niedziela, 17 maja 2015

XXXIV

Rozdział na pięć minut, dosłownie.
I z George'em Michael'em, bo nie ma już playlisty, więc pierwszy raz link do piosenki się przyda.



I Don't Want To Miss A Thing: Rozdział 34

Was what I did so wrong?
So wrong that you had to leave me alone?



Tak bardzo Cię przepraszam.
Nie jesteśmy już tacy jak kiedyś, nie potrafimy być już przy sobie. Nie potrafimy być sobą, kiedy jesteśmy w swojej obecności. Nie potrafimy rozmawiać, nie potrafimy... A może tylko mi się zdaje? Może ja czuję coś, czego nie powinnam. Może jest ze mną coś nie tak? Czy jestem jeszcze tą samą osobą? Czy potrafisz darzyć mnie tym samym uczuciem, co kiedyś? Czy potrafimy jeszcze...  Och, Steven, jesteśmy tacy okropni. Ja jestem, nie będę mówić, ze ty, bo to nieprawda. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że to twoja wina. To co cię boli nie ma tutaj znaczenia, narkotyki nie są ważne. To ja popsułam. Popsułam odsuwając się od ciebie, a potem nagle ryzykując. Nie potrafię się z tobą już porozumieć, chyba odebrałam urok tej sytuacji. Zabrałam nam przyjemność przyjaźni.
Nie powinniśmy się już więcej widzieć. Nie powinniśmy ryzykować, że coś się wydarzy. Ja nie chcę stać się kimś złym w twoich oczach, nie chcę być twoja.
Przepraszam.


Felicja




     Nie wiedziałam, co czułam dając mu ten liścik. Nie wiedziałam dlaczego to w ogóle zrobiłam, bo czy to było dobre? Nie! Nie było, pod żadnym pozorem. Nie mam pojęcia, co mi odbiło, ale czasem chyba dobrze zrobić coś takiego. Odejść od siebie, na zawsze. Czasem daje nam to możliwości, czasem dzięki temu stajemy się lepsi. Czasem jest nam z tym dobrze, nie musimy się bać, że popsujemy. Nie musimy robić nic. Ale czy gdyby każdy porzucał to, co kocha, świat byłby lepszy? Czy my byśmy byli lepsi? Nie, nie wiem. Raczej nie. To zależy od całej tej sytuacji. Ja i Steven to nie było to. Nasza znajomość nie mogła przetrwać, bo przecież fanki, jego liczne przygody, problemy. Choć ostatniego pozbyliśmy się już raczej na dobre. I dobrze by było, żeby tak pozostało - niech zostanę tą, dzięki której udało mu się rzucić. Tylko tyle pragnę. Niczego więcej nie potrzebuję i on pewnie też, tylko tego nie wie. Zrobiłam dobrze pomagając mu - i na tym wszystko się kończy. Zrobiłam to, co chciałam.
 Miał rację, uciekałam. Ciągle tylko uciekałam, przed nim, przed tym, co w każdej chwili mógł mi powiedzieć. Świetnie wiedziałam kim dla niego jestem, ale nie chciałam. Nie chciałam, bo się bałam. Bałam się o siebie, co jest... Cholera, złe! Dlaczego nie pomyślę o tym czego chciałby Steven? Dlaczego nie zostanę, nie pomogę? Dlaczego myślę o tym jak się ja poczuję? A może... Ale czy to nie jest też dobre dla niego? W końcu, jeśli go zostawię, to nie będzie narażony na kogoś takiego jak ja. Na problemy. Bo czy nie problemem jest osoba, która oczekuje czegoś więcej? Ludzkich uczuć? Dla niego pewnie tak. Przecież on nie może się teraz mną zajmować, nie może mieć mnie na głowie. Ma sprawy rodzinne, ma wiele nierozstrzygniętych kłótni z chłopakami. Nie ma czasu, a ja nie chcę mu przeszkadzać. Nie chcę mu psuć tego, co już ma.



