środa, 22 kwietnia 2015

XXXIII

Dla Weroniki, bo ona sama nie wie


I Don't Want To Miss A Thing: Rozdział 33


14.04.1986

- Co to ma w ogóle być? To nawet horror nie jest! Takie gówno tylko w telewizji puszczają, że, kurwa, troszkę przeginają. A Cameron mówiła, że to horror jest! Baby zawsze przeginają, przecież z tego to jedynie śmiać się można, do chuja pana. Porażka - Slash zbulwersował się delikatnie oglądając horror komediowy. Powtarzam, komediowy.
- Saul, ale to tak ma być.
- Jak to? - zapytał patrząc na mnie.
- Tak to - odpowiedziałam. - To jest horror komediowy, zresztą, dobra charakteryzacja jest, nie narzekaj.
- A co mi po charakteryzacji? Za mało mordu!
Zaśmiałam się, po czym wstałam z kanapy, na której z Hudsonem siedzieliśmy i przeniosłam się do kuchni, gdzie nikogo takiego nie było. No, może psy, ale one nie zaliczają się do osób, które mogą mi przeszkadzać w ciszy. Zresztą, ja przecież nie lubię ciszy! A może lubię, ale tego nie wiem? Cholera, gorzej niż z niezdecydowaną Natalią. Dobra, nie jest tak źle jak z nią, ja przynajmniej nie skazuję się na związek z przyszłą gwiazdą muzyki... Ja wolę takich, co sławni już są, a to niedobrze. Nie. Nie wolę ich, nie kocham żadnego, ja tylko takiego jednego znam za dobrze. Ale to nie przekreśla mojej pięknej przyszłości w żaden sposób, nie, ja nie będę z nim nigdy. I to jest najlepsze. Mogę się z nim znać, ale nie jestem zobowiązana do ponoszenia kosztów tej znajomości, chyba. Raczej, kurwa, nie jestem. Nigdy nie powiedziałam mu, że będę odpowiadać za jego problemy, że będę mu pomagać. Nie powiedziałam tak. A to robię. Pomagam mu, czyli że wpadałam tak jak Natalie...? A jeśli to on wpadł? Jeśli to on nie może uwolnić się od tej znajomości? A czy ja potrafię? Potrafię tak po prostu zdołować Stevena i powiedzieć mu, ze mam dość? Nie.
 Westchnęłam ciężko i z myślą o głodnym Slash'u, wróciłam z powrotem do salonu, gdzie ten jeszcze siedział i oglądał kiczowaty film. Stanęłam w progu, gdy nagle do głowy przyszła mi bardzo ważna myśl - kim jest Cameron? Nie żeby mnie to w jakiś sposób obchodziło, nie jestem przecież zazdrosna. Jestem ciekawska, a tego nikt mi nie zabroni w tym domu.
- Saul, kim jest Cameron? - zapytałam prosto z mostu, zresztą, tu tylko tak się da.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, jednak nie był jakoś zbytnio zły, ze pytam. Raczej zapomniał kim Cameron była. Kto wie jak się poznali i kiedy horror mu poleciła.
- Taka jedna fajna laska. Kiedyś pewnie ją poznasz, jak będę chciał ci ją przedstawić.
- Ty świnio, musisz mi ją przedstawić, jeśli to coś poważnego! - podeszłam bliżej Hudsona, po czym jednak zdecydowałam się usiąść na kanapie. Znowu. Ciągle tylko wszyscy siedzimy, zero pracy.
- Baby... Tylko jedno wam w głowie. Faith, ja wiem, że nie ma Nat i nie masz z kim poplotkować, ale ja nie będę ci się zwierzać o moich podbojach serc pięknych dziewoi.
Zaśmiałam się, po czym spojrzałam na niego jeszcze raz, tak jakbym chciała zapamiętać to jak wygląda. Nie wiem czemu to zrobiłam, może martwię się? Może boję się, że kiedyś nie będzie już czasu na takie chwile jak teraz? A nie będzie? Mają kontrakt, więc wraz z nim takie momenty znikną, my wszyscy znikniemy. Nie? Oby to się nie wydarzyło. Zresztą, do wydania płyty i tej całej sławy jeszcze daleko, nie mają nawet wszystkich piosenek. Może z trzy gotowe, reszty Axl i tak nie chce dać, bo uważa, że są niedopracowane. I się cieszę. Brzmię okropnie, myślę źle, jestem idiotką. Jak mogę chcieć nieszczęścia przyjaciół? Jak mogę chcieć tego, aby ich marzenia się nie spełniły? Widocznie mogę. Dla ich dobra, dla dobra nas wszystkich, tak naprawdę. Bo niby ma się coś polepszyć po tym jak będą znani? Wątpię. Na pewno nie przestaną ćpać i pić alkoholu w takich ilościach. Ale nie mogę im zakazać bycia szczęśliwym. 
 Tak samo tonięcia w litrach wódki.
 I zagubienia się w narkotykach.
 Nie mogę nic.




