Pieprzony Tyler wraca!
Dla Rose
TOM DRUGI
3. Zrozumiałem zbyt późno
22.02.1987
Lubiłam siedzieć na parapecie w pokoju i rozkoszować się widokami za oknem. Nie były może one jakieś wyszukane, jednak w niczym nie przeszkadzali mi sąsiedzi, którzy na swoich podwórkach mieli bałagan. Czasem ktoś nawet przeszedł ulicą i był trzeźwy – o Boże, naprawdę, to było takie niespotykane u nas, w naszych kręgach. Bo żeby facet szedł nienapity? Cud ponad cudy, a w szczególności w Hellhousie. Jednak i u nas czasem zdarzały się takie przypadki, oczywiście, nie grupowo! Pojedynczo, jeśli chodzi o płeć męską. No, może jak mamy gości, co często się nie zdarza, to odwiedzający nas nie jest po wódce... tylko kulturalnie po piwie. Ewentualnie po paru szklaneczkach. Ale to przecież nie alkohol, dla prawdziwego mężczyzny! Tym może upić się tylko jakiś młodociany, nie on. Nieważne, że potem nie ma pojęcia, że siedzi na pilocie od telewizora i myśli, że jest u siebie. Piwo to nie alkohol, ono jest tym, co pije się przed porządnym alkoholem. Browara można wypić sobie do śniadania, zamiast herbatki.
Weszliśmy zgrabnie w nowy rok, rok osiemdziesiąty siódmy, a przynajmniej dla nas, tutaj, tak się wydaje. Michael miał zupełnie inaczej. Okazało się, że jego ojciec jest chory i Mike, niechętnie, musiał udać się do posiadłości państwa Jackson i pomóc matce. W tym czasie Quentin i Nancy, nie mając co ze sobą zrobić, byli skazani na swoje towarzystwo. Nadal są. Dlatego właśnie od czasu do czasu Michael dzwoni do innych swoich pracowników i wypytuje ich o stan zdrowia gosposi i starszego ochroniarza. Pyta również o Neverland, który również, a w szczególności kuchnia, jest zagrożony.
My jednak mieliśmy szczęście, bo już za miesiąc chłopcy mieli wydać album, po czym zamierzaliśmy zrobić coś z Hellhouse, kto wie, może nawet się wyprowadzić. Może zamieszkam sama. Może bez tych wszystkich libacji alkoholowych. Może bez Natalie, która na pewno będzie z Izzym, nie ze mną. Koniec wspólnoty w tym domu nastąpi razem z pierwszymi większymi pieniędzmi. Jest to jednocześnie straszne i dobre, dla nas wszystkich. Bo czy pieniądze nie były nam potrzebne? Och, jakim ,,nam", chłopcom. Oni potrzebowali kasy, a że byli najgorszymi leniami, postanowili połączyć siły i wspólnie być nierobami. A potem pomyśleli, że można by było wreszcie się postarać i wydać tą cholerną płytę. I zrobili to. Ja mam pieniądze, jednak nie zamierzałam się stąd wyprowadzić, nawet o tym nie myślałam. Aż do dnia wczorajszego, kiedy to Izzy i Axl przedstawili nam sytuację. Powiedzieli, że raczej wszyscy odejdziemy stąd, zostawimy za sobą Hellhouse jako wspomnienie i zamieszkamy w nowych, już tylko własnych domach. Wizja jest piękna, fakt, ale kiedy się już tak przyzwyczaiło do tego wszystkiego? Poza tym, czy mieszkanie samemu będzie aż takie wspaniałe? Do kogo usta otworzyć? Taki Axl zamieszka z Erin, Izzy z Natalie, Duff z Mandy, Slash sobie poradzi, ma przecież mnóstwo znajomości, kobiet... Zostaliśmy ja i Steven. Nie mamy w sumie nikogo. Gdyby Rosemary żyła... Ale nie żyje. Nie ma jej, tak samo jak Adler nie ma towarzysza. Dlatego też, pytam, co z nami? W końcu Steven nie przeżyje sam, nie on. Może i ja sobie poradzę, jednak Popcorn? Wątpię, żeby mu się udało, będzie wciąż wisiał na szyi innym. Ale z drugiej strony rozumiem Axla i Izzy'ego, chcą w końcu mieć spokój, zamieszkać z ukochaną kobietą i być wolnym.
