Dla Joanny, bo... Odchodzą
22.03.1986
I Don't Want To Miss A Thing: Rozdział 31
Sometimes I need some time.. on my own
Sometimes I need some time.. all alone
Everybody needs some time.. on their own
Don't you know you need some time.. all alone
Sometimes I need some time.. all alone
Everybody needs some time.. on their own
Don't you know you need some time.. all alone
22.03.1986
Byłam tu. Byłam tam.
Zapach Miasta Aniołów dusił mnie strasznie, a rodzinna Polska przerażała tym, że nie było tam jego. I ich. Ich wszystkich. Nie było tych, do których się przywiązałam. Czekały tam na mnie tylko te osoby, które porzuciłam kilka lat wcześniej. Te, które potraktowałam źle. Te osoby, z którymi ciągle się kłóciłam, bo nie można było już zapalić czy też napić się czegoś. Osoby, które sprawiały, że ludzie postrzegali ich za szczęśliwą rodzinę, łącznie ze mną. Jednak tak nie było. Potrafili się pożreć o najmniejszą głupotę i nie kończyło się to dobrze...
Mamusia i ,,Tatuś".
Czekali na mnie już od rana. Specjalnie dla mnie mama upiekła moje ulubione ciasto i ładnie zastawiła stół, wcześniej oczywiście chwaląc się sąsiadom, że ich córeczka wraca do domu. Przecież to była sensacja. Dla mojego kota. Na mój widok aż uciekł do kuchni i nie chciał wyjść spod stołu, dopiero po jakiś dwóch godzinach odważył się do mnie podejść. Niestety po tym jak już się zorientował, że to na pewno ja, nie chciał ode mnie odejść i łaził za mną przez kolejne dwa dni, co mnie zbytnio nie cieszyło, bo trudno wyrzucało się go z łazienki. Jednak decyzja o wyjeździe nie okazała się porażką. Spędziłam uroczy miesiąc pod opieką nadopiekuńczej matki i wiecznie zapracowanego ojca, którzy chcieli, abym czuła się tu jak najlepiej, choć był to mój dom. Udało im się to. Nie martwiłam się uczuciami do Jeffrey'a, nie myślałam o tym, że go potrzebuję. Interesowało mnie raczej to czy tęsknią tam za mną. Czy myślą oni o mnie.
Potwierdzenie dostałam kilka tygodni później.
Felicja napisała do mnie dosyć długi list, który dostał się w ręce mojej matki. Czytałam go dokładnie i po kilka razy, nadal nie mogąc uwierzyć, że jednak ktoś tam za mną tęskni. Choć kto wie, mogła kłamać. Nic nie jest pewne. Bo raczej Slash by za mną nie tęsknił, a Jeff... To z Jeffrey'em, to prawda. Jestem pewna, że przed wszystkimi udaje, a w głębi ubolewa nad tym, że nie było go wtedy w domu. Ja też nad tym ubolewam. Mógłby tam być, mógłby powiedzieć mi coś bardzo ważnego, a ja bym mu uwierzyła, rzuciła na szyję i nie puszczała. Jednak tak nie było, wyjechałam bez żadnego pożegnania z myślą, że tak będzie lepiej. I sama nie wiem czy to prawda. Z jednej strony już dawno chciałam się go pozbyć, mieć spokój, być wolna, a z drugiej tęsknię za nim. Cholernie. Tak samo mocno jak za Felicją, a to już rzecz niemożliwa.
- Natalia, podejdź no tutaj - usłyszałam zza drzwi głos matki, która już od półgodziny zajmowała się sprzątaniem domu. Oczywiście bez mojej pomocy, bo ja nie potrafię.
Podniosłam się z łóżka i odrzuciłam na biurko długopis, którym pisałam bardzo ważną wiadomość do znajomych z L.A. Niestety, nie było mi to dane i z naburmuszoną miną opuściłam swój stary pokój, kierując się do kuchni, gdzie zastać powinnam mamę.
Jak zwykle siedziała przy stole, w ręku trzymała ścierkę do naczyń, a na sobie miała kwiecisty fartuch, który nosiła każda prawdziwa gospodyni. Inaczej być nie mogło. Jednak tym razem na stole, przed nią, leżała koperta, w której zapewne znajdowała się kolejna wiadomość do mnie, na którą i tak odpisałabym dopiero po miesiącu. No bo jak? Przecież jestem cholernie zapracowana...
