do końca życia. 
 Dobiegła pod jedną z kamienic rozejrzała się i zobaczyła go. Siedział na schodach wejściowych, miał ze sobą narkotyki. Dziewczyna pełna obaw podeszła do niego. Steven podniósł głowę i spojrzał na nią, wzrokiem pełnym żalu. Chciała podejść bliżej, żeby zabrać mu strzykawkę, ale chłopak nie pozwolił jej na to.
- Nie podchodź - Powiedział spokojnie. - Jeśli podejdziesz to wstrzyknę. A to mnie zabije. Za duża dawka.
Wpatrywała się w niego nie dowierzając.
- Czemu chcesz to zrobić? - Spytała, a w jej głosie zawarta była troska i czułość.
- Bez Ciebie to nie ma sensu... Ale nie chcę Cię namawiać do tego, abyś do mnie wróciła. Bądź sobie szczęśliwa z Joe, a mnie zostawcie w spokoju. 
Chciał to zrobić. Chciał się zabić. W tym momencie nie chciał przeszkadzać Hope w byciu szczęśliwą. Uznał, że on jej na to nie pozwala. Dlatego właśnie chciał umrzeć. I tak już wiedział, że ona nie będzie jego. Po tym co dzisiaj widział miał jej i Joe dość. 
- Steven nie rób tego, błagam.
Zrobiła krok do przodu, a chłopak zbliżył strzykawkę do ręki. 
- Proszę Cię. - Nadal próbowała się do niego zbliżyć. 
- Nie podchodź, kurwa! - Krzyknął histerycznie.
Blondynka jednak nie ustępowała.
- Przecież nie musisz tego robić. Po prostu jesteś już teraz naćpany i nie myślisz trzeźwo. Steven posłuchaj mnie! Zostaw to, do kurwy cholery jasnej!
Teraz już tylko wystarczyło, aby wyciągnęła rękę i wyrwała Tylerowi strzykawkę. Chłopak był rzeczywiście naćpany i nie kontaktował za dobrze, dlatego to ułatwiało w pewien sposób zabranie mu narkotyków. Wpatrywał się w nią cały czas. Szybko wyciągnęła rękę i wyrwała strzykawkę z ręki Stevena. W reakcji krzyknął rozpaczliwie. A po chwili uderzyła go fala kaszlu. Chorobliwie przerażającego kaszlu.
 Po chwili tulił już do siebie Hope, która rzuciła się na niego. Nabierał łapczywie powietrza i trząsł się. Dziewczyna też tylko, że ona z zimna. Siedzieli wtuleni w siebie na schodach. Nie mieli ochoty przerywać tego. Po jakimś czasie Steven zauważył, że blondynce jest zimno i przytulił ją mocniej do siebie, okrywając ją swoją kurtką. 
- Nienawidzę Cię - Powiedziała. - Nienawidzę Cię, dupku.
Może i mówiła to, ale tak naprawdę uważała inaczej. Zamknęła oczy i wdychała zapach chłopaka. Steven wsunął delikatnie rękę pod jej kurtkę. Po czym szybko, jak oparzony wyciągnął ją.
- Nie masz bluzki? - Przełknął głośno ślinę.
- Nie... Spieszyłam się i nie zdążyłam założyć - Odpowiedziała. - Włóż ją z powrotem. - Poprosiła.
Na życzenie dziewczyny i skryte swoje, Tyler włożył rękę z powrotem pod kurtkę. Gładził delikatnie jej brzuch. Mruknął cicho i oparł głowę o ramię blondynki. Po chwili wykrzywił twarz w grymasie bólu. 
- Hope, ja muszę wziąć - Powiedział cicho. - Muszę. Nie wytrzymam.
- Idziesz na odwyk - Powiedziała stanowczo. - Idziesz i kurwa mało mnie obchodzi to czy chcesz, czy nie.
Chłopak pokiwał głową na znak zgody. Hope widziała, że nie chcę, ale czy miał jakieś inne wyjście? Nie. Musiał iść czy chciał, czy nie chciał. Nie poradziłby sobie. Nagle uświadomiła sobie, że nadal w ręku ściska strzykawkę z narkotykiem. Zaklęła pod nosem i podniosła się z kolan Stevena. Rzuciła nią o ziemię i zdeptała. Tyler patrzył na to wszystko z bólem w oczach. Odwrócił głowę w drugą stronę, kiedy dziewczyna zniszczyła jedyne narkotyki jakie miał. 
- Chodźmy do domu. - Zaproponował i wstał ze schodów. 
Blondynka nie odezwała się tylko podążyła za Stevenem. Nieśmiało przytuliła się do niego, a kiedy chłopak objął ją, zapytała:
- Obiecasz mi, że już nigdy nie tkniesz narkotyków? 
- Z wielkim trudem, ale... Obiecuję. - Odparł.
Hope uśmiechnęła się. Stanęła na palcach, tak żeby dosięgnąć twarzy chłopaka i pocałowała go w policzek. Tyler odwzajemnił uśmiech, ale po chwili zaczął się nękać tym, że mógł być to jego ostatni pocałunek od dziewczyny. 
- Jesteś z Joe? - Zapytał cicho.
- Tak... Chyba tak. 
Po tych słowach Steven zamilkł. Dalszą część drogi do domu przebyli nie odzywając się do siebie. Obydwoje rozmyślali nad przyszłością lub nad tym co stracili. Hope zastanawiała się, co dalej. Czy nadal będzie pracować jako kelnerka w barze? Czy będzie z Joe? Chciała już się ustatkować, ale nie wiedziała czy gitarzyście to odpowiada. Steven za to myślał nad tym co zrobi teraz. Rozmyślał nad tym czy znaleźć inną dziewczynę? Czy raczej zostać przy dziwkach? Chciał przede wszystkim poświęcić się zespołowi. Westchnął głośno.
 Kiedy weszli do domu, Steven został zaatakowany przez Joe'ego. Gitarzysta rzucił się na chłopaka i przycisnął go mocno do drzwi wejściowych. Z ust wokalisty wyrwał się cichy jęk, kiedy uderzył z całej siły głową w drzwi. Wszystko działo się tak szybko, że Hope nie zdążyła nawet zareagować. 
- Co jej kurwa zrobiłeś?! - Zapytał Perry.
- Ja? - Spytał z oburzeniem. - To Ty ją macałeś tam na łóżku, chuju.
Za to co powiedział dostał w twarz. Blondynka odepchnęła Joe od Stevena.
- Czy Wy musicie tak się zachowywać?! - Krzyknęła.
Chłopacy spojrzeli na nią, a po chwili Tyler opuścił pomieszczenie i poszedł do swojego pokoju. Perry podszedł do dziewczyny i przytulił ją do siebie. 
- Po co za nim poszłaś? Podobno nie rozmawiacie.
- Ale to nie powód, żeby go zostawić z chorymi pomysłami samego - Odparła. - Chciał się zabić.
Gitarzysta otworzył usta z zaskoczenia i stał tak przez chwilę, po czym ruszył do pokoju przyjaciela. Nie wychodził stamtąd dosyć długo, ale nie było słychać krzyków lub odgłosów walki. Po prostu cisza. Hope po jakimś czasie zaczęła się martwić o Tylera, ale postanowiła nie przeszkadzać. Przecież się nie pozabijają. Odczekała jeszcze chwilę, po czym poszła do kuchni, bo nie mogła ustać w jednym miejscu i czekać. Rozejrzała się po niej i usiadła na krześle przy stole. 
 Zastanawiała się co ze Stevenem. Czy nadal czuję do niego, to co kiedyś? Jeszcze miesiąc temu odpowiedziałaby, że tak. A teraz? Nie była pewna. Wiedziała, że gdyby Joe spytał się jej o to, nie odpowiedziałaby na pytanie. No, ale teraz w końcu jest z Perry'm i czy czuję do niego to samo co do Stevena? Nie. Tego była pewna. Nie czuła do niego tego przywiązania i tego czego sama nie potrafiła określić. Nie wiedziała nawet czy można to nazwać miłością. A może tak naprawdę nigdy nie kochała Tylera? Może po prostu była do niego zbyt przywiązana by zakończyć to wszystko, co między nimi było? Nie znała odpowiedzi, a bardzo by chciała ją poznać.
 Usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Odwróciła głowę w stronę dźwięku. Z pokoju Stevena wyszedł Joe. Nie wyglądał ani na wkurzonego, ani na zadowolonego. Podszedł do stołu, odsunął krzesło i bez słowa usiadł na przeciwko dziewczyny. Po chwili spojrzał na nią i tak, jakby niechętnie zaczął mówić.
- Wiesz co mi powiedział? - Blondynka pokręciła głową, choć domyślała się co takiego mógł powiedzieć Tyler. - Powiedział, że mam o Ciebie dbać, bo on już nie może. Mówił, że idzie na odwyk, to prawda?
- Tak... Rozmawiałam z nim na ten temat. Zgodził się pójść. - Odparła cicho.
- Nareszcie - Westchnął i podniósł się. Wyciągnął z szafki szklankę i nalał do niej wody. - W końcu będziemy mogli normalnie funkcjonować. Zespół i... My. - Powiedział niepewnie patrząc na Hope.
Odłożył szklankę na blat kuchenny  podszedł powoli do dziewczyny. Uniósł jej twarz do góry i spojrzał w jej oczy. Jego wzrok zsunął się niżej, na usta. Ostrożnie zbliżył się do niej i złączył ich usta w czułym pocałunku. Blondynka oddała go i zarzuciła mu ręce na szyję. Złapał ją w pasie i pociągnął w stronę swojego pokoju. Kiedy byli już w środku, zamknął drzwi na klucz w razie nie proszonych gości. Pociągnął dziewczynę na łóżko i powoli zaczął zdejmować z niej ciuchy....


