28.03.1986
- Boję się.
- Steven...
- Boję się, że ją zapomnę, Faith - wyszeptał blondyn zaciskając ręce na bukiecie kwiatów. - Spójrz na moje życie. Za szybko to wszystko leci. Raz mamy pieniądze, innym razem nie mamy już z czego żyć. Tak naprawdę to nie wiem czy będziemy kiedykolwiek sławni. Przecież możemy zostać na tym poziomie, nic nie warte dzieciaki, które żyły marzeniami za bardzo. Przez moje życie przewinie się pewnie wiele kobiet, bo pieniądze trzeba skądś brać, a ja do roboty się nie nadaję. Nie chcę, tak naprawdę. Boję się. Kiedy ją poznałem wszystko było inne, poczułem się lepiej. Czułem, ze mam kogoś, kogo kocham. Kogoś kto i mnie kocha. Wszyscy biorą mnie tu za debila, pieprzonego chorego umysłowo. Nikt nie liczy się tu z moim zdaniem. A ona... Kochałem ją. Kocham nadal, Faith, rozumiesz? Ale małe są szanse, że kurwa, nie zapomnę. Że w mani narkotyków, alkoholu i tych dziwek w pewnym momencie pomyślę sobie, że ,,kim jest Rosemary? Kim była ta kobieta? Znaczyła coś?". A znaczy. Jestem tylko prostym chłopcem, który nigdy nie stracił maski dziecka. Ale tylko na zewnątrz. Jestem mądrzejszy niż myślicie.
Siedzieliśmy razem na cmentarzu, na ławce przed grobem Rosemary. Obydwoje wpatrywaliśmy się w płytę nagrobkową i przez jakiś czas panowała między nami cisza, dopóki to Steven nie wyznał tego, co czuje. Nie wiedziałam czy to wina wcześniej spożytego alkoholu czy naprawdę chciał mi to powiedzieć. Ale miał rację, to na pewno. Kto wiedział, co będzie za rok, dwa? Nikt nie mógł tego przewidzieć. Każdy z nich mógłby pójść w swoją stronę, zespół mógłby się rozpaść. Nie bylibyśmy już razem. Wszystko jest, tak naprawdę, możliwe. Przecież przeróżne używki mogą ich zniszczyć i nikt z nas nie będzie mógł zareagować, bo to przecież tylko zabawa. Tylko że Steven poruszył coś jeszcze: to jak go traktujemy. Naprawdę wygląda to właśnie tak? Czu uważamy go za, po prostu, idiotę? Ja... Nie. Nie myślę tak, nie pomyślałam tak nigdy. Ale czy udowodniłam to jakoś? Nie. Chyba nie potrafię...
Podniosłam na niego wzrok. Nadal wpatrywał się w płytę nagrobkową, a w jego oczach zbierały się łzy. Nie chciałam, żeby płakał, żeby cierpiał. Nie chciałam, żeby mój Steve był smutny, nie zasłużył sobie na to. Prędzej ja. Rosemary nie powinna wyjść wtedy tak późno od nas. Nie powinna iść skrótem. Lepiej dla wszystkich byłoby, gdybym to ja zginęła. A przynajmniej dla Steve'ego. Nie cierpiałby teraz, nie tęsknił. Przecież on może nie znaleźć już takiej osoby jak Rosie. Może już nie kochać tak samo. To może już nie wrócić. Nigdy.
Z jego oczu popłynęły pierwsze łzy, a ja przytuliłam go do siebie. Cicho łkał. Jedyne co w tej chwili robiłam to szeptałam mu słowa otuchy, choć nie wierzyłam, że może być lepiej.
Siedzieliśmy razem na cmentarzu, na ławce przed grobem Rosemary. Obydwoje wpatrywaliśmy się w płytę nagrobkową i przez jakiś czas panowała między nami cisza, dopóki to Steven nie wyznał tego, co czuje. Nie wiedziałam czy to wina wcześniej spożytego alkoholu czy naprawdę chciał mi to powiedzieć. Ale miał rację, to na pewno. Kto wiedział, co będzie za rok, dwa? Nikt nie mógł tego przewidzieć. Każdy z nich mógłby pójść w swoją stronę, zespół mógłby się rozpaść. Nie bylibyśmy już razem. Wszystko jest, tak naprawdę, możliwe. Przecież przeróżne używki mogą ich zniszczyć i nikt z nas nie będzie mógł zareagować, bo to przecież tylko zabawa. Tylko że Steven poruszył coś jeszcze: to jak go traktujemy. Naprawdę wygląda to właśnie tak? Czu uważamy go za, po prostu, idiotę? Ja... Nie. Nie myślę tak, nie pomyślałam tak nigdy. Ale czy udowodniłam to jakoś? Nie. Chyba nie potrafię...
