Z dedykacją dla... Em... Dla pierwszego komentującego!
Wiem, że krótkie.
Miłego czytania!
Nie będzie mnie w niedziele.
Edit: Jutro (kurwa, który jutro? 30 lipca) Również mnie nie będzie i nie będę mogła komentować u Was.
______________________________________________
- Joe, ale ty jesteś pewien, że chcesz iść? - spytała już po raz kolejny.
Od wyjazdy Stevena i drastycznych wydarzeń minął miesiąc. W domu państwa Anderson wszyscy byli bardzo szczęśliwi z powodu, iż ich "problem" w końcu zniknął. Perry wreszcie mógł spędzać czas z Hope i korzystał z tego. Na dzień dzisiejszy zaplanował, że pójdą na długi spacer do parku. Dziewczyna jednak nie była zbytnio do tego przekonana, ponieważ było to bardzo dziwne jak na gitarzystę. Zwykle wolał siedzieć w domu, a bycie tym "energicznym" zostawiał Tyler'owi.
- Ile razy mam ci powtarzać? Idziemy. Chce się przejść, z tobą - założył na siebie koszulę. - Czy jest w tym coś dziwnego? Po prostu spędzimy ze sobą trochę czasu, a potem... - położył ręce na jej talii i przyciągnął ją do siebie.
- A potem, to wrócimy do domu i pójdę zadzwonić do Stevena. - dokończyła.
Widocznie gitarzysta zbytnio nie ucieszył się z tej wiadomości, bo wykrzywił twarz w grymasie niechęci. Na wieczór miał inne plany, w które zamierzał wtajemniczyć swoją dziewczynę. Westchnął i zabrał ręce, które zajęły się wkładaniem skarpetek.
- Czy ty musisz zawsze chodzić w samych gaciach po domu? - spytała Hope stając na przeciwko Perry'ego.
- A przeszkadza ci to w czymś? Myślałem, że ci się to podoba - uśmiechnął się cwaniacko. - No, bo zobacz. Gdybym się ubrał, to bym mógł się pobrudzić, a wtedy musiałbym się przebrać, co oznaczałoby, że zmarnuję kolejne ciuchy i będziesz musiała więcej prać. A kiedy chodzę w samych gaciach i ubieram się dopiero wtedy, kiedy muszę gdzieś wyjść, ty masz mniej do prania i więcej czasu dla mnie.
Hope tylko pokręciła głową i opuściła pokój Perry'ego. Usłyszała krzyk gitarzysty, który chciał, aby została z nim, lecz blondynka nie słuchała go. Zeszła na dół, do salonu. Spotkała tam Lennona, który jak zawsze leżał na kanapie, czyli tam gdzie nie wolno mu było wchodzić. Oczywiście nie słuchał się nikogo, no chyba, że prosili go o coś Steven, bądź Hope. Czasami liczył się jednak ze zdaniem Brada, ale tylko w nagłych wypadkach, kiedy to wspomnianej dwójki nie ma w domu.
Przysiadła na kanapie obok psa i pogłaskała go po głowie. Natychmiastowo wtulił swój łeb w dziewczynę i pisnął oczekując kontynuowania głaskania. Uśmiechnęła się do niego i cmoknęła go w czoło. Kiedy tak na niego patrzyła, przypomniała jej się chwila, kiedy razem ze Stevenem poszła do schroniska, aby wybrać psa, którego obiecali mu rodzice.
Yonkers, Nowy York, 1964, lipiec...
Dwoje nastolatków opuściło swoje domy i razem wybrali się do schroniska. Na zewnątrz już od dawna panował gorąc, w ciągu dnia temperatura była bardzo wysoka, więc prawie nikogo oprócz nich nie było na dworze. Promienie słońca delikatnie prażyły skórę swoim ciepłem, a delikatny wiatr sprawiał, iż było trochę przyjemniej.
Szli, a raczej biegli śmiejąc się i rozmawiając wesoło. Obydwoje bardzo cieszyli się, że będą mieli psa. Nieważne było to, że będzie to pies Tylera, i tak już od dawna wszystko co było jego, było również dziewczyny. Pomimo tych szesnastu lat nadal zachowywali się jak dzieci, a może jeszcze gorzej...
