Z dedykacją dla... Em... Dla pierwszego komentującego!
Wiem, że krótkie.
Miłego czytania!
Nie będzie mnie w niedziele.
Edit: Jutro (kurwa, który jutro? 30 lipca) Również mnie nie będzie i nie będę mogła komentować u Was.
______________________________________________
- Joe, ale ty jesteś pewien, że chcesz iść? - spytała już po raz kolejny.
Od wyjazdy Stevena i drastycznych wydarzeń minął miesiąc. W domu państwa Anderson wszyscy byli bardzo szczęśliwi z powodu, iż ich "problem" w końcu zniknął. Perry wreszcie mógł spędzać czas z Hope i korzystał z tego. Na dzień dzisiejszy zaplanował, że pójdą na długi spacer do parku. Dziewczyna jednak nie była zbytnio do tego przekonana, ponieważ było to bardzo dziwne jak na gitarzystę. Zwykle wolał siedzieć w domu, a bycie tym "energicznym" zostawiał Tyler'owi.
- Ile razy mam ci powtarzać? Idziemy. Chce się przejść, z tobą - założył na siebie koszulę. - Czy jest w tym coś dziwnego? Po prostu spędzimy ze sobą trochę czasu, a potem... - położył ręce na jej talii i przyciągnął ją do siebie.
- A potem, to wrócimy do domu i pójdę zadzwonić do Stevena. - dokończyła.
Widocznie gitarzysta zbytnio nie ucieszył się z tej wiadomości, bo wykrzywił twarz w grymasie niechęci. Na wieczór miał inne plany, w które zamierzał wtajemniczyć swoją dziewczynę. Westchnął i zabrał ręce, które zajęły się wkładaniem skarpetek.
- Czy ty musisz zawsze chodzić w samych gaciach po domu? - spytała Hope stając na przeciwko Perry'ego.
- A przeszkadza ci to w czymś? Myślałem, że ci się to podoba - uśmiechnął się cwaniacko. - No, bo zobacz. Gdybym się ubrał, to bym mógł się pobrudzić, a wtedy musiałbym się przebrać, co oznaczałoby, że zmarnuję kolejne ciuchy i będziesz musiała więcej prać. A kiedy chodzę w samych gaciach i ubieram się dopiero wtedy, kiedy muszę gdzieś wyjść, ty masz mniej do prania i więcej czasu dla mnie.
Hope tylko pokręciła głową i opuściła pokój Perry'ego. Usłyszała krzyk gitarzysty, który chciał, aby została z nim, lecz blondynka nie słuchała go. Zeszła na dół, do salonu. Spotkała tam Lennona, który jak zawsze leżał na kanapie, czyli tam gdzie nie wolno mu było wchodzić. Oczywiście nie słuchał się nikogo, no chyba, że prosili go o coś Steven, bądź Hope. Czasami liczył się jednak ze zdaniem Brada, ale tylko w nagłych wypadkach, kiedy to wspomnianej dwójki nie ma w domu.
Przysiadła na kanapie obok psa i pogłaskała go po głowie. Natychmiastowo wtulił swój łeb w dziewczynę i pisnął oczekując kontynuowania głaskania. Uśmiechnęła się do niego i cmoknęła go w czoło. Kiedy tak na niego patrzyła, przypomniała jej się chwila, kiedy razem ze Stevenem poszła do schroniska, aby wybrać psa, którego obiecali mu rodzice.
Yonkers, Nowy York, 1964, lipiec...
Dwoje nastolatków opuściło swoje domy i razem wybrali się do schroniska. Na zewnątrz już od dawna panował gorąc, w ciągu dnia temperatura była bardzo wysoka, więc prawie nikogo oprócz nich nie było na dworze. Promienie słońca delikatnie prażyły skórę swoim ciepłem, a delikatny wiatr sprawiał, iż było trochę przyjemniej.
Szli, a raczej biegli śmiejąc się i rozmawiając wesoło. Obydwoje bardzo cieszyli się, że będą mieli psa. Nieważne było to, że będzie to pies Tylera, i tak już od dawna wszystko co było jego, było również dziewczyny. Pomimo tych szesnastu lat nadal zachowywali się jak dzieci, a może jeszcze gorzej...
