No to jestem. Mamy 17 coś i chyba pora coś dodać... Cóż, nie wiem co sądzić o tym rozdziale, ale może to dlatego, że pisałam go na szybko, znowu... Rozdział nie powala długością, bo inaczej byłby coraz bardziej do dupy, a staje się taki, niestety.
Zapraszam do czytania, nie wiem, może i miłego!
Z dedykacją dla The Nemeless (mogę skrócić?)!
_____________________________
- I co teraz? - widocznie ciekawiło to... Klaus'a Meine, Boże...
Pytanie rozniosło się po całym kościele. Właśnie, co teraz? Michael powiedział 'nie', a wściekła i upokorzona Lily uciekła z kościoła wyzywając Jacksona. Ciekawie, nie powiem. Zawsze się zastanawiałam, co by było, gdybym kiedykolwiek przy ołtarzu powiedziała to magiczne 'nie', a potem uciekła... Tu akurat było inaczej, bo to pan młody upokorzył panną młodą, która zwiała. Ale ja teraz gadam o sobie, nie o nich. Gdybym tak powiedziała, te niecałe dwa lata temu, Charliemu 'nie'? To co? Nie bił, by mnie? No nie, pewnie nie mielibyśmy ze sobą kontaktu, ale gdyby nie to, że byłam poszkodowaną, biedną dziewczynką nie byłabym z Izzy'm. Są plusy i minusy tego związku.
Powoli opuszczaliśmy kościół, aby w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza i w końcu porozmawiać o tym, co się stało. Bo, że niby Mike tak nagle uświadomił sobie, że Lily nie jest dla niego? Kurde, strasznie szybko chłopak myśli. No kurwa, żeby z takim czymś w dzień ślubu wyskakiwać? Trzeba być Michaelem Jacksonem, kurwa. Spojrzałam w stronę Mike'a, który nadawał o czymś z Faith... No jasne, ta wszystko musi pierwsza wiedzieć. Choć z drugiej strony, dzięki niej ja się wszystkiego prędzej dowiem. Ha, tu również mamy plusy i minusy. Zajebiście...
- Nie wiem, chodźmy do Neverlandu... Przecież to żarcie i alkohol nie mogą się zmarnować, prawda? - powiedział nagle Jackson.
Był tak jakby... Szczęśliwy. No kurwa, rzucił laskę przed ołtarzem i się cieszy. A jeśli jej nie kochał? W końcu wszystko jest możliwe, a to raczej pewne jest. Ale tak to, na co by z nią tyle czasu był? To tak skomplikowane jak ja i Izzy. Tylko, że u nas jest przeciwnie - kochamy się, ale razem nie jesteśmy. No, bo przecież Stradlin nadal coś do mnie czuje, tak?
Obróciłam się do tyłu, aby zlokalizować Faith, która zdążyła się już odłączyć od Michaela i teraz gadała o czymś z Tylerem. No, a jak inaczej... On jest w niej tak, kurwa, zakochany, że jeśli ona tego nie zauważa, to ślepa musi być. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na Slasha... Slasha, a obok Hudsona stał Izzy z jakąś laską. Kurwa, co to za kurwa?! Nie mówcie mi, że to jest ta cała Kate, Boże, trzymajcie mnie! Przecież TO nawet nie jest w guście Stradlina, on w końcu woli brunetki... A przynajmniej tak mi się zdaje... No halo, ja jestem brunetką, to raczej oczywiste, że woli takie jak ja. Właśnie, takie jak ja, a nie mnie.
Jeszcze raz obrzuciłam wzrokiem długonogą blondynę z cyckami wielkimi jak arbuzy. Boże, Jeffrey, czy tobie już kompletnie na mózg padło? Przecież od razu widać, że to dziwka. Ha, ale takie do niego teraz pasują, zdobywa sławę, powoli, ale zdobywa i każdą mieć musi. A pokazywanie się z dziwką, to już coś, wszyscy widzą, że stać go na nią. No, bo to raczej jasne, że ona nie jest z nim tak po prostu i, że on z nią. A może tylko mi się tak wydaje...?
