TOM DRUGI
2. Co słychać w Neverlandzie?
Tuż po przebudzeniu stwierdziłam, że i tak nie dam rady wyrzucić Jona, co gorsza, nie ze swojego łóżka. Dlatego - co ja mogłam? Nic. I ta odpowoedź musiała pozostać w mojej głowie, nawet jeśli tego nie chciałam. A trzeba tu zaznaczyć, że piekielnie mnie to irytowało, choć to raczej spowodowane było bólem głowy, który przypomniał o sobie. W końcu mogłam zapomnieć o tym, że mamy już osiemdziesiąty siódmy i trzeba kupić nowy kalendarz, aby powpisywać ważne daty. Przecież bez niego o wszystkim się zapomni! Tu się przecież czas nie liczy, numer dnia również. Całe szczęście, chociaż w miesiącach się orientowaliśmy, a i o każdym nowym roku zapomnieć się nie dało. Choć, gdybyśmy zgubili się w tym, to byłoby już naprawdę coś z nami nie tak. A gorzej być nie może. Serio.
Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, które skąpane było w żółtych, ciepłych barwach, co oznaczać mogło, że pomieszczenie należy do Natalie. Znaczenie mogło mieć również takie, iż przyjaciółeczka śpi u mnie. Z Izzym, który mógłby zobaczyć ten cały bałagan w pokoju. Oczywiście, on miał nielepszy, jednak teraz moja władza mogła zaniknąć. W końcu kto będzie słuchał hipokrytki? Bo czy to nie było właśnie to? Posprzątajcie u siebie, bo jesteście nieporządni, ale ja mogę mieć bałagan. Tak. Ja mogę, wy nie. Ale czy ten bałagan mi nie pomagał? Przecież mogłam się w nim odnaleźć i nie narażałam czyjegoś życia, bałaganiąc w salonie. Ja brud miałam jedynie w swoim pokoju, co zresztą, i tak sprzątałam, a aktualnie większość czasu spędzałam poza domem. Więc? Miałam usprawiedliwienie.
Położyłam dłoń na drewnianej szafce nocnej, na której Nat trzymała zwykle swoje badziewne kosmetyki, jednak teraz ich tu nie było. W sumie to nie było niczego... Bo sypiała u Izzyego! Jak można zapomnieć o takim fakcie? Nie można, właśnie! Choć, czy teraz też jest z nim? Jej odwalało kiedyś i na trzeźwo, i po pijaku, tym bardziej, dlatego czy nierozsądnie byłoby zobaczyć, czy nic złego się nie wydarzyło? I - czy wszyscy żyją, co najważniejsze?! W końcu ta impreza, chyba, rzeczywiście przebiła wszystkie inne, jak to stwierdził Axl. Jednak, raczej nikogo nie zamrodowali ani nikt nie uszkodził sobie czegoś, pewnie wybudziłoby mnie to ze snu. A może nie... Cholera!
Ostatecznie z powrotem ułożyłam się w łóżku, wiercąc się przy tym okropnie. Z Jonem u boku spanie nie było takie łatwe, ponieważ zajmował za dużo miejsca, a do tego przyzwyczajona nie byłam. Jedyne osoby, z którymi ostatnio sypiałam to Młody i Scott, a oni nie ważyli za dużo, i spali w nogach. Dobra, ważyć to już trochę ważyli, ale nadal są na prowadzeniu, bo śpią w nogach. A teraz biedaki muszą pochrapywać na podłodze i to pewnie jeszcze same, bo ja jestem u Natalie... A jeśli ktoś jest rzeczywiście u mnie?! Jezu, może widzieć moje rzeczy, mógł nawet w nich grzebać! Śpi na mojej pościeli! Przepoci, zaślini czy Bóg wie, co jeszcze! Nie, nie, nie, zaraz będzie natychmiastowa eksmisja.