Wbiegli na teren schroniska, lecz musieli zwolnić, ponieważ ochroniarz, bądź pracownik zwrócił im uwagę. Już wolniej i z mniejszą pewnością weszli do środka. Od razu podeszła do nich jakaś kobieta, która powiedziała im, że tu pracuje. Kiedy powiedzieli jej po co przyszli, skierowała ich do miejsca, w którym trzymali nowo narodzone szczeniaki wraz z ich matkami.
Gdy tam weszli ich entuzjazm opadł, ponieważ nie wiedzieli, którego wybrać. Było ich strasznie dużo, a przynajmniej dla nich. Kiedy Hope weszła do środka, od razu do jej nóg rzuciło się z pięć piesków. Wszystkie oczekiwały jednego - domu. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i przykucnęła przy szczeniakach.
Steven, z początku wpatrzony w obraz przed sobą, czyli blondynkę z psami, nie zauważył, że od pewnego czasu skaczą wokół niego małe labradory. Otrząsnął się i sam wziął przykład z przyjaciółki.
- Którego bierzemy? - spytała Hope odwracając się w stronę przyjaciela.
Brunet westchnął i spojrzał błagająco na dziewczynę. Oczekiwał, iż to ona wybierze nowego pupila. Po chwili jednak jego wzrok przyciągnął mały, czarny labrador, który siedział schowany w kącie. Uśmiechnął się zachęcająco do szczeniaka i powoli do niego podszedł. Gdy był już przy małym, wyciągnął w jego stronę rękę. Pies z początku bał się go, ale po chwili zbliżył się trochę do chłopaka. Polizał jego rękę, na co Steven uśmiechnął się i wziął pieska na ręce.
Teraz dopiero mógł przyjrzeć się mu dokładniej. W porównaniu do reszty szczeniaków, był mały, najmniejszy. A przede wszystkim różnił go kolor. Ten był czarny, a sierść reszty była jasna.
- Tego bierzemy. - powiedział.
Wiem, że krótkie.
Miłego czytania!
Nie będzie mnie w niedziele.
Edit: Jutro (kurwa, który jutro? 30 lipca) Również mnie nie będzie i nie będę mogła komentować u Was.
______________________________________________
- Joe, ale ty jesteś pewien, że chcesz iść? - spytała już po raz kolejny.
Od wyjazdy Stevena i drastycznych wydarzeń minął miesiąc. W domu państwa Anderson wszyscy byli bardzo szczęśliwi z powodu, iż ich "problem" w końcu zniknął. Perry wreszcie mógł spędzać czas z Hope i korzystał z tego. Na dzień dzisiejszy zaplanował, że pójdą na długi spacer do parku. Dziewczyna jednak nie była zbytnio do tego przekonana, ponieważ było to bardzo dziwne jak na gitarzystę. Zwykle wolał siedzieć w domu, a bycie tym "energicznym" zostawiał Tyler'owi.
- Ile razy mam ci powtarzać? Idziemy. Chce się przejść, z tobą - założył na siebie koszulę. - Czy jest w tym coś dziwnego? Po prostu spędzimy ze sobą trochę czasu, a potem... - położył ręce na jej talii i przyciągnął ją do siebie.
- A potem, to wrócimy do domu i pójdę zadzwonić do Stevena. - dokończyła.
Widocznie gitarzysta zbytnio nie ucieszył się z tej wiadomości, bo wykrzywił twarz w grymasie niechęci. Na wieczór miał inne plany, w które zamierzał wtajemniczyć swoją dziewczynę. Westchnął i zabrał ręce, które zajęły się wkładaniem skarpetek.
- Czy ty musisz zawsze chodzić w samych gaciach po domu? - spytała Hope stając na przeciwko Perry'ego.
- A przeszkadza ci to w czymś? Myślałem, że ci się to podoba - uśmiechnął się cwaniacko. - No, bo zobacz. Gdybym się ubrał, to bym mógł się pobrudzić, a wtedy musiałbym się przebrać, co oznaczałoby, że zmarnuję kolejne ciuchy i będziesz musiała więcej prać. A kiedy chodzę w samych gaciach i ubieram się dopiero wtedy, kiedy muszę gdzieś wyjść, ty masz mniej do prania i więcej czasu dla mnie.
