piątek, 24 października 2014

Dodatek - ,,Czy da się tu zjeść jogurt?" cz.1


Mam dla Was to coś. Tak bardzo chciałam dzisiaj wstawić rozdział, ale się niestety nie udało, za to będzie za tydzień. ;_; W ogóle nie miałam w planach wstawiać tego w tym miesiącu. Miało być gdzieś w listopadzie, a tu taka niespodzianka... Osobiście mi się to nie podoba (tak jak wszystko, co napiszę, ale cii...). Jedyne co mogę teraz powiedzieć to, to, że zapraszam Was do czytania! 
Z dedykacją dla Geja-Marzi, która i tak tego nie przeczyta!

________________________
       
         Witam, witam. Znów do Was moi drodzy powracam. Dlaczego? Sam nie wiem. Nudziło mi się trochę w tym Niebie, a została mi zaoferowana praca. Tak, znów będę Was oprowadzać, tylko teraz to dokładnie nie wiem po czym, bo po ostatniej akcji... No sami wiecie. Większość czasu spędziliśmy na Ziemi w... Ch... Choinka wie gdzie. Znowu nie zabluźniłem, widzicie? Jestem coraz lepszy... Czyli gorszy! Nie, tak nie miało być! Miałem być zły. Ale nie przyszedłem tu gadać o tym. Miałem Was oprowadzić, ale może najpierw opowiem co się wydarzyło przez ten czas, hm? No dobra, widzę, że chcecie. Bo kto, by nie chciał, aby sam Jim Morrison mu coś opowiedział? Hendrix się do tego nie zalicza, tak tylko mówię... On nawet człowiekiem nie jest, tylko chodzącym przewodem pokarmowym, odkąd... Właśnie! Opowiem Wam co się nam ostatnio przydarzyło. Jest to historia o jedzeniu, czyli o ulubionym zajęciu Jimi'ego.
 A zaczęło się to wszystko miesiąc po spotkaniu z Marianem i jego teściową, no i po założeniu hodowli truskawek... I po wspólnej herbatce ze Zbigniewem... Oj dobra, opowiem Wam co działo się przez ten miesiąc. - Jak pewnie już wiecie John zmienił dzwonek z Milli Vanilli na Madonnę. To tu Was zaskoczę i powiem Wam, że teraz jest to ABBA Dancing Queen. Boże... Ludzie,  to jest jeszcze gorsze od tamtych! Chodzi z tym po całym Niebie i ciągle to puszcza, jak jakiś dres! Ale nie będę ciągle nawijał o Bonhamie... Jak już dobrze wiecie, Jimi zdecydował się jednak wprowadzić do swojego domu i nie jest już bezdomny. Choć zachowuje się tak samo. A co u reszty? W sumie to nic ciekawego, bo przez cały czas robili to, co zwykle. Janis siedziała u siebie i dawał mi jakieś rady, których i tak nie słuchałem, a Mike zajmował się tymi truskawkami. 
 Lecz teraz nie będę Was zanudzać wiadomościami sprzed miesiąca, lepiej będzie jeśli opowiem Wam co działo się całkiem niedawno! Miało to miejsce jakiś tydzień temu... Ej, a ja nie miałem Was oprowadzać? A chu... Zresztą nie ważne, moja historia i tak jest ciekawsza, więc słuchajcie:


Love me one time
I could not speak
 Love me one time, baby
 Yeah, my knees got weak
 But love me two times, girl


     Obierałem właśnie ziemniaki, bo z nieznanego mi powodu były one potrzebne Jimi'emu. W ogóle to... Nie no, przecież my tu nie możemy jeść, co nie? No, ja jeszcze tu nie jadłem. Chyba, że można tylko my po prostu nie odczuwamy takiej potrzeby. Czyli, że jak sobie ugotuję tego ziemniaka, to będę mógł go zjeść? Może i tak... Nie wiem, zapytam się Janis. Tak, ona wie wszystko, a przynajmniej sprawia takie wrażenie. 
 Obróciłem się i wrzuciłem do garnka kolejnego, obranego ziemniaka podśpiewując przy tym tą piękną, a wręcz idealną piosenkę. 