Wódka, Daniels, piwo, wódka, Daniels, piwo, wódka, Daniels, piwo... I tak w kółko, nawet nie zliczyłam ile tego zeszło. Alkohol leje się litrami, a jest to impreza u Michaela, co dziwne impreza, którą Jackson wyrzuca sobie z głowy niedoszłą pannę młodą. Własnie, kurwa, nadal go nie rozgryzłam, no, bo po co z nią był, hm? Faceci... Pociągnęłam łyk jakiegoś napoju ze szklanki, cholera, nawet nie wiem, czy jest ona moja... Ale czy to ważne? I tak nikt tu już niczego nie odróżnia, bo dochodzi pierwsza w nocy, a z takimi zapasami alkoholu od godziny osiemnastej, to my tu powinniśmy dawno leżeć na podłodze i zwiedzać Wymarzoną Krainę Snów. A tym czasem jesteśmy na nogach, no, niektórzy... Laska Izzy'ego gdzieś tu narzygała, czym pewnie doprowadzi jutro do szału, jakiegoś tam ogrodnika Mike'a, czy coś. Sam Stradlin udał się na miłą wycieczkę z białym proszkiem, więc już jest stracony. Hetfield śpi pod stołem, a nieprzytomny gospodarz został zaniesiony do środka, przez co zostaliśmy w ogrodzie i nikt nas nie nadzoruje. A Faith i Tylera nie widać... Cóż, on zdążył się już dzisiaj zapoznać z białą koleżanką Izzy'ego, więc może Young próbuje go ocucić, czy coś. Jest jeszcze jedna opcja - obydwoje byli tak schlani, że spełniły się te najskrytsze marzenia Stevena i poszli do łóżka, choć szczerze w to wątpię. Reszta, za to, bawi się w najlepsze. Ćpając, chlając, udając, że potrafią tańczyć, ale bawiąc się jednocześnie.
Obrzuciłam wzrokiem ogród, który jeszcze kilka godzin temu wyglądał jak ogród i uznałam, że pora się zmywać, bo jakoś nie miałam ochoty patrzeć jak Vince gwałci jakąś laskę. Tak oto wesele straciło ten klimat. Podniosłam się z krzesła, które jako jedno z nielicznych miało na sobie jeszcze te białe dekoracje i biorąc torebkę, ruszyłam w stronę drzwi wejściowych do Neverlandu. Do wyboru miałam albo przenocować tutaj, albo pojechać taksówką do Hellhouse. Jednak nie miałam ochoty na spotkania z żadnymi ludźmi, do których zaliczał się również taksówkarz, więc wybrałam noc w posesji Michaela. A mogłam nie pić... Kurwa, i tak bym wypiła...
Kiedy znalazłam się w środku, zastanowiło mnie to, gdzie tak w ogóle są Quentin i Nancy, ale... Nic nie przychodziło mi do głowy. Nie widziałam ich na imprezie, tylko w kościele. Może zrezygnowali? Och, sama bym chętnie zrezygnowała z patrzenia na tych wszystkich ludzi, którzy byli tak spici, że nie kontaktowali. I z przebywania z Kate, nawet w ogromnym ogrodzie.
Powoli zaczęłam kierować się do łazienki. Może i trochę się chwiałam podczas drogi, a w głowie mi szumiało, ale, kurwa, pijana nie jestem! Buty na obcasie, które po prostu utrudniały mi chodzenie, zdjęłam i teraz trzymałam je w ręce poszukując w tych ciemnościach włącznika światła, dopiero później zajmę się łazienką... I szukając go, wpadłam na kogoś, niestety. Nie był to akurat ktoś, kogo chciałabym zobaczyć.
- Iz... Izzy? - zapytałam. - Co ty tu, kurwa, robisz?
Chociaż potrafiłam coś z siebie wydobyć, oprócz pijackiego bełkotu, jednak tego samego o moim towarzyszu nie mogłam powiedzieć...