Hope tylko pokręciła głową i opuściła pokój Perry'ego. Usłyszała krzyk gitarzysty, który chciał, aby została z nim, lecz blondynka nie słuchała go. Zeszła na dół, do salonu. Spotkała tam Lennona, który jak zawsze leżał na kanapie, czyli tam gdzie nie wolno mu było wchodzić. Oczywiście nie słuchał się nikogo, no chyba, że prosili go o coś Steven, bądź Hope. Czasami liczył się jednak ze zdaniem Brada, ale tylko w nagłych wypadkach, kiedy to wspomnianej dwójki nie ma w domu.
Przysiadła na kanapie obok psa i pogłaskała go po głowie. Natychmiastowo wtulił swój łeb w dziewczynę i pisnął oczekując kontynuowania głaskania. Uśmiechnęła się do niego i cmoknęła go w czoło. Kiedy tak na niego patrzyła, przypomniała jej się chwila, kiedy razem ze Stevenem poszła do schroniska, aby wybrać psa, którego obiecali mu rodzice.
Yonkers, Nowy York, 1964, lipiec...
Dwoje nastolatków opuściło swoje domy i razem wybrali się do schroniska. Na zewnątrz już od dawna panował gorąc, w ciągu dnia temperatura była bardzo wysoka, więc prawie nikogo oprócz nich nie było na dworze. Promienie słońca delikatnie prażyły skórę swoim ciepłem, a delikatny wiatr sprawiał, iż było trochę przyjemniej.
Szli, a raczej biegli śmiejąc się i rozmawiając wesoło. Obydwoje bardzo cieszyli się, że będą mieli psa. Nieważne było to, że będzie to pies Tylera, i tak już od dawna wszystko co było jego, było również dziewczyny. Pomimo tych szesnastu lat nadal zachowywali się jak dzieci, a może jeszcze gorzej...
Wbiegli na teren schroniska, lecz musieli zwolnić, ponieważ ochroniarz, bądź pracownik zwrócił im uwagę. Już wolniej i z mniejszą pewnością weszli do środka. Od razu podeszła do nich jakaś kobieta, która powiedziała im, że tu pracuje. Kiedy powiedzieli jej po co przyszli, skierowała ich do miejsca, w którym trzymali nowo narodzone szczeniaki wraz z ich matkami.
Gdy tam weszli ich entuzjazm opadł, ponieważ nie wiedzieli, którego wybrać. Było ich strasznie dużo, a przynajmniej dla nich. Kiedy Hope weszła do środka, od razu do jej nóg rzuciło się z pięć piesków. Wszystkie oczekiwały jednego - domu. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i przykucnęła przy szczeniakach.
Steven, z początku wpatrzony w obraz przed sobą, czyli blondynkę z psami, nie zauważył, że od pewnego czasu skaczą wokół niego małe labradory. Otrząsnął się i sam wziął przykład z przyjaciółki.
- Którego bierzemy? - spytała Hope odwracając się w stronę przyjaciela.
Brunet westchnął i spojrzał błagająco na dziewczynę. Oczekiwał, iż to ona wybierze nowego pupila. Po chwili jednak jego wzrok przyciągnął mały, czarny labrador, który siedział schowany w kącie. Uśmiechnął się zachęcająco do szczeniaka i powoli do niego podszedł. Gdy był już przy małym, wyciągnął w jego stronę rękę. Pies z początku bał się go, ale po chwili zbliżył się trochę do chłopaka. Polizał jego rękę, na co Steven uśmiechnął się i wziął pieska na ręce.
Teraz dopiero mógł przyjrzeć się mu dokładniej. W porównaniu do reszty szczeniaków, był mały, najmniejszy. A przede wszystkim różnił go kolor. Ten był czarny, a sierść reszty była jasna.
- Tego bierzemy. - powiedział.
Uśmiechnęła się na to wspomnienie i przytuliła do siebie psa. Brakowało jej Stevena, bardzo. Tęskniła za nim każdego dnia, ale pocieszała się, że wróci już za miesiąc. Jej jedyną obawą było to, że chłopak nawet po odwyku mógłby wrócić do narkotyków. Jeśli te dwa miesiące bez ćpania mu nie pomogą i wróci do nałogu? Tego właśnie się bała.