Podniosłam na niego wzrok. Nadal wpatrywał się w płytę nagrobkową, a w jego oczach zbierały się łzy. Nie chciałam, żeby płakał, żeby cierpiał. Nie chciałam, żeby mój Steve był smutny, nie zasłużył sobie na to. Prędzej ja. Rosemary nie powinna wyjść wtedy tak późno od nas. Nie powinna iść skrótem. Lepiej dla wszystkich byłoby, gdybym to ja zginęła. A przynajmniej dla Steve'ego. Nie cierpiałby teraz, nie tęsknił. Przecież on może nie znaleźć już takiej osoby jak Rosie. Może już nie kochać tak samo. To może już nie wrócić. Nigdy.
Z jego oczu popłynęły pierwsze łzy, a ja przytuliłam go do siebie. Cicho łkał. Jedyne co w tej chwili robiłam to szeptałam mu słowa otuchy, choć nie wierzyłam, że może być lepiej.
10.04.1986
- No nie żartuj, nie pomogę mu przecież!
- Natalie, zrób to dla niego - zaśmiałam się.
- Jedyna osoba, dla której mogę marnować swoje zdrowie to Mel Gibson, a jak widać na załączonym obrazku, to nie on pomocy potrzebuje.
- Ale to twój Jeffrey...
Obydwie zaśmiałyśmy się i spojrzałyśmy na Isbella, który próbował dosunąć swoją walizkę. Niestety nie było mu to dane, z uwagi na to, że ubrania dosłownie poza nią wypływały, a gdy starał się ją zamknąć, zasunąć się nie dało. Nigdy nie pomyślałabym, że to właśnie Izzy będzie miał takie problemy. Z tej dwójki to raczej Nat ma takie zapędy, a tu taka niespodzianka. Żeby to Natalie spakowała mniej rzeczy od Stradlina? To już jest coś nie tak z nim, za dużo czasu bez niej, może? Wszystko jest tu możliwe, bo jeśli oni się zeszli, to teraz nawet kosmici mogą do nas przylecieć. Sami ich tu sprowadzą, bo wybuchowa z nich para. Cholera, dlaczego ja się cieszę z tego powodu? Przecież to nie mi się udało, tylko im. Boże, to już ten etap...
Natalie i Jeffrey zrozumieli, że bez siebie żyć nie mogą, dlatego też wrócili do siebie zaraz po powrocie Nat z Polski. Mnie to nie dziwiło, wszystko widać było po oczach. I jej, i jego, nie potrafili tego ukryć. Kochali się po prostu. I... Jak na razie wszystkim się układa i wychodzi na to, że tylko ja i Steve nie potrafimy sobie w życiu poradzić. Czy to, że nie mamy nikogo źle o nas świadczy? Nie, Boże... Nie. Jesteśmy wolni i w pewnym sensie szczęśliwi, bo ja sobie radzić umiem, a Steven... Steven też. W pewnym sensie, tak. Nie cierpi tak bardzo jak na początku, a przynajmniej po ponad tygodniu przestał to okazywać. Postanowił nawet, że znajdzie sobie pracę, bo w domu usiedzieć nie może. Szokujące to było, bo jako pierwszy z Guns N' Roses odważył się to zrobić. No, może tak na stałe, bo Izzy również to zrobił. Dorabiał w sklepie muzycznym, żeby mieć pieniądze na wyjazd w rodzinne strony z Natalie. Uznał, że jest to dobry moment na to, żeby poznała jego rodziców, a Nat nic przeciwko nie miała, chyba.
- To pomoże mi któraś? - zapytał brunet zdejmując z głowy czarny beret. - Nie radzę sobie.
- Widać, Słońce - odparła Natalie śmiejąc się pod nosem. - Ja ci pomogę, nie martw się.
Podniosła się z kanapy, na której siedziała razem ze mną i przykucnęła przy walizce Jeffrey'a.
- Wyrzucimy to - powiedziała. - I jeszcze tamto, nie będzie ci potrzebne, nie jedziemy na jakieś przyjęcie, tylko do twoich rodziców! Tą koszule to też wywal, Jeffy, czy ty chcesz wyglądać przy nich lepiej? Przecież nawet nie lubisz takich ubrań!