- Zwiedszam. - powiedział starając się być poważnym, ale przez jego wymowę wybuchłam śmiechem, czym raczej popsułam atmosferę. - Sz czego się, kuszwa, ryjesz?!
- Nie nic, panie Sztradlin. - powiedziałam. Specjalnie, oczywiście, aby go jeszcze bardziej wkurzyć, po czym kontynuowałam prawie, że płakanie ze śmiechu. - Gdzie masz swoja Katie?
- Jaką moją, kuźwa, Katie...? - zaczął, ale chyba po chwili sobie przypomniał, bo klepnął się w głowę. Boże, a jeśli o mnie też kiedyś zapominał? - Ach, to dziwka jest.
Starał się wymawiać dobrze 's', no, i jakoś mu to na razie szło, ale widać było, że wkładał w to dużo wysiłku. Przecież nie mógł się przede mną wygłupić. No, bo jak, przed swoją byłą? Ja sama również nie mogłam robić wielu rzeczy, na przykład uśmiechnąć się w tym momencie i pokazać mu, że cieszę się, iż uważa Kate za dziwkę. Którą oczywiście jest. Dlatego przybrałam mniej rozkojarzoną i pijacką minę, czym starłam się wyglądać dobrze. Tak, żeby móc zrobić na złość blond dziwce i uwieść jej 'faceta'. Ha, kiedyś był mój, a teraz... Ciągle chcę, żeby był ze mną i mnie kochał. Tylko, że okazać tego nie mogę, to chyba jasne, tak? Gdybym to zrobiła, byłabym na straconej pozycji, a tego nie chcę, kurwa.
- Jeffrey... - zaczęłam, ale skończyć nie było mi dane.
- Nat, wiesz, że ja cię kiedyś kochałem? - zapytał siadając na kanapie, która wcześniej była dla mnie niewidoczna. - Byliśmy raszem, ale... Wszystko było nie tak, jak tszeba. No wiesz, ty mnie zdradzszałaś, ja ciebie... I to chyba sensu nie miało. Zastanawiam się tylko, czy ty nadal czujesz do mnie to, co kiedyś. Nigdy uszuć sobie nie okazywaliśmy, byliśmy ze sobą tak jakby dla seksu, tylko, że ja cię... kocham nadal... A ty?
Gdyby te słowa były inne, wybuchłabym znów śmiechem, ale niestety mówił on o bardzo poważnej i delikatniej sprawie. Czy ja go kocham? Nie, inaczej - czy ja mam mu powiedzieć, że go kocham? Jest pijany i naćpany, ale jednocześnie mówi prawdę. Na pewno mówi prawdę, przecież nie mówiłby mi takich rzeczy, prawda? Szczególnie po pijaku, wtedy w końcu nie myśli... Ale jeśli ja mu odpowiem to, czy on będzie to pamiętać? Nie, nie będzie. Rano zapomni o wszystkim, co mi tutaj powiedział. Więc... Co mi szkodzi?
Już miałam wydusić z siebie to cholerne 'tak', kiedy Jeff zrobił wszystko za mnie. Tak po prostu zbliżył się do mnie i złączył nasze usta, jednocześnie popychając mnie do tyłu, tak, że teraz leżałam. Z początku byłam lekko zaskoczona, ale po chwili wczułam się w swoją rolę i podniosłam się na nogi, ciągnąc za sobą Izzy'ego i prowadząc go po schodach na górę, do jednego z pokoi gościnnych. A byłam taka nie zadowolona z nocy w Neverlandzie.
Kilka godzin wcześniej....
- Slash - mruknęłam mu do ucha. - Zabieraj te łapy.
- Przeszkadza ci to w czymś? - zapytał spoglądając na moją twarz. Ja na jego też próbowałam, ale niestety nie udało mi się. Trudno, życie...
- Tak, w tańczeniu z tobą. - odparłam i spychając jego ręce z mojego tyłka, poszłam z powrotem usiąść przy stole.
