środa, 11 czerwca 2014

Painted On My Heart VI

Spać mi się chce...
Dedykacja dla Maddie
Miłego czytania!
______________________________________________________________________

Delikatny wiatr rozwiewał firanki, które zasłaniały piękny widok za oknem. Trawa zaczęła nabierać pięknego zielonego koloru, na drzewach pojawiały się pierwsze liście, ptaki śpiewały zachwycająco. Wszystkim humor poprawił się i teraz każdy uśmiechał się do siebie. Dzieci biegały, ucieszone przed domami, a radości dostarczała im pogoda. Słońce świeciło, a jego promienie delikatnie muskały skórę. Wybiła godzina dwunasta w południe. Pies Andrew zaczął witać nową godzinę szczekaniem. Tak, własnie wyglądał prawie każdy dzień marca w Bostonie. 
 Brad podniósł się ociężale ze skórzanego fotela, koloru białego i wcześniej odkładając czytaną książkę na stół, wyjrzał przez okno. Jego oczom ukazał się widok Toma leżącego na hamaku w ogrodzie, ale to nie to go zdenerwowało. Rozejrzał się i jego wzrok utkwił na domu, który był na przeciwko. Spojrzał ze złością na psa i już zamierzał rzucić w niego doniczką, kiedy powstrzymała go ręka Joe. Rozwścieczony Whitford spojrzał na Perry'ego. Ten tylko odstawił doniczkę.
- Czy ty już naprawdę się spieprzyłeś, czy tylko mi się zdaje?! - spytał Brad.
Gitarzysta westchnął i odszedł od przyjaciela. Idąc już odwrócony tyłem, krzyknął:
- Oszczędź doniczki, Whitford! I psa też.
Obrażony gitarzysta wrócił na fotel i powrócił do czytania książki.
 W tym czasie Hope wróciła z pracy. Miała dzisiaj dzień pełen harówki, dlatego wracała bardzo zmęczona. W rękach niosła reklamówki z zakupami. Odkąd zamieszkali z nią chłopacy ciągle musiała sprzątać, prać, kupować jedzenie itp. Zawartość lodówki znikała w zaskakującym tempie. Martwiło ją tylko to, że Aerosmith nadal ćpali i pili bez umiaru. Prawie codziennie w domu odbywały się popijawy. Westchnęła i otworzyła drzwi od bramy. Zamknęła je za sobą i weszła do ogródka. Siedzieli tam Tom i Joe. Spojrzała na nich znacząco i od razu rzucili się do pomocy. Wzięli od niej torby i zanieśli do kuchni. Posłusznie wypakowali zawartość toreb i zanieśli je na swoje miejsce. Blondynka poszła do salonu i usiadła w fotelu. Zerknęła na Brada, czytającego książkę i oparła głowę o oparcie od fotela. Po chwili gitarzysta wstał i wyszedł do kuchni. W wejściu minął się ze Stevenem, który wchodził do salonu.
- Jak w pracy? - Zapytał i podniósł ją z fotela.
- Dobrze. - Spojrzała na niego pytająco.
Usiadł w fotelu i posadził Hope na swoich kolanach. W salonie, nie wiadomo skąd pojawił się Lennon. Podszedł do pary siedzącej na fotelu i położył głowę na jego oparciu. Spojrzał na nich swoimi pięknymi oczętami i delikatnie popchnął nosem rękę Tylera bliżej dziewczyny. 
- Widzisz, nawet on jest po mojej stronie. - Powiedział z uśmiechem chłopak.
- Steven? - Spytała.
Tyler mruknął pytająco.
- Przestaniesz ćpać?
 Spuścił głowę nisko, żeby nie patrzeć jej w oczy. Pogłaskał psa i wtulił głowę w dziewczynę. Myślał nad tym, aby przestać już wiele razy. Niestety, zawsze mu nie wychodziło. Zaszedł już za daleko w nałóg, aby tak po prostu rzucić go z dnia na dzień. Za każdym razem, gdy nie brał choć przez jeden dzień, czuł się tak jakby go coś rozrywało od środka. Chciał rzucić dla Hope, ale niestety był za słaby.
- Tak myślałam. - Mruknęła cicho i zeszła z jego kolan. - Idę do siebie.
 Weszła po chodach na górę. Steven schował głowę w dłoniach i zaczął rozmyślać nad sobą. Chłopak już teraz był pod wpływem narkotyków. Mógł rzucić, ale to za trudne. Westchnął. Jedyne czego był pewien to, to że chce jeszcze długo żyć, ale jednocześnie dobrze się bawić. Nie mógł zdecydować się czy chce rzucić i być z Hope, czy brać dalej i być wolnym. Coś mu podpowiadało, że woli jednak ćpać. Podniósł się z fotela i ruszył na poszukiwania białego proszku, za który oddałby wszystko.