- Tak jak teraz też nie mogę, wyglądam... Źle - odparł patrząc na swoją czarną koszulkę, która rzeczywiście nie prezentowała się najlepiej.
- Nie przesadzaj, to twoi rodzice. Przecież cię nie wyrzucą...
I właśnie tak dalej wyglądała ich rozmowa. Izzy upierał się, że nie może wyglądać tak jak zwykle, a Natalie, że rodzicom nie powinno robić to żadnej różnicy, bo jest ich dzieckiem. Ja nie wtrącałam się w to, bo jakoś mało interesowało mnie, co założy Stradlin, choć mógłby nie przesadzać z elegancją. Sama Nat nie przejmowała się tak bardzo tymi odwiedzinami, jak on. A w końcu to ona miała ich poznać, zrobić dobre wrażenie i... Tylko że ona jest pewna iż wywrze na nich dobre wrażenie, no przecież. W końcu to Natalia, nie ma co się dziwić.
Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc tak na nich, jednak ich kłótnia trwać dłużej nie mogła, tak samo moje obserwacje, ponieważ ktoś pomyślał, że może nas odwiedzić. No jasne, przecież jak ci się nudzi, wpadnij do Hellhouse, bo mieszka tu tak dużo osób, że ktoś na pewno musi być w domu! To oczywiste, a drzwi jak zwykle otworzyć musi... Slash? Cholera jasna, co się dzieje?! On ruszył dupę? To do niego...?
- Faith, dobrze, że jesteś. Nie widziałem cię okropnie długo, kurwa! Unikałaś mnie, do cholery?!
Do pomieszczenia wpadła dobrze znana mi osoba. Aż za dobrze. Nigdy nie dowiem się, dlaczego akurat mnie wybrał jako obiekt swoich zwierzeń. Nigdy nie dowiem się, dlaczego twierdzi, że jestem jego przyjaciółką. Nigdy nie dowiem się dlaczego, jestem mu bliska. Nigdy nie dowiem się, dlaczego go lubię. Nigdy też nie przyjdzie tutaj o dobrej porze, kiedy to będę miała ochotę go widzieć. Dlaczego nie możemy się po ludzku umówić? Tak jakoś... Za dwadzieścia lat, kiedy to będę za mało atrakcyjna dla niego? Kiedy to on nadal będzie wolał dwudziestki, a czterdziestki będą za stare? Dlaczego jestem młoda? Dlaczego jestem dla niego? Za dużo pytań, na które nikt mi nie odpowie. A na pewno nie on.
Ale dla niego najważniejsze było to, dlaczego go unikałam, co robiłam świadomie, jednak nie przyznałam się do tego. Zasmuciłabym go tym. A chciałam tylko trochę spokoju, troszeczkę samotności, tylko ociupinkę czasu bez niego. Jednak nie jest mi to dane i raczej nie będzie, bo gdziekolwiek bym nie poszła, tam będzie Steven Tyler. Ewentualnie ktoś będzie o nim mówić. Ale to tylko i wyłącznie wina mojego wrodzonego pechu, i... Moja. To ja go do siebie dopuściłam. To ja mu pozwoliłam na to wszystko. To ja go wysłuchuję. To ja się z nim dobrze bawię. I to ja zgodziłam się na to, aby pójść z nim na spacer. Zostawiłam w domu ciekawą kłótnię Nat i Izzy'ego o ubrania i wyruszyłam na pieprzony spacerek po okolicy z pieprzonym Tylerem. Bo go lubię. Cholera, ja jego? Nie, na odwrót, zupełnie.
- Nienawidzę tego - powiedział w pewnym momencie.
- Czego? - spojrzałam na niego pytająco.
- Tych dni, w które cię nie ma - szepnął. - Czuję się samotny bez ciebie. Joe jest zajęty, reszta też. Zresztą, to nie to samo, co z tobą. Mówiłem ci już.
- Tak, mówiłeś, ale...
Nie dokończyłam. Nie chciałam nic mówić, a jedyne czego pragnęłam w tamtej chwili, to wrócić już do domu i położyć się. Nie miałam ochoty na chodzenie, co z tego, że pogoda piękna? Co z tego, że Steven Tyler chce ze mną rozmawiać? Ja chcę do domu.
- Natalie, zrób to dla niego - zaśmiałam się.
- Jedyna osoba, dla której mogę marnować swoje zdrowie to Mel Gibson, a jak widać na załączonym obrazku, to nie on pomocy potrzebuje.
- Ale to twój Jeffrey...