Ja będę musiała sobie poradzić z tym przywiązaniem. I dam radę.
* * *
Siedziałem na kanapie, wpatrując się w cholerny telewizor, który włączony był tylko dlatego, żeby w ogromnym domu nie panowała cisza. Nienawidziłem jej, nie lubiłem spędzać czasu w samotności, a cisza jeszcze to potęgowała. Nie lubiłem, jednak cały czas to robiłem. Niespecjalnie, samo zawsze wychodziło; Joe nie miał czasu, poświęcał wszystko Zoey... Kurwa! Jakiej Zoey? Jej już nie było, od początku roku. Dlaczego dopiero teraz to sobie uświadomiłem? Dlaczego tak późno dotarło to, co wydarzyło się po świętach? Jestem szybki, nie ma co... Ale w takim razie, komu Perry poświęca swój pieprzony czas? Co, nagle zrobił się pracoholikiem, że dla mnie nie ma już czasu? Gnój... Jednak nie tylko on nie miał czasu! Tom również, ale w jakimś sensie go rozumiałem, miał w końcu żonę, nie? A to odpowiedzialność; Brad to kompletnie żył gdzieś tam dalej niż my, w swoim świecie. W jakimś stopniu porządnym; A Joey? Cholera, on też miał żonę! Każdy z nich kogoś miał, prócz mnie i Anthony'ego. Czy to niedziwne?
Nie. Stop. Obydwoje kogoś mieliśmy, jednak w jakimś stopniu to zepsuliśmy. A przynajmniej ja, u Joe'ego to Zoey coś spieprzyła. Nawet nie wiem o co chodzi. Jaki ze mnie przyjaciel w takim wypadku? Żaden, to ja jestem gnojem.
Jednak, i ja miałem kogoś ważnego w swoim życiu. Kogoś, kogo kochałem, czego moja zajebiście inteligentna osoba dowiedziała się dopiero po czasie. Po czasie spędzonym razem z nią. Dopiero, gdy zostałem całkowicie sam, kiedy zerwaliśmy wszelkie kontakty, zrozumiałem, że nie była zwykłą ,,przyjaciółką". Była kimś o wiele ważniejszym. Tylko jakie to teraz ma znaczenie? Skoro miała ona już co innego na głowie? Boże, nie widzieliśmy się ponad pół roku. Tak po prostu, zaszyliśmy się w swoich domach myśli i odeszliśmy od siebie. Nie mam pojęcia, co ona czuje, nie wiem, może nigdy się nie dowiem, ale jedno jest pewne – ja ją kocham. Kocham, kurwa, Faith. To boli, rozsadza od środka, ale czy to czasem nie jest właśnie miłość? To ona, nie ma nic bardziej prawdziwego. Była dla mnie wszystkim; oparciem, przyjacielem, rozumiała mnie, do cholery! Kiedy nie było Joe, to ona robiła za jego odpowiednika! To ona się mną zajęła, to dzięki niej wyszedłem z tego całego gówna. Jej zawdzięczam to, że jestem teraz trzeźwy, że potrafię normalnie spotkać się z córkami. Nawet gdyby Joe zmuszałby mnie do rzucenia ćpania, nie zrobiłbym tego. Wszystko jest jasne! Zrobiłem to tylko dlatego, że ciągnęła mnie za sobą Faith! Chora potrzeba tego, żeby ona była szczęśliwa, dumna ze mnie! Żeby wiedziała, że jestem prawdziwym facetem, że potrafię rzucić! Ale do czego to doprowadziło? Wraz ze skończeniem z narkotykami odeszła ode mnie, pewna, że była tylko do tego potrzebna. Pewna, że nie jest mi już oparciem. Pewna, że nie była nikim ważnym.
I nie zatrzymałem jej, i tym razem to ja byłem głupio pewien. Pewien, że jej będzie tak lepiej. Nie myślałem wtedy o sobie, jedynie ona była ważna. Nadal nie dowiedziałem się, że dobrze zrobiłem i... chyba pora się dowiedzieć.
Podniosłem się na równe nogi i łapiąc za pilota przyciszyłem telewizor, w którym leciała kolejna reklama proszku do prania. Poleciałem z prędkością światła do telefonu i wybrałem numer Joe.
– Perry, złamasie, co u ciebie! – wydarłem się do słuchawki.
Nastała chwila ciszy, jednak po chwili usłyszałem zaspany głos bruneta.