- List do ciebie - powiedziała patrząc na mnie. - Czytałam. Współczuję temu chłopcu, biedaczek. Jak on miał na imię? Steven...? Tak, chyba właśnie tak - odpowiedziała na własne pytanie, a ja wpatrywałam się w nią zdezorientowana. - Idę, córcia, nie będę ci tu przeszkadzać, czytaj w spokoju.
Podniosła się od stołu i zabierając swoją ścierkę do naczyń, przeniosła się do salonu, gdzie zapewne czekał ojciec, który oglądał telewizje. Tym samym zostawiła mnie tu na pastwę losu. Mnie i ten list, który dotyczył Stevena i czegoś tragicznego. Choć nie, tragedią było to, że matka czyta moje listy. To już drugi, który dostałam i kolejny, który ona czytała. Ja jej poczty nie czytam i niech ona mi się tym samym odwdzięczy.
Otworzyłam białą kopertę i rozłożyłam złożoną na pół kartkę znajdującą się w środku. Pismo Felicji od razu rzuciło mi się w oczy, nigdy bym go nie pomyliła z niczyim innym. Strasznie bagrze, a ja znam ją już ponad dziesięć lat. To coś rozpoznałabym wszędzie.
Felicja napisała do mnie dosyć długi list, który dostał się w ręce mojej matki. Czytałam go dokładnie i po kilka razy, nadal nie mogąc uwierzyć, że jednak ktoś tam za mną tęskni. Choć kto wie, mogła kłamać. Nic nie jest pewne. Bo raczej Slash by za mną nie tęsknił, a Jeff... To z Jeffrey'em, to prawda. Jestem pewna, że przed wszystkimi udaje, a w głębi ubolewa nad tym, że nie było go wtedy w domu. Ja też nad tym ubolewam. Mógłby tam być, mógłby powiedzieć mi coś bardzo ważnego, a ja bym mu uwierzyła, rzuciła na szyję i nie puszczała. Jednak tak nie było, wyjechałam bez żadnego pożegnania z myślą, że tak będzie lepiej. I sama nie wiem czy to prawda. Z jednej strony już dawno chciałam się go pozbyć, mieć spokój, być wolna, a z drugiej tęsknię za nim. Cholernie. Tak samo mocno jak za Felicją, a to już rzecz niemożliwa.
- Natalia, podejdź no tutaj - usłyszałam zza drzwi głos matki, która już od półgodziny zajmowała się sprzątaniem domu. Oczywiście bez mojej pomocy, bo ja nie potrafię.
Podniosłam się z łóżka i odrzuciłam na biurko długopis, którym pisałam bardzo ważną wiadomość do znajomych z L.A. Niestety, nie było mi to dane i z naburmuszoną miną opuściłam swój stary pokój, kierując się do kuchni, gdzie zastać powinnam mamę.
Jak zwykle siedziała przy stole, w ręku trzymała ścierkę do naczyń, a na sobie miała kwiecisty fartuch, który nosiła każda prawdziwa gospodyni. Inaczej być nie mogło. Jednak tym razem na stole, przed nią, leżała koperta, w której zapewne znajdowała się kolejna wiadomość do mnie, na którą i tak odpisałabym dopiero po miesiącu. No bo jak? Przecież jestem cholernie zapracowana...
- List do ciebie - powiedziała patrząc na mnie. - Czytałam. Współczuję temu chłopcu, biedaczek. Jak on miał na imię? Steven...? Tak, chyba właśnie tak - odpowiedziała na własne pytanie, a ja wpatrywałam się w nią zdezorientowana. - Idę, córcia, nie będę ci tu przeszkadzać, czytaj w spokoju.
Podniosła się od stołu i zabierając swoją ścierkę do naczyń, przeniosła się do salonu, gdzie zapewne czekał ojciec, który oglądał telewizje. Tym samym zostawiła mnie tu na pastwę losu. Mnie i ten list, który dotyczył Stevena i czegoś tragicznego. Choć nie, tragedią było to, że matka czyta moje listy. To już drugi, który dostałam i kolejny, który ona czytała. Ja jej poczty nie czytam i niech ona mi się tym samym odwdzięczy.