Obydwie zaśmiałyśmy się i spojrzałyśmy na Isbella, który próbował dosunąć swoją walizkę. Niestety nie było mu to dane, z uwagi na to, że ubrania dosłownie poza nią wypływały, a gdy starał się ją zamknąć, zasunąć się nie dało. Nigdy nie pomyślałabym, że to właśnie Izzy będzie miał takie problemy. Z tej dwójki to raczej Nat ma takie zapędy, a tu taka niespodzianka. Żeby to Natalie spakowała mniej rzeczy od Stradlina? To już jest coś nie tak z nim, za dużo czasu bez niej, może? Wszystko jest tu możliwe, bo jeśli oni się zeszli, to teraz nawet kosmici mogą do nas przylecieć. Sami ich tu sprowadzą, bo wybuchowa z nich para. Cholera, dlaczego ja się cieszę z tego powodu? Przecież to nie mi się udało, tylko im. Boże, to już ten etap...
Natalie i Jeffrey zrozumieli, że bez siebie żyć nie mogą, dlatego też wrócili do siebie zaraz po powrocie Nat z Polski. Mnie to nie dziwiło, wszystko widać było po oczach. I jej, i jego, nie potrafili tego ukryć. Kochali się po prostu. I... Jak na razie wszystkim się układa i wychodzi na to, że tylko ja i Steve nie potrafimy sobie w życiu poradzić. Czy to, że nie mamy nikogo źle o nas świadczy? Nie, Boże... Nie. Jesteśmy wolni i w pewnym sensie szczęśliwi, bo ja sobie radzić umiem, a Steven... Steven też. W pewnym sensie, tak. Nie cierpi tak bardzo jak na początku, a przynajmniej po ponad tygodniu przestał to okazywać. Postanowił nawet, że znajdzie sobie pracę, bo w domu usiedzieć nie może. Szokujące to było, bo jako pierwszy z Guns N' Roses odważył się to zrobić. No, może tak na stałe, bo Izzy również to zrobił. Dorabiał w sklepie muzycznym, żeby mieć pieniądze na wyjazd w rodzinne strony z Natalie. Uznał, że jest to dobry moment na to, żeby poznała jego rodziców, a Nat nic przeciwko nie miała, chyba.
- To pomoże mi któraś? - zapytał brunet zdejmując z głowy czarny beret. - Nie radzę sobie.
- Widać, Słońce - odparła Natalie śmiejąc się pod nosem. - Ja ci pomogę, nie martw się.
Podniosła się z kanapy, na której siedziała razem ze mną i przykucnęła przy walizce Jeffrey'a.
- Wyrzucimy to - powiedziała. - I jeszcze tamto, nie będzie ci potrzebne, nie jedziemy na jakieś przyjęcie, tylko do twoich rodziców! Tą koszule to też wywal, Jeffy, czy ty chcesz wyglądać przy nich lepiej? Przecież nawet nie lubisz takich ubrań!
- Tak jak teraz też nie mogę, wyglądam... Źle - odparł patrząc na swoją czarną koszulkę, która rzeczywiście nie prezentowała się najlepiej.
- Nie przesadzaj, to twoi rodzice. Przecież cię nie wyrzucą...
I właśnie tak dalej wyglądała ich rozmowa. Izzy upierał się, że nie może wyglądać tak jak zwykle, a Natalie, że rodzicom nie powinno robić to żadnej różnicy, bo jest ich dzieckiem. Ja nie wtrącałam się w to, bo jakoś mało interesowało mnie, co założy Stradlin, choć mógłby nie przesadzać z elegancją. Sama Nat nie przejmowała się tak bardzo tymi odwiedzinami, jak on. A w końcu to ona miała ich poznać, zrobić dobre wrażenie i... Tylko że ona jest pewna iż wywrze na nich dobre wrażenie, no przecież. W końcu to Natalia, nie ma co się dziwić.
Uśmiechnęłam się delikatnie patrząc tak na nich, jednak ich kłótnia trwać dłużej nie mogła, tak samo moje obserwacje, ponieważ ktoś pomyślał, że może nas odwiedzić. No jasne, przecież jak ci się nudzi, wpadnij do Hellhouse, bo mieszka tu tak dużo osób, że ktoś na pewno musi być w domu! To oczywiste, a drzwi jak zwykle otworzyć musi... Slash? Cholera jasna, co się dzieje?! On ruszył dupę? To do niego...?
- Faith, dobrze, że jesteś. Nie widziałem cię okropnie długo, kurwa! Unikałaś mnie, do cholery?!