– Steven... Cholera, czego ty chcesz? Wiesz, która godzina?
– Oczywiście, że tak – spojrzałem na zegarek wiszący przy wejściu do kuchni. – Po jedenastej. Czyżbyś jeszcze spał?
– Nie. Opalałem się. Czego chcesz?
– Twojej pomocy, ale najpierw...
– Nie dam cie niczego, Steven.
– ... chciałem cię przeprosić.
– Za co, kurwa?
– Za to, że dopiero przed chwilą uświadomiłem sobie, że nie jesteś z Zoey.
– Ale ty masz zapłon... Nie szkodzi. Powiedz mi lepiej, co stało się, że dzwonisz?
– Zrozumiałem coś ważnego – powiedziałem.
– Nie zrobię nic dla ciebie w tej sprawie. Sam jej to powiedz. – Czytał mi, kurwa, w myślach! Pieprzony Perry! Czy bliźniacy zawsze tak mają?
– Ty cioto...
Chciałem coś jeszcze dodać, jednak on się rozłączył zostawiając mnie samego ze słuchawką przyłożoną do ucha. Więc co mi pozostało? Nic. Musiałem jej to powiedzieć czy tego chciała, czy nie.
_____________________
Stęskniłam się za perspektywą Stevena, tak dawno jej, kurde, nie pisałam, że szkoda gadać. Ogólnie stęskniłam się za Tylerem, taka rozłąka. ;_____;
Wiecie, co?
Z jednej strony chcę już skończyć IDWTMAT, ale z drugiej strasznie trudno mi się z nim pożegnać. Zresztą, ono było planowane na jeszcze jedną część, gdzie pojawić miały się dzieci, już dorosłe. Jednak nie wiem czy to zrobię. W ogóle to opowiadanie miało być dłuższe, a wychodzi na to, że drugi tom będzie strasznie krótki, bo wszystko powoli się nam już kończy.
Nie wiem czy kiedykolwiek pojawi nam się tutaj reszta opowiadania związana z dziećmi. Na razie jasne jest to, że kiedy skończy Nie Chcę Nic Stracić usunę się stąd na jakiś czas, może później pojawię się z czymś większym. Nie wiem.
Na razie chcę się pożegnać, ale następny zapewne będzie szybciej, bo moja wena, co do tego powróciła. Wrócił Steven, wróciłam i ja. Cholera, jakie to śmieszne. Naprawdę się cieszę, że on wkracza do gry. No, jednak to nie znaczy, że nie będzie Jona. On będzie zawsze. XD
No i... Pierwszy raz od dłuższego czasu napisałam rozdział na swoim komputerze, przy biurku i czuję się z niego okropnie zadowolona. Nawet opisy wyszły jakieś dłuższe. XD Ok, może rozdział nadal krótki, ale dobra... Pomińmy to już... XD
Dobra, idę, idę, nie zanudzam.
Do zobaczenia. ♥
Dziękuję za dedykację...
OdpowiedzUsuńOch, myślę sobie co mam takiego napisać. Ładny szablon. Kiedy weszłam tu rano, to wyglądał ten blog jeszcze inaczej. Teraz wydaje mi się, że jest ładniej. Ale w sumie to nie ma większego znaczenia, bo i tak liczy się treść, prawda? Ostatnio jestem jakoś za prostotą i przerośnięte formy zaczynają mnie denerwować. Czasami mam wrażenie, że na blogach zaczyna się robić sztuka dla sztuki. Jakby gdzieś wszyscy się zgubili i zapomnieli, że pisze się dla samego siebie, a nie dla wszystkich i trzeba ich zadowolić. Och, nie ważne. W sumie nie wiem, dlaczego to piszę. I dlaczego właśnie Tobie. Chyba siedzi to gdzieś głęboko we mnie, a nie mam komu tego powiedzieć... Przechodzę do rozdziału, bo przecież właśnie po to tu jestem, prawda...?