Wbiegli na teren schroniska, lecz musieli zwolnić, ponieważ ochroniarz, bądź pracownik zwrócił im uwagę. Już wolniej i z mniejszą pewnością weszli do środka. Od razu podeszła do nich jakaś kobieta, która powiedziała im, że tu pracuje. Kiedy powiedzieli jej po co przyszli, skierowała ich do miejsca, w którym trzymali nowo narodzone szczeniaki wraz z ich matkami.
Gdy tam weszli ich entuzjazm opadł, ponieważ nie wiedzieli, którego wybrać. Było ich strasznie dużo, a przynajmniej dla nich. Kiedy Hope weszła do środka, od razu do jej nóg rzuciło się z pięć piesków. Wszystkie oczekiwały jednego - domu. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i przykucnęła przy szczeniakach.
Steven, z początku wpatrzony w obraz przed sobą, czyli blondynkę z psami, nie zauważył, że od pewnego czasu skaczą wokół niego małe labradory. Otrząsnął się i sam wziął przykład z przyjaciółki.
- Którego bierzemy? - spytała Hope odwracając się w stronę przyjaciela.
Brunet westchnął i spojrzał błagająco na dziewczynę. Oczekiwał, iż to ona wybierze nowego pupila. Po chwili jednak jego wzrok przyciągnął mały, czarny labrador, który siedział schowany w kącie. Uśmiechnął się zachęcająco do szczeniaka i powoli do niego podszedł. Gdy był już przy małym, wyciągnął w jego stronę rękę. Pies z początku bał się go, ale po chwili zbliżył się trochę do chłopaka. Polizał jego rękę, na co Steven uśmiechnął się i wziął pieska na ręce.
Teraz dopiero mógł przyjrzeć się mu dokładniej. W porównaniu do reszty szczeniaków, był mały, najmniejszy. A przede wszystkim różnił go kolor. Ten był czarny, a sierść reszty była jasna.
- Tego bierzemy. - powiedział.
Wiem, że krótkie.
Miłego czytania!
Nie będzie mnie w niedziele.
Edit: Jutro (kurwa, który jutro? 30 lipca) Również mnie nie będzie i nie będę mogła komentować u Was.
______________________________________________
- Joe, ale ty jesteś pewien, że chcesz iść? - spytała już po raz kolejny.
Od wyjazdy Stevena i drastycznych wydarzeń minął miesiąc. W domu państwa Anderson wszyscy byli bardzo szczęśliwi z powodu, iż ich "problem" w końcu zniknął. Perry wreszcie mógł spędzać czas z Hope i korzystał z tego. Na dzień dzisiejszy zaplanował, że pójdą na długi spacer do parku. Dziewczyna jednak nie była zbytnio do tego przekonana, ponieważ było to bardzo dziwne jak na gitarzystę. Zwykle wolał siedzieć w domu, a bycie tym "energicznym" zostawiał Tyler'owi.
- Ile razy mam ci powtarzać? Idziemy. Chce się przejść, z tobą - założył na siebie koszulę. - Czy jest w tym coś dziwnego? Po prostu spędzimy ze sobą trochę czasu, a potem... - położył ręce na jej talii i przyciągnął ją do siebie.
- A potem, to wrócimy do domu i pójdę zadzwonić do Stevena. - dokończyła.
Widocznie gitarzysta zbytnio nie ucieszył się z tej wiadomości, bo wykrzywił twarz w grymasie niechęci. Na wieczór miał inne plany, w które zamierzał wtajemniczyć swoją dziewczynę. Westchnął i zabrał ręce, które zajęły się wkładaniem skarpetek.
- Czy ty musisz zawsze chodzić w samych gaciach po domu? - spytała Hope stając na przeciwko Perry'ego.
- A przeszkadza ci to w czymś? Myślałem, że ci się to podoba - uśmiechnął się cwaniacko. - No, bo zobacz. Gdybym się ubrał, to bym mógł się pobrudzić, a wtedy musiałbym się przebrać, co oznaczałoby, że zmarnuję kolejne ciuchy i będziesz musiała więcej prać. A kiedy chodzę w samych gaciach i ubieram się dopiero wtedy, kiedy muszę gdzieś wyjść, ty masz mniej do prania i więcej czasu dla mnie.
Hope tylko pokręciła głową i opuściła pokój Perry'ego. Usłyszała krzyk gitarzysty, który chciał, aby została z nim, lecz blondynka nie słuchała go. Zeszła na dół, do salonu. Spotkała tam Lennona, który jak zawsze leżał na kanapie, czyli tam gdzie nie wolno mu było wchodzić. Oczywiście nie słuchał się nikogo, no chyba, że prosili go o coś Steven, bądź Hope. Czasami liczył się jednak ze zdaniem Brada, ale tylko w nagłych wypadkach, kiedy to wspomnianej dwójki nie ma w domu.