To głupie.
Piszę do ciebie tak jakbym nie mógł przyjść. Jednak uszanuję twoją decyzję - nie pojawię się dopóki mi nie pozwolisz, a przynajmniej twierdzę tak teraz. Kiedy to jestem trzeźwy.
Wszystko to moja wina, bo nie potrafię się niczym zająć. Wiem, byliśmy przyjaciółmi, ale popsułem wszystko, kiedy zacząłem się przystawiać do ciebie. Tylko, że ja to, kurwa, robiłem od samego początku, więc byliśmy popsuci odkąd się poznaliśmy. Popsułem to, rozpierdoliłem tak samo jak swoje życie. Przepraszam. Nie chciałem, nie myślałem.
Nie odpuszczę, wiesz przecież. W końcu cię kocham, nie?



Idiota



    Nie byłam zdziwiona tym, że napisał. Bardziej zaskoczyło mnie to, że nie przyszedł, czego się spodziewałam. Jednak tak było dobrze. Może w końcu wydoroślał i zrozumiał, że czasem trzeba coś poświęcić dla normalnego życia?




* * *




- Więc nie myślicie o ślubie?
- Mamo, przechodziliśmy ostatnio kryzys, zresztą nie mamy...
- Och, jeśli kryzys, to czy nie lepiej wziąć ślub? Załagodziłby wszystko.
- Nie. Myślę, że jeszcze nie teraz.
- A o dzie...
- Nie, mamo, nie myślimy. Na razie chcemy skupić się na sobie.
- A już nie pomyślisz czego chcą starzy ro...
- Mamo! Nie.
- Jeffrey, chyba ja wiem lepiej?
- Coś mi się nie wydaje.
- Nie pyskuj, Jeff!
Siedziałam przy stole trzymając w ręku sztućce i zastanawiałam się, co takiego tutaj robię. Matka Jeffrey'a ani razu nie zwróciła się do mnie z czymś, co nie byłoby związane z małżeństwem czy wnukami. Za to mój przyszły teść wyglądał tak jakby go to nie obchodziło. I ja mam być przyszłą pani Isbell? Ja... Cholera, on mi nie mówił! Nigdy nie powiedział, że nią zostanę, nigdy taki temat nie powstał. A jeszcze teraz mówi matce, że nie? Czy to ma przyszłość? Cholera jasna, od kiedy mnie to interesuje? Kiedy przestałam myśleć o Jeff'ie jak o przygodzie? Kurwa, będziemy małżeństwem i koniec! Nie teraz - to pewne - ale w przyszłości na pewno. Co z tego, że jestem za młoda na podejmowanie takich decyzji? W niczym to nie przeszkadza. Czuję, że Jeffrey jest TYM i koniec. Cholera jasna, jeśli kiedykolwiek powiem, że mam go dość to chyba będę już stara i chora. Nie będę już pamiętać tych wszystkich chwil.
 I mam być jego żoną! A ona ma być moją teściową...?
- Ile jesteście razem? - w końcu padło jakieś sensowne pytanie.
- Rok - odpowiedziałam. - Ponad. Znamy się z dwa, chyba.
- Natalie, powiedz mi, ty nie jesteś stąd, prawda? - zapytała matka Jeff'a, moja ulubiona, najgorsza kobieta świata. Pokiwałam głową. - Co twoi rodzice na związek z moim synem?
Nic. W sumie to chyba nawet nie wiedzieli, że znowu z nim jestem. Przecież im nie mówiłam, tak samo Felicja, bo niby ona miałaby gadać z moimi rodzicami? No chyba nie. Dlatego nie mieli pojęcia, a okazyjnie nazywali Izzy'ego idiotą lub wyjątkowo nierozgarniętym debilem, który skazał ich córeczkę na cierpienie. Nie było aż tak źle. W końcu mogli go w ogóle nie znać. Cholera, zajebiście!
- Znają Jeff'a - uśmiechnęłam się delikatnie. - Z moich opowiadań. Z widzenia to raz, na weselu mojego brata. Zamienili kilka słów i uznali, że to wyjątkowy chłopak.
- Bo jest wyjątkowy - matka również się uśmiechnęła, a ja miałam spokój plus nowy problem, bo znów będę musiała przekonywać rodziców do Jeffrey'a.
 Tyle problemów, a to dopiero pierwszy dzień naszego pobytu u państwa Isbell. Przynajmniej już wiem po kim wrodził się Jeff...