***




Pierwsze promienie słońca zaglądały przez okno, które nie było zasłonięte roletami. Ptaki śpiewały. Pierwszy raz od pewnego czasu, drzewa nie uginały się pod naciskiem wiatru. W końcu można było poczuć wiosnę. Wszyscy jeszcze spali, poza Hope, którą obudziło szczekanie psa sąsiadów. Rozejrzała się po pokoju w celu znalezienia swoich ubrań. Leżały zwinięte na podłodze. Spojrzała na Joe'ego, który jeszcze spał. Uśmiechnęła się i pocałowała go w czoło. Szybko ubrała się i zeszła na dół do kuchni. 
 Na dole czekał już Lennon. Pies leżał oczywiście tam, gdzie nie wolno mu było wchodzić, ale to tylko szczegół. A była to skórzana kanapa. Kiedy zorientował się, że w pomieszczeniu jest dziewczyna, podniósł łeb do góry i zaczął się cieszyć. Zeskoczył z kanapy i podbiegł do niej. Nalała mu wody i dała jeść, po czym wstawiła wodę na herbatę i poszła do swojego pokoju w celu ubrania się w czyste ciuchy. 
 Równo z jej zejściem do kuchni, woda zaczęła się gotować. Wyłączyła gaz i wyciągnęła filiżankę z szafki. Kiedy nalewała gorącą wodę do kuchni wszedł Steven. Złapał ją od tyłu w pasie.
- Mi też zrobisz? - Wychrypiał.
- Może. Nie wiem zastanowię się. - Odpowiedziała i odeszła od chłopaka.
- Będziesz za mną tęsknić? - Zapytał. - No wiesz jak pójdę na odwyk.
Spojrzała na niego. Nie wiedziała co powiedzieć. Bała się, że jeśli powie "tak" chłopak nadal będzie robił sobie nadzieje. A jeśli powie "nie" skłamie. Wpatrywała się w niego. W końcu nie wytrzymała i rzuciła się mu na szyję. Steven od razu przytulił ją do siebie i cicho zaczął szeptać słowa piosenki.
- Well, I can't forget tomorrow. When I think of all my sorrow. I had you there, but then I let you go. And now it's only fair that I should let you know. What you should know. I can't live, if living is without you. I can't live, I can't give anymore. I can't live, if living is without you. I can't live, I can't give anymore. 
- Będę tęsknić. - Powiedziała ze łzami w oczach.
- Ja też, kochanie.
Blondynka odsunęła się od niego.
- Nie mów tak do mnie, proszę. 
Widziała, że jej słowa zabolały chłopaka, ale nie chciała, żeby tak mówił. Mogło to tylko im zaszkodzić. Spuścił głowę i odwrócił się tyłem do Hope. Wyjął z lodówki Danielsa i go otworzył. Zrobił łyka i odłożył go na blat. Postanowił, że chcę jak najszybciej jechać na odwyk i zapomnieć. Po prostu zapomnieć. A później po powrocie ułożyć sobie życie od nowa. 
- Nie będę już tak mówił. - Odparł szorstko i wyszedł z kuchni.
Dziewczyna podeszła do blatu w celu napicia się, ale zamiast filiżanki z herbatą wybrała butelkę z alkoholem, którą zostawił Steven. Wzięła duży łyk i usłyszała jak ktoś zamyka drzwi wejściowe. Niezrażona tym, ze może zostać zauważona, kontynuowała. Na jej nieszczęście była to Alice.
- Hope, co Ty robisz?! - Krzyknęła w wejściu. - Miałaś przecież to rzucić!
Blondynka osunęła się na podłogę i oparła o kuchenne szafki. Podciągnęła kolana pod brodę i wzięła kolejnego łyka.
- Ja tylko dokańczam za kogoś. - Odpowiedziała spokojnie.
Brunetka podeszła do przyjaciółki i wyrwała jej butelkę z ręki.
- A co Ty tu w ogóle robisz? - Spytała podnosząc głowę do góry.
- Przyszłam do Joey'a - Odparła. - I Ciebie. 
- Nie masz po co do mnie przychodzić idź do swojego Kramera, a ja idę do mojego Joe. - Powiedziała Hope.
Podniosła się z podłogi i poszła do pokoju gitarzysty, zostawiając Alice samą w kuchni z butelką Jacka Danielsa. Oczywiście nie dokończony trunek został dobrze przetrzymany u Joey'a  w pokoju. 



***



Kiedy weszła do pokoju, Joe już nie spał dlatego przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Po chwili blondynka leżała koło niego na łóżku.
- Gdzie byłaś? I czemu mnie zostawiłaś samego? - Zapytał ze smutną minką.
- W kuchni, piłam herbatę. - Odpowiedziała.
Gitarzysta zbliżył się do niej.
- Mhm, na pewno herbatę. - Mruknął.
- Czy to ważne? Nie - Odpowiedziała sobie sama. - Ważne jest to, że Cię już nie zostawię. - Powiedziała i przytuliła się do niego.
- Też Cię nie zostawię, kochanie. 
"Kochanie" - właśnie tak nie pozwalała mówić do siebie Stevenowi. Kiedy usłyszała to z ust Joe'ego, zakuło ją coś w sercu. Tylko nie wiedziała dlaczego...

____________________________________________________________________
Jedyne co mogę powiedzieć to, to że jestem trochę wkurzona. Dlaczego? Dlatego, że dziennie mam około 100 wejść na bloga, a komentarzy 0 lub 1-2. Oczywiście dziękuję bardzo tym, co komentują. Dobra, w ogóle dzisiaj jakaś marudna jestem. Trzeba trochę zluzować...
No i nie zabiłam Stevena. Ha! Długo się nad tym zastanawiałam, ale w końcu zdecydowałam, że będzie żył. Nie wiem czy cieszycie się czy nie. To ja tam, zapraszam Was do komentowania.


czwartek, 26 czerwca 2014

Painted On My Heart IX

Jebać to, miałam dodać później - jutro, czy coś. Ale wyszło, że dzisiaj.
Tak na sam początek chciałabym polecić świetnego, zajebistego bloga, którego nie czytanie to chamstwo - http://xeverything-about-youx.blogspot.com/
Z dedykacją dla, no właśnie... Dla Alice!
Miłego czytania!
_____________________________________________________________________

Zapalona była tylko lampka, która oświetlała ich twarze. W pokoju panował chłód, pomimo tego iż okno było zamknięte. Drzewa bujały się synchronicznie, dzięki powiewom silnego wiatru. Gdzieś na zewnątrz można było usłyszeć ciche powarkiwanie psa i jakby koci krzyk. Było już dawno po ciszy nocnej. Dzisiaj wyjątkowo, każdy z domowników to uszanował i poszedł spać wcześnie. 
 Siedziała na krześle wpatrując się w Stevena. Nie ruszała się stąd od wczorajszego dnia, kiedy to chłopacy się pobili. Wiele razy Tom namawiał ją do tego, aby poszła do siebie i przespała się. Ale ona go nie słuchała. Chciała zostać z Tylerem i czekać, aż odzyska przytomność. Chłopacy przemyśleli dokładnie sprawę zawiezienia Stevena do szpitala, ale kiedy chłopak ocknął się kilka godzin po pobiciu, uznali, że jest to niepotrzebne. Potem znowu zasnął i leżał tak do dziś. 
 Dziewczyna westchnęła i oparła głowę o pięść. Siedziała tak przez chwile zastanawiając się, co z Joe? Pobił Stevena, pocałował ją, wyznał, że się w niej zakochał. Nie miała pojęcia co ma robić. Perry może i był ładny, z wyglądu podobał się Hope, ale nic poza tym do niego nie czuła. W pewnym sensie chciała być sama. Ani Steven, ani Joe. Lecz coś ją ciągnęło do Tylera. Starannie próbowała to, nawet przed sobą ukryć. Wiedziała jedno, musiała porozmawiać z Perrym.
- Ja pierdole. - Wyrwało się z ust Stevena.
Blondynka, aż podskoczyła na krześle. Szybko z niego wstała i podeszła bliżej. Uklękła z boku łóżka. Tyler ocknął się i wpatrywał się w nią. Widać było, że nie wie co się stało i dlaczego tu jest.
- Steven, wiesz że jesteś idiotą? - Zapytała z uśmiechem.
Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na nią zdziwiony.
- Podobno jestem... Co zrobiłem?! - Odpowiedział pytaniem na pytanie. - Dlaczego tu leżę? Długo już? Co zrobiłem do cholery?! Kurwa... Czemu do kurwy nędzy wszystko mnie napierdala?! I czemu Ty się cieszysz?!
- Cieszę się, że w końcu się obudziłeś, idioto. Ale jestem na Ciebie zła. - Powiedziała już poważniej. - Leżysz tu już drugi dzień... Wdałeś się w bójkę... 
Nie wiedziała czy ma mu mówić o tym, że pobił się z Joe. Uznała jednak, że mogłoby się to źle skończyć, dlatego nie wspomniała ani słowem, o tym kto doprowadził go do takiego stanu. Chłopak opadł na poduszki głośno wzdychając. Widziała, że był zły. Siedzieli w ciszy. Steven zmarszczył brwi i zastanawiał się nad tym, co tak naprawdę się działo. Pamiętał tylko tyle, że wrócił z baru do domu, i że to on zaczął bójkę. Potem wszystko widział tak jakby przez mgłę. Na siłę starał sobie przypomnieć. Niestety, słabo mu to szło. Spojrzał na dziewczynę.
- Czy Ty i Joe...? - Spytał.
- Nie - Zaprzeczyła. - Nie jesteśmy razem... Nie potrafię. - Powiedziała cicho.
- Chodź do mnie. - Poprosił.
Hope spojrzała na niego zdziwiona. Uważała, że nie jest to najlepszy pomysł.
- Proszę. - Powiedział błagalnie.
Dziewczyna powoli położyła się koło chłopaka, a raczej została przyciągnięta przez niego. Obrócił się na bok i zaczął wpatrywać się w jej oczy. Mógłby zatrzymać tą chwilę na wieki. Uwielbiał spędzać z nią czas, patrzeć na nią, dotykać, śmiać się z nią, patrzeć na jej uśmiech. Ale jednocześnie wiedział, że nigdy to się już nie stanie. Stracił swoją szansę. Miał ich wiele, jednak za każdym razem ulegał pokusie narkotyków. Jedyne na co miał ochotę, to zabić się. Nie chciał żyć bez Hope. Zrozumiał to już dosyć dawno, dlatego kiedy wyjechał zatracił się w narkotykach i alkoholu. Wtedy jego ulubionym zajęciem było spotykanie się z pewną śmiercią i seks. Poddał się. Po prostu poddał się.
- Hope - Wyszeptał. - Kochasz mnie? Ja chciałbym wiedzieć, bo nie wiem czy mam w ogóle szansę. 
Zapadła niezręczna cisza. Dziewczyna nie miała pojęcia, co powiedzieć. Czy go kochała? Nie wiedziała. Czy to uczucie, które powoduję, że chce być z nim zawsze, to miłość? Czy to, że pragnie jego bliskości, to miłość? Czy to, że chciałaby spędzić z nim resztę życia, byleby tylko nie ćpał, to miłość? Czy to, że nikt inny się dla niej nie liczy, to miłość? Czy to, że pragnie tego, aby ją teraz przytulił i nie puszczał, to miłość? Właśnie odpowiedziała sobie na te pytania.
- Tak, kocham Cię - Odpowiedziała. - Jestem po prostu głupią debilką, bo Cię kocham, chuju.
W oczach Stevena można było dostrzec blask. Uśmiechnął się szeroko i przyciągnął do siebie dziewczynę tak, że leżała na nim. Hope nie protestowała. Wiedziała, że on tego potrzebuję. Musnął delikatnie jej usta, czekając na reakcję. Kiedy zobaczył, że blondynka nie protestuję, kontynuował. Całowali się długo. Żadne z nich nie chciało tego przerwać. A w szczególności Steven. Rękami gładził ciało dziewczyny. Po chwili Hope jednak odsunęła się od Tylera i położyła obok.
- Czemu przerwałaś? - Spytał.
- Bo... Steven, ja tego nie chcę.
Chłopak westchnął.
- Przepraszam. Przepraszam za wszystko. Za to, że ćpam, chleje, chodzę na dziwki. Za to, że wyjechałem i Cię zostawiłem, kiedy byłaś w ciąży. Przepraszam za to, że przeze mnie tylko się zamartwiasz. Przepraszam za to, że Cię kocham. - Powiedział.
Dziewczyna wpatrywała się w niego z zamyśleniem.
- Nie przepraszaj, to niczego nie zmieni. A przede wszystkim nie przepraszaj za to, że kochasz.
Po tych słowach w pokoju zapadła cisza. Żadne z nich nie miało zamiaru jej przerywać.