                                                                               ***

 Blondynka leżała na łóżku, cicho płacząc. Skuliła się i na chwilę ucichła. Czy Steven mnie kocha? Może tylko udaje? Nie zależy mu na mnie, to widać. - Myślała. Położyła się na plecach i wpatrywała się w biały sufit. Gdyby była tu babcia, wiedziałby co mam zrobić.  Przymknęła oczy. Chciała zasnąć, miała dosyć. Codziennie Steven zamęczał ją pytaniami na temat ich związku. Zapewniał, że przestanie ćpać. Ale tak szczerze, to Hope już dawno w to zwątpiła. Nie chciała z nim być, udowodnił jej, jak mu zależy kiedy wyjechał. Może i trochę brakowało jej, jego dotyku, czułości, ale miała również dosyć jego libacji alkoholowych. Chciała ułożyć sobie życie z kimś innym. Nasuwało się tylko pytanie: Z kim? 
 Usłyszała skrzypnięcie łóżka. Otworzyła oczy i spojrzała w bok. Koło niej położył się Lennon. Uśmiechnęła się do psa i pogłaskała go po głowie. Położył łeb na jej brzuchu i wpatrywał się w nią smutnym wzrokiem. Leżeli tak, aż nie przeszkodziło im nagłe wtargnięcie Joe.
- Hope, mogę? - Zapytał.
- Tak, wejdź. 
Podniosła się do pozycji siedzącej, tym samym zrzucając głowę Lennona ze swojego brzucha. Pies zeskoczył z łóżka i wyszedł z pokoju.
- Pokłóciłaś się ze Stevenem?
- Nie chcę o nim mówić. - Powiedziała cicho. 
Perry westchnął. Chciał się trochę o niej dowiedzieć, ale jednocześnie nie będąc wścibskim. Usiadł koło niej i delikatnie objął ją ramieniem.
- Wy... Byliście, kiedyś razem...? - Spytał.
Blondynka długo zastanawiała się nad odpowiedzią. Sama nie wiedziała co powiedzieć. Nie była pewna tego, czy byli razem.
- Nie. Byliśmy przyjaciółmi.
- Wybacz, ale ja chciałbym...
- Joe, nie chcę o tym mówić, rozumiesz?
- Rozumiem. - Powiedział. - Chcesz się przejść?
- Dokąd?
- Jeszcze nie wiem. - Uśmiechnął się.
 Blondynka zgodziła się i razem zeszli na dół. Wzięli ze sobą Lennona i wyszli. Hope nie chciała nawet myśleć, o tym co robi Steven. Wiedziała, że ćpa gdzieś z resztą. Szli drogą prowadzącą do lasu. Przez cały czas Joe próbował namówić ją do tego, aby powiedziała coś o sobie. Dziewczyna nadal oporna, poprosiła Perry'ego żeby najpierw on opowiedział jej o sobie. Kiedy skończył przyszła jej kolej. Powiedziała mu wszystko oprócz tego, co było związanego ze Stevenem. Zatrzymali się przy jakiejś ławce i usiedli na niej.


Joe:

 Jest taka śliczna... Kurwa, Perry nie mów, że się zakochałeś?! Nie mogę się w niej podkochiwać, bo Steven mnie zabije. Ale za co? Podobno nie są i nigdy nie byli parą. Więc może, mógłbym? Nie, to za szybko. Znamy się dopiero miesiąc... Ale skoro oni nie byli parą, to dlaczego ona nie chcę o nim mówić? A może on coś jej zrobił? Kurde. Nie, nie mógł jej nic zrobić, bo tak to nie wpuszczałaby nas do swojego domu. 
 Ale nic nie zmienia faktu, że mi się cholernie podoba. Siedzi tak blisko. Mógłbym odwrócić jej twarz w moją stronę i by mnie pocałowała. Na moje nieszczęście coś mi mówiło, żebym to zrobił. I co? Zrobić? Chuj z myśleniem. 
- Joe? - Odwróciła się w moją stronę.
- Tak?
- Przestań się na mnie tak patrzeć. - Uśmiechnęła się.
- Oo... - Moja inteligentna odpowiedź. - Przepraszam, ale to dlatego, że jesteś taka śliczna.
 Pokręciła głową i wstała. Poszedłem za jej przykładem i również podniosłem się z ławki. Zaczęła nawoływać Lennona, który gdzieś pobiegł. Teraz mogłem się na nią gapić ile chciałem. Po chwili odwróciła się w moją stronę z uśmiechem. O co...? Obróciłem się do tyłu i ujrzałem za sobą naszą zgubę. Pies siedział za mną i się ślinił, fuj. I to niby takie słodkie jest? To jeszcze nie widziała, jak ja się ślinię...
- Idziemy. - Powiedziała i wyminęła mnie. 
 Zerknąłem na nią obrażony. Dlaczego mnie nie chcę? Aaa... No może dlatego, że jeszcze jej nie powiedziałem, że mi się podoba. Jeszcze tyle pracy przed tobą, piękny. Westchnąłem i ruszyłem za nią.
 Kiedy doszliśmy do domu poszedłem do swojego pokoju, żeby wszystko przemyśleć. Jak jej pokazać, że mi zależy? Co ja mam zrobić? Kurde, no. Ej w końcu jestem Perry, Joe Perry. Na pewno się zgodzi. Tak. Porozmawiam z nią jutro...
__________________________________________________________________________
...Just Take My Heart... Coś tam coś. Za dużo Mr. Big... Dobra, to mamy za sobą kolejny rozdział. Fajny czy nie? Nie wiem, krótkie to, ale to w końcu "Painted On My Heart"... Dobra, idę być smutną gdzie indziej. Zemsta nadejdzie już niedługo, Fly...

10 komentarzy:

  1. To jestem!
    To jest męczące, kiedy trzeba pracować, sprzątać i kupować żarcie dla bandy szakali. xDDD
    Whitford i doniczki! AAHHAHAHAHAHAAHAHAHAHAH
    Kurczę Stevenn przestań brać! Ale i tak wolę żeby była z Perrym. :3
    Uuuooo spacerek Joe'go i Hope.
    Joe się zakochał, hahahahha! Nie mogę doczekać się kolejnego, bo już się zastanawiam, co on jej powie. xD
    I Lennon! Kocham tego psiaka! <33333
    No, nic gratulować tylko talentu i to jest zajebiste!!!
    A jutro Impact...i moje ukochane Aero. A ja nie jadę! :(((((((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Też nie jadę na moje kochane Aerosmith :((((
      Steven, Joe, Brad, Tom, Joey NIGDY SIĘ NIE ZOBACZYMY :((((
      Dziękuję komentarz.

      Usuń
    2. No...Nigdy! :((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((9
      U mnie rozdział 11

      Usuń
    3. u mnie "Historyjka ku pocieszeniu (...)"

      Usuń
  2. Ten Joe.....jutro koncert. Kto będzie z Hope? Łe, Steven powinien spróbować a nie być debilem i nie próbować. Przekażesz mu? Zemsta...hmmm...czekam z niecierpliwością, ale to jeszcze nie koniec tej naszej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuuuuuuuu XD
      Już nie mogę się doczekać reszty waszej zemsty.
      Oczywiście, że mu przekaże, że ma spróbować.
      No, nie mogę Ci powiedzieć kto z nią będzie. Wtedy bym wszystko popsuła.
      Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  3. Huuu, Ten Joe!
    Nieźle się do Hope przystawia, a mówiąc szczerze się tego nie spodziewałam. Trochę mi szkoda dziewczyny i Stevena. Znaczy on to sobie zasłużył, w końcu trzeba było nie ćpać! Ale Hope... Ona chce dobrze, nie? Kurde, ciekawa jestem, którego.. wybierze?
    Ogólnie bardzo podoba mi się to opowiadanko, jest takie intrygujące :))
    Weny życzę!