Love me two times, babe
 Love me twice today
 Love me two times, babe
 'Cause I'm goin' away


     Tylko... Dlaczego ja pomagam Hendrixowi?! Przecież... Jak... On... Co?! Jakim cudem on mnie do tego przekonał?! Kur... Czaki, co mi wtedy było?! Wtedy, czyli dwadzieścia minut temu. Chyba to musiało być jedno z tych "wyłączeń mózgu", jak to mawia Janis... Nie, mój mózg się nigdy nie wyłącza! On zawsze funkcjonuje! I to bardzo dobrze funkcjonuje! Niech sobie Joplin nie myśli...
 Do moich uszu dobiegła muzyka, nie ta moja, tylko jakaś inna, która... Zagłuszała moją piosenkę! Jak ja zaraz pierdo... Trzepnę po łbie tego Bonhama! Oj Jim, ty przystojniaku, ostatnio nie bluzgasz, ale to bardzo dobrze. Może Bóg da mi za to jakąś nagrodę...? No właśnie, może dać! A w tym czasie ja coś dam Johnowi. O tak, jak ja mu dam, to się chłopak posra w gacie z tego wszystkiego. 
 Jak szalony wybiegłem z domu, wcześniej zdejmując ten uroczy fartuszek, oczywiście. Tak, miałem fartuszek. Wyjebiście szybkim tempem pobiegłem do niego i... Boże, powiedziałem 'wyjebiście'. O Boże, powiedziałem 'Boże' i 'wyjebiście'. Matko boska, powiedziałem 'Boże' w 'Boże' i 'wyjebiście', a potem jeszcze 'Matko Boska'... Boże, ja ciągle to powtarzam. Kurde, ja jestem Jim Morrison, a nie jakiś świętoszek, co się Boga boi, bo co on może mi...? Może. Może i to dużo. Boże...
 Stanąłem przed drzwiami od domu Bonhama i elegancko zapukałem, moi drodzy, a jakże! Chwilę czekałem niecierpliwie tupiąc nogą i z bólem serca wysłuchując jęków Britney Spears. Ludzie po śmierci schodzą na psy... Przede mną stanął John, a ja jak na zawołanie przybrałem złą minę.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał wyraźnie się niecierpliwiąc.
- Wyłącz tą szatańską muzykę! Zagłusza mój anielski głos! - wykrzyknąłem, po czym go przepchnąłem i wszedłem do domu.
Plakaty... Led Zeppelin, oczywiście. A czego się tu spodziewać, w końcu tylko ja nie choruję tu na samouwielbienie. Te moje plakaty, u mnie w domu się nie liczą. To tylko ozdoby, bo przecież jak człowiek do domu wejdzie to od razu ma na czym oko zawiesić. Bo na czym, to ma, oj ma... A tu? Tu to John, Robert, Jimmy i drugi John. Nigdzie Morrisona nie ma!
 Podszedłem do radia i wyłączyłem je, czym zabiłem Britney. O, miałem przecież Was oprowadzać, więc mamy dobrą okazję. Oto przykład lenia patentowanego... A nie, to dopiero jak do Hendrixa pójdziemy. Tutaj mamy chlew... Nie, to też u Jimi'ego. Dobra, tutaj mamy brud jaki może stworzyć człowiek... Nie, duch... Martwy człowiek? Nie ważne. Tak, ten brud stworzyło to coś, czym jest John, a to co można zaobserwować u Hendrixa nie jest wyprodukowane przez istotę ludzką, tylko przez coś, czego nikt nie ogarnia. Przez coś, co również samo nie ogarnia. 
