sobota, 27 czerwca 2015

I.



Tom II. I don't want to miss a thing:
rozdział I.
Zapomnijmy o tych, których nie ma



31.12.1986

Walnęłam głową w szybę.
Cały ten pieprzony rok był po prostu porażką. Masakrą, jeśli mam już mówić w taki sposób. Wszystko w nim było dobitnie złe, przesiąknięte nienawiścią do życia i piękna. Rosemary zmarła, Natalie wyjechała (choć niby wróciła, ciałem, duszą jest na własnym ślubie), zerwałam kontakt z Tylerem, a na poprawkę, we wrześniu, Cliff nas zostawił. Wszystko się posypało, a w tym bagnie ja siedziałam w domu i tylko sprzątałam syf po chłopakach. Innego przydatnego zajęcia nie było, prócz gotowania, ale podobno nad tym muszę jeszcze popracować, bo jedynymi mieszkańcami domu, którzy chcieli zjeść coś ugotowanego przeze mnie, byli chłopcy i psy. Natalia stwierdziła, że woli nie ryzykować, a Erin odpuściła. Jednak kochanym nierobom smakowało i to musiało mi wystarczyć. Lecz to nie poprawiało całej sytuacji, ponieważ wciąż niektóre stosunki były napięte. Steven, na przykład, odsunął się od Axla, z uwagi na jego chorobliwie przerażające zachowania. Nie dziwiłam się mu, sama najlepiej pozbyłabym się Rose'a, ale mam dwa oczywiste powody, które nie pozwalają mi na to - Erin i moje przywiązanie. Czasem trzeba przecierpieć.
Jednak często bolała świadomość, iż Cliff i Rosemary już nigdy nas nie odwiedzą. Rosie była promyczkiem w naszych oczach, co zresztą, było najszczerszą prawdą; zawsze chętna do pomocy i uśmiechnięta, skarb Adlera. Dzięki niej wydawał się szczęśliwy naprawdę, nie wyglądał tak jak kiedyś, było lepiej. Teraz pozostał pewien cień smutku w jego oczach. Wciąż był tym samym Stevenem, jednak często zaobserwować było można przejawy rozpaczy w jego zachowaniu. Chodził do niej prawie codziennie, aby porozmawiać, czasem samemu, czasem ze mną. I ja rozmawiałam z Rosemary. Nie czułam się dziwnie, nie było nawet do tego podstaw, jednak Axl sprawiał wrażenie, jakby denerwowało go to, że jego perkusista zajmuje się czymś innym niż nagrywanie płyty. Lecz Steven starał się tym nie przejmować w jego obecności, łzy ronił jedynie przy ukochanej, z którą namiętnie dyskutował o wszystkich ważnych, dla niego, sprawach. Zwykle zaczynał od pogody, aż przechodził we wszystkie problemy. Wydawał się wtedy być szczęśliwy, choć na każde rozstanie widać było smutek w jego oczach. Cieszyło go jednak to, że miał blisko na cmentarz.
Ale pojawiło się coś jeszcze; znów nam ktoś odszedł, rozszarpując wszystkie nerwy na strzępki. Cliff. Pamiętam dobrze, jak to przychodził do mnie, często bez powodu, tak po prostu pogadać. Raz nawet mnie nie było w domu, dlatego przesiedział tam aż wrócę. Wtedy też Steven wpadł na pomysł połączenia ze sobą na nowo Natalie i Izzy'ego, może luty tego roku, zaraz minionego. Okrutne. To było po prostu ochydnie okrutne. Nie można zabierać sobie ot tak ludzi! Nie wolno odbierać im radości z życia, żegnać na siłę z bliskimi! Niesprawiedliwe, okropne, a na dodatek prześladuje nas. Chodzi za nami i odbiera kogo popadnie, nie patrzy, wtedy, czy ktoś będzie tęsknić, czy ma kogoś bliskiego. To nie jest wtedy ważne. Tak po prostu zabiera i... Koniec. Koniec wszystkiego, koniec... Nas? Pora na żałobę? Pora siedzieć rozpaczając nad losem? A jeśli Tam jest lepiej? Jeśli Tam on ma dobrze? Na pewno, choć... Tu go brakuje.
Cliff, brakuje nam Ciebie.
- Felicja, co tak siedzisz? - uslyszałam głos Natalie. - Chodź, przecież nie będziesz tak smętać! 
- Będę. Mam do tego prawo, kochanie - odparłam spuszczając głowę.
Nie wiedziałam czy ona się domyśliła, czy to było widać, ale sprawiała wrażenie, co zresztą później udowodniła, że wie o czym rozmyślałam. Mówiłam juz kiedyś, że z niej wróżka jest, jednak nie myślałam, że to przy mnie będzie okazywać swoje zdolności! Choć, czy to nie brało się z jej dlugoletniego doświadczenia przy mnie? Pewnie, że tak, żadne zdolności, przecież ona nie ma predyspozycji. To ja tu jestem lepsza, do cholery. Śmieszne, ja.
- Nie lubię takich momentów - mruknęłam chowając nos w jej ramieniu. - Minęło tyle czasu, a mi się przypomniało to wszystko... Biedna Corrine.
- Felicja, tak nie można, trzeba się bawić, mamy zaraz 1987, a ty siedzisz tu i smutna jesteś. Rzuć w zapomnienie.
- Ale tak się nie da - odparłam.
Szczerze mnie to poruszło, jej słowa zabolały. Nie mogłam tak po prostu zapomnieć o tym, że Cliffa i Rosemary już nie ma, nie teraz. Przecież przez cały ten czas wiedziałam, że oni są z nami, duchowo, tylko teraz... Gorsza chwila mnie dopadła.
- Wiem - powiedziała po czasie. - Ale nie teraz, oni też się bawią. Tylko że...
- Nie rozklejaj mi się tu...! Idziemy do tych idiotów tam na dół.
Czasem trzeba zaryzykować i pomyśleć tak jakby byli, jakby Natalie miała rację, co w tym wypadku jest prawdą.
Cholera. Przeczę sama sobie.