Miesiąc później, Boston, kwiecień 1970...


Kwiecień. Niby to już wiosna, ale po ulicach Bostonu nie dało się tego poznać. Ciągle padał deszcz i panował chłód. Nie tylko jeśli chodzi o pogodę. Humory mieszkańców domu państwa Anderson, również można tak nazwać. Ciągła jesień. Idealne określenie, jeśli chodzi o stosunki Hope, Stevena i Joe. Ostatnimi czasy nawet Tyler i Hunt ze sobą nie rozmawiali, tak jak kiedyś. Wszystko się po prostu psuło. Chłopacy, odkąd Steven dowiedział się prawdy nie rozmawiają. Hope wiele razy próbowała przekonać ich do pogodzenia, ale udało jej się tylko wdać w kłótnie z Tylerem. Wiedziała dobrze, że on żałował słów, które wypowiedział jednej nocy. Wiedziała, że chce pogodzić się z Joe. Wiedziała, że chce się zmienić. Ale co jej po tym, że wiedziała? Nic. I tak go nie zmusi.
 Za to kariera zespołu szła w dobrym kierunku, odkąd podpisali kontrakt z wytwórnią. Gdyby tak, jeszcze chcieli ze sobą pracować... Właśnie. Ciągłe kłótnie w studiu, przeszkadzały w pracach. Najczęściej wywoływali je Joe i Steven. Można o tym powiedzieć, jakoś tak: Wszystko jebnęło.

                                                                            ***

- Uważam, że powinniśmy porozmawiać... - Zaczął.
Joe i Hope siedzieli w pokoju chłopaka. Obydwoje martwili się o Steven, który ostatnio zaczął ćpać bez umiaru. Coraz częściej zamykał się w łazience w celu zażycia narkotyku. Przestał już nawet przepraszać za to, co robił. Nie rozmawiał już prawie z nikim. Jego wielka miłość, czyli blondynka, została odsunięta na bok. Wyrzucił ją do pudełka, gdzie leżały stare zapomniane rzeczy. Na nie korzyść wokalisty ktoś zaczął interesować się "zapomnianą zabawką". A zabawka zaczęła odwzajemniać uczucia "znalazcy". 
- Hope, zrozumiałem, że to co kiedyś musiałem w sobie zdusić, powróciło. - Powiedział Perry.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- A ja za to chyba się zakochałam. - Oznajmiła mu.

Gitarzyście nie było trzeba dwa razy powtarzać. Zrozumiał, że chodzi o niego. Wpił się w jej usta, przyciskając ją do ściany. Blondynka oddawała pocałunki...



STEVEN:

Kurwa, schowali narkotyki. Znowu. Myślą, że nie znajdę, chuje pierdolone. Poszedłem do Hamiltona. Nie ma. U Joey'a też. Brad by mi nie zabrał... Joe albo Hope. Oni je mają. A jeśli Perry ich nie ma, tylko Hope...? Wtedy przepadło. Przecież nie pójdę do niej i nie będę jej o nie błagać. Przecież obiecałem jej, że nie... Cholera, znowu o niej myślę. Na pewno to ona zajebała, mała su... NIE. Co ja pieprze?! Tak jeszcze nisko nie upadłem, żeby wyzywać najważniejszą kobietę w moim życiu i to przez narkotyki. Ale... Ale... Chuj z tym. Ważniejsze są teraz narkotyki.
Ruszyłem do jej pokoju, ale jej tam nie było. Tylko Lennon. Pogłaskałem psa po głowie i razem z nim wyszedłem z pokoju. Musi być u Joe. Ale czy oni...? Nie, na pewno nie. Poszedłem do pokoju Perry'ego. Otworzyłem drzwi i... KURWA, ŻE CO?! JA JEBIE. Joe i Hope całowali się leżąc na łóżku. A ten... Zboczeniec ją dotykał. Dotykał ją tam, gdzie tylko ja mogłem...
Zobaczyła mnie i oderwała się od Joe. On na początku nie skumał o co chodzi, ale po chwili odwrócił się w moją stronę. I co ujrzał? Wkurwionego i jednocześnie smutnego do granic możliwości, mnie. Czułem się tak, jakby ktoś pokroił mnie na kawałeczki od środka. Stałem tak, tam chwilę patrząc się na nich, ale po co? Niech se sami kurwa zostaną. Nie będę przeszkadzał.
- Steven... - Usłyszałem cichy głos Hope.
Przez chwilę miałem ochotę się wrócić i zostać z nią. Oczywiście bez Perry'ego. Zostać z nią i wiedzieć, że wszystko jest jak kiedyś. Ale kurwa nie jest i już nie będzie. Mówiła, że mnie kocha. Ja też jej to mówiłem, ale ja nadal ją kocham i nic tego nie zmieni, prawda? Przecież to kurwa widać. Ubrałem kurtkę i wyszedłem z domu. Skoro nigdzie nie ma, to trzeba iść po nowy towar. Całkiem szybko znalazłem dilera, zapłaciłem i wziąłem to co moje. Usiadłem gdzieś na schodach pod jakąś kamienicą i lecimy! A może zażyję to ostatni raz? A przez to mam na myśli koniec z życiem. Bo po co mi ono? Mam sobie spokojnie żyć ze świadomością, że Hope woli Joe. I, że się z nim pieprzy? Nigdy. 
Oparłem głowę i zacząłem. Taka dawka powinna wystarczyć na śmierć... Oby. To kurwa lecimy. Żegnaj cholerny Świecie! Żegnaj Hope!



_____________________________________________________________________
Następny jest dłuższy... Trochę. Nic dzisiaj do gadania nie mam. Sama nie wiem... Miłych wakacji czy czegoś tam! Czekajcie, a może mam coś do powiedzenia? Kurwa, skleroza... Jedyne co siedzi mi w głowie to kurde: "Sam seks" - Jak patrze na Tylera. Wiem, wiem.... Nie musicie mi pisać, że mój mózg jest niedowartościowany, i że zapomina o ważnych rzeczach, które przypomną mi się pewnie po dodaniu rozdziału...


czwartek, 19 czerwca 2014

Painted On My Heart VIII

Dedykacja dla Rocky
Miłego czytania!
____________________________________________________________________

Szedł szybkim krokiem przed siebie. W ogóle nie patrzył dokąd zmierza. Nie było to dla niego ważne. Chciał po prostu gdzieś pójść, rozładować te uczucia, które w nim siedziały. Nie zastanawiało go, to czy wpadnie pod samochód, miał to gdzieś. Myślał ciągle tylko o jednym: "Zapomnieć". Jeśli ona go nie chciała, to oczywiste dla niego było to, że jest tu bezużyteczny. Nigdy nie spodziewał się, że może obdarzyć kogoś takim uczuciem. Znali się prawie całe życie. Zawsze była jego przyjaciółką. Mówili sobie wszystko, bawili się razem. Może przez to, że byli sobie aż tak bliscy, pojawiło się to uczucie? Z jego strony było ono naprawdę silne.
 Wszedł do jakiegoś baru. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie pijani ludzie i kelnerki z wielkimi cyckami. Usiadł przy jednym ze stolików i zamówił Danielsa. Siedział cicho, coraz bardziej zagłębiając się w smutku i rozpaczy. Wyciągnął papierosa i trzęsącymi się rękami zapalił go. Kiedy poczuł go w ustach, odetchnął z ulgą. Niestety zaraz powróciły zmartwienia. Siedzi tam sobie z Joe, a na mnie nawet spojrzeć nie chcę. - Pomyślał. - Czy mi czegoś brakuję? No kurwa niczego. Narkotyki, ciągle tylko o narkotykach gada. Wiem, że za dużo ćpam, ale... Ech, ona się o mnie martwi. - Uśmiechnął się. - To może jednak mam jakąś szanse. No chyba, że Perry mnie wygryzie. Dziwkarz jeden. Ja sam lepszy nie jestem, ale kocham Hope i kurwa to boli. Cholernie boli. Pieprzyć to wszystko, zaczynam użalać się nad sobą jak, jakiś dzieciak. Ale nic na to nie poradzę. Ja chcę do Hope! I kurwa mało mnie obchodzi zdanie innych. No, jej zdanie mnie obchodzi... A ona mnie nie chcę...
 Kelnerka wróciła z jego zamówieniem. Uśmiechnęła się do niego licząc na to, że dostanie coś od niego w toalecie, ale Tyler nawet jej nie zauważył. Albo i zauważył tylko udawał, że jej nie widzi. Blondyna zrobiła złą minę i tupiąc obcasami, odeszła od stolika. Napił się łapczywie i westchnął. Nagle wyskoczył jak oparzony z małej kanapy i rzucił pieniądze na stół. Wybiegł z baru, kierując się do domu...