Do pomieszczenia wpadła dobrze znana mi osoba. Aż za dobrze. Nigdy nie dowiem się, dlaczego akurat mnie wybrał jako obiekt swoich zwierzeń. Nigdy nie dowiem się, dlaczego twierdzi, że jestem jego przyjaciółką. Nigdy nie dowiem się dlaczego, jestem mu bliska. Nigdy nie dowiem się, dlaczego go lubię. Nigdy też nie przyjdzie tutaj o dobrej porze, kiedy to będę miała ochotę go widzieć. Dlaczego nie możemy się po ludzku umówić? Tak jakoś... Za dwadzieścia lat, kiedy to będę za mało atrakcyjna dla niego? Kiedy to on nadal będzie wolał dwudziestki, a czterdziestki będą za stare? Dlaczego jestem młoda? Dlaczego jestem dla niego? Za dużo pytań, na które nikt mi nie odpowie. A na pewno nie on.
Ale dla niego najważniejsze było to, dlaczego go unikałam, co robiłam świadomie, jednak nie przyznałam się do tego. Zasmuciłabym go tym. A chciałam tylko trochę spokoju, troszeczkę samotności, tylko ociupinkę czasu bez niego. Jednak nie jest mi to dane i raczej nie będzie, bo gdziekolwiek bym nie poszła, tam będzie Steven Tyler. Ewentualnie ktoś będzie o nim mówić. Ale to tylko i wyłącznie wina mojego wrodzonego pechu, i... Moja. To ja go do siebie dopuściłam. To ja mu pozwoliłam na to wszystko. To ja go wysłuchuję. To ja się z nim dobrze bawię. I to ja zgodziłam się na to, aby pójść z nim na spacer. Zostawiłam w domu ciekawą kłótnię Nat i Izzy'ego o ubrania i wyruszyłam na pieprzony spacerek po okolicy z pieprzonym Tylerem. Bo go lubię. Cholera, ja jego? Nie, na odwrót, zupełnie.
- Nienawidzę tego - powiedział w pewnym momencie.
- Czego? - spojrzałam na niego pytająco.
- Tych dni, w które cię nie ma - szepnął. - Czuję się samotny bez ciebie. Joe jest zajęty, reszta też. Zresztą, to nie to samo, co z tobą. Mówiłem ci już.
- Tak, mówiłeś, ale...
Nie dokończyłam. Nie chciałam nic mówić, a jedyne czego pragnęłam w tamtej chwili, to wrócić już do domu i położyć się. Nie miałam ochoty na chodzenie, co z tego, że pogoda piękna? Co z tego, że Steven Tyler chce ze mną rozmawiać? Ja chcę do domu.
________________
Cześć.
Po przemyśleniu wszystkiego, uznałam, że daję rady z nadrabianiem Waszych blogów. Nie mam na to chęci, źle się czuję. Z tym.
Postanowiłam jednak, że postaram się cokolwiek zrobić, ale... Nie spodziewajcie się mnie u siebie do czerwca, skreślcie mnie z listy. Przepraszam.
Sam rozdział mało mi się podoba, czuję, że nie wyszedł. Ale Wy chyba ocenicie lepiej, o ile ktokolwiek będzie jeszcze chciał tu przebywać.
Ps. Blog ma roczek. XD podziękowania będą później, bo się należą. ♥
Ps. Blog ma roczek. XD podziękowania będą później, bo się należą. ♥
Wićka, ja Joanne Isbell jestem już, nie Estranged, ale to mniejsza.
OdpowiedzUsuńIZZY I NAT SĄ RAZEM., TAAAAAK!
Chociaż spodziewałam się jakieś rozmowy, dialogu, whatever. IDĘ SOBIE POSKAKAĆ Z RADOŚCI, KURWA, HJAHAHAHAHHAHAHAHA.
Biedny Stevenek. :'( On serio jest mądry, ale się ciągle cieszy, dlatego go mają za takiego debilka. Izzy taki uroczy. I pozna rodziców Nat. Ciekawe co oni na to.
Czekam na rozwinięcie rozmowy pomiędzy Faith a Tylerem, a teraz idę sobię potańczyć w rytm AC/DC, bo NAT I IZZY SĄ RAZEM! <3333333333
KOCHAM CIĘ WIĆKA. JEDNAK CIĘ NIE ZJEM.