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Którego wybierze?
      Ja sama tego nie wiem...
      Dziękuję <3

      Usuń
  4. Z góry przepraszam, że tak późno komentuje, ale dopadł mnie potworny leń i nie miałam jakoś weny, żeby u Ciebie wszystko ogarnąć. ;_;
    " Pies siedział za mną i się ślinił, fuj. I to niby takie słodkie jest? To jeszcze nie widziała, jak ja się ślinię..." ~ genialne. xD Wyobraziłam sobie Joe'go, który się... ekhm xD ślini. Z jednej strony słodkie, a z drugiej okropne. XD hahahaa, Boże, teraz mam to cały czas przed oczami. Niszczysz mi psychikę, droga Faith. xD
    I Brad z doniczką i psem. O. MÓJ. BOŻE. XD Wyobraziłam go sobie jako takiego gościa w czarnym płaszczyku, kapeluszu i ciemnych okularkach, który się czołga po ziemi, a później tak wyskakuje zza krzaków i napieprza w tego psa doniczką. O.o
    Jak wspomniałam o tym kapeluszu i w ogóle to aż mi się taka sytuacja przypomniała, gdy moja przyjaciółka poszła z jakimś chłopakiem na rendewu, a ja koniecznie chciałam się dowiedzieć co oni tam robią (wścibska Zuzka, ya know). I taki mój znajomy zaproponował, żebyśmy ich śledzili no to ja że spoko. xD I założyłam sobie taki wielki czarny kapelusz, awiatory, Kuba to samo tylko że bez kapelusza i po całej Warszawie za nimi zapieprzaliśmy. ;')
    Ok, koniec. Mam jakiś dziwny zwyczaj do upychania swoich życiowych przygód w komentarze. ._.
    Dobra, a teraz JOE mój kochany i jego miłość do Hope (swoją drogą to tak się jej cała piątka uczepiła jak rzep psiej dupy i nawet jej nie pomagają. I jeszcze Steven ćpa. Chyba nigdy nie zrozumiem tego całego zwyczaju wśród do rockmenów do ćpania. Szczególnie jeśli chodzi o Tylera (w Twoim opowiadaniu) no bo ma przyjaciółkę, ma przyjaciół, zespół, kurde, życie jak marzenie. W dodatku tej dziewczynie na nim zależy i chciałaby dla niego wszystkiego co najlepsze, a on taki niewdzięcznik) <- tak, to dopiero koniec nawiasa. :O
    Wracając do Joe'go. Mimo, że kocham go z całego serca to on mi nie pasuje do Hope. No kurde, kompletnie nie XD (aczkolwiek jego perspektywę piszesz mistrzowsko xD). Ona mi pasuje do Tylera. :3 Znaczy się... jeśli przestanie ćpać oczywiście i będzie się choć trochę liczył z jej zdaniem.
    Już sobie wyobrażam ich razem, siedzących w ogródku na kocyku przytulonych do siebie. W oddali bawi się ich dziecko o imieniu Cassandra i Lennon, a Brad czai się za płotem i próbuje zabić psa sąsiadki. ;') Ach, piękne. Ale to oczywiście Twoje opowiadanie, a ja ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy. Chociaż w sumie to już jest napisany rozdział VII, a ja właśnie do niego lecę. :33
    Przepraszam Cię za ten kompletnie nietreściwy rozdział, w którym są same głupoty, ale mam talent do takiego pieprzenia bez sensu, szczególnie, że mi się potwornie nudzi. ;_; Nie mam pojęcia jak ja wytrzymam wakacje. Tak, dziwna jestem, powinnam się cieszyć z tych dwóch miesięcy całkowitej wolności, ale jakoś tak nie potrafię. Tym bardziej, że nowa szkoła, te sprawy. ;____;
    Ach, własnie! Zapomniałabym! Dziękuję za dedykację! :D Najpierw od Estranged, teraz od Ciebie. Zaraz się wzruszę. ;_;
    No to pozdrawiam serdecznie (aczkolwiek nie wiem po co, bo właśnie idę do kolejnego i kolejnego rozdziału więc pozdrowię Cię jeszcze dwa razy, ale kit)
    ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem samej siebie i to ze śliniącym się Joe wpadło mi do głowy tak nagle. XD
      Brad jest najlepszy, a szczególnie w tym kapeluszu. Jak to sobie wyobraziłam to wywaliłam szklankę ze zmiksowanymi truskawkami.
      Historie z Twojego życia są bardzo interesujące. XD
      Twoje komentarze są zajebiste :)
      Dziękuję.

      Usuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.