                                                                            ***

Wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Siedziała z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy i wpatrywała się w Joe. Nadal nie dotarło do niej co on takiego powiedział. Nie wiedziała czy była już gotowa na związek. Czy w ogóle nadawała się na bycie przez kogoś kochaną. Nie znała odpowiedzi na żadne z tych pytań. Perry wpatrywał się w nią wyczekująco. W jego oczach można było dostrzec strach. Bał się, że dziewczyna się nie zgodzi. Przez ten miesiąc zrozumiał, że jest dla niego bardzo ważna. Nie chciał stracić jej zaufania przez jedno głupie pytanie, które właśnie zadał. No cóż, było trzeba nie pytać...

- Joe, ja myślę, że nie znamy się za dobrze i... - Przerwała zastanawiając się nad odpowiedzią. - Żeby być parą trzeba wiedzieć o sobie chociaż trochę. A tak szczerze to my w ogóle się nie znamy.
- To poznajmy się - Powiedział szybko. - To znaczy, zacznijmy się poznawać. 
Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie odpuścisz? - Chłopak przytaknął. - Ech... Ja nie jestem gotowa.
Siedzieli w milczeniu. Obydwoje zastanawiali się nad ty, co mają zrobić. Gitarzysta chciał jakoś przekonać do siebie dziewczynę. A ona za to zastanawiała się co mu powiedzieć, żeby go nie urazić. Może i Joe był przystojny, ale nie czuła tej więzi, tej która łączyła ją ze Stevenem. Nie chciała z nim być tylko, dlatego że był ładny.  Chciała być z kimś kogo kocha, a na razie nie było nikogo takiego. A przynajmniej próbowała to sobie wmówić. 
- A mam na coś w ogóle liczyć? - Zapytał.
- Nie wiem. - Powiedziała niepewnie. 
Perry westchnął. Spojrzał na dziewczynę z pewnością w oczach. Hope odwróciła się w jego stronę. Zerknęła na niego pytająco. On tylko pokręcił głową i przysunął się bliżej. Bała się tego. Tego, że on będzie chciał ją zmusić do tego, aby zgodziła się. Ze strachem w oczach odsunęła się dalej, a raczej chciała. Siedzieli w końcu na hamaku, więc było to dosyć trudne. Gitarzysta złapał ją za nadgarstki i kazał spojrzeć na siebie. Blondynka odwróciła wzrok, ale chłopak nie ustępował. Przysunął ją bliżej siebie i wpił się w jej usta. Z początku zaskoczona znieruchomiała, ale po chwili oddała pocałunek. 
 Przyciągnął ją do siebie łapczywie i objął w pasie. Na nieszczęście w tej samej chwili do ogrodu wszedł Steven. Stanął jak wryty z zaskoczenia, ale zaraz rzucił się na Joe. Odciągnął go od Hope i popchnął na ziemie. Zaczął okładać go pięściami. Perry próbował się bronić w wyniku czego Tyler został kopnięty w brzuch i upadł. Gitarzysta podniósł się i zaczął rzucać wyzwiskami w stronę wokalisty, który ciągle leżał na trawniku. Całej tej sytuacji przyglądali się koledzy z zespołu.
- Pomożemy im? - Zapytał Brad.
Hamilton pokręcił głową.
- Dobrze się czujesz? Jeszcze któryś z nas dostanie po łbie. Nie opłaca się.
- Poradzą sobie - Powiedział Joey. - W końcu mamy samochód, zawieziemy ich do szpitala w razie czego.
Whitford przyznał kolegą rację i zabrał się za jedzenie chrupek.
 Steven sprowokowany przez Joe, podniósł się szybko i uderzył przyjaciela w twarz z pięści. Hope próbowała rozdzielić bijących się chłopaków, ale nie udało się jej to. Perry uderzył Tylera w brzuch, dlatego chłopak mógł pochwalić się kolejnym upadkiem na trawę. Gitarzysta zaczął bić chłopaka z całej siły, nie zwracając uwagi na blondynkę, która chciała go powstrzymać. Wokalista nie miał już siły się bronić, dlatego leżał bezwładnie na ziemi, co chwila krzycząc i zwijając się z bólu. 
 Uratował go Lennon, który w odpowiedniej chwili wbiegł do ogrodu. Kiedy zobaczył co się dzieje, zaczął biec w stronę Joe głośno szczekając. Gdy dobiegł do niego, ugryzł go mocno zaciskając szczęki. Perry krzyknął i odsunął się od Tylera. Kiedy tylko to zrobił dostał w twarz od Hope. 
- Ale... Hope ja tylko się broniłem... - Powiedział chłopak. - Przecież naskoczył na mnie... Ja musiałem...
- Idź do domu - Rozkazała chłodno. - Już, wypierdalaj. Zawołaj tylko, któregoś z chłopaków. 
Spuścił głowę i szybko pomaszerował do środka, szerokim łukiem omijając psa. Kazał iść chłopakom do Stevena i Hope, a sam usiadł w fotelu i ukrył twarz w dłoniach. Nie obchodziło go, to że był we krwi, swojej i Tylera. Żałował tego co zrobił, bardzo...
- Będziemy musieli zadzwonić na pogotowie. - Powiedziała dziewczyna.
Brad, Tom i Joey podnieśli Stevena i próbowali przenieść go do domu. Cały czas nawet na jeden krok, nie odstępował ich Lennon, który uważnie obserwował swojego pana. Nagle Hamilton zatrzymał się i spojrzał na blondynkę, tak jakby zastanawiał się. Razem z nim musieli stanąć chłopacy, czyli że Tyler nadal nie został zabrany do ciepłego domu.
- Nie możemy. Oni się pobili, a w szpitalu będą pytać co się stało... Wiesz, mogłoby to się źle skończyć dla niektórych. - Powiedział wskazując głową na dom, w którym siedział Perry.
- To co z nim zrobimy? - Zapytał Joey. - Wiecie ja nie studiowałem medycyny i podejrzewam, że Wy też nie.
- Zaniesiemy go do pokoju i... - Brad zaczął myśleć.
- I się nim zajmiemy. - Dokończył Kramer.
Wszyscy mu przytaknęli i poszli do domu. Hope cały czas zadręczała się, że to pobicie to jej wina. Uważała, że to przez nią, ponieważ pozwoliła Joe na pocałunek. Tylko Steven nie powinien tak reagować. Była zła na obydwóch. Perry mógł mu nie oddawać i porozmawiać na spokojnie, a Tyler nie powinien się złościć. Była w końcu wolna, nie jego. Mogła robić co tylko chciała. Złość również skierowała w swoją stronę, ponieważ mogła ich powstrzymać. Okazało się jednak, że jest na to za słaba. 
 Kiedy chłopacy zanieśli Stevena do jego pokoju, zeszli na dół po coś do obmycia ran. Dziewczyna usiadła na krześle, które stało obok łóżka. Spojrzała na chłopaka ze smutkiem i pogładziła go delikatnie po głowie. Oddychał dosyć spokojnie, ale jego twarz wykrzywiona była w bólu. Po chwili wrócili chłopacy. Przynieśli wszystkie potrzebne rzeczy i zostawili Hope samą.

                                                                             ***

- No to, nieźle się porobiło. - Oznajmił Tom otwierając puszkę piwa.
Tom, Brad i Joey siedzieli razem w salonie. Prowadzili rozmowę, która głównie składała się z wydarzeń, które miały miejsce w ogrodzie. Cała trójka była zaskoczona tym wszystkim. Obwiniali się również tym, że mogli rozdzielić przyjaciół, ale po prostu bali się o własną skórę. Hope też na nic by się przydali, nawet gdyby chcieli pomóc nie umieliby. W sumie to nie wiedzieli co mają zrobić. Czy siedzieć na dupach i przyglądać się wszystkiemu ze spokojem, czy zainterweniować i pomścić Stevena. Druga opcja nie była jednak dobrze przemyślana, bo raczej przyjaciela by nie pobili...
- No - Przytaknął Brad. - W ogóle wiecie czego się dowiedziałem? 
Przyjaciele zaprzeczyli ruchem głowy. 
- Mów, że no. - Po pewnym czasie milczenia, powiedział Joey.
- No, bo byłem wczoraj GDZIEŚ. No i tam dowiedziałem się, że ta Małpa była kiedyś z naszą Hope! - Wykrzyknął szeptem. To chyba jednak nie jest możliwe...
- "Gdzieś" to znaczy gdzie? - Spytał podejrzliwe perkusista.
Whitford zrobił głupawą minę i cmoknął.
- No za darmo nie powiem. Oddawaj piwo - Kramer oddał je posłusznie Bradowi. - Więc, śledziłem Cię. - Zwrócił się do Joey'a.
Wszyscy zebrani w pokoju, czyli Tom, który jedyny o tym nie wiedział, spojrzał zaskoczony na kolegę. Ten tylko pokręcił głową. Basista jednak nie ustępował i wpatrywał się w niego wyczekująco. W końcu Brad zabrał głos.
- Bo nasz kochany Joey'ek odwiedził wczoraj Alice - Tom już miał spytać jaką, ale gitarzysta go uprzedził. - I tak nie znasz. I ona opowiedziała mu wszystko tylko, że nasz drogi przyjaciel Kramer był schlany w trzy dupy i nic nie pamięta. Więc, Hope i Steven byli kiedyś parą, tylko sprawnie to utajnili. No i mówiła coś jeszcze o tym, że Hope w ciąży była. Rozumiecie? Czemu na nie powiedzieli...?
- Może nie chcieli, żebyśmy wiedzieli, bo to dla nich nie miłe wspomnienie? - Hamilton bardziej stwierdził niż zapytał. 
- Nie wiem, ale czemu Alice Ci się zwierzała? Czy ja o czymś nie wiem, Joey? - Zapytał Brad.
Kramer na chwilę się zawiesił i nic nie mówił. Po chwili jednak powiedział niepewnie.
- No, bo my się spotykamy.
- Uuu. - Jednocześnie wydali odgłos basista i gitarzysta.