- Britney! Nieeee! - krzyknął przeraźliwie głośno i rozpaczliwie Bonham. - Jim, dlaczego mi to zrobiłeś? Wiesz, jak rzadko puszczają ją w radiu?
- A wiesz jak mnie rzadko w nim puszczają? - zapytałem i nagle sobie o czymś przypomniałem... - Moje kartofle!... A nie, przecież są dla Jimi'ego... Mój dom! 
I po tych właśnie słowach, w jeszcze szybszym tempie niż tu przybyłem, wybiegłem z domu Johna. Kiedy znalazłem się w swoim domu, nie zastałem kartofli wbitych w ścianę, tylko Janis. Janis ze ścierką w ręce patrzącą na mnie, jak na idiotę, którym oczywiście nie jestem. Ja nie mogę być idiotą, prędzej już Jimi. Nie ja. 
 Spojrzałem na nią nadal udając, że miałem wszystko pod kontrolą i, że nie obawiałem się o zniszczenia jakie mogą wywołać ziemniaki. Tak w ogóle, to jak ona tu przylazła? Co, wie kiedy przypalają się kartofle w całej okolicy?
- Co cię tu sprowadza? - zapytałem przybierając poważną minę.
Joplin westchnęła i wywróciła oczami podchodząc bliżej mnie. Trochę się przeraziłem, ale nie aż tak. No co wy, nie boję się jej.
- Przechodziłam obok i pomyślałam, że wpadnę. Kiedy weszłam zobaczyłam, że gotują się ziemniaki, a nikogo nie ma... - znów to spojrzenie. - Jim, ja się spodziewałam wszystkiego, ale po co ci te ziemniaki?
- Oj, to nie dla mnie - machnąłem niedbale ręką. - To dla Hendrixa...
- Robisz coś dla Jimi'ego?! - wykrzyknęła tak, że normalnie widziałem jak jakiś lecący anioł spada i się zabija. Serio.
- Tak, czy to takie dziwne? Przecież od czasu do czasu sam mogę przypilnować tego, aby się zatruł, czy coś...
Wziąłem garnek z kartoflami, wyminąłem ją, po czym zacząłem szykować się do wyjścia. Wyjścia gdzie, moi drodzy wycieczkowicze? Trzeba w końcu złożyć wizytę panu Hendrixowi i dać mu ziemniaki, które tak starannie gotowałem. Nie, żebym wyglądał źle do tej pory. Chodzi o to, że teraz muszę przygotować się na... Na... Na... Sam nie wiem na co, ale idę do Jimi'ego. Muszę mu nawet wyglądem pokazać, że jestem lepszy. Tylko jeszcze Joplin trzeba spławić...
- Janis, słońce ty moje, mogłabyś już sobie pójść? - zapytałem z tym moim uśmiechem, co na kobiety działa. I na nią też działa, jestem tego pewien, w końcu chciała mnie w krzakach zgwałcić...
- Och, nie rób mi tu tych swoich min. Ja też idę do Jimi'ego. - oznajmiła, tak jakby czytała mi w myślach.
A jeśli czyta? Boż... Kurde, a jeśli? W końcu to Janis... O co ja się w ogóle martwię? Przecież to nie prawda. Mhm, Janis czyta w myślach, taa...
- No coś ty, Jim. Od tego jest Bóg. - usłyszałem głos Joplin i zamarłem.