Towarzystwo było tam jeszcze trzeźwię, więc dało się z nimi prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Może dlatego, że byli to bracia Michaela? Nie żadni pijacy, którzy przyszli tu tylko, aby się nachlać tylko normalni ludzie. Cud, że tacy jeszcze istnieją, bo w moim towarzystwie trudno kogoś takiego spotkać. Właśnie, a jeśli chodzi o schlanych, naćpanych i wiecznie niewyżytych mężczyzn... To gdzie jest Tyler? Był tu ze mną przed tym jak poszłam tańczyć z Hudsonem po raz pierwszy, potem zleciało i poprosił mnie do tańca jeszcze trzy razy. A Steven? Mówił, że poczeka, bo wcześniej nawijał mi coś o tym, że nie puści mnie do nikogo przez całą noc, a tu taka, korzystna dla mnie, niespodzianka.
Zaśmiałam się cicho i odwróciłam w prawą stronę i... Zauważyłam go. No to mam całą noc przejebaną. Już się szczerzył, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Siedziałam po prostu i wpatrywałam się w niego ze złością. Jeszcze nic nie zrobił, ale ja i tak zła już jestem, ale z nim inaczej się nie da. Z Jackiem Danielsem w ręce usiadł obok mnie i pociągnął łyka z butelki.
- Co się stało? - zapytał głośno wzdychając z ulgą. Za pewne dlatego, że w końcu napił się jakiegoś alkoholu, przecież nie chlał od jakiś dziesięciu minut. To jego rekord.
- Ty się stałeś. - mruknęłam zabierając mu Jacka z ręki.
- No ja wiem, że ty mnie kochasz, kocie - powiedział obejmując mnie ramieniem. - Powiedz mi tylko, z kim zamierzasz spędzić tę noc?
- Chętnie sama, ale jestem pewna, że taka chamska świnia wepchnie mi się do łóżka i wyjść nie będzie chciała. - powiedziałam uśmiechając się zadziornie.
On odwzajemnił uśmiech i zabrał mi Danielsa, po czym odparł z radością:
- W takim razie, jeśli jesteś już pewna, że ja będę obok ciebie, to nie będę ci odmawiać i chętnie przyjdę.
Wywróciłam tylko oczami i podniosłam się z krzesła, łapiąc uprzednio Stevena za rękę. Zaciągnęłam go trochę dalej, tam gdzie nie było słychać muzyki ani innych odgłosów 'wesela' Michaela. Ile ja bym dała za taki wielki ogród... Ale niestety jestem skazana na ten zasyfiony Hellhouse i jego dodatki, jakimi są chłopacy. No i jeszcze ciągłe imprezy...
Zatkałam Tylerowi usta ręką, ponieważ miałam dosyć gadania o tym, że chcę go zgwałcić, gdzieś w jakiś krzakach. Kiedy już zapadła cisza, uśmiechnęłam się i usiadłam na jednej z ławek, które stały co kilka metrów. Ach, no przecież nie można się przemęczać i Mike o tym pomyślał. Po chwili Steven zajął miejsce obok mnie i tak sobie siedzieliśmy, on co chwila popijając Danielsa i ja machając nogami w przód i w tył, rozmyślając na temat tego, co mnie jeszcze czeka. Tym razem nie ograniczałam się do następnego dnia, tylko wyszłam trochę dalej. Kilka lat, może... Co wtedy? Nadal będę mieszkała z Gunsami? Nadal będę tylko przyjaciółką dla Stevena? I czy nadal będzie to tak wyglądało?
Spojrzałam na Tylera, który również się na mnie gapił tylko, że on robił to od dłuższego czasu. Tymi swoimi przećpanymi oczami spoglądał na mnie, jak na obrazek. Uśmiechnęłam się delikatnie i pomachałam mu ręką przed oczami.
- Co mi tą łapą machasz, do cholery? - zapytał.
- Sprawdzałam tylko czy kontaktujesz, muszę w końcu dbać o twoje zdrowie, kochanie. - odparłam i przesiadłam się na jego kolana, co wyraźnie mu się spodobało.