JOE:


Kurwa, kurwa, kurwa... Przyjebałem Stevenowi, cholera. To moja wina. To przeze mnie stracił przytomność i krwawi. Jak mogłem mu to zrobić? Joe, jesteś idiotą. Ale czemu on się na mnie, tak w ogóle rzucił? Przecież nie był z Hope. Podobno byli tylko przyjaciółmi. A może ja o czymś nie wiem...? Może jako jedyny z całego domu nie wiem co się dzieje dookoła? Myślę tylko i wyłącznie o sobie. Cholerny egoista. Hope tego nie chciała, a ja ją zmusiłem. I co mi po tym? Nic. Jest na mnie zła. Joe Perry Najgorszy Przyjaciel Na Świecie - Tak będą na mnie mówić. Jeszcze mnie ten pies ugryzł. Choć nie dziwię mu się. 
 Ruszyłem do domu, gdzie powinni być wszyscy. W salonie zastałem Toma, Joey'a i Brada. Usiadłem na kanapie. Cała trójka spojrzała się na mnie dziwnie. Wzruszyłem ramionami i wziąłem łyk piwa.
- Co się tak na mnie gapicie? - Zapytałem.
- Zastanawiamy się czy Ci nie przylać. - Odparł Hamilton odstawiając puszkę na stół.
- Przepraszam. - Wydukałem.
- Nie przepraszaj nas tylko ich. - Wskazał na górę Brad.
- Tak... Ale czy ja kurwa o czymś nie wiem? Czemu on to zrobił? 
Chłopacy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, aż w końcu Joey zabrał głos.
- No, bo Hope i Steven byli parą - Zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia. - I ona zaszła z nim w ciąże, ale poroniła.
Dosłownie, kopara mi opadła...
_______________________________________________________________________
Koniec. Mam do Was małą prośbę: Czy w komentarzach możecie podać jakieś imiona żeńskie, bo w "I Don't Want To Miss A Thing" trzeba wprowadzić tą dziewczynę Adlerka, no i nie wiem jak ją nazwać. Ech nie mogłam się powstrzymać i do playlisty doszło parę nowych piosenek...
Wiadomość do Fly - Zemsta niedługo zostanie opublikowana, tylko muszę jeszcze dokończyć rozdział, bo za krótki będzie.


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Painted On My Heart VII

Z dedykacją dla Hate.
Miłego czytania życzę!
_________________________________________________________________________

Przez otwarte okno słychać było szum wiatru. Na wieczór rozwiało się i to porządnie. Nikomu jednak to nie przeszkadzało. Nikt nie zamierzał zamykać okna. Czasami nawet lubiła wsłuchiwać się w szum wiatru. Nie przeszkadzało jej to, że na zewnątrz jest zimno. Firanki powoli poruszały się raz w lewo, raz w prawo. Oprócz szumu drzew, w pokoju panowała zupełna cisza. Z dołu nie dochodziły żadne odgłosy. Było to zaskakujące. No chyba, że wszyscy wybrali się na spotkanie ze "śmiercią". Wiedziała, że jeśli to prawda, to nie wrócą za szybko.
 Leżała i wpatrywała się tępo w widok za oknem. Liście tańczyły na wietrze, tak jakby poruszały się do piosenki puszczonej w radiu. Zbierało się na deszcz. Wszyscy pouciekali do domów, nawet pies. A jednak nie straszne było, to dla Aerosmith. Na niebie grzmiało, ale oni i tak woleli wyjść i ćpać. Zakazała im brać narkotyki w domu, a przynajmniej kiedy ona w nim przebywa. Nie chciała patrzeć jak się niszczą. Bała się o nich, w pewnym sensie czuła się za nich odpowiedzialna. A w szczególności za Stevena, którego tak bardzo teraz nienawidziła. Kiedyś bardzo mocno go kochała, był najbliższą osobą w jej życiu. Niestety zawiódł ją, kiedy wpadł w nałóg. Zresztą ona nie była już dla niego, tak bardzo ważna jak kiedyś. Wiedziała, że wolał narkotyki i alkohol. A mówił, że ją kocha...
 Z rozmyślenia wyrwało ją trzaśnięcie okna. W pokoju zrobił się przeciąg. Otarła łzy, które skapywały po jej policzkach. Usiadła na łóżku i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu butelki z wódką. Nawet jeśli nie było jej tu, to na pewno była gdzieś w domu. Chciała zapomnieć o problemach chociaż na chwilę. O pracy, Stevenie, chłopakach, narkotykach. Robiła to, tylko w zły sposób. 
 Zamknęła okno, poprawiła firanki i zeszła na dół. Mocno trzymała się poręczy od schodów. Bezszelestnie zsunęła się na dół. Rozejrzała się, aby upewnić się czy na pewno nikogo nie ma. Steven zabiłby ją, gdyby dowiedział się, że pije. Sam jednak nie był lepszy. Pod "opakowaniem" z narkotyków, gdzieś tam w środku nadal krył się dawny, opiekuńczy i kochający ją chłopak.
 Otworzyła lodówkę i sięgnęła po butelkę wódki. Uśmiechnęła się blado i odkręcając ją, poszła do salonu, gdzie swoimi ślicznymi oczętami patrzył na nią Lennon. Pogłaskała psa po głowie i usiadła na kanapie. Ulubieniec wskoczył koło niej, nadal nie spuszczając z niej wzroku. Położył głowę na jej kolanach i pisnął, jakby błagalnie, kiedy wzięła całkiem dużego łyka. Po pewnym czasie postanowiła pójść do siebie. W salonie nie mogła zostać, bo w każdej chwili do domu mogli wrócić chłopacy. Pies, który nie chciał już patrzeć na niszczącą się dziewczynę, został na dole.
 Kiedy wróciła na górę do pokoju, otworzyła okno i usiadła na parapecie. Wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i zapaliła jednego. Pociągnęła kolejny łyk wódki. Przez jej głowę przeszły wszystkie, okropne zdarzenia z jej życia. Ciągłe kłótnie rodziców...Śmierć dziadka...Nałóg narkotykowy Tylera...Pierwsza noc ze Stevenem...Wyjazd Stevena...Śmierć babci...Poronienie...Nałóg alkoholowy, który trwał nadal. Miała już tego wszystkiego dość. Chciała porozmawiać ze Stevenem. Powiedzieć mu o dziecku...
 Gdy tylko pomyślała o nienarodzonym potomku, rozpłakała się. Przeczesała ręką włosy i odłożyła butelkę z alkoholem. Zgasiła papierosa i ukryła twarz w dłoniach. Cała się, aż trzęsła. Chciała cofnąć czas. Chciała zapobiec poronieniu. Chciała nie pozwolić Stevenowi wyjechać. Chciała, żeby wszystko było, tak jak dawniej. Mówiła sobie, że nie chcę Tylera. Że go nienawidzi, że go nie potrzebuje. Prawda okazała się jednak inna. Gdzieś tam w środku, coś chciało żeby on znowu był przy niej zawsze. Żeby dotykał ją, pocieszał, śmiał się z nią. Pragnęła, żeby rzucił nałóg. Jednak rozum podpowiadał jej, że jest to niemożliwe. 
 Zabrała dłonie z twarzy, wzięła butelkę i podeszła do lustra. Wpatrywała się w swoje odbicie, klnąc pod nosem.
- Co Ty z siebie zrobiłaś, idiotko? - Zapytała samą siebie. - Alkohol? Może jeszcze zaczniesz ćpać i będziesz towarzyszką Stevena, co?! - Krzyczała na swoje odbicie. - Zabiłaś dziecko, rozumiesz?! 
 Spojrzała na butelkę wódki z niechęcią i obrzydzeniem. Rzuciła nią o ścianę. Patrzyła ze spokojem jak roztrzaskuję się i jej zawartość rozlewa się, brudząc ścianę. Zaraz tego pożałowała, ponieważ z powrotem wróciła chęć, aby się napić. Zeszła na dół do kuchni po kolejną butelkę. Nie zwróciła nawet uwagi na psa, który cały czas wpatrywał się w nią. Na górze, w pokoju jednak coś nie pozwalało jej tak po prostu wypić. Zatrzymała się i z powrotem powróciły wyrzuty sumienia.
- Zabiłam dziecko... - Wyszeptała. - Zabiłam dziecko. Swoje dziecko. Stevena dziecko, zabiłam je.
 Osunęła się po ścianie i usiadła w koncie pokoju. Podciągnęła nogi, aż do brody tak, żeby mogła objąć je rękoma. Położyła głowę na kolanach i przymknęła oczy. Usłyszała jak krople deszczu uderzają o parapet. Nie miała siły, aby wstać i zamknąć okno. Wsłuchiwała się w rytm jaki wybijał deszcz. Oparła głowę o ścianę i wzięła łyka kolejnej już butelki wódki. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak zmieniła się po wyjeździe Stevena. Stała się smutna i małomówna, ciągle rozpaczająca nad utratą dziecka. A teraz, kiedy on wrócił, myślała że będzie lepiej. Niestety myliła się i to bardzo. Było jeszcze gorzej. Spojrzała na butelkę. Wypite było już 3/4 zawartości. Zamknęła oczy i westchnęła. A gdyby tak spróbować? - Zapytała w myślach. 
 Wstała z podłogi i poszła do pokoju Stevena. Rozejrzała się po pokoju, rozmyślając gdzie mogłaby być najlepsza skrytka. Otworzyła szafę i znalazła w niej małe pudełko. Otworzyła je i znalazła tam białe woreczki. Nabrała powietrza i je wypuściła. Niby ostatnio dobrze się jej układało z Joe, ale to i tak nic nie zmieni. Dla niej nie liczyło się już, to czy znajdzie sobie kogoś. Czy ułoży sobie życie. Zrozumiała, że nie może żyć ze świadomością, że kogoś zabiła. Bezbronne małe dziecko...
 Nie była przecież to jej wina. To nie przez nią dziecko umarło. Ale ona wolała zwalić całą winę na siebie. Wyjęła jeden woreczek z pudełka. Zamknęła szafę i poszła do siebie. Usiadła z powrotem pod ścianą, napiła się trunku. Wpatrywała się w narkotyki trzymane w ręce. Przełknęła głośno ślinę, zamknęła oczy. Przygotowała wszystko i mogła już zaczynać. Pociągnęła kolejny łyk i poczuła, że nie może ustać. Usiadła na podłodze koło łóżka i zaczęła... (Wybaczcie, poddaję się. Nie opiszę tego). Kiedy zażyła narkotyk poczuła się dziwnie, ale jednocześnie przyjemnie. Oparła głowę o ścianę i odpłynęła...
 Zdążyła usłyszeć jakiś szmer i jak ktoś klnie. Poczuła, że ktoś podnosi ją do góry i bierze na ręce. Po chwili jej ciało dotknęło ciepłego łóżka. Wtedy zasnęła.