Żałuję, że nie czytałam pierwszej części. Bardzo tego żałuję. Kiedyś zniknęłam z blogów, przed Nigdy nie mów żegnaj. Nie był to długi okres czasu, ale wystarczył, aby osoby, które ja znałam i które tworzyły odeszły i aby pojawiły się nowe. Faith, ty jesteś jedną z tych nowych osób... i żałuję, że nie trafiłam na Ciebie odpowiednio wcześnie, aby nie mieć gigantycznych zaległości. Cóż, trudno. Może kiedyś nadrobię tamto opowiadanie. Na pewno było bardzo ciekawe, z tego co widzę po informacjach, które są zawarte tu. Intryguje mnie wątek Stevena A. Adler zawsze jest jakoś tak pomijany w opowiadaniach. Nie wiem, dlaczego... może wynika to z tego, że w zespole także nie miał wiele do powiedzenia. Tu chyba było go trochę więcej... jak mnie przypili to naprawdę zacznę czytać pierwszą część.
Faith, ja bym chciała, aby wszyscy wyprowadzili się z HH i zaczęli prowadzić swoje oddzielne życie. Jakoś nie jestem zwolenniczką tego, aby członkowie zespołu mieszkali na kupie w jednym domu ze swoimi dziewczynami i prowadzili wesołe życie alkoholika, a dziewczyny ogarniają dom i wcale się nie buntują, że mieszkają z kompletnym marginesem społecznym. Ten wątek wydaje mi się taki oklepany. A także po przeczytaniu biografii Slasha przewrócił mi się światopogląd co do HH, bo przecież Hudson jasno powiedział, że takie coś było, ale nie należało do zespołu, a oni wcale tam nie mieszkali. Cóż, Duff to tylko potwierdził. Zauważyłam, że sam wątek HH w opowiadaniach zaczyna mnie po prostu irytować. Ja wiem, że być może teraz trochę do demonizuję i wcale nie jest tak, że dziewczyny mieszkają z bandą ćpunów i alkoholików, ale... z resztą sama Faith powiedziała, że trzeźwa osoba w domu się nie zdarza. Czasami przerażają mnie takie konstrukcje fabuły. Faith, to nie jest zarzut, że coś robisz nie tak. Po prostu piszę swoje odczucia. Wiesz, ja już dość sporo czasu w tym siedzę. Piszę bardzo długi, dłużej czytam, a jeszcze dłużej słucham. Zaczęłam kiedy byłam dzieckiem, najbardziej intensywny okres wypadł na mój wiek nastoletni i bunt. Czułam się wtedy zafascynowana całym brudnym światem rocka. A teraz jestem dorosłą kobietą i po prostu widzę coś czego nie widziałam wcześniej. Czasami przeraża mnie to, że opowiadania pisane są tak, że nie pokazuje się zła w imprezowaniu, dziwkach i narkotykach. Czasami boję się, kiedy czytam, że główne bohaterki mają takie sytuacje za normalne, bo przecież to jest Los Angeles. Przecież to są gwiazdy rocka... być może dlatego sama koncepcja HH, - mimowolnie jaskini rozpusty - mnie irytuje. Dlatego mam nadzieję, że się wszyscy wyprowadzą do siebie.
Szkoda mi Stevena A. Z resztą szkoda mi też Stevena T.
UsuńAle może popiszę sobie trochę o Stevenie T, który nagle zdał sobie sprawę z tego, że kocha Faith. W sumie zastanawiam się co się takiego wydarzyło, że sobie nie zdawał z tego sprawy i co się takiego wydarzyło, że nie ogarniał, że Joe nie jest z tą dziewczyną, której imienia nie pamiętam. Z resztą jak już z nią nie jest, to na pewno nie jest taka ważna. A może się mylę. Ech, wydaje mi się, że ta relacja między Joe a Stevenem wydaje się być dość trudna. Z resztą zazwyczaj jest tak pokazywana. Steven zawraca dupę Joe'ego, który chciałby spokojnie sobie żyć... Zastanawiam się, czy jest to jakiś schemat, czy może wynika z historii zespołu, którą można zauważyć od strony fana. Faith, ja nie mogę nazwać się fanką Aerosmith. Jest to zespół mojego dzieciństwa, ale głównie od strony muzycznej. Jest to zespół mojej miłości, bo mężczyzna, którego kocham... kochałam był fanem i po prostu wiele raz śpiewaliśmy piosenki jeżdżąc samochodem. Jest to zespół moich wspomnieni. Ale nie jest to mój zespół, którym bym się fascynowała na tyle, aby znać jego historię. Dlatego dla mnie postacie z tego zespołu są prawie na równi z postaciami fikcyjnymi, których wplata się w historię... Czasami dość głupio się czuję, kiedy czytam opowiadania o Aerosmith i komentują same zagorzałe fanki, a ja jestem... zielona w tych sprawach. Chociaż ostatnio stwierdziłam sobie, że muszę przeczytać książkę Perry'ego.