NO I STOOOOOO LAT STOOOOOOOO LAT DLA TWOJEGO BLOGA! ;*
WENY :*
Dla mnie i tak będziesz Estranged albo Aśka. XD
UsuńNo musiałam ich w końcu połączyć, bo mam dla nich taką superaśną przyszłość, że hej. XD
DOBRZE, ŻE MNIE NIE ZJESZ. ;____; BOŻE, DLACZEGO JAK PRZESUNĘŁAM MYSZKĘ TO DRUGI GŁOŚNIK SIĘ WŁĄCZYŁ?! ;____; CZEKAJ, POUSTAWIAM SOBIE. XDDD
Też Cię kocham i dziękuję za te sto lat. ♥
Pierwsza? No więc...Nat i Izzy, Steven i Faith (dalej uznawani za Staith przeze mnie i Jadowitą Sowę), Slash....i jego gitary, Axl i Erin.....straszni i biedni (choć tutaj ich nie ma), Duff i Mandy, których też tu nie ma i biedny Stevie A.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Nat i Iz są razem. Teraz o Stevenie A.
W skrócie, jego rozmowa z Faith bardzo mi się podoba, bo pokazuje parę rzeczy, to, że Steve jest traktowany jak debil i to, że ich życie jest trochę...bez sensu.Podziwiam go, że się nie załamał, jak Steven T. po śmierci Hope w POMH.... Z drugą częścią opowiadania nie rozumiem jednego. Miałam wrażenie, że Faith i Steven są pokłóceni, a teraz poszła z nim a spacer..ale może mi się zdawać:( No, tak..nie chce mi się pisać, nie gniewaj się, a poza tym Slash mnie woła,znaczy, mój gitar Slash, a nie Slash człowiek choć to by było ciekawe. Ale kocham cię i dobrze, że wrzuciłaś:) Czekam na następny.
A ,jestem jednak druga i dziękuję za dedykację <3
UsuńI sto lat jak od kobiety powyżej.
UsuńBo Steven i Faith to Staith, i nic tego nie zmieni. ♥
UsuńSteve jest silny, nie mógłby się załamać. Poza tym, on wcale nie jest głupi, może nawet najmądrzejszy?
Staith nie byli skłóceni, chyba. No, w każdym razie nie widzieli się z miesiąc i jednak trzeba się kiedyś spotkać.
Dziękuję, Fly, że przyszłaś.
Droga Faith,rozdział cudowny.Aż się popłakałam ,trafiłaś na odpowieni moment mojego życia,kiedy to najpiękniejsze rzeczy docierają do mojego serca.
OdpowiedzUsuńTo co robisz ,jest cudowne ;),dlatego proszę pisz dalej i na tyle ile wena ci pozwala ,pisz.
Wszystko jest tu u ciebie ,takie smutno prawdziwe.Panuję u ciebie taka miła aura ,dziewczyno nadajesz się do tego żeby zostać pisarką.Myślałaś nad wydaniem napisaniem książki?
Jeżeli kiedyś wydasz,to ja chcę pierwsza o niej wiedzieć i jako pierwsza kupić pierwszy egzemplarz xD.
A właśnie ja już nie mogę się doczekać ,gorącej miłości Faith i Tyler'a ;).Ahh ta chemia ,miło się tu udziela :3.
Zyczę weny twórczej i lekkiego dystansu , nie przepraszaj droga Faith za te blogi ,jest jeszcze życie realne ,które jest ważniejsze a kiedyś nadrobisz.Tak przepraszam za wtrącenie ,ale szkoda mi się ciebie troszkę zrobiło,jak tak przepraszałaś.Zdarza się i sądzę że wszyscy tutaj zrozumieją to :).
Pozdrawiam gorąco Madeline.
P.S Życzę udanego jajka!
Aha zapomniałam dodać ,że miło widzieć tutaj słodką Alicę Silverstone ;).
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, Magdo, za te wszystkie miłe słowa i tutaj, i na asku. To naprawdę piękne, dziękuję. A moja książka nawet jeśli miałaby zostać zaczęta, to pewnie bym się na coś wkurzyła i nie skończyła jej. XD
UsuńWiem, że życie realne jest, ale niektórzy tego czasem nie rozumieją, więc wolę się ubezpieczyć na przyszłość.
Tak, Alicia jest cudna! Własnie dlatego jest moją kochaną Felicją, zwaną Faith.
Dziękuję jeszcze raz i również życzę wesołych świąt!