- Co ty się tak kręcisz? Ja chcę spać, a wiercisz się tu, jakbym ci przeszkadzał... Zajmuję tak mało miejsca, a ty? - wymruczał blondyn, próbując uciszyć mnie ręką. - Kobity to są jednak wredne.
* * *
- Quentin, chodź tutaj, bo ci nogi z dupy powyrywam! - wzrok Michaela został w nią wbity.
- No to teraz na pewno nie przyjdę! Czego ty w ogóle chcesz?!
- Gówno chcę...! To znaczy... - spojrzała na Jacksona, który ostrzegawczo się w nią wpatrywał. - Kulturalnie porozmawiamy przy herbacie!
- Nie wierzę! Zatrujesz!
- A żebyś wiedział! - odpowiedziała, po czym rzuciła na kuchenny blat tacę.
Nancy od rana krzątała się w kuchni, co było jej codzienną pracą, dlatego też od lat początek wszystkich akapitów o Neverlandzie tak będzie się zaczynać. W końcu to Nana wszystko zawsze rozpoczyna swoją promiennością, miłością i szacunkiem dla każdego. A w szczególności dla Quentina, który i tak miał już przejść na emeryturę, choć nie każdy o tym wiedział, a już na pewno on sam. Mężczyzna liczył sobie równe pięćdziesiąt lat, jednak nie za bardzo było to po nim widać, między innymi, dlatego, że miał wciąż siłę na kłótnie z Nancy i nigdy nie wychodził z wprawy. A nawet zaskakiwał nowymi obelgami. Za to w roli ochroniarza nadal świetnie się sprawdzał, a jego styl pracy się nie zmieniał. Wciąż udawał, że nie ogląda telenoweli i zjadał wypieki Nancy, z którą wcześniej, oczywiście, musiał się pokłócić, jednak nie oznaczało to, że zapomniał o paralizatorze. Już nawet z dwa razy potraktował nim pracodawcę.
Gosposia spojrzała na duży zegar z kukułką, który wybijał już dwunastą w południe. Oznaczało to, że nadszedł czas na przybycie nowej ukochanej Michaela - zielonej herbaty. A ona zwiastować miała przybycie Katherine Jackson, która przybywała, aby odwiedzić syna w potrzebie. Dlatego Nancy zdjęła czajnik z kuchenki i zalała wrzącą wodą filiżanki z kwiecistym wzorkiem na lewym boku porcelany. Różowa róża z wijącymi się, zielonymi liściami. Komplet takich talerzy i filiżanek Michael dostał w prezencie od siostry, Janet, aby w końcu jakoś porządnie ją ugościł. Ciekawe jest jednak to, że za każdym razem, gdy pojawiała się u brata, dostawała napoje w zupełnie innych szkłach. Taka mała złośliwość Nancy. Jednak dla pani Jackson musiała podać najlepszy, a przynajmniej jedyny nie potłuczony i najładniejszy, zestaw jaki mieli na stanie. A w tym domu było o to trudno.
- Och, czy to nie te filiżanki od pani Janet? - zapytał ochroniarz podchodząc bliżej i zaglądając kobiecie przez ramię. - Nie potłucz ich, łamago.
Zachichotał wrednie, po czym oddalił się do małego saloniku, w którym to znajdował się jedynie telewizor, sofa, masa zdjęć na machoniowych komodach i drzwi prowadzące do biblioteki. W saloniku znajdował się również Michael z uwagi na położenie pomieszczenia, z którego dobrze widziało się kuchnię, jak i drzwi wejściowe, co pozwalało mu konwersować z personelem i spoglądać czy czasem matka nie trzaska drzwiami.
- Quen, proszę cię, zachowuj się miło przy mamie - poprosił Mike uśmiechając się.
- Ha! - uradowała się Nancy. - Nawet Mike zwraca ci uwagę, tłuściochu!
- Mieliśmy nie poruszać kwestii mojej wagi!