Przysiadła na kanapie obok psa i pogłaskała go po głowie. Natychmiastowo wtulił swój łeb w dziewczynę i pisnął oczekując kontynuowania głaskania. Uśmiechnęła się do niego i cmoknęła go w czoło. Kiedy tak na niego patrzyła, przypomniała jej się chwila, kiedy razem ze Stevenem poszła do schroniska, aby wybrać psa, którego obiecali mu rodzice.
Yonkers, Nowy York, 1964, lipiec...
Dwoje nastolatków opuściło swoje domy i razem wybrali się do schroniska. Na zewnątrz już od dawna panował gorąc, w ciągu dnia temperatura była bardzo wysoka, więc prawie nikogo oprócz nich nie było na dworze. Promienie słońca delikatnie prażyły skórę swoim ciepłem, a delikatny wiatr sprawiał, iż było trochę przyjemniej.
Szli, a raczej biegli śmiejąc się i rozmawiając wesoło. Obydwoje bardzo cieszyli się, że będą mieli psa. Nieważne było to, że będzie to pies Tylera, i tak już od dawna wszystko co było jego, było również dziewczyny. Pomimo tych szesnastu lat nadal zachowywali się jak dzieci, a może jeszcze gorzej...
Wbiegli na teren schroniska, lecz musieli zwolnić, ponieważ ochroniarz, bądź pracownik zwrócił im uwagę. Już wolniej i z mniejszą pewnością weszli do środka. Od razu podeszła do nich jakaś kobieta, która powiedziała im, że tu pracuje. Kiedy powiedzieli jej po co przyszli, skierowała ich do miejsca, w którym trzymali nowo narodzone szczeniaki wraz z ich matkami.
Gdy tam weszli ich entuzjazm opadł, ponieważ nie wiedzieli, którego wybrać. Było ich strasznie dużo, a przynajmniej dla nich. Kiedy Hope weszła do środka, od razu do jej nóg rzuciło się z pięć piesków. Wszystkie oczekiwały jednego - domu. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i przykucnęła przy szczeniakach.
Steven, z początku wpatrzony w obraz przed sobą, czyli blondynkę z psami, nie zauważył, że od pewnego czasu skaczą wokół niego małe labradory. Otrząsnął się i sam wziął przykład z przyjaciółki.
- Którego bierzemy? - spytała Hope odwracając się w stronę przyjaciela.
Brunet westchnął i spojrzał błagająco na dziewczynę. Oczekiwał, iż to ona wybierze nowego pupila. Po chwili jednak jego wzrok przyciągnął mały, czarny labrador, który siedział schowany w kącie. Uśmiechnął się zachęcająco do szczeniaka i powoli do niego podszedł. Gdy był już przy małym, wyciągnął w jego stronę rękę. Pies z początku bał się go, ale po chwili zbliżył się trochę do chłopaka. Polizał jego rękę, na co Steven uśmiechnął się i wziął pieska na ręce.
Teraz dopiero mógł przyjrzeć się mu dokładniej. W porównaniu do reszty szczeniaków, był mały, najmniejszy. A przede wszystkim różnił go kolor. Ten był czarny, a sierść reszty była jasna.
- Tego bierzemy. - powiedział.
Uśmiechnęła się na to wspomnienie i przytuliła do siebie psa. Brakowało jej Stevena, bardzo. Tęskniła za nim każdego dnia, ale pocieszała się, że wróci już za miesiąc. Jej jedyną obawą było to, że chłopak nawet po odwyku mógłby wrócić do narkotyków. Jeśli te dwa miesiące bez ćpania mu nie pomogą i wróci do nałogu? Tego właśnie się bała.
W pomieszczeniu rozległ się huk, który oznaczał, że ktoś wrócił do domu. W końcu każdy z chłopaków trzaskał drzwiami, bo inaczej nie potrafił, bądź nie chciało mu się. Zastanowiło ją jednak, który z nich mógłby wrócić? Tom razem z Nicole, byli u basisty w pokoju. Brad siedzi w ogrodzie, pomimo tego, że zaraz będzie się ściemniać. Joe jest u siebie i zakłada spodnie. Joey wyszedł do baru, dlatego najbardziej podejrzewała jego.