Mam wrażenie, że paplę bez sensu w tym komentarzu.
Och, jeszcze raz dziękuję za dedykację. Niby takie nic, ale naprawdę to jest miłe.
Cóż, wrócił Steven i wróciłaś Ty... a ja odeszłam. Przewrotne to życie.
Pozdrawiam, Faith.
Ech, z szablonem to ja tu majstruje od jakiegoś czasu, bo z jednej strony sama wolę prostotę, ale z drugiej... Cholera, stęskniłam się za innym z szablonów. Tak wyszło, jednak ostatecznie znów mamy biel.
UsuńSteven Adler był tu... Cóż, może nawet pojawiał się więcej niż Axl, chodź nie wiem, ja tego nie liczę, nie sprawdzam. Ale gdyby się tak zastanowić, to o Adlerze było tu nie za dużo i nie za mało... Jak tak się zastanowić to rzeczywiście - on i Izzy byli tu najczęściej pojawiającymi się członkami Guns N' Roses. Reszta z panów była raczej nie na serio tu pokazana, ponieważ zwykle kiedy się tu pojawiali, przewyższał humor, a nie ich problemy i sprawy. Choć w pewnym rozdziale jest coś o Erin i Axlu, i o kłótniach, z tego co pamiętam... W każdym razie gadam bezsensu i przejdę do lepszego tematu.
Ja również chcę, żeby się już wyprowadzili, żeby zakończyć tą całą chorą wizję mieszkania razem. Tu akurat nikomu raczej nie podoba się takie mieszkanie, a w szczególności już Natalie czy Mandy. Może panom jakoś to pasuje, bądź jest obojętne, jednak z uwagi na partnerki chcą opuścić stare śmieci. Z uwagi na mnie chcą to zrobić tak szybko. XDD Nosz kurde, muszę przydusić bohaterów własnego opowiadania, żeby się wyprowadzili w końcu. XD Naprawdę, mnie samą denerwuje to całe mieszkanie w Hellhouse, denerwuje mnie on sam. Dlatego właśnie pozbywam się tego domku jak najszybciej, kiedy tylko będzie ich stać na coś swojego. Mnie nie fascynuje całe to imprezowanie, mojej Faith też właściwie, ponieważ nie należy ona do takiego typu osoby. Przeraża mnie to trochę, takie życie. Znienawidziłabym ją po czasie, gdybym zrobiła z niej taką właśnie bohaterkę, która cały czas zajmuje się tylko takim życiem; że dla niej normalne jest chlanie i ćpanie przez cały czas. Funkcjonuje tu jako taka opiekunka, można by powiedzieć; z jednej strony chce się wyprowadzić i żyć normalnie, a z drugiej jest świadoma tego, że będzie jej brakowało chłopaków i Natalie.
Ale się wyprowadzą! Ja już tego nie zniosę.
Relacja między Joe a Stevenem jest tu... W sumie to Joe prawie tu nie ma, jednak często pojawia się w myślach Stevena. Często opowiadają one o tym, że Anthony jest dla niego ważny, że źle wobec niego postępuje, że Joe to taki samotnik, który jako jedyny go rozumie.
Dziękuję Ci, Różo, za ten piękny komentarz, za to co tu napisałaś. I mam nadzieję, że wrócisz, bo bez Ciebie nie będzie tak samo. Postaram się u Ciebie nadrobić do tego czasu, bo przecież jeszcze niedawno (jakie ,,niedawno"? Czas zbyt szybko leci) czytałam Twojego bloga i był jednym z moich ulubionych. Naprawdę, nadrobię i zapewne pojawię się z komentarzem we wrześniu. Oby.
Ja również Cię pozdrawiam, Różo, i miłej końcówki lipca oraz całego sierpnia Ci życzę. ♥
Jak to mówi moja koleżanka: „Piwo” to nie odpowiedź. Odpowiedź to „tak”. Istnieje tyle różnych piw, że nawet podjęłam wakacyjne wyzwanie spróbowania jak największej ilość „dziwnych” piw. Jak na razie najlepsze okazało się być Czarnym Kotem o smaku wiśni z czekoladą, a także kokosowy Bojan. Jejuuuu.