Otworzyłam białą kopertę i rozłożyłam złożoną na pół kartkę znajdującą się w środku. Pismo Felicji od razu rzuciło mi się w oczy, nigdy bym go nie pomyliła z niczyim innym. Strasznie bagrze, a ja znam ją już ponad dziesięć lat. To coś rozpoznałabym wszędzie.
Złe wieści, Natalia...
Nie wiem jak Ci o tym napisać, bo wydarzyła się tragedia. Prawdziwa, i ja w tym momencie nie żartuję. Nie widziałyśmy się dawno, bo zejdzie z dwa miesiące. Nie widziałaś się również z resztą, i Rosemary, której już nie zobaczysz. Przepraszam, że muszę Ci przeszkadzać, kiedy to jesteś w trakcie swoich wakacji, ale Rose nie żyje. Steven jest załamany, zresztą nie tylko on. Wszyscy jesteśmy. Nie będę Ci tu pisać jak to było, co się stało. Mam nadzieję, że przyjedziesz na pogrzeb i wtedy Ci powiem. Bo na Stevena nie licz. Załamał się kompletnie. Kochał ją bardzo, wiesz przecież, była takim promyczkiem w porównaniu do nas wszystkich.
Pogrzeb odbędzie się 25 marca, i naprawdę na Ciebie liczę, Natalia.
Bądź z nami, pomóż nam.
Nie zmuszam Cię do tego, abyś wróciła na stałe, po prostu bądź w tym trudnym dniu.
Proszę.
Nie wiem jak Ci o tym napisać, bo wydarzyła się tragedia. Prawdziwa, i ja w tym momencie nie żartuję. Nie widziałyśmy się dawno, bo zejdzie z dwa miesiące. Nie widziałaś się również z resztą, i Rosemary, której już nie zobaczysz. Przepraszam, że muszę Ci przeszkadzać, kiedy to jesteś w trakcie swoich wakacji, ale Rose nie żyje. Steven jest załamany, zresztą nie tylko on. Wszyscy jesteśmy. Nie będę Ci tu pisać jak to było, co się stało. Mam nadzieję, że przyjedziesz na pogrzeb i wtedy Ci powiem. Bo na Stevena nie licz. Załamał się kompletnie. Kochał ją bardzo, wiesz przecież, była takim promyczkiem w porównaniu do nas wszystkich.
Pogrzeb odbędzie się 25 marca, i naprawdę na Ciebie liczę, Natalia.
Bądź z nami, pomóż nam.
Nie zmuszam Cię do tego, abyś wróciła na stałe, po prostu bądź w tym trudnym dniu.
Proszę.
Felicja
Po prostu usiadłam i zakryłam usta ręką. Tylko tyle.
* * *
Nie wiem ile czasu trwało moje zastanawianie się nad sprawą przyjazdu do Los Angeles, ale mama twierdziła, że była to niecała minuta i że wystrzeliłam jak z procy. Spakowałam się i czekałam na następny dzień, kiedy to miałam swój samolot. Pięknego dnia, który nosił liczbę dwadzieścia trzy, wsiadłam do ogromnego latającego pojazdu i wyruszyłam w podróż to L.A. Do domu. Jeszcze miesiąc temu powiedziałabym, że to nie jest moje mieszkanie, dom, miejsce, które kocham, jednak po takiej przerwie stwierdzić mogę, że byłam głupia, kiedy podjęłam decyzję o powrocie do Polski. Owszem, byli tu moi rodzice, starzy przyjaciele, ale w Mieście Aniołów przebywała moja zupełnie inna rodzina, którą również kochałam. Całym sercem. Przywiązałam się już do nich, a odejście jest bolesne. Porzucenie tego wszystkiego. Ja... Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, że jestem tam potrzebna, że chcę tam być, że nie chcę ich opuszczać. Przyszło mi to dopiero do głowy po miesiącu. Okropnym ponurym marcu, który, pomimo uroczej wiosny, przyniósł tylko ból. Psychiczny.