Podniosła się z kanapy, aby sprawdzić kto to. W przedpokoju ujrzała zapłakaną Alice. Szybko do niej podeszła.
- Alice, co się stało? - zapytała i zaprowadziła ją do salonu.
Brunetka spojrzała na przyjaciółkę i wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Hope przytuliła ją do siebie i zaczęła szeptać słowa otuchy, choć tak naprawdę nie wiedziała co się stało. Siedziały tak przez chwilę na kanapie, po czym Alice zaczęła mówić.
- Poszłam do baru za Joey'em, sama nie wiem czemu to zrobiłam, może byłoby lepiej gdybym tam nie poszła... I on... I on tam, on tam był... Był z jakąś... Dziwką. - powiedziała drżącym od płaczu głosem.
- Jesteś pewna, że to był on?
Przyjaciółka pokiwała głową.
- Rozmawialiśmy... Był pijany... Ja już lepiej pójdę. - powiedziała i wstała z kanapy.
Hope również się podniosła i zatrzymała brunetkę.
- Mogę z tobą zostać, jeśli chcesz. - zaproponowała.
- Nie. Idź z Joe. Mieliście przecież gdzieś iść. A poza tym chcę zostać sama. - odpowiedziała i po schodach poszła na górę.
Po drodze minęła się z Perry'm, który właśnie schodził. Ubrany był w samą koszulę, bez spodni. Blondynka na widok mężczyzny westchnęła głośno i rzuciła w niego poduszką, która leżała na kanapie, dla ozdoby. Brunet zrobił unik, a za "pociskiem" pobiegł Lennon.
- Co z Alice? - zapytał zaglądając do lodówki.
- Z Alice? Nic. Ale ty miałeś się ubrać!
- Spokojnie, ubiorę się jak tylko znajdę spodnie. - odparł i zaczął przegrzebywać fotel, z którego chłopacy zrobili kosz na brudne ciuchy.
Dziewczyna podniosła się i podeszła do gitarzysty, w celu pomocy w znalezieniu spodni. Po jakimś czasie udało im się to zrobić. Jak się okazało były one czyste. Joe poszedł na górę, aby ubrać się, a Hope została na dole. Z powrotem usiadła na kanapie.
Rozmyślała na temat Joey'a i Alice, ich związku. A może raczej tego, co kiedyś było związkiem? Nie układało im się za dobrze. Perkusista, odkąd Tyler wyjechał na odwyk, nie żałował sobie alkoholu. Pił bez umiaru, co często łączyło się ze zdradą swojej dziewczyny, ponieważ nie wiedział co robi. A może tyko udawał, że nie był świadomy swoich wybryków? Nikt nie wiedział. Alice przez to wszystko załamała się i przestała mu ufać, dlatego postanowiła go śledzić. Niestety, dowiedziała się czegoś, czego raczej nie powinna wiedzieć.
Na dół zszedł Joe, tym razem ubrany. Blondynka uśmiechnęła się do niego i wstała. Perry, wziął dziewczynę za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia.
- Alice, co się stało? - zapytała i zaprowadziła ją do salonu.
Brunetka spojrzała na przyjaciółkę i wybuchnęła jeszcze większym płaczem. Hope przytuliła ją do siebie i zaczęła szeptać słowa otuchy, choć tak naprawdę nie wiedziała co się stało. Siedziały tak przez chwilę na kanapie, po czym Alice zaczęła mówić.
- Poszłam do baru za Joey'em, sama nie wiem czemu to zrobiłam, może byłoby lepiej gdybym tam nie poszła... I on... I on tam, on tam był... Był z jakąś... Dziwką. - powiedziała drżącym od płaczu głosem.
- Jesteś pewna, że to był on?
Przyjaciółka pokiwała głową.
- Rozmawialiśmy... Był pijany... Ja już lepiej pójdę. - powiedziała i wstała z kanapy.
Hope również się podniosła i zatrzymała brunetkę.
- Mogę z tobą zostać, jeśli chcesz. - zaproponowała.
- Nie. Idź z Joe. Mieliście przecież gdzieś iść. A poza tym chcę zostać sama. - odpowiedziała i po schodach poszła na górę.