Objął mnie i wtulił twarz w moje włosy przymykając oczy. Pogłaskałam go po głowie i westchnęłam. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, ale uznając, że może mi tu zasnąć przez wypitą ilość alkoholu, podniosłam się i jemu również kazałam wstać. Kiedy wykonał moje polecenie, trochę przy tym marudząc, ruszyliśmy w stronę reszty. Coś tam mi opowiadał o tym jak na jednej próbie Joe przywalił głową w parapet, ale zbytnio go nie słuchałam, tylko wpatrywałam się w widok przed sobą. Porażkę, a nie krajobraz, kurwa. Brud, syf i kompletny bałagan.
- Em... Faith? - usłyszałam za sobą głos Tylera.
- Tak?
- Jedziemy taksówką do mnie. - powiedział również przyglądając się temu burdelowi, a ja pokiwałam tylko głową na znak, iż się zgadzam. Oj, jak Mike wstanie...
- Nie wiem, chodźmy do Neverlandu... Przecież to żarcie i alkohol nie mogą się zmarnować, prawda? - powiedział nagle Jackson.
Był tak jakby... Szczęśliwy. No kurwa, rzucił laskę przed ołtarzem i się cieszy. A jeśli jej nie kochał? W końcu wszystko jest możliwe, a to raczej pewne jest. Ale tak to, na co by z nią tyle czasu był? To tak skomplikowane jak ja i Izzy. Tylko, że u nas jest przeciwnie - kochamy się, ale razem nie jesteśmy. No, bo przecież Stradlin nadal coś do mnie czuje, tak?
Obróciłam się do tyłu, aby zlokalizować Faith, która zdążyła się już odłączyć od Michaela i teraz gadała o czymś z Tylerem. No, a jak inaczej... On jest w niej tak, kurwa, zakochany, że jeśli ona tego nie zauważa, to ślepa musi być. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na Slasha... Slasha, a obok Hudsona stał Izzy z jakąś laską. Kurwa, co to za kurwa?! Nie mówcie mi, że to jest ta cała Kate, Boże, trzymajcie mnie! Przecież TO nawet nie jest w guście Stradlina, on w końcu woli brunetki... A przynajmniej tak mi się zdaje... No halo, ja jestem brunetką, to raczej oczywiste, że woli takie jak ja. Właśnie, takie jak ja, a nie mnie.
Jeszcze raz obrzuciłam wzrokiem długonogą blondynę z cyckami wielkimi jak arbuzy. Boże, Jeffrey, czy tobie już kompletnie na mózg padło? Przecież od razu widać, że to dziwka. Ha, ale takie do niego teraz pasują, zdobywa sławę, powoli, ale zdobywa i każdą mieć musi. A pokazywanie się z dziwką, to już coś, wszyscy widzą, że stać go na nią. No, bo to raczej jasne, że ona nie jest z nim tak po prostu i, że on z nią. A może tylko mi się tak wydaje...?
***
Wódka, Daniels, piwo, wódka, Daniels, piwo, wódka, Daniels, piwo... I tak w kółko, nawet nie zliczyłam ile tego zeszło. Alkohol leje się litrami, a jest to impreza u Michaela, co dziwne impreza, którą Jackson wyrzuca sobie z głowy niedoszłą pannę młodą. Własnie, kurwa, nadal go nie rozgryzłam, no, bo po co z nią był, hm? Faceci... Pociągnęłam łyk jakiegoś napoju ze szklanki, cholera, nawet nie wiem, czy jest ona moja... Ale czy to ważne? I tak nikt tu już niczego nie odróżnia, bo dochodzi pierwsza w nocy, a z takimi zapasami alkoholu od godziny osiemnastej, to my tu powinniśmy dawno leżeć na podłodze i zwiedzać Wymarzoną Krainę Snów. A tym czasem jesteśmy na nogach, no, niektórzy... Laska Izzy'ego gdzieś tu narzygała, czym pewnie doprowadzi jutro do szału, jakiegoś tam ogrodnika Mike'a, czy coś. Sam Stradlin udał się na miłą wycieczkę z białym proszkiem, więc już jest stracony. Hetfield śpi pod stołem, a nieprzytomny gospodarz został zaniesiony do środka, przez co zostaliśmy w ogrodzie i nikt nas nie nadzoruje. A Faith i Tylera nie widać... Cóż, on zdążył się już dzisiaj zapoznać z białą koleżanką Izzy'ego, więc może Young próbuje go ocucić, czy coś. Jest jeszcze jedna opcja - obydwoje byli tak schlani, że spełniły się te najskrytsze marzenia Stevena i poszli do łóżka, choć szczerze w to wątpię. Reszta, za to, bawi się w najlepsze. Ćpając, chlając, udając, że potrafią tańczyć, ale bawiąc się jednocześnie.