Witaj Faith. Wybacz, że znowu z poślizgiem, jednak teraz tak bedzie. Będę komentowała ze sporą obsuwą ... i raczej to co napisze komentarzem nazwać nie można ;/
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Steven. Bardzo mnie ruszyło, to co powiedział. Cholernie przykre jest to jak ktoś uważa cię za takiego błazna, pajaca. Jak już taka łatka do kogos przylgnie to strasznie boli. A najgorsze jest to, że w sumie Steven obrywał także od swoich kumpli prawda? Ja wiem, że takie wygłupy to niby tylko zabawa ... ale trzeba wiedzieć kiedy przestać. Widać Steven miał zbyt słabą psychikę. Nie dziwię, się że jest mu przykro. Powinien powiedzieć to co czuje wcześniej, wszystkim, nie tylko Faith.
Czy dobrze zrozumiałam że Rosemary zginęła w jakimś wypadku? Czemu tak mało o tym wspomniałaś? Czemu w ogóle ją zabiłaś w tym opowiadaniu? Żądam wyjaśnien pod groźbą pozwu :D
Moja ulubiona para razem :D Yeeee. Czy ta nagła zmiana to skutki ostatnich wydarzeń? Pewnie zrozumieli jak bezsensowne są ich kłótnie po tym jak zobaczyli jak łatwo kogoś stracić. Widzę to tak jakby śmierć Rosemary "przyczyniła" się do zmiany perspektywy. Fajnie że Nat dała Izzy'emu drugą szansę, niech ten debil teraz tego nie popsuje ;) Spotkanko rodzinne zapowiada się niezwykle interesująco. Jestem ciekwa jak Nat poradzi sobie przy poznawaniu "przyszłych teściów" :D
Powrót Tylera. Tęskniłam za nim :D Felicjo nie uciekaj, wysłuchaj Pana Stefana bo ja chcę wiedzieć co bedzie dalej!
Weny Faith.
Steve ogólnie jest postacią, która doznał tutaj cierpienia, psychicznego w szczególności. A czy powie innym? Sama nie wiem czy byłby do tego zdolny, może po latach.
UsuńRosemary została zgwałcona i po prostu pobita tak, że nie przeżyła. Będzie to jeszcze wspomniane, więc się nie martw, Ewa.
Tak. Po części właśnie tragiczna śmierć Rosie przekonała ich do odnowienia związku, bo nie chcieli tracić.
No i Tyler. Tak. Będzie, będzie. XD
Dziękuję, Nem, za komentarz!
Miałam być już kiedyś, miałam być ostatnio, ale nie dałam rady. Wierząc, że nie będziesz mi miała tego za złe, chyba wiesz, że ja jestem Ci, mimo wszystko, haha, wierna.
OdpowiedzUsuńAle przyszłam w końcu do Ciebie dzisiaj, przeczytałam i problem mów w tym, że nie potrafię się odnieść do tego, co ostatnio się dzieje, kochana Faith. Nie potrafię, nie potrafię komentować tak w nocy, kiedy jestem sama, ale tylko wtedy ja naprawdę mam jakąś potrzebę pisania takich rzeczy, uzewnętrzniania się z wydawaniem własnej opinii.
I Boże, ja naprawdę sama już nie wiem.
Tak strasznie zmienił się Twój styl pisania, on jest mi taki bliski, że aż czasem wpadam w paranoje, paranoidalne myśli, Faith. Pamiętam Cię tutaj z końca zeszłego lata, nawet nie wiem, kiedy to wszystko się to zmieniło, ale nagle, z rozdziału na rozdział, coś pękło, coś się złamało, zaczęłaś pisać tak ładnie i dojrzale, zachowując wciąż sytuacjami ten swój komizm, który mnie rozczula, o czym Ci mówię zresztą. Moim numerem jeden wciąż jest i pewnie pozostanie ten rachunek sumienia Joe'go, jeszcze do poprzedniego opowiadania... Zbieram się wciąż, by przeczytać to znów, ale coś mnie jednak trzyma, żeby nie, może lepiej...
Och, ten Steven mnie zmiażdżył, zwłaszcza ostatnie słowa. Że jest mądrzejszy niż wszyscy myślimy. Ja skinęłam aż głową, ponieważ on ma rację, zawsze miano go za uroczego kretyna i pal licho, czy to w opowiadaniu, czy realnym życiu. Sama nie wiem, jak to wyszło, że za takiego właśnie zaczął uchodzić, ale to rzeczywiście jest wszędzie, podczas gdy on miał w głowie znacznie więcej. Wzruszył mnie tutaj, wiesz? I dotknęło mnie wszystko, co powiedział. Nic nie mniej od tego, co stało się z jego Rosemary o pięknym imieniu, chyba też kiedyś się tutaj nad nim rozwodziłam, że uwielbiam. Życie poleciało tak szybo, leci, a nic nie jest pewne. Szkoda mi jest, już późno i to tylko potęguje moje wszystkie odczucia, za co przepraszam, bo mogę przekolorować.