Po drodze minęła się z Perry'm, który właśnie schodził. Ubrany był w samą koszulę, bez spodni. Blondynka na widok mężczyzny westchnęła głośno i rzuciła w niego poduszką, która leżała na kanapie, dla ozdoby. Brunet zrobił unik, a za "pociskiem" pobiegł Lennon.
- Co z Alice? - zapytał zaglądając do lodówki.
- Z Alice? Nic. Ale ty miałeś się ubrać!
- Spokojnie, ubiorę się jak tylko znajdę spodnie. - odparł i zaczął przegrzebywać fotel, z którego chłopacy zrobili kosz na brudne ciuchy.
Dziewczyna podniosła się i podeszła do gitarzysty, w celu pomocy w znalezieniu spodni. Po jakimś czasie udało im się to zrobić. Jak się okazało były one czyste. Joe poszedł na górę, aby ubrać się, a Hope została na dole. Z powrotem usiadła na kanapie.
Rozmyślała na temat Joey'a i Alice, ich związku. A może raczej tego, co kiedyś było związkiem? Nie układało im się za dobrze. Perkusista, odkąd Tyler wyjechał na odwyk, nie żałował sobie alkoholu. Pił bez umiaru, co często łączyło się ze zdradą swojej dziewczyny, ponieważ nie wiedział co robi. A może tyko udawał, że nie był świadomy swoich wybryków? Nikt nie wiedział. Alice przez to wszystko załamała się i przestała mu ufać, dlatego postanowiła go śledzić. Niestety, dowiedziała się czegoś, czego raczej nie powinna wiedzieć.
Na dół zszedł Joe, tym razem ubrany. Blondynka uśmiechnęła się do niego i wstała. Perry, wziął dziewczynę za rękę i pociągnął w kierunku wyjścia.
***
Wiatr delikatnie muskał ich twarze, szli razem przez park, do którego tak bardzo chciał iść Joe. Odkąd Stevena nie było, mógł nacieszyć się chwilami, które spędzał ze swoją dziewczyną. W takich chwilach nie myślał o problemach; zespole, kolegach. W takich chwilach, jak ta liczyła się dla niego tylko Hope. To, że uśmiecha się do niego, to że patrzy na niego swymi błękitnymi oczami, to że po prostu jest.
Tego dnia zrobili wyjątek, ponieważ na każdy spacer zabierali Lennona, tym razem pies został jednak w domu. Gitarzysta pociągnął dziewczynę na plac zabaw dla dzieci, gdzie były huśtawki. Poczuli się tak, jakby cofnęli się o kilka lat wstecz.
Hope przymknęła oczy. Niedawno, jakiś rok temu, kiedy jeszcze razem ze Stevenem mieszkali razem, przyprowadził ją tu. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, zresztą kolejne już dzisiaj. Tyler zawsze zachowywał się, jak małe dziecko. Perry ostatnio też.
Po chwili Joe zszedł z huśtawki, zatrzymał również huśtawkę blondynki i pocałował i czule w usta. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Chłopak odwzajemnił uśmiech i kontynuował pocałunki. Po jakimś czasie, Hope jednak oderwała się od Perry'ego, ponieważ miała wrażenie, że ktoś im się przygląda. Nie myliła się. Dalej, gdzieś między drzewami dostrzegła męską sylwetkę. Zmarszczyła brwi i spróbowała przyjrzeć się tej osobie. Wiedziała, że gdzie już go widziała...
- Co się stało? - z rozmyślenia wyrwał ją głos Joe.
Podniosła na niego wzrok.
- Wydawało mi się, że... - przeniosła wzrok w miejsce, w którym wcześniej stał mężczyzna. Teraz jednak go tam nie było. - Nie, już nic.
Perry wzruszył tylko ramionami i powrócił do całowania swojej partnerki. Po godzinie spędzonej w parku, postanowili wrócić, ponieważ na dworze zrobiło się zupełnie ciemno.
Tego dnia zrobili wyjątek, ponieważ na każdy spacer zabierali Lennona, tym razem pies został jednak w domu. Gitarzysta pociągnął dziewczynę na plac zabaw dla dzieci, gdzie były huśtawki. Poczuli się tak, jakby cofnęli się o kilka lat wstecz.
Hope przymknęła oczy. Niedawno, jakiś rok temu, kiedy jeszcze razem ze Stevenem mieszkali razem, przyprowadził ją tu. Uśmiechnęła się na to wspomnienie, zresztą kolejne już dzisiaj. Tyler zawsze zachowywał się, jak małe dziecko. Perry ostatnio też.