* * *




- Dawaj, no! Nie poddasz się chyba?!
Jak zwykle impreza trwała do późna. Jak zwykle alkoholu było dużo. Jak zwykle gości prawie nie znałam. I jak zwykle urządzili sobie zawody na picie. Dziecinne zabawy były nawet fajne, ale nie piłam dzisiaj z nimi, nie zamierzałam rywalizować z chłopakami, pomimo tego, że mnie prowokowali twierdząc iż się boję. Nie miałam na to ochoty, wolałam kulturalnie napić się z damską częścią Hellhouse i nie tylko. W końcu znajdywało się tutaj mnóstwo nieznanych mi dziewczyn, które zaprosili chłopacy. Ja sama już nie wiem... Bo jak można znać aż tyle osób, nie ruszając dupy z domu? Może oni poszli tak na żywioł z tym zapraszaniem i po prostu przypadkowych zgarnali? Cholera! Nieodpowiedzialni - to za mało powiedziane! Mogą mnie okraść, do kurwy nędzy! Co ja tu jeszcze robię?!
Spojrzałam na Erin saczącą drinka przez słomkę. Wyglądała tak jakby nie obchodziło jej to, że jest pod odstrzałem, jakby miała wszystko gdzieś. Cóż, ja niestety nie mogę mieć takiego opanowania, kiedy trzymam w pokoju cały swój majątek!
- Faith, co cię tak poruszyło, kocie? - ostatni raz słyszałam jak ktoś mówi do mnie ,,kocie" parę miesięcy temu, co i tak robiła dana osoba, dlatego też zdziwiłam się słysząc to z innucyh ust.
Odwróciłam się w stronę Jona, który stał nade mną i wpatrywał się tymi swoimi oczętami prosto w mój dekolt. Chyba wszystkim się w glowach już poprzestawiało, bo zeby Jon?! Cholera! Za dużo wypił!
- Jestem pod odstrzałem, Francis - powiedziałam, po czym wstałam i wręczyłam mu swoją szklankę. - Idę do siebie. Zejdę pewnie, tylko błagam... Nie idź za mną, idioto.
- O co ty mnie podejrzewasz, kobieto?! Chryste, raz się wypije i już... Gwałciciel! 
- A gdzie się patrzysz?!
- Tak mi się oczy przekrzywiły! 
Miałam ochotę się zaśmiać, jednak zachowałam powagę, aby nie popsuć całej sytuacji i naszego, poważnego problemu. Nie zwracałam jednak już uwagi na Jona i klepiąc go po ramieniu, pożegnałam się ładnie, po czym skierowałam się na górę. Do siebie.
Tam jednak nie czekało na mnie nic ciekawego albo, dzięki Bogu, niepokojącego, jak niezapowiedziani goście typu - osoba, którą widzę pierwszy raz w życiu. Natknęłam się jedynie na Scotta i Młodego, lecz oni byli psami, więc? Pierwsza spokojna noc sylwestrowa? O Boże, chyba...
...nie, jak się okazało. Potem było gorzej, bo i mnie po północy poniosło. Usłyszałam później, że byłam rozdarta pomiędzy Jonem a Rachelem.
Czasem fajnie jest obudzić się obok wcześniejszego, domniemanego gwałciciela.

______________

Witam,
Rozdział ukazuje się dosyć szybko, bo na świecie dzieją się różne, dziwne rzeczy, więc tu też tak musi być.
Ale najważniejsze jest to, że - mamy wakacje! Choć mam wrażenie, że nie będę miała, co robić bez debili, których widziałam codziennie. Trudno. Życie.
I teraz prośba do Was: czy moglibyście powiedzieć szczerze, co sądzicie o blogu, o tym jak piszę i całej tej porąbanej historii. Chodzi głównie o błędy, to co Wam nie pasuje, bo chcę się doskonalić. Ha. Ha. Ha. Lenie tak nie mają, wiem, ale czasem jakieś przebłyski chęci są. Poza tym, chcę podjąć ważną decyzję i przydałby mi się komentarz do calej mojej twórczości. 
Dziękuję Wam również za piękne komentarze pod wstępem, nie myślałam, że będzie tak dużo osób. ♥
No cóż, pożegnam się życząc miłych wakacji!