Natalie z Izzy'm razem, ciekawa jestem, jak będzie tym razem, ta relacja od długiego już czasu jest kalejdoskopem.
Naprawdę nie wiem, co ja piszę, Wika, nie wiem, nie wiem...
Mogłabym jeszcze tak truć o Faith i Tylerze, że ich uwielbiam, to znaczy na pewno najbardziej ze wszystkich związków, jakie tu mamy i mieliśmy kiedykolwiek. On mówi w taki sposób, że ja mięknę, on zachowuje się tak, że aż żal mi siebie samej, że kocham, i co tu zrobić. I niech mi ona nie kręci, że nic, no błagam.
Chcę ich, chcę ich dużo i więcej, daję słowo.
Dzieje się ostatnio coś dziwnego, powiem Ci. Ale wcale nie narzekam, postaram się nie robić już takich dziur. O Boże, czy ja się popłakałam?
Miłej wiosny, może w końcu do nas na dobre zawita, i dobranoc, Faith, trzymaj się, weny, ja będę czekać, haha...♥
Tak. Wiele się tu zmieniło, ale to raczej... Rocky gryzie kable, cholera! I zrobił siku... Dlatego, że uznałam iż pora wziąć to na poważnie. Pomyślałam, że jednak potrafię, że chcę.
UsuńSteven jest mądry, może nawet najbardziej inteligentny z całej piątki, jednak woli się usunąć i udawać, że jest przeciwnie.
A Natalia i Izzy? Pewnie im się ułoży, bo są najbardziej wybuchowi, bo czasem po prostu ze sobą nie wytrzymują. Jednak może kiedyś naprawdę nie wytrzymają, kto wie.
Co do Stevena i Felicji to teraz na pewno więcej ich będzie, choć ja tego nie chcę. Boję się ich popsuć.
Dziękuję, Alicjo, za komentarz i za te wszystkie miłe słowa. I... Śliczna Uschi na profilowym, sama chyba ustawie sobie jakieś jej zdjęcie. XD
Witaj :) Przepraszam za opóźnienie, nie mogłam się zebrać w sobie. Przepraszam również za opuszczenie ostatniego rozdziału. Pod względem blogów jestem ostatnio bardzo niezorganizowana, ale postaram się przy następnych postach nie robić aż takich zaległości ;)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że rozdział mi się podoba :) Przyjemnie się czytało, szczególnie wątki z Tyler'em. Bardzo fajnie to wszystko opisałaś. Zrobiło mi się troszkę żal Stevena, ale o to tu chyba chodziło ;) Bardzo mnie zaintrygował wątek Rosemary. Mam nadzieję, że jeszcze do tego nawiążesz, sytuacja się rozjaśni. Dobrze, że Faith jest przy chłopaku. Z drugiej strony Stefan troszkę przesadza i zbytnio wprasza się w łaski Felki, narusza jej osobistą przestrzeń. Dziewczyna ma odrobinkę przesrane, że musi pocieszać go w niedoli. Ich relacja coraz bardziej się zmienia. Ciekawi mnie tylko co z tego wyniknie ;)?
Nat&Izz :D Tak, wiedziałam! Oni nie mogą bez siebie żyć- są parą idealna, tak jakby. Mam nadzieję, że wszystkie spory między nimi się zakończa, nie wybuchną nowe i będą żyć długo i szczęśliwie :) Jest to moja ulubiona para, więc niezmiernie mnie cieszy taki rozwój akcji ;)
Mam nadzieję, że nie każesz długo czekać na kolejny tekst?
Życzę mnóstwo weny i pomysłów :) Czekam na ciąg dalszy historii :)
Nadrobiłam. Nadrobiłam i przeczytałam.
OdpowiedzUsuńStevena i Faith darzę chyba największą miłością, jeśli chodzi o to opowiadanie. Są idealni, idealnie idealni i kocham och obojga bezwzględnie.
Co do reszty... Strasznie intryguje mnie Izzy. Izzy'ego jakoś nigdy, w żadnym opowiadaniu nie trawilam, ale Ty mi pokazałaś, że Izzy to jednak jest ktoś. Ktoś, o. Tak lepiej.
Czekam na nowy rozdział - a nawet powiem Ci, że sposób pisania tego rozdziału był najlepszy. Masz talent, Faith.
Trzymam kciuki i życzę weny!
TEN szablon! Prawie jak anioł, ale prawie.
OdpowiedzUsuń