czwartek, 28 maja 2015

XXXV: koniec części pierwszej


Westchnęłam, po czym przewróciłam na kolejną stronę kolorowego pisemka.
 Wszystko zaczęło się nam powoli układać. Byłam spokojna, nie brakowało mi niczego. Nam wszystkim, w sumie. Chłopaki mogli w końcu rozpocząć pracę nad pierwszym albumem, a Natalie wreszcie przestała skupiać się tylko na sobie. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ jasne było to, że Jeffrey potrafi zdziałać cudy. Nie tylko muzyczne. Zresztą, oni byli sobie przeznaczeni, jeśli mam już ładnie powiedzieć. Może i z pieniędzmi nie było u nas za dobrze, ale to wcale nie przeszkadzało Nat w planowaniu wymarzonego ślubu, na który podobno napaliła ją matka Izzy'ego. Cóż, mi to nie przeszkadzało, chętnie nawet słuchałam jej szalonych wizji, jednak i tak nie było to możliwe. Chyba że nagle namówiłaby Jeff'a na kosztowne wesele, a cały hajs pożyczyła od rodziców, którym i tak już trochę zabierała. Ja też. Tak po prostu co miesiąc naciągałam na koszty swoich rodziców, tylko dlatego, że nie poszłam do pracy. Bo jakie ja mam wykształcenie? Zerowe. Powinnam coś ze sobą zrobić. Pewnie gdybym była w Polsce, aktualnie byłabym studentką. No cóż, nie wszystko wygląda tak jakby chcieli mama i tata. Chociaż mogłabym pójść do jakiegoś warzywniaka. Przydałoby się. Razem z Natalie mogłybyśmy coś w końcu zrobić, bo nadszedł już czas. Chłopcy sobie poradzą, w końcu nie potrzebują ciągłych nianiek od sprzątania i gotowania. Są duzi. Na takich wyglądają, przynajmniej.
 Praca do dobry pomysł. Nie muszę już męczyć się z Gunsami ani z Tylerem. Wszyscy dorośli, a ja jestem wolna. W każdym tego słowa znaczeniu. Nawet ze Steven Tylerem łączą mnie normalne stosunki. Nie widujemy się już tak często jak kiedyś, co naprawdę dobrze na nas wpłynęło. A przynajmniej na mnie. Nie martwię się teraz czy on nie zrobi sobie tego, czy może nie stanie mu się to, bo jest zaćpany. Nie bierze, więc ja mogłam odejść. Z jednej strony dobrze, bo mu pomogłam, ale z drugiej - źle. Odeszłam tak po prostu, prosząc go o mniejszy kontakt. To zbyt samolubne. Myślałam tylko o sobie. Ale może wypadałoby w końcu? Nie można żyć problemami innych, nie można ciągle im tylko pomagać. Nie można wierzyć w to, że nagle się zmienią, choć niekiedy się udaje. Nie można tracić własnego życia, interesując się tylko tym czy inni mają dobrze. Lecz z drugiej strony trzeba pomagać. Czy to nie okrutne? Dlaczego tak po prostu nie mogę zająć się swoim życiem? Dlaczego nie mogę, tak jak Natalie, planować teraz swojej przyszłości u boku ukochanego? Nie mam go nawet. Cholera.
- Felicja, nie bądź taka smętna. Chodź ze mną - Marta szturchnęła mnie, po czym pokazała na gazetę leżącą na stole. Posłałam jej pytające spojrzenie. - Jest koncert Cher. Pójdziesz?
- Ale po co ja tam? - chciałam. Bardzo. Jednak wiązało się to z kosztami, na które nie mogłam sobie aktualnie pozwolić.
- Pójdziemy razem. Będzie fajnie. Przecież lubisz Cher, prawda...? Chyba twoi pseudoartyści nie wbili ci tylko jednego rodzaju muzyki do głowy?
- Nie... - i co ja miałam powiedzieć? Tylko prawdę, w końcu siostra, nie? - Nie mam pieniędzy.
- A... - zaczęła. Wiedziałam, że chciała zapytać o te, które od rodziców dostajemy, jednak w porę się zamknęła przypominając sobie, że mnie okradają. - Zapłacę za ciebie. I się ze mną nie kłóć, bo przytoczę ci te wszystkie momenty, kiedy to aż się prosiłaś, żebym za ciebie zapłaciła albo pożyczyła ci! A to, że jesteś dorosła nie robi mi różnicy.
I co miałam jej powiedzieć? Była moją siostrą, powinnam nawet dla czystej rozrywki rozkazać jej za mnie zapłacić, jak to kiedyś.