***


      Staliśmy pod domem Hendrixa i czekaliśmy aż panicz raczy nam otworzyć. Pewnie znowu oglądał telewizje i zasnął na fotelu. Zawsze tak jest, a potem weź go dobudź. Po prostu nie da się. Nie da. No chyba, że powie się mu, że leci 'Strażnik Teksasu' albo 'Ukryta Prawda'. Wiem, dziwne połączenie, ale to w końcu Jimi...
 Nie wiem ile czasu minęło, ale raczej dużo, bo zaczęło się ściemniać. Moje kartofle wystygły, a Janis w końcu nie wytrzymała i zaczęła próbować wchodzić przez okno. No cóż, czasem się jej udaje. Ale... Ja pierdolę, stoję pod tym jego domem trzymając garnek z ziemniakami, jak jakiś debil! I że ja dopiero to sobie uświadomiłem... Tylko po co się tak odstrajałem jak nawet on nam nie otworzy?! Zmarnowałem sobie tylko mój cenny czas.
 Jednak, kiedy już z Janis mieliśmy zamiar odejść, bo oczywiście nie udało jej się wejść przez okno, jakby nigdy nic na drodze zobaczyłem idącego Hendrixa. Szedł sobie tak po prostu pogwizdując, czyli, że... W ogóle nie było go w domu?! Wystawił mnie! A to cham. Jak ja mu dam, to skończy gorzej niż Bonham. I jak już pewnie wiecie będzie to jeden z tych filmów akcji, więc oglądajcie uważnie.
 Wepchnąłem Joplin garnek w ręce i ruszyłem w stronę Jimi'ego. Ten jełop zobaczył mnie już wcześniej i z tym swoim wkurwiającym wyrazem twarzy, zaczął mi machać!
- Hendrix! - krzyknąłem już z daleka. - Gdzie ty byłeś?! Wiesz, ile my tu na Ciebie czekaliśmy?! Cały dzień tu sterczałem i czekałem aż się pojawisz i wyjaśnisz mi, po co ci te cholerne ziemniaki!
Uśmiechnął się. Uśmiechnął się, zamiast płakać ze strachu! On tu powinien beczeć i błagać mnie o wybaczenie!
- Byłem u Zbigniewa. Wiesz, graliśmy - powiedział. - I się tak nie gorączkuj, bo na pewno całego dnia tu nie sterczałeś, przecież wyszedłem jakieś trzy godziny temu. A poza tym, nie uwierzysz mi kogo wczoraj spotkałem...
- Czy ma to coś wspólnego z tymi kartoflami? Bo jeśli nie, to nie mów mi, nie interesuje mnie to. - burknąłem.
Pokiwał energicznie głową... Energicznie i Jimi, dziwnie to brzmi. Po chwili doszła do nas Janis, a kiedy już się przywitali ze sobą, dając sobie całusa w policzek, mogliśmy się w końcu dowiedzieć o co chodzi.
- Spotkałem, no, tego... Jak on się nazywał...? - no świetnie. - No, tego co tą teściową miał... A! Mariana! Z chaty go wyrzucili.
- Co?!

______________________________

Jestem...? Można tak powiedzieć. Pisałam to tak szybko, żeby tylko zdążyć. Tak, znowu się nie wyrabiałam, jak tydzień temu. Ale całe szczęście wyszłam wcześniej ze szkoły i zdążyłam to dokończyć.
Jeśli chodzi o rozdziały u Was, to zaraz wszystko nadrobię. Po prostu chciałam to jak najszybciej napisać i nie naruszać porządku dodawania rozdziałów. Więc komentarzy spodziewajcie się do końca dnia, bądź jutro.
Bardzo proszę o komentarze.

16 komentarzy:

  1. O MÓJ BORZE SZUMIĄCY, FAITH, KOCHANA UWIELBIAM CIĘ!
    (A kto ma taki zajebisty klimacik do czytania z The Cure? B) Kocham VH1 :') (Jebać to, że przez większą część rozdziału w tle miałam reklamy jakichś pyralgin bez żółcieni pomarańczowej co to ją zakazali w Finlandii i Szwecji. :') Do brzegu, Suzie. XD))
    JIM W FARTUSZKU. ♥
    KTÓRY GOTUJE ZIEMNIAKI. ♥
    DLA HENDRIXA. ♥
    BONHAM, KTÓRY ZMIENIŁ MILLI VANILLI NA MADONNĘ. ♥
    MORRISON ZABIŁ BRITNEY. </3
    JOPLIN PILNUJE KARTOFLI JIMA. ♥♥♥
    BORZEBORZEBORZEBORZE.
    Wybacz, ale chyba mam mocne niedojebanie mózgowe.

    Szeregowa Suzie.

    P.S. Mam już 1/3 rozdziału! :3
    P.P.S. Aaaa, "Just Like Heaven"!! :333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.P.P.P.P.P. (...)S. Można się z Tobą jakoś skontaktować? ;-; GG, Facebook, cokolwiek? :-: Nie pytaj, czuję silną potrzebę gadania z wszystkimi naokoło. XD A normalnie to aspoleczna, nie? XD Dobra, już nie robię spamu. XD