Po chwili Joe zszedł z huśtawki, zatrzymał również huśtawkę blondynki i pocałował i czule w usta. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Chłopak odwzajemnił uśmiech i kontynuował pocałunki. Po jakimś czasie, Hope jednak oderwała się od Perry'ego, ponieważ miała wrażenie, że ktoś im się przygląda. Nie myliła się. Dalej, gdzieś między drzewami dostrzegła męską sylwetkę. Zmarszczyła brwi i spróbowała przyjrzeć się tej osobie. Wiedziała, że gdzie już go widziała...
- Co się stało? - z rozmyślenia wyrwał ją głos Joe.
Podniosła na niego wzrok.
- Wydawało mi się, że... - przeniosła wzrok w miejsce, w którym wcześniej stał mężczyzna. Teraz jednak go tam nie było. - Nie, już nic.
Perry wzruszył tylko ramionami i powrócił do całowania swojej partnerki. Po godzinie spędzonej w parku, postanowili wrócić, ponieważ na dworze zrobiło się zupełnie ciemno.
***
Leżeli na wielkim łożu, które należało do jej babki. Obydwoje wycieńczeni. Chłopak odwrócił się w stronę blondynki, przykrył jej nagie ciało kołdrą. Uśmiechnął się do niej, a z jego oczu można było wyczytać tylko jedno - miłość. Złożył delikatny pocałunek na jej ramieniu. Dziewczyna zwróciła twarz ku niemu i pozwoliła mu na to, aby ją pocałował.
Kiedy oderwał się od niej, wyszeptał cicho:
- Kocham Cię.
Dziewczyna uśmiechnęła się i powiedziała już znacznie głośniej:
- Ja ciebie też.
Obudziła się. Był to tylko sen. Podniosła się gwałtownie do góry, lecz nie obudziła tym śpiącego obok Joe'ego. Rozejrzała się po pokoju. Wszędzie panowała ciemność. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co tak naprawdę się jej śniło. Nie kocham go, nie kocham. - powtarzała sobie w myślach. W końcu, kiedy już się uspokoiła, westchnęła głośno. Położyła się z powrotem do łóżka i wtuliła w ramię bruneta.
_________________________________________________
Koniec. Jejku, jak to długo pisałam... I długo nie dodawałam. Chyba pięć dni. Chciałam coś powiedzieć... A! Co myślicie o nowej czcionce? Ta jest lepsza, czy tamta, którą pisałam wcześniej? I jeszcze jedno: głosujcie w ankiecie, bo mamy remis. 6 głosów na wersję A i 6 głosów na wersję B. I nie mam pojęcia co zrobić. To ten... Zapraszam do komentowania!
- Ja ciebie też.
Obudziła się. Był to tylko sen. Podniosła się gwałtownie do góry, lecz nie obudziła tym śpiącego obok Joe'ego. Rozejrzała się po pokoju. Wszędzie panowała ciemność. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co tak naprawdę się jej śniło. Nie kocham go, nie kocham. - powtarzała sobie w myślach. W końcu, kiedy już się uspokoiła, westchnęła głośno. Położyła się z powrotem do łóżka i wtuliła w ramię bruneta.
_________________________________________________
Koniec. Jejku, jak to długo pisałam... I długo nie dodawałam. Chyba pięć dni. Chciałam coś powiedzieć... A! Co myślicie o nowej czcionce? Ta jest lepsza, czy tamta, którą pisałam wcześniej? I jeszcze jedno: głosujcie w ankiecie, bo mamy remis. 6 głosów na wersję A i 6 głosów na wersję B. I nie mam pojęcia co zrobić. To ten... Zapraszam do komentowania!
Pierwsza? OK, a teraz poważnie. Joey zdradził Alice:( Mam nadzieję, że ją chociaż przeprosi, ale na razie to wygląda na koniec, a przynajmniej na przerwę w ich związku:( To teraz zależy od niego. A Hope? Myślę, ze ona jest zakochana w Joe, ale i tak najbardziej kocha Stevena..jej sen robi mi nadzieję, łe;( Że jednak do niego wróci. Aha , wiedziałam że jak będę wchodzić parę razy dziennie to w końcu coś dodasz:D No dobra, nie wiedziałam, ale miałam nadzieję:) I tak jestem za Stevenem, a jeśli jednak ona go nie zechce....ale zechce, musi,bo to Steven T. Hope, chciej Stevena! Tak, piękny komentarz jak zawsze-___-
OdpowiedzUsuńTak, pierwsza.