* * *





Życie jest piękne.
 Dwie godziny po umówieniu się na koncert Cher, siedziałam już w domu. Nawet Slash okazał się miły i po mnie przyjechał! I na dodatek niczego ode mnie nie chciał. Czy mam się martwić? Zresztą, uprzejmości u nas to od pewnego czasu nie nowość, bo odkąd dowiedzieli się, że jednak są gotowi, aby do studia wejść - stali się kulturalni jak nigdy, abyśmy i my poczuły luksus. Oprócz przyjeżdżania po mnie i odwożenia, nic się nie zmieniło, ale to i tak dobrze. Super, po prostu, bo nawet Erin nie musi już tak harować jako ich pralka. Ostatnio doszło do tego, że Steven sam wyprał sobie ubrania. Ale tylko on. Reszta stara się tak nie świnić, choć i tak słabo im to wychodzi. W końcu to Gunsi. Jednak coś miałyśmy z tego ich nagrywania albumu, bo więcej czasu wolnego to już coś.
- Zawsze zastanawiałem się - zaczął Adler. - Co by było gdybyśmy już ze sobą nie mieszkali?
- To niemożliwe. Zginęlibyście - wymruczał w poduszkę Saul, który, kiedy tylko mnie przywiózł, uwalił się na kanapie i zasnął.
- A ty? Tęskniłbyś za mną.
- Nie, pudelku, nie tęskniłbym. Cieszyłbym się, bo miałbym swój własny dom.
- Więc tak naprawdę nie chcesz z nami mieszkać? - jasnowłosy zapytał z uśmiechem, wiedząc iż Hudson kłamie.
- Nie chcę - przewrócił się na plecy i spojrzał na mnie. - Ale was kocham. Bo kto by się mną zajmował, dokuczał i marudził, gdyby nie wy?
- Pewnie jakaś twoja cizia... - wtrącił Axl wchodząc do pomieszczenia.
- A ty co? Agent, kurwa? Stałeś tam tak za ścianą i podsłuchiwałeś? - spytał Mulat podnosząc się do pozycji siedzącej.
- 00... - zaczął rudy.
- ...Mózgu - zakończyła Erin wchodząc do pomieszczenia i przepychając Williama, który wytknął jej tylko język.
Zaśmiałam się cicho na ten widok. Byli tacy uroczy, pomimo tego, co działo się od czasu do czasu. Może i udawali przed nami, że jest w porządku, jednak i tak wszystko każdy wiedział. Ściany tu nie są zbytnio grube, a my nie jesteśmy jeszcze głusi. Lecz wszystko wskazuje na to, że Axl tak myśli. Erin nie - ona zdaje sobie sprawę z tego, że wiemy co dzieje się prawie każdego wieczoru w ich pokoju. Czasem w kuchni. Czasem przed domem. Czasem w barach. Cóż, wszędzie. Dlatego też dobry humor Rose'a jest taką miłą odmianą dla nas wszystkich. W sumie to już coś, że nie naskoczył na nią za obrazę i przepchnięcie. Zresztą, Erin to musi być ze stali, cholera. Przecież ja na jej miejscu to bym od niego jak najszybciej uciekła! A która by tego nie zrobiła? A ona? Naprawdę musi go kochać, jeśli jeszcze przy nim jest. Ewentualnie, podobają jej się wzorki na tapecie w pokoju Williama.
- Naprawdę bym bez was nie przeżył - mruknął Slash. - Ciężko by mi było.
- Ciężko to ma Cliff, w końcu ojcem będzie - powiedziała Natalie wchodząc wraz z Izzy'm do naszego, uroczego ,,salonu". Nadchodzi godzina spotkań w nim, cholera.
- A ty, Natalie, nie chciałabyś być nigdy ojcem? - zapytał Duff, który dotychczas się nie odzywał, siedząc na podłodze. - Może to fajne.
Brunetka posłała mu tylko zszokowane spojrzenie, a Stradlin zaczął się śmiać.
- Myślę, że chyba by nie chciała... Może nawet nie mogłaby mieć. Nie uważasz? - zapytałam.
- Oj, Faith, daj mu spokój. Mandy wyjechała to i mu odwala - wydusił Isbell starając ukryć się śmiech.
- Zajebiście jest... - Steven odchylił głowę do tyłu bujając się na krześle. - Kiedy znów się spotkamy?
- Ciągle jesteśmy razem - odparł Axl.
- Właśnie nie - szepnął blondyn.
- Spotkamy się jeszcze, na pewno - powiedziałam.