Dlatego właśnie w tym momencie jechałam taksówką do domu, choć Hellhouse na to nie wyglądał. W tej starej, zagraconej, rozpadającej się chałupie najlepsi byli mieszkańcy, my. My wszyscy. Erin, Mandy i Rosemary również, tylko że teraz jednego członka rodziny brakowało. Tego promyczka naszego. Nie rozmawiałam z nią za często i teraz uważam to za głupie, cholernie. Nie zwracałam na nią nawet uwagi. Nie obchodziła mnie zbytnio, byłam zbyt wpatrzona w siebie samą. Nadal jestem. Chciałabym teraz cofnąć czas, powiedzieć Rose, że tak naprawdę poprawiała mi dzień, bo jej jasne włosy i śliczna buźka zawsze dodawały szczęścia. Że pomimo tego iż mało mnie obchodziła, to samą swoja obecnością wzbudzała pewne uczucie. Nie dało się jej nie kochać, a Steven uległ temu urokowi i... I stracił. Ją. Miłość. Szczęście, które mu dawała. Wszystko.
Straciliśmy wszyscy.
- Natalia...? - kiedy tylko przekroczyłam próg domu, usłyszałam głos znajomej blondynki, która zwykle obrażała mnie bądź straszyła nie wiadomo czym. - To ty...! Całe szczęście - mówiła przyciszonym głosem. - Myślałam, że już nie przyjedziesz... Steven się załamał... No powiedz coś w końcu, a nie na Izzy'ego się patrzysz! - ostatnie słowa wypowiedziała już po polsku, a ja wybudziłam się z transu i uświadomiłam sobie, że nie zrozumiałam co do mnie mówiła. Czyżby moja znajomość angielskiego po miesiącu zanikła?
A to, że patrzę się na Jeffrey'a, to inna sprawa...
- Wcale się na niego nie gapię - wysyczałam.
- Ta, jasne, debilku. Od razu widać, że tęskniłaś. Za nim. Za mną to już chyba nie - odparła. - Nie stój tak, tylko zdejmij tą kurtkę i wejdź, w końcu to też twój dom, dla jasności.
- Wypada iść do Stevena czy nie muszę...? - zapytałam cichutko martwiąc się, ze jednak ktoś zrozumie moją niechęć. Jednak, kto oprócz Felicji może to zrobić? Mieli szybki kurs? Nie.
Jasnowłosa spojrzała tylko na mnie jak na prawdziwą idiotkę, po czym weszłyśmy do salonu, w którym czekał na nas Slash, czyli kolejna osoba, która mało mnie obchodziła. Czy ja jestem aż taka zła?
- Cześć - zwróciłam się do Mulata, który zerknął na mnie spod swoich kudłów. Jednak nic nie powiedział, nawet się nie przywitał, co wyraźnie mnie zasmuciło... Prawie, że wcale. Lecz to nie on przykuł mój wzrok na samym początku. Był to Stradlin stojący w kącie ciemnego pomieszczenia. Nie odezwał się, tylko patrzył. Na mnie.
Jednak ktoś powiedzieć coś musi.
- Cześć, Izzy - powiedziałam nawet na niego nie patrząc. - Tęskniłam.
Dlatego właśnie w tym momencie jechałam taksówką do domu, choć Hellhouse na to nie wyglądał. W tej starej, zagraconej, rozpadającej się chałupie najlepsi byli mieszkańcy, my. My wszyscy. Erin, Mandy i Rosemary również, tylko że teraz jednego członka rodziny brakowało. Tego promyczka naszego. Nie rozmawiałam z nią za często i teraz uważam to za głupie, cholernie. Nie zwracałam na nią nawet uwagi. Nie obchodziła mnie zbytnio, byłam zbyt wpatrzona w siebie samą. Nadal jestem. Chciałabym teraz cofnąć czas, powiedzieć Rose, że tak naprawdę poprawiała mi dzień, bo jej jasne włosy i śliczna buźka zawsze dodawały szczęścia. Że pomimo tego iż mało mnie obchodziła, to samą swoja obecnością wzbudzała pewne uczucie. Nie dało się jej nie kochać, a Steven uległ temu urokowi i... I stracił. Ją. Miłość. Szczęście, które mu dawała. Wszystko.
Straciliśmy wszyscy.