9 komentarzy:

  1. Jak to już blisko! To już niedługo!
    Dobra, nic.
    Wiktorio, jest świetnie, piszesz cudownie, coraz lepiej, stwarzasz niesamowity klimat, we wszystkim, bo wszystko, co napiszesz jest takie... Specyficzne. Jak Ty!
    Nie mogę już nic więcej napisać, za 5 minuy wyjeżdżam, nie wiem, jak zdążyłam to przeczytać.
    Cudownie, pozdrawiam, miłych wakacji i odpocznij ode mnie!
    PS Masz miło odpowiedzieć i szybko, czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, jak ja to robię? Patrz, szybko odpowiadam!
      Chciałaś miło, więc masz - dziękuję, Joanno.
      Nie zgub się tam, weź krem do opalania, nie zapomnij wrócić - trxy najważniejsze rady!

      Usuń
    2. Gratuluję.
      Ale foch, bo bez serduszka.

      Usuń
    3. TO MASZ, KURWA, SERDUSZKA. UDŁAW SIĘ NIMI.
      ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

      Usuń
  2. TA-DA-DA-DA-DAAA!
    Czy chcesz czy nie, zostałaś nominowana do Liebster Award.
    Więcej informacji u mnie : http://pointed-at-my-heart.blogspot.com/2015/06/liebster-award.html
    (Na tygodniu wpadnę i skomentuję nowy rozdział :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Wiktorio.
    No cóż mogę powiedzieć, ZANIM CIĘ ZAMORDUJĘ PRZEZ CLIFFA. Wiem, że on nie żyje, wiem, że i tak chciałaś go zabić, no ale Wiktoria...Cliff jest nieśmiertelny.
    Ehh Axl. Nad nim nie warto się rozwodzić.
    Biedny Stevenek. :c Ruda pizda go nagania do nagrywania płyty i w ogóle nie rozumie jego uczuć. Biedactwo. :C
    Jon. Hehe, geniusz. 'Tak mi się oczy przekrzywiły!"
    Wprowadź go więcej.
    No i nastroj rozdzialu jest taki specyficzny.
    Weny!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam zabić Cliffa, bo to on, jego zabić się nie da.
      Jona będzie więcej, teraz nadszedł jego czas, a przynajmniej tak myślę. Nie wiem, on coś tam zrobi.
      Dzięki, Aśka, za komentarz. ♥

      Usuń
  4. To był naprawdę fatalny rok dla nich wszystkich. To cholernie przykre, kiedy odchodzą z tego świata młodzi, w dodatku zdolni ludzie, przed którymi całe życie stało otworem. Czy to jest niesprawiedliwe? Oczywiście. Po co Bogu/Szatanowi taki Cliff? Żeby mieć doskonałego basistę tylko dla siebie? Jeśli to Bóg – jest egoistą. Jeśli Szatan – rzeczywiście jest potworem.
    Miałam zrobić ostatnio lazanię (nie wiem, jak to się pisze, ale umiem napisać poprawnie „schabowe”) z „Pomysł na…”, ale okazało się, że to wcale nie jest danie z papierka, jak wcześniej mi się wydawało. Nigdy, przenigdy nie nauczę się gotować!
    Śmierć Cliffa wstrząsnęła wieloma osobami, czytałam sporo biografii i każdy wspominał o jego odejściu a także cierpieniu, które się z nim łączyło. Mimo że facet zmarł kilka lat przed moimi narodzinami, to sama czuję smutek z tego powodu. Był tylko dwa lata starszy ode mnie. Nie wyobrażam sobie, że miałabym za dwa lata zejść z tego świata. Halo, nie mogę umrzeć, zanim Dave Mustaine mnie nie zaliczy! :D
    Okej, nie napisałam ostatniego zdania powyżej.
    Bongiovi powinien unikać alkoholu, skoro oczy mu się po nim przekrzywiają. A to gnida. Pamiętam, jak jeszcze dwa? Tak, chyba dwa lata temu szalałam za tym facetem. Fajnie o nim znów gdzieś przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie ma Rose, nie ma Cliffa. Większość rozdziału nabiera ponurej atmosfery. To dobrze. Adekwatnie do sytuacji. Jak zwykle, podobają mi się przemyślenia Felki. Cholernie szkoda mi Adlera. Jego cierpienie musi być potworne. Mam nadzieję, że w dalszych częściach zdoła się zakochać. No bo cóż innego może go uleczyć z tęsknoty?
    Lubię Jona (kto go nie lubi?). Czekam na wątek miłosny z Felką. Ta para mi się podoba. Uważam, że Felicja bardziej pasuje do Jona niż Stevena. Chociaż... Tylera również mi brakuje. Jego postać jest bardzo ciekawa. Jestem pewna, że nie raz stanie naszej głównej bohaterce na drodze.
    No i najważniejsze- ślub Nat i Izzy'ego. Kiedy zabiją dla nich dzwony kościelne?
    Krótko, ale na temat. Życzę weny, niech zaleje Cię jej ogrom ;*

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.