Michael podniósł się ze skórzanej kanapy i skierowałaz się w kierunku kuchni. Obrzucił uważnym spojrzeniem całe pomieszczenie, po czym przejechał dłonią pow białych płytkach, które znajdywały się tylko do połowy ściany. Resztę pokrywała niebieska farba. Ostatecznie jednak zatrzymał wzrok na Nancy, która przekładała ciastka na duży talerz należący do kompletu od Janet.
- Po co, tak właściwie, przychodzi pani Jackson? - zapytała gosposia i przeszła do małej jadalni, znajdującej się tuż za kuchnią.
Była ona cała w barwach złota i bieli, na ścianach znajdywały się obrazy, które Michael zakupił na przeróżnych aukcjach lub dostał w prezencie. Na środku stał duży, biały stół, który przybrany był już w obrus i sztućce.
- Nie... Nie wiem - powiedział Mike po dłuższyn zastanowieniu. - Może tak po prostu? Choć... Zwykle nie ma czasu, ale...
- Więc będę musiała wyjść - westchnęła kobieta. - Jak zawsze. Będźmy szczerzy, jesteś dla niej ważny, ale nie ma czasu na takie odzwiedziny, żeby tylko na herbatkę i zapytać, co u ciebie. To będzie coś ważnego. Dlatego wszystko uszykuję i idę do siebie.
____________________
Hejka naklejka.
Mamy dzisiaj coś w Neverlandzie, co mi się nawet podoba, bo Mike i spółki nie było już od dawna. Stęskniłam się za Quentinem i Nancy. ;____;
No i zapytam - jak tam wakacje? Bo ja siedzieć będę cały czas w domu. A na dodatek komputer mam wciąż niesprawny i korzystam jedynie z telefonu. ;________; Aż nie chce się komentować. Przepraszam.
Faith, ja tylko chciałam Cię ostrzec, że niebawem zacznę czytać wszystkie Twoje opowiadania. xD Eternal Flame już za mną (jeszcze jutro walnę komentarz!), zostały mi już tylko trzy + dodatki. xD Ale dam radę! U Joanne nadrobiłam to i tutaj dam radę. :D
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia!
O Boże, bardzo się cieszę, że chcesz to nadrabiać, okropnie dużo tego jest. ;____;
UsuńJa u Ciebie mam przeczytane wszyściutko, ale z komentarzem chcę poczekać aż będę mieć komputer, a z dzisiejszej rozmowy wynika, że kupujemy nowy. Może już w poniedziałek walnę Ci komentarz!
Tak, tak, do zobaczenia! ♥
Cześć Faith.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam prolog i dwa rozdziały tego opowiadania, czyli wszystko. I chcę Ci powiedzieć, że będę tu bywała. Och, tak szczerze, to... chyba muszę Ci wytłumaczyć, dlaczego przestałam Cię czytać. Może Cię to zaboleć, ale myślę, że powinnaś o tym wiedzieć. Po prostu zaczęło mnie denerwować coś na Twoim blogu. Pod prawie każdym rozdziałem pisałaś jak bardzo Ci się to wszystko nie podoba, jak bardzo jesteś z tego wszystkiego niezadowolona i jak bardzo to wszystko jest do dupy. Faith, wiesz jak bardzo mnie to irytowało? Tak bardzo, że przestałam czytać... Nie wiem, co teraz pomyślałaś sobie na ten temat, ale może po prostu przemyśl. Moje zdanie jest takie, że jak coś daje się na bloga, to jest się tego pewnym. Oczywiście, czasami coś może się nie podobać. Sama u siebie wspominam, że czasami mam gorsze rozdziały, ale bez przesady. Fairh, po prostu nie marudź tu publicznie, że masz rozdziały do dupy i nie zastanawiaj się nad tym, czy w ogóle ktokolwiek będzie chciał to przeczytać. Widzisz, mnie to naprawdę bardzo zniechęciło, bo jak dla mnie nie jest miło wejść na bloga, przeczytać notkę od autora, bo zawsze czytam ją na początku, nawet jak jest umieszczona na końcu i od razu dowiedzieć się, że rozdział jest do niczego i w ogóle czy ktoś będzie chciał go przeczytać. Faith, kupiłabyś książkę, na której napisane by było "Och, to naprawdę jest do dupy. W sumie, nie wiem dlaczego to napisałam. Ktokolwiek w ogóle kupi" No chyba nie... Wiem, że być może nie zmienisz swojego postępowania dla jednej osoby, jakiejś tam Rosie, które w Twoich oczach pewnie czepia się szczegółów, ale po prostu musiałam Ci to napisać.