Obrzuciłam wzrokiem ogród, który jeszcze kilka godzin temu wyglądał jak ogród i uznałam, że pora się zmywać, bo jakoś nie miałam ochoty patrzeć jak Vince gwałci jakąś laskę. Tak oto wesele straciło ten klimat. Podniosłam się z krzesła, które jako jedno z nielicznych miało na sobie jeszcze te białe dekoracje i biorąc torebkę, ruszyłam w stronę drzwi wejściowych do Neverlandu. Do wyboru miałam albo przenocować tutaj, albo pojechać taksówką do Hellhouse. Jednak nie miałam ochoty na spotkania z żadnymi ludźmi, do których zaliczał się również taksówkarz, więc wybrałam noc w posesji Michaela. A mogłam nie pić... Kurwa, i tak bym wypiła...
Kiedy znalazłam się w środku, zastanowiło mnie to, gdzie tak w ogóle są Quentin i Nancy, ale... Nic nie przychodziło mi do głowy. Nie widziałam ich na imprezie, tylko w kościele. Może zrezygnowali? Och, sama bym chętnie zrezygnowała z patrzenia na tych wszystkich ludzi, którzy byli tak spici, że nie kontaktowali. I z przebywania z Kate, nawet w ogromnym ogrodzie.
Powoli zaczęłam kierować się do łazienki. Może i trochę się chwiałam podczas drogi, a w głowie mi szumiało, ale, kurwa, pijana nie jestem! Buty na obcasie, które po prostu utrudniały mi chodzenie, zdjęłam i teraz trzymałam je w ręce poszukując w tych ciemnościach włącznika światła, dopiero później zajmę się łazienką... I szukając go, wpadłam na kogoś, niestety. Nie był to akurat ktoś, kogo chciałabym zobaczyć.
- Iz... Izzy? - zapytałam. - Co ty tu, kurwa, robisz?
Chociaż potrafiłam coś z siebie wydobyć, oprócz pijackiego bełkotu, jednak tego samego o moim towarzyszu nie mogłam powiedzieć...
- Zwiedszam. - powiedział starając się być poważnym, ale przez jego wymowę wybuchłam śmiechem, czym raczej popsułam atmosferę. - Sz czego się, kuszwa, ryjesz?!
- Nie nic, panie Sztradlin. - powiedziałam. Specjalnie, oczywiście, aby go jeszcze bardziej wkurzyć, po czym kontynuowałam prawie, że płakanie ze śmiechu. - Gdzie masz swoja Katie?
- Jaką moją, kuźwa, Katie...? - zaczął, ale chyba po chwili sobie przypomniał, bo klepnął się w głowę. Boże, a jeśli o mnie też kiedyś zapominał? - Ach, to dziwka jest.
Starał się wymawiać dobrze 's', no, i jakoś mu to na razie szło, ale widać było, że wkładał w to dużo wysiłku. Przecież nie mógł się przede mną wygłupić. No, bo jak, przed swoją byłą? Ja sama również nie mogłam robić wielu rzeczy, na przykład uśmiechnąć się w tym momencie i pokazać mu, że cieszę się, iż uważa Kate za dziwkę. Którą oczywiście jest. Dlatego przybrałam mniej rozkojarzoną i pijacką minę, czym starłam się wyglądać dobrze. Tak, żeby móc zrobić na złość blond dziwce i uwieść jej 'faceta'. Ha, kiedyś był mój, a teraz... Ciągle chcę, żeby był ze mną i mnie kochał. Tylko, że okazać tego nie mogę, to chyba jasne, tak? Gdybym to zrobiła, byłabym na straconej pozycji, a tego nie chcę, kurwa.