W pomieszczeniu rozległ się huk, który oznaczał, że ktoś wrócił do domu. W końcu każdy z chłopaków trzaskał drzwiami, bo inaczej nie potrafił, bądź nie chciało mu się. Zastanowiło ją jednak, który z nich mógłby wrócić? Tom razem z Nicole, byli u basisty w pokoju. Brad siedzi w ogrodzie, pomimo tego, że zaraz będzie się ściemniać. Joe jest u siebie i zakłada spodnie. Joey wyszedł do baru, dlatego najbardziej podejrzewała jego.
Podniosła się z kanapy, aby sprawdzić kto to. W przedpokoju ujrzała zapłakaną Alice. Szybko do niej podeszła.
- Alice, co się stało? - zapytała i zaprowadziła ją do salonu.
Brunetka spojrzała na przyjaciółkę i wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Hope przytuliła ją do siebie i zaczęła szeptać słowa otuchy, choć tak naprawdę nie wiedziała co się stało. Siedziały tak przez chwilę na kanapie, po czym Alice zaczęła mówić.
- Poszłam do baru za Joey'em, sama nie wiem czemu to zrobiłam, może byłoby lepiej gdybym tam nie poszła... I on... I on tam, on tam był... Był z jakąś... Dziwką. - powiedziała drżącym od płaczu głosem.
- Jesteś pewna, że to był on?
Przyjaciółka pokiwała głową.
- Rozmawialiśmy... Był pijany... Ja już lepiej pójdę. - powiedziała i wstała z kanapy.
Hope również się podniosła i zatrzymała brunetkę.
- Mogę z tobą zostać, jeśli chcesz. - zaproponowała.
- Nie. Idź z Joe. Mieliście przecież gdzieś iść. A poza tym chcę zostać sama. - odpowiedziała i po schodach poszła na górę.
Po drodze minęła się z Perry'm, który właśnie schodził. Ubrany był w samą koszulę, bez spodni. Blondynka na widok mężczyzny westchnęła głośno i rzuciła w niego poduszką, która leżała na kanapie, dla ozdoby. Brunet zrobił unik, a za "pociskiem" pobiegł Lennon.
- Co z Alice? - zapytał zaglądając do lodówki.
- Z Alice? Nic. Ale ty miałeś się ubrać!
- Spokojnie, ubiorę się jak tylko znajdę spodnie. - odparł i zaczął przegrzebywać fotel, z którego chłopacy zrobili kosz na brudne ciuchy.
Dziewczyna podniosła się i podeszła do gitarzysty, w celu pomocy w znalezieniu spodni. Po jakimś czasie udało im się to zrobić. Jak się okazało były one czyste. Joe poszedł na górę, aby ubrać się, a Hope została na dole. Z powrotem usiadła na kanapie.
Rozmyślała na temat Joey'a i Alice, ich związku. A może raczej tego, co kiedyś było związkiem? Nie układało im się za dobrze. Perkusista, odkąd Tyler wyjechał na odwyk, nie żałował sobie alkoholu. Pił bez umiaru, co często łączyło się ze zdradą swojej dziewczyny, ponieważ nie wiedział co robi. A może tyko udawał, że nie był świadomy swoich wybryków? Nikt nie wiedział. Alice przez to wszystko załamała się i przestała mu ufać, dlatego postanowiła go śledzić. Niestety, dowiedziała się czegoś, czego raczej nie powinna wiedzieć.
Na dół zszedł Joe, tym razem ubrany. Blondynka uśmiechnęła się do niego i wstała. Perry, wziął dziewczynę za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia.
- Alice, co się stało? - zapytała i zaprowadziła ją do salonu.
Brunetka spojrzała na przyjaciółkę i wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Hope przytuliła ją do siebie i zaczęła szeptać słowa otuchy, choć tak naprawdę nie wiedziała co się stało. Siedziały tak przez chwilę na kanapie, po czym Alice zaczęła mówić.
- Poszłam do baru za Joey'em, sama nie wiem czemu to zrobiłam, może byłoby lepiej gdybym tam nie poszła... I on... I on tam, on tam był... Był z jakąś... Dziwką. - powiedziała drżącym od płaczu głosem.
- Jesteś pewna, że to był on?
Przyjaciółka pokiwała głową.