UsuńNie wiem co z Joey'em i Alice... Sama jestem trochę smutna :(
Hope - to jedyna osoba, z którą wiem, co się stanie. XD
Tylko tego jestem pewna, ale oczywiście nie powiem.
No widzisz? Twoje poświęcenie coś dało.
Ale myślę, że nie potrzebnie tylko marnujesz czas.
Przecież to co piszę, to jakieś gówno.
Ty zawsze piszesz piękne komentarze!
Za które Ci bardzo dziękuję <333
To nie jest żadne gówno:( Piszesz super i koniec. I to wiesz.
UsuńFaith, Kochana, spodziewaj się ode mnie komentarza dziś, jak nie - dopiero za dwa tygodnie, ale obiecuję, że napiszę.
OdpowiedzUsuńNaprawdę?
UsuńJa właśnie czytam Twój rozdział, bo (wstyd się przyznać) jeszcze tego nie zrobiłam. Nie wiem tylko czy zdążę skomentować, bo mam karę na komputer...
Przeczytałam, ale skomentuję jutro lub później, dobrze?
OdpowiedzUsuńok.
UsuńTak! Hope go nie kocha, tralalala.
OdpowiedzUsuńZnaczy... oj nie czemu?!
Haha i tak się z tego powodu ciesze.
Serio, oni nigdy mi do siebie nie pasowali. Ciesze się ze to tylko sen... tylko może lepiej by było żeby Joe dowiedział się prawdy?
Eh, tylko smutno mi z powodu Alice. Mam nadzieje ze się tam u niej ułoży...
I oczywiście czekam na powrót Stevena!
On muuuuuuusi być z Hope. Po prostu.
Eh, no weny!
Hugs, Rocky.
Rocky, cieszysz się, że Hope nie kocha Stevena??? XD
UsuńAlice i Joey, jeszcze nie wiem co z nimi.
Niby mam wszystko zaplanowane, ale nie wiem właśnie co z nimi...
Dziękuję za komentarz <333
Rozdział jak zwykle genialny .Ta czcionka jest ok.Czekam na następny i jak zwykle weny życzę.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńWitam witam!
OdpowiedzUsuń"A potem, to wrócimy do domu i pójdę zadzwonić do Stevena. - dokończyła."- ona nie kocha Joe. Ona kocha Stevena. Mimo że Perry jest taki troskliwy i romantyczny (ble) to i tak kocha Stevena.
Hehehehe i to gadanie Joe'go dlaczego chodzi w samych bokserkach. xDDDD
Ale Perry w bokserkach- tyyyyyyle wygrać. <33333333
Ojeeeeeeej. To o wybieraniu psiaków było takie słodkie. <333333 *.*. Dobrze, że Steven wybrał "tego biednego", który się bał i był nieśmiały i nie był jasny, ale ciemny. Piękne...
Kurde, Joey!!!!!!!!! jak nie przestaniesz zdradzać Alice, to Ci jebnę!!!!!!!!!! I masz nie pic!!!!!
Czy tylko ja myślę, że to Steven ich podglądal? xD
To "Nie kocham go. Nie kocham go"- odnosiło się do Dżo czy do Stiwena?
Bo Hope nie kocha Dżo. Ja to wiem...
Zajebisty rozdział! :3333333
No właśnie, tyyyyyyyyyle wygrać, XD
UsuńLennon to był dobry wybór.
Ha! A tu zaskoczę, nawet ja wiem kto ich podglądał.
A przeważnie jest tak, że nie mam o niczym pojęcia. XD
Hmm... Powiedzieć czy nie?
No to dam podpowiedź:
Od pewnego czasu Hope próbuje sobie wmówić, że nie kocha....?
Kogo? XD
Dziękuję za komentarz <33
15 cz 2 o Metallice!
UsuńŁO KURWA
OdpowiedzUsuńJAKOŚ NIE SZKODA MI ALICE
NIE SPECJALNIE JĄ LUBIĘ
NIE WIEM CZEMU
COŚ MI SIĘ WYDAJE, ŻE HOPE NIE KOCHA JOE
I TEN SEN BYŁ WŁAŚNIE O NIM
EWENTUALNIE O STEVENIE...