_________________

Stęskniłam się za tym miejscem. Nie zaglądałam tu w ogóle.
Jednak nie zamierzam pojawiać się częściej niż raz na miesiąc, bo i tak nie ma po co. Wolę zająć się teraz innym moim dzieckiem. To mi się źle ostatnio kojarzy.
Ale jestem, jak zawsze...

8 komentarzy:

  1. FAITHFAITHFAITH.
    Czemu tylko na pięć minut? Co Ty, myślisz, że skoro przy Stevenie można dojść w tyle czasu, to Ty sobie też możesz znikać?
    Bądź częściej, błagam.
    Matka Jeffrey'a nie powinna tak naciskać. No halo, kryzys trzeba leczyć małymi kroczkami, a nie od razu ślub. Chociaż zadziorny Jeffrey naprawdę mi się podoba i ja bym go brała w ciemno.
    Poza tym - jak wcześniej bierzesz ślub, potem ciężko wyżyć. ._.
    Dobra, zaczynam filozofować, a to nie jest dobre.
    A Felicja i Idiota zrobili mi dzień! Sama bym mogła dostać taki liścik. ;-;
    Weny, Faith!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halo, halo, nie poruszajmy tu tego tematu! XDD
      Ona by raczej chciała, żeby synek był już załatwiony, a nie szlajał się po świecie jako kawaler. XD
      Dziękuję, ze wpadłaś. ♥

      Usuń
  2. Witaj, Faith ;)
    Cieszę się, że wstawiłaś rozdział. Króciutki, ale przyjemny. Bardzo podobały mi się liściki i przemyślenia Felki. Mam cichą nadzieję, że razem z Tylerem odratują przyjaźń pod postacią związku, gdyż inaczej chyba się już nie da. Powinni w końcu się związać i skończyć z zadręczaniem się i cierpieniem z miłości do siebie. Kiedyś się zejdą, ja to wiem.
    Jeszcze bardziej umiliłaś mi popołudnie fragmentem z moją ulubioną parą. O Nat i Izzie mogłabym czytać godzinami. Uwielbiam ich duet, a niezręczne spotkanie z rodzicami chłopaka tylko podkręca atmosferę. Czekam tylko na wybuch ze strony Natalie, jakiejś ostrzejszej reakcji.
    Ogólnie rzecz biorąc czekam na więcej. Mam nadzieję, że zechcesz dodać coś przed upływem wspomnianego miesiąca.
    Życzę mnóstwo weny i chęci. Do zobaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie muszą się wiązać, ale nie mogą też już przyjaźnić. Dlatego wychodzi im rozstanie. Staith są boscy, ale nie potrafią mówić o uczuciach. A przynajmniej Felicja. Steven to pewnie czeka...
      Nat pewnie nie wytrzyma, bo to ona, nie potrafi wysiedzieć, musi coś powiedzieć. XD
      Nie wiem, nie wiem co z następnym. Kiedy, jak... Ach.
      Dziękuję bardzo, Nadine.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż mi smutno, że mnie ostatnio w ogóle nie ma u Ciebie w ładnych komentarzach. Ale słońce z wiosną, ba, latem, na mnie tak wpłynęło, muszę się nacieszyć, haha.
    Chyba nie muszę się Ci zresztą tłumaczyć, przecież wiesz, że Cię nie porzucę, haha.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.