      Usuń
    2. Haha, dziękuję bardzo.
      Jim Morrison w fartuszku gotujący ziemniaki, Boże, jak to brzmi. XD
      I są jeszcze dla Hendrixa. Kompletna głupota z tego wyszła. XD
      Ja też mam mocne niedojebanie mózgowe.
      Facebooka mam. Tylko jak Ci go tu podać? Albo wiesz co? Napisz mi na asku linka do swojego, ja po prostu tego nie opublikuję.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Czy ja dobrze zrozumiałam, że koncepcja opowiadania jest oparta (po części przynajmniej) na słynnym Klubie 27?
    Czy to ja mam jakieś upośledzenie polonistki, że wszędzie szukam konceptu???? (Może tak być i jeśli błędnie odczytuję to co piszesz to możesz nałożyć mi na łeb ten gar kartofli co był dla Hendrixa ;))

    Boże... to fantastyczny pomysł! Skąd Ty to bierzesz???
    Ej, zupełnie bez słodzenia - genialny wybór formy na opowiadanie. Jestem pod wrażeniem i czekam jak to rozwiniesz.

    Życzyłabym weny, ale tak się zastanawiam ... po co jak masz jej pod dostatkiem :D Ale co tam ... weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, po części tak. Ten dodatek, ewentualnie krótkie opowiadanie, bo były poprzednie części, mają coś z tego.
      Ja... Dawno już to wymyśliłam... Chyba w marcu jeszcze. Dziękuję Ci bardzo, ale dobrze wiesz, że najbardziej ucieszyłby mnie Twój powrót i nowa część opowiadania.
      Dziękuję, jeszcze raz.

      Usuń
  3. Jestem dzisiaj, bo wczoraj moje zmęczenie pozwoliło mi tylko na otworzenie z dziesięć razy tego rozdziału i zabranie się za przeczytanie go, do czego wtedy w końcu nie doszło, dlatego jestem dzisiaj, i cóż ja chciałam...
    Faaaith, takiego akcentu chyba brakowało. Czegoś zupełnie niezobowiązującego, czegoś absolutnie niepoważnego, czegoś głupiego literacko (nie wiem, jak to nazwać, ale to jest komplement, haha!).
    Też od razu pomyślałam o Klubie 27. W sumie, mam do tego podstawy, chyba takie było częściowe zamierzenie. Jim, Jimi, Janis, John, niebo, nowe życie. I teoretycznie sielanka, bo co pozostało, a praktycznie jednak taki śmiesznie niezdrowy stres, bo ziemniaki dla Jimi'ego, bo Britney w głośnikach u Johna, bo mądrości pośmiertne Joplin. W zasadzie, ja nie wiem, co mam Ci tu napisać. Nie mam się do czego odnieść, bo to jest zwykły one-shot, który rozluźnił atmosferę, ostatnio napiętą u mnie. I za to dziękuję.
    Boże, i hodowla truskawek.
    I nadal rozczula mnie ten prześliczny królik, co skacze niezmiennie w lewym dolnym rogu. Czekam na przyszły piątek, teraz czekam jeszcze na jakieś ewentualne dodatki, bo najwyraźniej one służą, ha.
    Pozdrawiam, czekam i miłego weekendu z tygodniem ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś napisałam dwie części tego, które można znaleźć w dodatkach, ale tak przez ostatnie kilka tygodni męczyło mnie to. Jakoś tak znowu chciałam napisać coś o Nich, coś właśnie takiego. Nawet pojawił się pomysł osobnego opowiadania, ale ostatecznie zrezygnowałam, ponieważ oznaczałoby to jeszcze większej pracy.
      Dziękuję Ci za ten miły komentarz. Tak, on jest dla mnie bardzo miły, przynajmniej wiem, że potrafię komuś humor poprawić. Niestety, sobie już nie.
      Dodatki... No będzie druga część i pewnie przez to będziecie musieli czekać dłużej na SMH. ;__;
      Dziękuję jeszcze raz.