- Rozmawialiśmy... Był pijany... Ja już lepiej pójdę. - powiedziała i wstała z kanapy.
Hope również się podniosła i zatrzymała brunetkę.
- Mogę z tobą zostać, jeśli chcesz. - zaproponowała.
- Nie. Idź z Joe. Mieliście przecież gdzieś iść. A poza tym chcę zostać sama. - odpowiedziała i po schodach poszła na górę.
Po drodze minęła się z Perry'm, który właśnie schodził. Ubrany był w samą koszulę, bez spodni. Blondynka na widok mężczyzny westchnęła głośno i rzuciła w niego poduszką, która leżała na kanapie, dla ozdoby. Brunet zrobił unik, a za "pociskiem" pobiegł Lennon.
- Co z Alice? - zapytał zaglądając do lodówki.
- Z Alice? Nic. Ale ty miałeś się ubrać!
- Spokojnie, ubiorę się jak tylko znajdę spodnie. - odparł i zaczął przegrzebywać fotel, z którego chłopacy zrobili kosz na brudne ciuchy.
Dziewczyna podniosła się i podeszła do gitarzysty, w celu pomocy w znalezieniu spodni. Po jakimś czasie udało im się to zrobić. Jak się okazało były one czyste. Joe poszedł na górę, aby ubrać się, a Hope została na dole. Z powrotem usiadła na kanapie.
Rozmyślała na temat Joey'a i Alice, ich związku. A może raczej tego, co kiedyś było związkiem? Nie układało im się za dobrze. Perkusista, odkąd Tyler wyjechał na odwyk, nie żałował sobie alkoholu. Pił bez umiaru, co często łączyło się ze zdradą swojej dziewczyny, ponieważ nie wiedział co robi. A może tyko udawał, że nie był świadomy swoich wybryków? Nikt nie wiedział. Alice przez to wszystko załamała się i przestała mu ufać, dlatego postanowiła go śledzić. Niestety, dowiedziała się czegoś, czego raczej nie powinna wiedzieć.
Na dół zszedł Joe, tym razem ubrany. Blondynka uśmiechnęła się do niego i wstała. Perry, wziął dziewczynę za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia.
***
Wiatr delikatnie muskał ich twarze, szli razem przez park, do którego tak bardzo chciał iść Joe. Odkąd Stevena nie było, mógł nacieszyć się chwilami, które spędzał ze swoją dziewczyną. W takich chwilach nie myślał o problemach; zespole, kolegach. W takich chwilach, jak ta liczyła się dla niego tylko Hope. To, że uśmiecha się do niego, to że patrzy na niego swymi błękitnymi oczami, to że po prostu jest.
Tego dnia zrobili wyjątek, ponieważ na każdy spacer zabierali Lennona, tym razem pies został jednak w domu. Gitarzysta pociągnął dziewczynę na plac zabaw dla dzieci, gdzie były huśtawki. Poczuli się tak, jakby cofnęli się o kilka lat wstecz.
Hope przymknęła oczy. Niedawno, jakiś rok temu, kiedy jeszcze razem ze Stevenem mieszkali razem, przyprowadził ją tu. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, zresztą kolejne już dzisiaj. Tyler zawsze zachowywał się, jak małe dziecko. Perry ostatnio też.
Po chwili Joe zszedł z huśtawki, zatrzymał również huśtawkę blondynki i pocałował i czule w usta. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Chłopak odwzajemnił uśmiech i kontynuował pocałunki. Po jakimś czasie, Hope jednak oderwała się od Perry'ego, ponieważ miała wrażenie, że ktoś im się przygląda. Nie myliła się. Dalej, gdzieś między drzewami dostrzegła męską sylwetkę. Zmarszczyła brwi i spróbowała przyjrzeć się tej osobie. Wiedziała, że gdzie już go widziała...
- Co się stało? - z rozmyślenia wyrwał ją głos Joe.
Podniosła na niego wzrok.
- Wydawało mi się, że... - przeniosła wzrok w miejsce, w którym wcześniej stał mężczyzna. Teraz jednak go tam nie było. - Nie, już nic.
Perry wzruszył tylko ramionami i powrócił do całowania swojej partnerki. Po godzinie spędzonej w parku, postanowili wrócić, ponieważ na dworze zrobiło się zupełnie ciemno.