________________________

Koniec.
Wszystko napisane na jednym wydechu, bez żadnej przerwy. Chyba że zwracanie uwagi Rocky'emu się liczy...
Nieważne. Jutro historia sztuki, więc znów będę rozpaczać. XDD I test z chemii, której nawet w planie nie ma. Kurde. XD
I właśnie wraz z tym końcem robimy sobie przerwę od IDWTMAT. Zajmę się Morzem Ognia. Co do SMH to nie wiem, niby to piszę dalej. Chcę to pisać, ale mam zastój. Przepraszam.
Co jeszcze? W czerwcu, siódmego dokładnie, wyjeżdżam na plener. Wracam trzynastego...? Dwunastego! Chyba, w piątek w każdym razie. Mama mnie zmusiła. Kurde no, są dwa obowiązkowe plenery w ciągu trzech lat nauki, więc z jakiej paki mam teraz jechać?! Mogę sobie w przyszłym... XDD
Nieważne, serdecznie zapraszam do komentowania, bo nawet jedno słowo się liczy. ♥

4 komentarze:

  1. Kto mi zajebał muzykę? Chuja mnie obchodzi dlaczego to zrobiono ale ja che powrót tego paska u góry! Tam były fajne piosenki bez szukania! Wika!
    Primum.Ślub Izzego i Nat. Ja proszę ze szczegółami bo pewnie będzie ciekawie.
    Secundo. Faith. Ja wiem, że Steven sobie już odpuścił. Ciągle pierdoliłam o Slashu ale no! Bez Tylera nie ma zabawy! Dawaj go! Ale nadal jestem za Saulem
    Tutaj powinno być tertio ale nie wiem co pisać. Chyba każda sprawę roztrząsnęłam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, Faith! Nareszcie coś Ci tu piszę! :)
    Wszystko ładnie, piękne. Graficznie, jak i opisowo. Fajnie, że się układa naszym chłopaczkom! Izz z Nat i ślub, może po albumie coś im wpłynie na konta - jest nadzieja! Erin mi, oczywiście, szkoda. Tak jak w rozdziale: niby fajnie i miło, ale to tylko przykrywka... Duff taki biedny, haha :( A ostatnie zdania mnie tylko trochę zasmuciły. Autentycznie smutno mi się zrobiło...
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie napiszę zbyt wiele. Nie wiem co mogłabym napisać prócz tego, że opowiadanie kończy się bardzo obiecująco. A skoro to koniec części pierwszej, to może jest szansa na ciąg dalszy tej historii? Co jak co, ale bardzo ciekawi mnie aspekt związany ze ślubem Nat i Izza. Co ważniejsze- jak potoczą się losy pozostałych bohaterów? Ciekawe, jak na nich wpłynie taka rozłąka. No, ale przynajmniej wszystkim się układa, każdy ma woje małe szczęście. Czego więcej chcieć :)
    Mam nadzieję, że do zobaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wchodzę tutaj i widzę ostatni rozdział.Trochę przegapiłam,ale zaraz lecę nadrobić przedostatni rozdział. Cóż szkoda że się kończy i szkoda ,że tak późno zaczęłam czytać.Jeśli chodzi o nadrobienie ,twojego opowiadania.To raczej nie dam rady.
    Szkoda,ale spotykam kolejna osobę która bije rekord Guinnessa ,pod względem ilości rozdziałów.W sumie szkoda że się kończy. Ale jestem zainteresowana co ze ślubem?I jak dalej życie Nat i Izziego się potoczy C:.
    No to ja ci życzę powodzenia.Koniec roku się zbliża,tak xD. I dużo szczęścia,pomyslności i czekam na dalszą część.Bo liczę że będzie!
    No to ja czekam na twój powrót.I lecę nadrabiać twój inny blog!Ohh man nadzieje że mi się uda.
    Pozdrawiam Madeline.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.