PISZ KOLEJNY ROZDZIAŁ
BLAGAM
CHCE WIEDZIEĆ CO DALEJ
NO I CZEKAM NA TYLER'A
ŻYCZĘ DUUUŻOOO WENY
I CHĘCI DO PISANIA <3
Ps..zapraszam bardzo serdecznie. http://zobaczyc-swiat-w-ziarenku-piasku.blogspot.com/?m=1
UsuńHmm... Alice w tym opowiadaniu nie ma za dużo, więc nikt w sumie nie wie jaka jest.
UsuńO Stevenie czy o Joe? Ha, nie powiem.
Jeszcze nie zaczęłam pisać...
Dziękuję bardzo <33
Nie ma dużo Alice i dobrze bo ukradła mi jędza męża :-P
UsuńJestem!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale mam remont w domu, więc komentuję wszystko dopiero, kiedy mam więcej czasu. ;-; Ale już niedługo!
Dobra, bo się rozpisałam.
Droga Faith!
Standardowo zajebisty rozdział. :D
Hope kocha Stevena.
Ha! Zostanę wróżbitą (chyba, nie wiem dokładnie kto czym się zajmuje xD).
Ale tak na poważnie.
Według mnie, to ona nigdy nie przestała go kochać i zawsze był dla niej najważniejszy (ja romantyczka...).
Wydaje mi się, że Joe również jest dla niej ważny, ale nigdy nie zajmie w jej sercu miejsca Tylera. Taa. Sama siebie przerażam. To od zapachu rozpuszczalnika! Który swoją drogą całkiem ładnie pachnie...
O czym to ja pisałam?
Aaa już wiem!
O Joe, Hope i Stevenie.
Perry w tym rozdziale. xD Hah.
Joey.
On nie może pić!
I zdradzać Alice!
Popieram Estranged!
To wspomnienie o tym, jak poszli do schroniska, urocze. :3
Z podglądaniem też ją popieram. xD
Na początku pomyślałam, że to Steven, ale później "przecież on jest na odwyku!".
Ostatnia część mnie zastanawia.
Ale mam nadzieję, że z czasem wszystko się wyjaśni.
Czekam na powrót Stevenka.
Weny i czekam na następny! :3
Ważne, że w ogóle ktoś skomentował.
UsuńDziękuję :)
Angie, Ty geniuszu! XD
Zapach rozpuszczalnika dobrze Ci zrobił. XD
Tylko, żeby nikt nie przeczytał Twojej wypowiedzi...
No, ale i tak ja sama nie wiem (dobra, wiem, ale może się zmienić) czy będzie ze Stevenem czy Joe.
No właśnie, on jest na odwyku!
To ktoś inny...
Od razu powiem, że to nie ten tajniak Brad :D
Dziękuję <333
DENERWUJE MNIE JOE. Tak, mówię w pełni poważnie. Miłość mojego życia (zaraz po Jimmym Page'u oczywiście) mnie denerwuje. Po prostu wszystko w tym człowieku doprowadza mnie do tak zaawansowanego stanu irytacji, że aż nie mogę. xD Każde słowo, które on wypowie jest takie... takie WKURWIAJĄCE, no.
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że Cię ubóstwiam i jesteś wspaniałą pisarką, ale przecież zawsze musi być ktoś kto wkurza, bo to by było zbyt piękne. D:
Hope powinna być ze Stevenem. Tak strasznie do siebie pasują. <3
Czekaj... to będzie... Stepe? xD Niee.. chujowe. Może Hoven? xD Trochę jak Heaven. *-*
Ta historia ze szczeniaczkami... no jejku. <3
Ubóstwiam Cię (tak, jeszcze raz wspomnę) i pisz szybko następny i niech Stev wraca z odwyku i zajmie się Hope tak jak należy, hyh.
To dobrze, że Cię denerwuje. XD
UsuńDziękuję Ci bardzo, ale ja tak nie uważam.
Uważam, że jestem kurde do niczego i ostatnio znowu myślałam nad zawieszeniem i raczej... No, po prostu uważam, że się nie nadaję.
Hs, będzie trzeba jeszcze pomyśleć nad tym skrótem. :D
Ty mnie? To ja Ciebie ubóstwiam i według mnie jesteś lepsza, mówię serio.
Jesteś o wiele lepsza, ja w porównaniu do Ciebie to... Dobra, skończę już lepiej, bo sama się dołuję. Ale mówię prawdę: jesteś lepsza!
Dziękuję jeszcze raz.