- Jeffrey... - zaczęłam, ale skończyć nie było mi dane.
- Nat, wiesz, że ja cię kiedyś kochałem? - zapytał siadając na kanapie, która wcześniej była dla mnie niewidoczna. - Byliśmy raszem, ale... Wszystko było nie tak, jak tszeba. No wiesz, ty mnie zdradzszałaś, ja ciebie... I to chyba sensu nie miało. Zastanawiam się tylko, czy ty nadal czujesz do mnie to, co kiedyś. Nigdy uszuć sobie nie okazywaliśmy, byliśmy ze sobą tak jakby dla seksu, tylko, że ja cię... kocham nadal... A ty?
Gdyby te słowa były inne, wybuchłabym znów śmiechem, ale niestety mówił on o bardzo poważnej i delikatniej sprawie. Czy ja go kocham? Nie, inaczej - czy ja mam mu powiedzieć, że go kocham? Jest pijany i naćpany, ale jednocześnie mówi prawdę. Na pewno mówi prawdę, przecież nie mówiłby mi takich rzeczy, prawda? Szczególnie po pijaku, wtedy w końcu nie myśli... Ale jeśli ja mu odpowiem to, czy on będzie to pamiętać? Nie, nie będzie. Rano zapomni o wszystkim, co mi tutaj powiedział. Więc... Co mi szkodzi?
Już miałam wydusić z siebie to cholerne 'tak', kiedy Jeff zrobił wszystko za mnie. Tak po prostu zbliżył się do mnie i złączył nasze usta, jednocześnie popychając mnie do tyłu, tak, że teraz leżałam. Z początku byłam lekko zaskoczona, ale po chwili wczułam się w swoją rolę i podniosłam się na nogi, ciągnąc za sobą Izzy'ego i prowadząc go po schodach na górę, do jednego z pokoi gościnnych. A byłam taka nie zadowolona z nocy w Neverlandzie.
Kilka godzin wcześniej....
- Slash - mruknęłam mu do ucha. - Zabieraj te łapy.
- Przeszkadza ci to w czymś? - zapytał spoglądając na moją twarz. Ja na jego też próbowałam, ale niestety nie udało mi się. Trudno, życie...
- Tak, w tańczeniu z tobą. - odparłam i spychając jego ręce z mojego tyłka, poszłam z powrotem usiąść przy stole.
Towarzystwo było tam jeszcze trzeźwię, więc dało się z nimi prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Może dlatego, że byli to bracia Michaela? Nie żadni pijacy, którzy przyszli tu tylko, aby się nachlać tylko normalni ludzie. Cud, że tacy jeszcze istnieją, bo w moim towarzystwie trudno kogoś takiego spotkać. Właśnie, a jeśli chodzi o schlanych, naćpanych i wiecznie niewyżytych mężczyzn... To gdzie jest Tyler? Był tu ze mną przed tym jak poszłam tańczyć z Hudsonem po raz pierwszy, potem zleciało i poprosił mnie do tańca jeszcze trzy razy. A Steven? Mówił, że poczeka, bo wcześniej nawijał mi coś o tym, że nie puści mnie do nikogo przez całą noc, a tu taka, korzystna dla mnie, niespodzianka.
Zaśmiałam się cicho i odwróciłam w prawą stronę i... Zauważyłam go. No to mam całą noc przejebaną. Już się szczerzył, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Siedziałam po prostu i wpatrywałam się w niego ze złością. Jeszcze nic nie zrobił, ale ja i tak zła już jestem, ale z nim inaczej się nie da. Z Jackiem Danielsem w ręce usiadł obok mnie i pociągnął łyka z butelki.
- Co się stało? - zapytał głośno wzdychając z ulgą. Za pewne dlatego, że w końcu napił się jakiegoś alkoholu, przecież nie chlał od jakiś dziesięciu minut. To jego rekord.