                                                                             ***

Następnego dnia nie było w ogóle widać, jakichkolwiek śladów po wczorajszej burzy. Jak każdego dnia pies Andrew czekał na listonosza. Chłopacy spali. Słońce zaglądało przez okno i uśmiechało się pogodnie. Dzieci i dorośli szykowali się do pracy lub szkoły. Gdyby ktoś zatrzymał się chociaż na chwilę usłyszałby, jak ptaki śpiewają swoje piosenki. 
 Hope przebudziła się. Uderzyła ją jasność jaka panowała w pokoju. Próbowała przypomnieć sobie co robiła poprzedniej nocy. Narkotyki. Brałam narkotyki. - Pomyślała. Była w szoku. Zastanawiała się jak mogło do tego dojść. Pomału zaczęła przypominać sobie wszystko co działo się wczoraj. Kiedy już wiedziała, dotarło do niej, że naprawdę ukradła Stevenowi narkotyki, poczuła że nie jest sama w pokoju. Słyszała jak ktoś spokojnie oddycha. Odwróciła się w tą stronę i ujrzała Tylera. Na jej ustach pojawił się uśmiech. To on mnie tu przyniósł. Jednak nie jestem mu, aż tak obojętna. Choć czy on kiedyś mi to mówił? Nie. Ciągle powtarza, że mnie kocha, ale nie okazuje tego. - Powiedziała w myślach. Przypatrywała się chłopakowi przez pewien czas i zrozumiała, że nadal czuję do niego to, co kiedyś. Po chwili otrząsnęła się. Nie mogła i nie chciała go kochać. Zaklęła. Steven przebudził się i spojrzał na nią wzrokiem pełnym czułości.
- Kocham Cię. - Wyszeptał.
Serce blondynki momentalnie zaczęło bić szybciej. A tak bardzo chciała tego uniknąć. Po chwili spoważniał i popatrzył na nią z troską w oczach. 
- Czemu to zrobiłaś? - Zapytał, delikatnie gładząc jej skórę.
Dziewczyna przymknęła oczy.
- Chciałam, a poza tym Ty nie jesteś lepszy.
- Ale Ty nie możesz się niszczyć. 
Położył głowę na jej brzuchu. Hope odepchnęła go i spojrzała na niego ze złością.
- Martw się lepiej o siebie. Nie mam kasy, żeby robić elegancki pogrzeb. - Powiedziała.
- Nie musisz, nie zasługuję - Odparł ze smutkiem w oczach. - Ale Ciebie kocham i nie pozwolę, żebyś ćpała i chlała. Czemu to do cholery zrobiłaś?
Przez głowę dziewczyny przeszła myśl, że on nadal ją naprawdę kocha, ale szybko ją unicestwiła tym, że wyjechał i ją zostawił. Na dodatek jeszcze ćpał. Zdusiła w sobie płacz, ale nie na długo. Łzy zaczęły skapywać po jej policzkach. Skarciła się w myślach, że ciągle użala się nad sobą. Podniosła się do pozycji siedzącej i podciągnęła kolana pod brodę. Chłopak zaskoczony reakcją przysunął się bliżej i zaczął wpatrywać się w nią ze zdumieniem.
- Nie mogę żyć ze świadomością, że... - Urwała. 
Nie wiedziała czy ma, mu powiedzieć o ciąży. Nie miała pojęcia jak zareaguję. Czy będzie na nią zły, czy ją znienawidzi? Nie chciała tego. Udawała, że on w ogóle jej nie obchodzi, ale tak naprawdę chciała go mieć przy sobie. Takiego nie ćpającego, kochanego Stevena, który się nią zajmie. 
- Ze świadomością, że? Hope powiedz mi do cholery! - Wykrzyknął.
- Nie ważne. - Mruknęła i odsunęła się od niego. 
- Kurwa, jak to nie ważne?! - Krzyknął. - Dla mnie wszystko co związane z Tobą jest ważne.
Podniósł jej podbródek do góry, tak aby mógł spojrzeć w jej oczy. Przełknęła głośno ślinę i odwróciła wzrok. Nie chciała na niego patrzeć. Powróciła dawna nienawiść i złość. Miała go dosyć. Otarł łzy, które ciągle skapywały po jej policzkach.
- Powiedz mi, proszę. - Wyszeptał.
Nabrała powietrza i spróbowała jeszcze raz.
- Bo ja... Bo Ty... - Jąkała się. - Bo... Bo pamiętasz ostatnią noc przed Twoim wyjazdem?
Chłopak pokiwał głową.
- Nie mógłbym jej zapomnieć.
Skarciła go wzrokiem i kontynuowała.
- Ja... Po Twoim wyjeździe...Zaszłam w ciąże. - Powiedziała niepewnie.
Steven z wrażenia, aż otworzył usta i siedział w bezruchu. Widać było, że ta wiadomość wstrząsnęła nim. Mógł być ojcem, ale niestety nie było go przy dziewczynie wtedy, kiedy go potrzebowała. Spojrzał na nią, a jego oczy przepraszały ją za wszystko, co zrobił. 
- Poroniłaś? - Zapytał szeptem.
Pokiwała głową i wybuchła płaczem. Tyler przysunął ją bliżej siebie i wtulił jej głowę w swoją klatkę. Głaskał ją po głowie i szeptał, żeby przestała płakać. Blondynka wtuliła się w niego i cicho łkała. Na zegarku wybiła piąta rano. Po pewnym czasie płacz ustał i w pokoju zapadła cisza, która nikomu nie przeszkadzała. Obydwoje chcieli pomyśleć, zastanowić się nad sobą. Hope odsunęła się od Stevena i spojrzała mu nieśmiało w oczy.
- Steven? 
- Tak? - Wyrwała go z zamyślenia.
- Pocałujesz mnie? - Spytała.
Zaskoczyła go prośba dziewczyny, ale chętnie się zgodził. Uśmiechnął się blado. Przecież tak bardzo ją kochał...
- Oczywiście, że tak, kochanie. - Powiedział.
Powoli złączył ich usta w czułym pocałunku. Hope nie wiedziała czemu to zrobiła, przecież nie chciała go. A jednak ten pocałunek podniósł ją na duchu. Oderwała się od niego. Steven nie nalegał na dokończenie, dobrze wiedział że ona go nie chcę, i  że do niego nie wróci. Póki  nie rzuci narkotyków, oczywiście. Tak przynajmniej myślał. 
- Ja... - Zaczęła.
- Csii - Uciszył ją. - Nic nie mów. Zaraz sobie pójdę, daj mi się tylko trochę nacieszyć.
Położyła się na łóżku i pociągnęła za sobą Tylera. Przysunął ją bliżej siebie. Tego właśnie obydwóm brakowało. Chcieli być po prostu blisko. 
- Steven, ale Ty wiesz, że...
- Tak wiem. Nie chcesz mnie, nienawidzisz, jestem zeszmaciałym ćpunem. - Przerwał jej. - Obiecaj mi tylko, że nigdy nie tkniesz tego gówna.
- Obiecuję... Myślałam ostatnio nad tym wszystkim i uznałam, że powinniśmy być przyjaciółmi... Zgadzasz się? - Zapytała niepewnie.
- Będziesz się do mnie odzywać? - Zapytał. Skinęła głową. - Zgadzam się. Pójdę już.
- Dobrze. - Odparła. - Ale wszystko wróci do normy? Jak dawniej?
- Nigdy nic nie będzie już takie same. - Powiedział i wyszedł z pokoju, zostawiając ją samą.