Jeśli chodzi o Twój pisania, nie mam zastrzeżeń. Ale nie będę Ci pisała o tym pod każdym rozdziałem, pod którym napiszesz, że jest do niczego.
Skoro sądzisz, że jest do niczego, to go nie wstawiaj, albo po prostu się nie odzywaj na ten temat. Takie jest moje zdanie.
Wiem, wyszłam na wredną, ale cóż.
Możesz mnie teraz znienawidzić, Faith.
Pozdrawiam.
Hej, hej, Rose.
UsuńCóż, to nie jest tak, że uważałam to wszystko za złe, tyle że... Dostawałam wiele anonimowych opini na swój temat, nie wszystkie były publikowane, więc nie można było tego widzieć. Wynikało z nich, że jestem gorsza. Wiedziałam, że nie jestem zła, jednak w pewnym sensie czułam się, po prostu, gorsza, wiele chciałam poprawić. Chciałam unikać tych złych opini, ale przez to wszystko wydawało mi się, że naprawdę jestem zła, że nie potrafię. Nie oczekiwałam, że ktoś napisze mi pochwałę, nie chciałm ich i nadal nie przepadam, bo mam w sobie coś takiego, co mi przypomina o tych obelgach. Po prostu zaczęłam myśleć, że to prawda i wydawało mi się to wszystko marne. Ogólnie wszyscy mówią mi, że nic nie potrafię. Ale teraz przestałam się tym przejmować, nie obchodzą mnie już anonimy. W sumie, to zawsze chciałam myśleć, że mam je gdzieś, jednak to przychodziło, zaczynałam myśleć o tym wszystkim i dochodziłam do wniosku, że jestem okropna. Wiem, że to może zniechęcać, ale mnie nie interesuje ile osób będzie czytać, może nawet nikt. Dla mnie ważne jest teraz to, że już mi się podoba to, co piszę. Bo mam już gdzieś to, co mówią.
Przypomniałaś mi o tym, Rose. Nie jestem zła, nie będę Cię nienawidzić.
Nie piszę już prawie nic o rozdziałach, bo nie mam żadnych zastrzeżeń, a przynajmniej, jeśli są, to pozostawiam dla siebie i uważnych. Cóż, nie każdy musi to widzieć. XD
Również pozdrawiam.
Zamieniłam kalendarz na ścianie na mordę Dave’a Mustaine’a. Teraz każdego dnia przed snem daję mu dwa całusy. Mam nadzieję, że nikt nie dowie się o tym, że całuję codziennie ścianę. Chora głowa to problem. Ale po kiego grzyba mi kalendarz, kiedy w lipcu nadal miałam czerwoną obwódkę na 21. marca?
OdpowiedzUsuńSama jestem bałaganiarą i mnóstwo rzezy wala się po podłodze w moim pokoju. Ale jak widzę chociaż odrobinę brudu poza moim pokojem, to dostaję białej gorączki.
Jon to by się mógł w język ugryźć, zamiast wyjeżdżać z tymi swoimi gadkami na temat kobiet.
Nie wiedziałam, że w opowiadaniu piszesz również o Jacksonie. To postać, której wyjątkowo nie lubię. Nigdy nie przepadałam za jego twórczością, sposobem bycia. Nie opłakiwałam jego śmierci i bardzo, ale to bardzo mnie dziwił fakt, że gdy umarł to nagle jego fanów wyrosło tyle, co grzybów po deszczu. Zirytowało mnie to. No i jakoś tak nie lubię gościa…