17.04.1986

         Spojrzałam w jego ciemne oczy i nic nie mówiąc złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Z początku zaskoczony moim ruchem, zastygł w bezruchu, jednak po chwili przyciągnął mnie bliżej siebie całując namiętnie. Nie zrobiłam nic, co miałoby nam przeszkodzić. Nie wymyśliłam niczego, bo sama zaczęłam. Sama głupio zrobiłam. Nie powinnam tego robić, ale on chyba zadziałał na mnie, tak ja na niego. Przecież ja to wiem. Wiem, co z nim robię, wiem, że doprowadzam go do szału, że przeze mnie nie wie, co jest nie tak. Ja też nie wiem. Nie wiem już kompletnie nic. Przez niego. Nie, raczej przez to kim jest, bo jest kimś ,,wielkim" w pewnym świecie. Dla mnie tylko tam, tu, u nas, nie za bardzo wykazuje się zdolnościami. Nie okazał mi tego. Nie okazał tego nikomu; żadnej. Jeszcze przy żadnej nie wytrwał za długo, jeszcze żadna nie dotrwała. Nie dziwię się. Im.
- Steven - oderwałam się. - Dlaczego nie potrafisz tego zrobić?
Również przestał, nie napierał. Wbił we mnie wzrok, który pytał.
- Nie potrafię - powtórzył. - Nie potrafię wielu rzeczy.
- Nie potrafisz kochać.
- Nie potrafię kochać innych. Nie potrafię kochać wszystkich. Kocham bliskich.
- Nie potrafisz okazać tego kobiecie. Jesteś dupkiem. Ranisz.
- Potrafię - dotknął delikatnie opuszkami palców mojego policzka. - Nie było idealnej.
- Nie ma ideałów - odparłam szybko.
- Ale ja już swój mam, znalazłem niedawno - szepnął.
- Mam dość - powiedziałam w końcu odpychając jego dłoń, która spoczywała na moim kolanie. Stanęłam na przeciwko niego i spojrzałam z wyrzutem. - Podobam ci się?
Wbił we mnie przerażony wzrok. Zaskoczyłam go tym pytaniem, ale tak naprawdę nie prosiłam o wiele. To że ktoś się podoba nie oznacza dużo. Jedynie pociąg do wyglądu. A co on daje? Nic. Mi nie.
 Więc to ciekawość...?
 No jasne, że tak.
- Jak każda - odparł. - Wolę powiedzieć, że czuję też coś innego, żebyś nie uciekła, wiesz. Przecież ty tylko uciekasz.
- Nieprawda. To twoja działka - powiedziałam z delikatną złością w głosie.
- Ale ty uciekasz przede mną.