- Ty się stałeś. - mruknęłam zabierając mu Jacka z ręki.
- No ja wiem, że ty mnie kochasz, kocie - powiedział obejmując mnie ramieniem. - Powiedz mi tylko, z kim zamierzasz spędzić tę noc?
- Chętnie sama, ale jestem pewna, że taka chamska świnia wepchnie mi się do łóżka i wyjść nie będzie chciała. - powiedziałam uśmiechając się zadziornie.
On odwzajemnił uśmiech i zabrał mi Danielsa, po czym odparł z radością:
- W takim razie, jeśli jesteś już pewna, że ja będę obok ciebie, to nie będę ci odmawiać i chętnie przyjdę.
Wywróciłam tylko oczami i podniosłam się z krzesła, łapiąc uprzednio Stevena za rękę. Zaciągnęłam go trochę dalej, tam gdzie nie było słychać muzyki ani innych odgłosów 'wesela' Michaela. Ile ja bym dała za taki wielki ogród... Ale niestety jestem skazana na ten zasyfiony Hellhouse i jego dodatki, jakimi są chłopacy. No i jeszcze ciągłe imprezy...
Zatkałam Tylerowi usta ręką, ponieważ miałam dosyć gadania o tym, że chcę go zgwałcić, gdzieś w jakiś krzakach. Kiedy już zapadła cisza, uśmiechnęłam się i usiadłam na jednej z ławek, które stały co kilka metrów. Ach, no przecież nie można się przemęczać i Mike o tym pomyślał. Po chwili Steven zajął miejsce obok mnie i tak sobie siedzieliśmy, on co chwila popijając Danielsa i ja machając nogami w przód i w tył, rozmyślając na temat tego, co mnie jeszcze czeka. Tym razem nie ograniczałam się do następnego dnia, tylko wyszłam trochę dalej. Kilka lat, może... Co wtedy? Nadal będę mieszkała z Gunsami? Nadal będę tylko przyjaciółką dla Stevena? I czy nadal będzie to tak wyglądało?
Spojrzałam na Tylera, który również się na mnie gapił tylko, że on robił to od dłuższego czasu. Tymi swoimi przećpanymi oczami spoglądał na mnie, jak na obrazek. Uśmiechnęłam się delikatnie i pomachałam mu ręką przed oczami.
- Co mi tą łapą machasz, do cholery? - zapytał.
- Sprawdzałam tylko czy kontaktujesz, muszę w końcu dbać o twoje zdrowie, kochanie. - odparłam i przesiadłam się na jego kolana, co wyraźnie mu się spodobało.
Objął mnie i wtulił twarz w moje włosy przymykając oczy. Pogłaskałam go po głowie i westchnęłam. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, ale uznając, że może mi tu zasnąć przez wypitą ilość alkoholu, podniosłam się i jemu również kazałam wstać. Kiedy wykonał moje polecenie, trochę przy tym marudząc, ruszyliśmy w stronę reszty. Coś tam mi opowiadał o tym jak na jednej próbie Joe przywalił głową w parapet, ale zbytnio go nie słuchałam, tylko wpatrywałam się w widok przed sobą. Porażkę, a nie krajobraz, kurwa. Brud, syf i kompletny bałagan.
- Em... Faith? - usłyszałam za sobą głos Tylera.
- Tak?
- Jedziemy taksówką do mnie. - powiedział również przyglądając się temu burdelowi, a ja pokiwałam tylko głową na znak, iż się zgadzam. Oj, jak Mike wstanie...
________________________
Wiem, że o samym weselu mało było, ale chyba w następnym będą jeszcze wspomnienia Gunsów i opowieści, co oni na nim robili, więc powinno się dziać. XD
No i jest nowy szablon, mi się tam podoba. Nie wiem, jak Wam.
I nadal twierdzę, ze George Michael nie jest niebezpieczny! XD
Gadać nie mam o czym, więc chyba po prostu skończę, prosząc o komentarze, które są dla mnie bardzo ważne. Liczy się każdy, nawet jedno słowo.