      Usuń
  4. Jezu, napisałam Ci tu komentarz i mi go wcięło. Normalnie błąd mi jakiś wyskoczył, cholerrra. EGH!
    Dobra, powiem Ci, kochana, że Cię uwielbiam, haha! Czytałam dodatek w nocy, i się toczyłam po łóżku, bo niektóre fragmenty są tak rozwalające! Kocham czytać te rozdzialiki z Morrisonem, wiesz? Uwielbiam to, jak powstrzymuje się przed przeklinaniem, i jak on to wszystko opowiada... Jak odbiega od tematu, haha!
    A tak konkretniej: Na co Hendrixowi te cholerne kartofle? xD Znaczy ja na przykład lubię ziemniory. Lubię takie pieczone jak frytki, albo takie zapiekane ze śmietaną i serem, nawet jak są młode i z koperkiem, to takie gotowane też mogę wcinać bez niczego. Ale Jimi to nie ja xD Ja to mam dziwne podejrzenia. Może chciał Bonhamowi w okna rzucać? Albo... W radio Bonhama. Tak, prędzej w radio xD
    Janis najlepsza! Ta się zawsze na chama do ludzi wbije. Jak nie do Morrisona (choć w sumie dobrze się stało, bo by te pyry spalił i co by było :_:) to przez okno do Hendrixa!
    Woah, i na końcu, Marian powraca! Za co go wywalili, boże, nie wiem, czy chcę wiedzieć. To jest tak cudne, że ja nie mogę się przestać śmiać jak pisze ten komentarz, choć rozdział czytałam w nocy xD
    Świetnie, kochana, świetnie! :) Mam bardzo fajny humor dzięki Tobie, bo pewnie gdyby nie to, to bym go nie miała. Sąsiad mnie obudził o 7 rano wiertarką, a mój dzień dzisiejszy polega na kursowaniu trasą łóżko-kuchnia, graniem na gitarze Dżemu, i słuchaniu AC/DC na zmianę ze Stonesami. Niby miło, ale nudno xD
    Także dzięki wielkie, Wiki!
    Weny.

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie to nie wyszło. ;_;
      Sprawa kartofli zostanie wyjaśniona w następnej części, która pojawi się za jakieś dwa tygodnie.
      Tam w Niebie to wszyscy by chcieli ziemniakami rzucać w radio Bonhama. XD
      Oj tak, ale Janis ma jednocześnie tą klasę, w sobie. XD
      Marian powrócić musiał, bo tak to nie miałam pomysłu na te ziemniaki, no, bo na co mu je? A teraz Marian sprawę ułatwił. XD
      To ja Ci dziękuję, Haniu!

      Usuń
  5. Wsysło* mój komentarz...:___: A był taki dlugi...
    Ale wiedz, że zajebisty ten dodatek! :D
    * celowy błąd/ niezalogowana Estranged Isbell

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest Epickie!
    Skomentowalabym dłużej
    Ale ręka w gipsie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, i nie wymagam od Ciebie żadnego długiego komentarza! Szczególnie w takim stanie.

      Usuń
  7. Uwaga, zaczelam nadrabiac twojego bloga XD Mam dlugi weekend, to post

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierdile, jak ja nienawidze sqojwgo telefonu. To gowno jest takie pojebane, ze ja pierdole u takie denerwujace, ze mam ochote zrzucic je z 10 pietra, przejechac czolgiem i pitem jeszcze po nim poskakac. A i tak by sie pewnie nie rozlecial, chuj jebany. Dobrze, koniec gadania o moim telefonie xd
      To bylo genialne XDD Mama patrzyla na mnie jak na idiotke, ale no napawde, jak tu sie nie smiac, jak Jim gotuje ci ziemniaki dla Henrixa? XDDD A Janis... Ona jest Bogiem. Znaczy nie takim bogiem, tylko Bogiem. Takim calkowitym Bogiem Bogiem, ktory sie w nia wcielil, przybral jej postac, nie wiem. Ale jest Bogiem XD
      Ja lece nadrabiac dalej, mam nadzieje, ze kolejna czesc pojawi sie szybko :D
      Weny! <3

      Usuń
    2. Ja bym tak o swoim nie powiedziała, bo by się jeszcze obraził, zbuntował i co wtedy? XD
      Cieszę się, że podobało się, a następna część... No cóż, teraz w następny piątek pojawi się, co innego, ale postaram się, aby za dwa tygodnie pojawiła się następna część.
      A z tym nadrabianiem masz czas, bo blog zawieszony, więc właśnie do piątku nic się nie pojawi.
      Dziękuję, że w ogóle zajrzałaś.

      Usuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.