                                                                             ***

- To co chciałeś mi powiedzieć? - Zapytała.
Siedzieli razem z Joe w ogrodzie na hamaku. Schowani przed słońcem za liśćmi drzew, rozmawiali w sumie o niczym. Aż do momentu, w którym Perry oznajmił blondynce, że ma jej coś do przekazania. Zastanawiało ją to, czy on też wiedział, iż poprzedniej nocy ukradła Tylerowi narkotyki. Czy reszta wiedziała? Oczywiście, że nie. To był cud, że Steven kontaktował wtedy w nocy. Reszta zespołu ledwo doczołgała się do domu. Narobili przy tym takiego hałasu, że zadziwiające jest to, że Hope ich nie słyszała. Choć wpływ narkotyków wszystko wyjaśnia...
- Ja długo zastanawiałem się nad tym... - Spojrzał na nią niepewnie. - Bo wiesz, ostatnio raczej zbliżyliśmy się do siebie i...Kurwa, czy Ty musisz tak na mnie działać?!
- Co? - Dziewczyna zaśmiała się.
- Hope, zostaniesz moją dziewczyną?
_________________________________________________________________________
Ten jest trochę dłuższy od pozostałych... I ważna wiadomość do Fly! Już wiem jak się zemszczę MUAHAHAHAHA. Zapraszam do komentowania.

qc_xSG
Tylko Joe tak pięknie się uśmiecha.

środa, 11 czerwca 2014

Painted On My Heart VI

Spać mi się chce...
Dedykacja dla Maddie
Miłego czytania!
______________________________________________________________________

Delikatny wiatr rozwiewał firanki, które zasłaniały piękny widok za oknem. Trawa zaczęła nabierać pięknego zielonego koloru, na drzewach pojawiały się pierwsze liście, ptaki śpiewały zachwycająco. Wszystkim humor poprawił się i teraz każdy uśmiechał się do siebie. Dzieci biegały, ucieszone przed domami, a radości dostarczała im pogoda. Słońce świeciło, a jego promienie delikatnie muskały skórę. Wybiła godzina dwunasta w południe. Pies Andrew zaczął witać nową godzinę szczekaniem. Tak, własnie wyglądał prawie każdy dzień marca w Bostonie. 
 Brad podniósł się ociężale ze skórzanego fotela, koloru białego i wcześniej odkładając czytaną książkę na stół, wyjrzał przez okno. Jego oczom ukazał się widok Toma leżącego na hamaku w ogrodzie, ale to nie to go zdenerwowało. Rozejrzał się i jego wzrok utkwił na domu, który był na przeciwko. Spojrzał ze złością na psa i już zamierzał rzucić w niego doniczką, kiedy powstrzymała go ręka Joe. Rozwścieczony Whitford spojrzał na Perry'ego. Ten tylko odstawił doniczkę.
- Czy ty już naprawdę się spieprzyłeś, czy tylko mi się zdaje?! - spytał Brad.
Gitarzysta westchnął i odszedł od przyjaciela. Idąc już odwrócony tyłem, krzyknął:
- Oszczędź doniczki, Whitford! I psa też.
Obrażony gitarzysta wrócił na fotel i powrócił do czytania książki.
 W tym czasie Hope wróciła z pracy. Miała dzisiaj dzień pełen harówki, dlatego wracała bardzo zmęczona. W rękach niosła reklamówki z zakupami. Odkąd zamieszkali z nią chłopacy ciągle musiała sprzątać, prać, kupować jedzenie itp. Zawartość lodówki znikała w zaskakującym tempie. Martwiło ją tylko to, że Aerosmith nadal ćpali i pili bez umiaru. Prawie codziennie w domu odbywały się popijawy. Westchnęła i otworzyła drzwi od bramy. Zamknęła je za sobą i weszła do ogródka. Siedzieli tam Tom i Joe. Spojrzała na nich znacząco i od razu rzucili się do pomocy. Wzięli od niej torby i zanieśli do kuchni. Posłusznie wypakowali zawartość toreb i zanieśli je na swoje miejsce. Blondynka poszła do salonu i usiadła w fotelu. Zerknęła na Brada, czytającego książkę i oparła głowę o oparcie od fotela. Po chwili gitarzysta wstał i wyszedł do kuchni. W wejściu minął się ze Stevenem, który wchodził do salonu.
- Jak w pracy? - Zapytał i podniósł ją z fotela.
- Dobrze. - Spojrzała na niego pytająco.
Usiadł w fotelu i posadził Hope na swoich kolanach. W salonie, nie wiadomo skąd pojawił się Lennon. Podszedł do pary siedzącej na fotelu i położył głowę na jego oparciu. Spojrzał na nich swoimi pięknymi oczętami i delikatnie popchnął nosem rękę Tylera bliżej dziewczyny. 
- Widzisz, nawet on jest po mojej stronie. - Powiedział z uśmiechem chłopak.
- Steven? - Spytała.
Tyler mruknął pytająco.
- Przestaniesz ćpać?
 Spuścił głowę nisko, żeby nie patrzeć jej w oczy. Pogłaskał psa i wtulił głowę w dziewczynę. Myślał nad tym, aby przestać już wiele razy. Niestety, zawsze mu nie wychodziło. Zaszedł już za daleko w nałóg, aby tak po prostu rzucić go z dnia na dzień. Za każdym razem, gdy nie brał choć przez jeden dzień, czuł się tak jakby go coś rozrywało od środka. Chciał rzucić dla Hope, ale niestety był za słaby.
- Tak myślałam. - Mruknęła cicho i zeszła z jego kolan. - Idę do siebie.
 Weszła po chodach na górę. Steven schował głowę w dłoniach i zaczął rozmyślać nad sobą. Chłopak już teraz był pod wpływem narkotyków. Mógł rzucić, ale to za trudne. Westchnął. Jedyne czego był pewien to, to że chce jeszcze długo żyć, ale jednocześnie dobrze się bawić. Nie mógł zdecydować się czy chce rzucić i być z Hope, czy brać dalej i być wolnym. Coś mu podpowiadało, że woli jednak ćpać. Podniósł się z fotela i ruszył na poszukiwania białego proszku, za który oddałby wszystko.

                                                                               ***

 Blondynka leżała na łóżku, cicho płacząc. Skuliła się i na chwilę ucichła. Czy Steven mnie kocha? Może tylko udaje? Nie zależy mu na mnie, to widać. - Myślała. Położyła się na plecach i wpatrywała się w biały sufit. Gdyby była tu babcia, wiedziałby co mam zrobić.  Przymknęła oczy. Chciała zasnąć, miała dosyć. Codziennie Steven zamęczał ją pytaniami na temat ich związku. Zapewniał, że przestanie ćpać. Ale tak szczerze, to Hope już dawno w to zwątpiła. Nie chciała z nim być, udowodnił jej, jak mu zależy kiedy wyjechał. Może i trochę brakowało jej, jego dotyku, czułości, ale miała również dosyć jego libacji alkoholowych. Chciała ułożyć sobie życie z kimś innym. Nasuwało się tylko pytanie: Z kim? 
 Usłyszała skrzypnięcie łóżka. Otworzyła oczy i spojrzała w bok. Koło niej położył się Lennon. Uśmiechnęła się do psa i pogłaskała go po głowie. Położył łeb na jej brzuchu i wpatrywał się w nią smutnym wzrokiem. Leżeli tak, aż nie przeszkodziło im nagłe wtargnięcie Joe.
- Hope, mogę? - Zapytał.
- Tak, wejdź. 
Podniosła się do pozycji siedzącej, tym samym zrzucając głowę Lennona ze swojego brzucha. Pies zeskoczył z łóżka i wyszedł z pokoju.
- Pokłóciłaś się ze Stevenem?
- Nie chcę o nim mówić. - Powiedziała cicho. 
Perry westchnął. Chciał się trochę o niej dowiedzieć, ale jednocześnie nie będąc wścibskim. Usiadł koło niej i delikatnie objął ją ramieniem.
- Wy... Byliście, kiedyś razem...? - Spytał.
Blondynka długo zastanawiała się nad odpowiedzią. Sama nie wiedziała co powiedzieć. Nie była pewna tego, czy byli razem.
- Nie. Byliśmy przyjaciółmi.
- Wybacz, ale ja chciałbym...
- Joe, nie chcę o tym mówić, rozumiesz?
- Rozumiem. - Powiedział. - Chcesz się przejść?
- Dokąd?
- Jeszcze nie wiem. - Uśmiechnął się.
 Blondynka zgodziła się i razem zeszli na dół. Wzięli ze sobą Lennona i wyszli. Hope nie chciała nawet myśleć, o tym co robi Steven. Wiedziała, że ćpa gdzieś z resztą. Szli drogą prowadzącą do lasu. Przez cały czas Joe próbował namówić ją do tego, aby powiedziała coś o sobie. Dziewczyna nadal oporna, poprosiła Perry'ego żeby najpierw on opowiedział jej o sobie. Kiedy skończył przyszła jej kolej. Powiedziała mu wszystko oprócz tego, co było związanego ze Stevenem. Zatrzymali się przy jakiejś ławce i usiedli na niej.


Joe:

 Jest taka śliczna... Kurwa, Perry nie mów, że się zakochałeś?! Nie mogę się w niej podkochiwać, bo Steven mnie zabije. Ale za co? Podobno nie są i nigdy nie byli parą. Więc może, mógłbym? Nie, to za szybko. Znamy się dopiero miesiąc... Ale skoro oni nie byli parą, to dlaczego ona nie chcę o nim mówić? A może on coś jej zrobił? Kurde. Nie, nie mógł jej nic zrobić, bo tak to nie wpuszczałaby nas do swojego domu. 
 Ale nic nie zmienia faktu, że mi się cholernie podoba. Siedzi tak blisko. Mógłbym odwrócić jej twarz w moją stronę i by mnie pocałowała. Na moje nieszczęście coś mi mówiło, żebym to zrobił. I co? Zrobić? Chuj z myśleniem. 
- Joe? - Odwróciła się w moją stronę.
- Tak?
- Przestań się na mnie tak patrzeć. - Uśmiechnęła się.
- Oo... - Moja inteligentna odpowiedź. - Przepraszam, ale to dlatego, że jesteś taka śliczna.
 Pokręciła głową i wstała. Poszedłem za jej przykładem i również podniosłem się z ławki. Zaczęła nawoływać Lennona, który gdzieś pobiegł. Teraz mogłem się na nią gapić ile chciałem. Po chwili odwróciła się w moją stronę z uśmiechem. O co...? Obróciłem się do tyłu i ujrzałem za sobą naszą zgubę. Pies siedział za mną i się ślinił, fuj. I to niby takie słodkie jest? To jeszcze nie widziała, jak ja się ślinię...
- Idziemy. - Powiedziała i wyminęła mnie. 
 Zerknąłem na nią obrażony. Dlaczego mnie nie chcę? Aaa... No może dlatego, że jeszcze jej nie powiedziałem, że mi się podoba. Jeszcze tyle pracy przed tobą, piękny. Westchnąłem i ruszyłem za nią.
 Kiedy doszliśmy do domu poszedłem do swojego pokoju, żeby wszystko przemyśleć. Jak jej pokazać, że mi zależy? Co ja mam zrobić? Kurde, no. Ej w końcu jestem Perry, Joe Perry. Na pewno się zgodzi. Tak. Porozmawiam z nią jutro...
__________________________________________________________________________
...Just Take My Heart... Coś tam coś. Za dużo Mr. Big... Dobra, to mamy za sobą kolejny rozdział. Fajny czy nie? Nie wiem, krótkie to, ale to w końcu "Painted On My Heart"... Dobra, idę być smutną gdzie indziej. Zemsta nadejdzie już niedługo, Fly...