* * *



24.04.1986

Siedzenie to chyba moje ulubione zajęcie. Nie muszę robić nic, nie muszę rozmawiać z Richie'im na tematy, które mnie nie interesują. Nie muszę poświęcać czasu karierze, nie muszę nic. Jestem tylko ja i moje myśli, myśli o przyszłości. Nie o przyszłości Bon Jovi. O mojej. Kiedyś przyjdzie taki czas, w którym kobieta zacznie być potrzebna, taka na stałe. Kiedy to zapragnę powiększenia rodziny, bo bycie ojcem okaże się wspaniałe. Kiedy to będę chciał wrócić do New Jersey, do matki, ojca, do tego wszystkiego, co było kiedyś. Jednak czy jest to możliwe? Czy mogę zostawić zespół, te wszystkie pieniądze, ogromne mieszkanie? Czy mogę zawieść wszystkich i zająć się sobą. Nie. Byłoby to zbyt samolubne, zostawiłbym ich całkiem samych. Zabiliby mnie. A Jersey nigdy by nie nadeszło.
 Od czterech godzin zalegałem na fotelu z gitarą. Delikatny wiatr sprawiał, że mogłem tu wysiedzieć, bo naprawdę byłoby to trudne bez niego. A siedzenie w domu byłoby jeszcze gorsze! Dlatego dobrze jest mieć balkon. Cholera, wspaniale. Dobrze byłoby też mieć kogoś, kto ugotuje ci obiad i posprząta, ale to już rzeczy dla osób wyżej położonych, z inną pracą i zainteresowaniami. Jestem Jon Bon Jovi, nie idealny mąż i ojciec. Nie jestem tym ideałem, za którego mnie biorą. Choć chciałbym tego. Może wtedy wszystko byłoby prostsze? A może zajebiście byłoby, gdyby Bon Jovi nigdy nie było? Wtedy przynajmniej nie musiałbym się martwić, że nie znajdę sobie dziewczyny, która będzie mnie kochać. Choć... Może wtedy żadna by mnie nie chciała? Może straciłbym swoją urodę, nie byłbym już przystojny. No fakt, nie byłbym. Przecież wraz ze sławą traci się resztę tego, co uwielbiają w tobie kobiety. Ale prędzej czy później trafiłaby się jakaś... Tylko, dlaczego myślę akurat o tym? Dlaczego nie mogę skupić się na Bon Jovi? Dlaczego jedyne, co do głowy mi przychodzi to to, że przez zespół mam popsute życie? Nie mam. Mam wszystko czego potrzebuje taki facet: pieniądze, kobiety, wielki dom i alkohol. A ja jeszcze wybrzydzam. Jestem okropny.



_______________

Witam.
Powracam z koszmarnym rozdziałem 33. Nie podoba mi się, składa się z zbyt wielu urywków, które dzieli zbyt dużo czasu. Ugh.
W następnym pojawią się Natalie i Izzy w domu Isbell'ów, bo chcę chyba zdać relację z tamtego tygodniowego wypadu. 
Obiecuję też, że następny będzie lepszy. W tym widać tylko brak czasu i wredne choróbstwo, które mnie dopadło. 
Powiem tak - w maju na pewno będzie następny rozdział. XD 
Życzę (co teraz jest?!) udanego końca kwietnia.

5 komentarzy:

  1. Ja powrócę tu w piątek bo dziś jestem zbytnio wkurwiona.
    Ave wsioku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem więc piszę- Steven i Faith....hmmm dostałam książkę w której Stev mówi, że raził ludzi prądem (prezent od Fire na 20-tkę), więc teraz myślę, no, mam nadzieję, że wreszcie pogadają szczerze. Już zaczęli, nie jest źle. Ale jak mnie rozczaruję..wejdę tam do ich i ich ugryzę:(
    Jon ma rację i się myli. Myli się, bo nie jest okropny z powodu tego, czego chce.To dla odmiany zdrowe marzenia. I ma rację, że myśli o przyszłości. Ona nas dopadnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staith jeszcze wiele rozczaruje, a przede wszystkim Steven, niestety. ;_____;
      Dopadnie i jego, tak. Ale on myśli o zespole, bo dla niego ważni są przyjaciele, a nie on sam.
      Dziękuję za komentarz, Fly.

      Usuń
  3. Zaczynam od końca.
    3...
    2...
    1..
    RICHIE I JON <333333333333
    A GDZIE DAVID, HM? XD
    DOBRA, ALE TE PRZEMYŚLENIA JONA BYŁY GENIALNE, MAM WRAŻENIE, ŻE ON NIEDŁUGO PÓJDZIE DO FAITH I WIESZ...
    TAK, W NASTĘPNYM NAT I IZZY, HEHE
    koniec mojej fascynacji
    Ehh Slash i jego rozkminy na temat horrorów, nie ma co, ten gościu jest genialny jeśli chodzi o filmy.
    Cameron? Oj, wyczuwam coś nowego.
    Steven, Steven, Steven, ale ten dialog był świetny.
    Jon, skarbie, nie jesteś okropny.
    Faithciu, cieszę się, ę przywrociłaś bloga no i- mogłabyś w następnym dać więcej Jona? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... No cóż, ja nie mogę nic zdradzać, ale Jona będzie dużo. Boże, ja mam już przecież bohaterów do kolejnej części! XDD Jon tam jest w najważniejszych. Tyle powiem. ;______;
      W następnym na pewno będą Nad i Jeff, ale kiedy, to nie wiem.

      Usuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.