OdpowiedzUsuńSteven to mógłby się zaćpać i skończyć gdzieś w rynsztoku. Lepiej, żeby przyjaciele nie zostawiali go samego. Właściwie Adler wygląda jak duży pupil, w dodatku sam się załatwia, nie trzeba go karmić i myć – może jednak ktoś go przygarnie, co?
Aerosmith! Jak się cieszę, że to kolejne opowiadanie, w którym mogę przeczytać o tych panach. Przedwczoraj skończyłam czytać jednego bloga, na którym dość często była o nich wzmianka. Niestety tamto opowiadanie już się skończyło. Ale u Ciebie akacja chyba od nowa nabierze rozpędu. Nie jestem fanką Aerosmith i słucham ich tylko od czasu do czasu, ale uwielbiam o nich czytać. Mam nadzieję, że Tyler wyjaśni sobie z Faith to i owo. Powinni na spokojnie porozmawiać, pogodzić się. Z tego, co widzę, ich rozstanie wynikło tak naprawdę przez jakieś niedomówienia. Na pewno da się ten związek pozbierać ponownie do kupy. Przynajmniej mocno w to wierzę!
Tak, akcja nabierze rozpędu, aby wszystko nabrało ładnych kolorów i wyszło z bagna, tak naprawdę.
UsuńTyler i Felicja to temat dosyć trudny, że tak to ujmę. Ale na pewno sobie wszystko wyjaśnią i połączą się, na pewno w takich relacjach w jakich byli, ale może i będzie lepiej. Zobaczymy!
Dziękuję, Hadas, że wpadłaś. Do Ciebie też w końcu muszę pójść, bo mi czas na komentarz ucieknie! Zaraz pewnie nowy rozdział, a ja w ciemnej dupie!
Czekam w takim razie na Aerosmith.
UsuńKomentarz zawsze możesz dodać pod poprzednim rozdziałem. Właśnie, pod dwójeczką u Ciebie też zostawiłam kilka słów.
Jakoś mi nie spieszno z dodaniem kolejnego rozdziału :<
Ej. Jak ja tu dawno nie byłam xDD Kuźwa. Ale pamiętasz mnie wieśniaku plawda? Plawda? Ej szkoda, że już nie będą mieszkać razem w Hellhouse. A może tak Steven A. zamieszkał z Faith? No i tam od czasu do czasu wpadł Steven T.. No zajebisty pomysł! Musisz tak zrobić! Ale kurde.... na serio mi szkoda, ze nie będą już mieszkać razem. Tak super razem im było. Jak myślę o tym ich odejściu od razu przypomina mi się jak rodzice Faith przyjechali i Tyler miał udawać narzeczonego plus ( nie jestem pewna ale coś mi się wydaje, że on) Adlerek wpadł i powiedział, że jest księdzem. xDD Mój ukochany fragment. Nevermind...
OdpowiedzUsuńTyler wraca do gry! I bardzo dobrze! Stęskniłam się za tym kochanym idiotą. Nie nie chcę by byli razem. Wolę, aby była z Hudsonem choć tak na prawdę nie przepadam za Slashem lecz w opowiadaniu jest fajny. Tak, to skomplikowane xDD
Whatever... TO TERAZ PERRY JEST WOLNY?! Tak czy nie? Szybka odpowiedz. Trzeba brać póki wolny.
No Faith kochany wieśniaku lecę już :D
PERRY JEST WOLNY, BIERZ GO PÓKI MOŻESZ, EVA!!!
UsuńA teraz powiem Ci, że nie możesz tak po prostu porzucić pisania, cioto jedna.
Nie, Hellhouse mnie męczy już, nie będzie go, ale... Muszę Ci powiedzieć, że wyobraziłam sobie takiego Adlera z Felicją i... Boże, uchroń nas przed tym. XD oni w jednym domu, sami? XD
Tak, tak, tak, to Adler powiedział, że jest księdzem. XDDD Też tak trochę smutno, że nie będą razem, ale cóż, pozostają nam wspomnienia.
Eva, wiesz, że Cię zamorduję jak odejdziesz?
Oj, nie zamordujesz ;p Robię miejsce nowym osobom. ,,cioto jedna'' jak ty mnie kochasz xDD Adler i Faith to by było najlepsze połączenie i czasem jeszcze Tyler xDD Nosz kurde tam by się działo! I już się zabieram za mojego ukochanego JOE!! Dzięki za informacje!!!
Usuń