czwartek, 5 czerwca 2014

Painted On My Heart V

Witam. Pamiętacie ten dodatek "Dream On"? Bo niby miałam go dokończyć, ale na razie to nie nastąpi. Może trochę później...Miłego czytania!
________________________________________________________________

JOE:

    Kiedy przyjechaliśmy do Bostonu, ci idioci zaproponowali pójście do baru. Przystałem na to, bo musiałem się odlać, a poza tym trzeba oblać <oblać-odlać> nasz przyjazd. Poszliśmy do jakiegoś, no nie powiem, że gustownie urządzonego baru i zamówiliśmy po piwie. Steven jak zwykle wyrywał panienki, które nie chciały nawet na niego patrzeć, a ja siedziałem i przyglądałem się takiej jednej. Blondynka, nie za wysoka, zgrabna...Jednym słowem idealna. Niestety mogłem cieszyć się tylko jej widokiem. Tyler'owi też się spodobała, a przynajmniej jej tył, bo twarzy jeszcze nie zobaczył. Klepnął ją w tyłek, a ta się odwraca i...i tyle. Obydwoje zacięli się. Czyżby Steven był, aż tak paskudny, a ona piękna?
                                                                            ***

   Hope stała przed stolikiem i wpatrywała się w Stevena. Była kompletnie zaskoczona. Przez ostatnie miesiące starała się o nim zapomnieć. Nie pisał, nic. Wywnioskowała więc, że Tallarico nie chce utrzymywać z nią kontaktu i, że była mu tylko potrzebna do seksu. Zakończyła tą przyjaźń. Miała do niego żal i nie chciała z nim gadać, nie była na to gotowa. Wyznanie sobie uczuć, wyjazd, ciąża, poronienie, nałóg alkoholowy...Jak dla niej to wszystko działo się za szybko. A poza tym przez cały ten czas miał ją po prostu w dupie. 
- Co podać? - zapytała obojętnie.
- Ciebie. - mruknął, gdzieś z tyłu Tom.
- Stul pysk, Hamilton - syknął Tyler. - Hope, porozmawiaj ze mną. Wyjaśnię ci wszystko.
- Chyba mnie z kimś pomyliłeś - zwróciła się do wokalisty. - Bierzecie coś, czy nie?
- Piwo. - powiedział cicho Joe.
Dziewczyna poszła po zamówienie. Steven odprowadził ją wzrokiem. Z zamyślenia wyrwał go głos Whitforda. Odwrócił się w jego stronę.
- Znasz ją?
Pokiwał głową i jak w transie podniósł się z krzesła, i ruszył za blondynką. Podszedł do niej i siłą odwrócił w swoją stronę. Byli na zapleczu baru.
- Zostaw mnie. - powiedziała spokojnie.
- Nie - Zatrzymał ją. - Rozumiem Cię i che przeprosić, za wszystko. Mogłem napisać, przecież znałem Twój adres. Mogłem w ogóle nie wyjeżdżać i zostać z Tobą. Ale zrozum też mnie, chciałem w końcu założyć swój zespół, być sławnym. Choć to mnie nie usprawiedliwia. Jestem dupkiem i popełniłem największy błąd w życiu zostawiając Cię tu. Hope, ja...
- Steven, puść - Wyrwała się z jego uścisku. - Dla mnie to za szybko. Nie chcę być z...
- Jak to za szybko? - Zapytał zrozpaczony. - Wybacz mi, błagam Cię. Ja tak bardzo Cię kocham, Hope.
- Nie mów tak. Kochasz tylko narkotyki i wódkę. To jest miłość Twojego życia. Dałeś mi to do zrozumienia, kiedy przyjechałeś tu w takim stanie. 
- Ja się zmienię.
Pokręciła głową.
- Obiecałeś już wiele razy. Nie zamierzam wierzyć Ci jeszcze raz, bo to by było bezsensu.
- Daj mi szanse, tą ostatnią. Nie musimy być parą, tylko mi wybacz. Mogę udać, że między nami...
- Co możesz udać? Nie da się udawać, tym bardziej, że przed chwilą wyznałeś mi miłość. No chyba, że kłamałeś.
- Po prostu chcę mieć Cię przy sobie. Zrozum to. - powiedział. - Mogę być tylko Twoim przyjacielem, jeśli ty mnie nie chcesz. Kurwa, kurwa, kurwa mogłem nie wyjeżdżać. Wszystko by było, tak to w porządku.
- Przestań, skończ już. Macie gdzie mieszkać? - westchnęła.
- Tak w sumie, to nie...To znaczy, że mi wybaczasz i...?
- Steven, po prostu proponuje wam zamieszkanie ze mną. Mam w końcu duży dom, a wy w ogóle go nie macie.
 Chłopak uśmiechnął się i cmoknął dziewczynę w policzek. Odwzajemniła uśmiech, tylko jej był bardziej sztuczny. Poszła po zamówienie, a on do stolika. Objaśnił przyjaciołom co i jak. Wszyscy ucieszyli się na wieść, iż mają gdzie mieszkać. Zaczęli potem wypytywać Stevena o Hope. O to czy znają się długo? Czy jest miła? Jakich lubi facetów? Czy ma faceta? Niestety na ostatnie pytanie Tyler nie znał odpowiedzi. Po chwili dziewczyna wróciła. Przedstawili się sobie i chwilę porozmawiali, ponieważ blondynka musiała wracać do pracy.
 Chłopacy poczekali na Hope. Kiedy dziewczyna skończyła prace razem zabrali się do jej domu. Drogę przebyli rozmawiając, każdy opowiadał o sobie. Śmiejąc się dotarli do wielkiego domu państwa Anderson. Po podwórku ganiały się dwa koty. Gdy zobaczyły gości, którzy mogli mieć jedzenie, wskoczyły przez okno do domu. Po chwili przykład z nich wzięli także Aerosmith i Hope. Kiedy tylko Steven przekroczył próg domu został przygnieciony ciężarem, dużego już labradora. Pies lizał go po twarzy i szczekał radośnie. Tyler próbował się podnieść, ale nie wychodziło mu to. Lennon nie chciał go puścić. Po jakimiś czasie pies dopiero zorientował się, że oprócz niego, Stevena i Hope w domu są obcy dla niego ludzie. Podniósł się z chłopaka i ruszył na zapoznanie się. Obwąchał dokładnie każdą osobę przebywającą w domu, po czym pobiegł na chwilę do kuchni. Wrócił z niej z piłką w pysku. Odłożył ją na podłogę i ruchem głowy kazał Bradowi mu ją rzucić. Gitarzysta wykonał polecenie psa. 
- No Whitford, Lennon Cię polubił. - powiedział Steven.
- Lennon? Po Johnie? - spytał Tom.
 Tyler przytaknął i poszedł do kuchni. Tam (zapewne) grzebał w lodówce. Kiedy wrócił zaczął marudzić, ponieważ lodówka była pusta. Dziewczyna zaproponowała, aby chłopacy wybrali sobie pokoje, w których będą mieszkać. Mina Stevena, kiedy dowiedział się, że nie może mieszkać w pokoju Hope, bezcenna. Dlatego urażony chłopak wybrał sobie pokój na przeciwko, Joe obok po prawej, Tom zajął ten na lewo od pokoju Hope, a Brad koło Tylera. Joey za to wolał mieszkać na dole, bo jak powiedział "Tam bliżej do kuchni, czyli do lodówki". Tak oto Aerosmith zamieszkało w wielkim domu państwa Andersonów. 

JOE:

 Ja pierdole, tego to się nie spodziewałem. Nie dosyć, że podpiszemy kontrakt z wytwórnią, to jeszcze mamy wielki wypasiony dom z piękną właścicielką. Tylko ona chyba coś kręci z Tylerem...? Hmm... Nie no, podoba mi się. Hope, nie Steven! Jest śliczna, miła i jeszcze nas toleruje. Widać, że nie miała łatwego życia z tym tłukiem. Tylko jakaś taka, jakby smutna i przygnębiona się wydaję. Coś się stało? Możliwe, ale co? No, kurwa. Muszę wiedzieć, a może Steven wie? Zapytam się go...A jeśli będzie coś podejrzewał? I dostanę od niego w łeb? A jeśli są parą? Tyle pytań, ja pierdziele...

_______________________________________________________________________
Witajcie! Powracam po tygodniu. Jakoś przez ten tydzień nie mogłam się zebrać do napisania żadnego rozdziału i zaczęłam pisać jednocześnie: ten rozdział, "I Don't Want To Miss A Thing 9", nowy dodatek i coś zupełnie nowego, ale nie skończonego (Trzy linijki. Tak wiem, jestem wielka). Ten nowy dodatek jest o pewnych osobach, które już nie żyją i tylko o nich. Jak widzicie zmieniłam nazwę na "Faith" i chyba tak zostanie, do tego jeszcze profilowe...Tęsknie za tamtym Rachel'em, ale również podoba mi się ten slash, więc mam dylemat XD Zapraszam do komentowania!