Tego dnia zrobili wyjątek, ponieważ na każdy spacer zabierali Lennona, tym razem pies został jednak w domu. Gitarzysta pociągnął dziewczynę na plac zabaw dla dzieci, gdzie były huśtawki. Poczuli się tak, jakby cofnęli się o kilka lat wstecz.
Hope przymknęła oczy. Niedawno, jakiś rok temu, kiedy jeszcze razem ze Stevenem mieszkali razem, przyprowadził ją tu. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, zresztą kolejne już dzisiaj. Tyler zawsze zachowywał się, jak małe dziecko. Perry ostatnio też.
Po chwili Joe zszedł z huśtawki, zatrzymał również huśtawkę blondynki i pocałował i czule w usta. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Chłopak odwzajemnił uśmiech i kontynuował pocałunki. Po jakimś czasie, Hope jednak oderwała się od Perry'ego, ponieważ miała wrażenie, że ktoś im się przygląda. Nie myliła się. Dalej, gdzieś między drzewami dostrzegła męską sylwetkę. Zmarszczyła brwi i spróbowała przyjrzeć się tej osobie. Wiedziała, że gdzie już go widziała...
- Co się stało? - z rozmyślenia wyrwał ją głos Joe.
Podniosła na niego wzrok.
- Wydawało mi się, że... - przeniosła wzrok w miejsce, w którym wcześniej stał mężczyzna. Teraz jednak go tam nie było. - Nie, już nic.
Perry wzruszył tylko ramionami i powrócił do całowania swojej partnerki. Po godzinie spędzonej w parku, postanowili wrócić, ponieważ na dworze zrobiło się zupełnie ciemno.
***
Leżeli na wielkim łożu, które należało do jej babki. Obydwoje wycieńczeni. Chłopak odwrócił się w stronę blondynki, przykrył jej nagie ciało kołdrą. Uśmiechnął się do niej, a z jego oczu można było wyczytać tylko jedno - miłość. Złożył delikatny pocałunek na jej ramieniu. Dziewczyna zwróciła twarz ku niemu i pozwoliła mu na to, aby ją pocałował.
Kiedy oderwał się od niej, wyszeptał cicho:
- Kocham Cię.
Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała już znacznie głośniej:
- Ja ciebie też.
Obudziła się. Był to tylko sen. Podniosła się gwałtownie do góry, lecz nie obudziła tym śpiącego obok Joe'ego. Rozejrzała się po pokoju. Wszędzie panowała ciemność. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co tak naprawdę się jej śniło. Nie kocham go, nie kocham. - powtarzała sobie w myślach. W końcu, kiedy już się uspokoiła, westchnęła głośno. Położyła się z powrotem do łóżka i wtuliła w ramię bruneta.
_________________________________________________
Koniec. Jejku, jak to długo pisałam... I długo nie dodawałam. Chyba pięć dni. Chciałam coś powiedzieć... A! Co myślicie o nowej czcionce? Ta jest lepsza, czy tamta, którą pisałam wcześniej? I jeszcze jedno: głosujcie w ankiecie, bo mamy remis. 6 głosów na wersję A i 6 głosów na wersję B. I nie mam pojęcia co zrobić. To ten... Zapraszam do komentowania!
- Ja ciebie też.
Obudziła się. Był to tylko sen. Podniosła się gwałtownie do góry, lecz nie obudziła tym śpiącego obok Joe'ego. Rozejrzała się po pokoju. Wszędzie panowała ciemność. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co tak naprawdę się jej śniło. Nie kocham go, nie kocham. - powtarzała sobie w myślach. W końcu, kiedy już się uspokoiła, westchnęła głośno. Położyła się z powrotem do łóżka i wtuliła w ramię bruneta.
_________________________________________________
Koniec. Jejku, jak to długo pisałam... I długo nie dodawałam. Chyba pięć dni. Chciałam coś powiedzieć... A! Co myślicie o nowej czcionce? Ta jest lepsza, czy tamta, którą pisałam wcześniej? I jeszcze jedno: głosujcie w ankiecie, bo mamy remis. 6 głosów na wersję A i 6 głosów na wersję B. I nie mam pojęcia co zrobić. To ten... Zapraszam do komentowania!