- Natalia...? - kiedy tylko przekroczyłam próg domu, usłyszałam głos znajomej blondynki, która zwykle obrażała mnie bądź straszyła nie wiadomo czym. - To ty...! Całe szczęście - mówiła przyciszonym głosem. - Myślałam, że już nie przyjedziesz... Steven się załamał... No powiedz coś w końcu, a nie na Izzy'ego się patrzysz! - ostatnie słowa wypowiedziała już po polsku, a ja wybudziłam się z transu i uświadomiłam sobie, że nie zrozumiałam co do mnie mówiła. Czyżby moja znajomość angielskiego po miesiącu zanikła?
A to, że patrzę się na Jeffrey'a, to inna sprawa...
- Wcale się na niego nie gapię - wysyczałam.
- Ta, jasne, debilku. Od razu widać, że tęskniłaś. Za nim. Za mną to już chyba nie - odparła. - Nie stój tak, tylko zdejmij tą kurtkę i wejdź, w końcu to też twój dom, dla jasności.
- Wypada iść do Stevena czy nie muszę...? - zapytałam cichutko martwiąc się, ze jednak ktoś zrozumie moją niechęć. Jednak, kto oprócz Felicji może to zrobić? Mieli szybki kurs? Nie.
Jasnowłosa spojrzała tylko na mnie jak na prawdziwą idiotkę, po czym weszłyśmy do salonu, w którym czekał na nas Slash, czyli kolejna osoba, która mało mnie obchodziła. Czy ja jestem aż taka zła?
- Cześć - zwróciłam się do Mulata, który zerknął na mnie spod swoich kudłów. Jednak nic nie powiedział, nawet się nie przywitał, co wyraźnie mnie zasmuciło... Prawie, że wcale. Lecz to nie on przykuł mój wzrok na samym początku. Był to Stradlin stojący w kącie ciemnego pomieszczenia. Nie odezwał się, tylko patrzył. Na mnie.
Jednak ktoś powiedzieć coś musi.
- Cześć, Izzy - powiedziałam nawet na niego nie patrząc. - Tęskniłam.
____________________
Witam.
Nie skomentowałam niczego u Was i chyba nie potrafię tego zrobić.
Przepraszam, ale niestety jak na razie nie będę mogła się Wam odwdzięczać komentarzami, może w wakacje postaram się coś zrobić. Ewentualnie wtedy, kiedy mi... Przejdzie.
Mam świadomość tego, że nikt tego nie przeczyta, skomentuje, bo w końcu panuje tu pewna zasada, ale rozdział dla świętego spokoju będzie tutaj.
Dziękuję tym, co jednak tu będą ze mną, do końca.
Kocham Was, naprawdę.
oo, mamy taki sam szablon xD trzeba przyznać, że jest genialny. ♥
OdpowiedzUsuńja wpadam na moment, chciałam Ci tylko powiedzieć, że powoli (baaaaaaaardzo powoli) zabieram się za nadrabianie moich zaległości, które są tak gigantyczne, że zapewne do śmierci się nie wyrobie, no ale ok, liczą się dobre chęci xD
w każdym razie wpadnę do Ciebie najszybciej jak to możliwe :3
Można tak powiedzieć, bo różnimy się tylko nagłówkiem i troszeczkę układem. XD
UsuńJa za to muszę się zebrać, aby skomentować u Ciebie, bo przeczytane to mam, gorzej z samym komentowaniem...
Także, widzimy się u mnie labo u Ciebie, zobaczymy kto szybciej! XD
Witaj ,droga Faith.
OdpowiedzUsuńOstatnio zaczęłam przeglądać sobie blogi i odnalazłam twój.Twoja twórczość jest powalająca,a ten rozdział jest super,muszę wpaść sobie tutaj kiedy będę miała czas i przeczytać poprzednie rozdziały.
Jest tu u ciebie fajne i wyjątkowy pomysł ,jakiego jeszcze nigdzie nie spotkałam.
Cóż Natalia wydaję mi się sympatyczną bohaterką,aczkolwiek tak jak wspominałam ,nie jestem w temacie i nie znam jej,ale jeżeli w poprzednich rozdziałach jest taka jak myślę ,to jest interesującą postacią.Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału,bo widzę że pomiędzy Natalią a Stradlinem ,coś sie kroiło i coś nie wypaliło ,więc ciekawość mnie zżera ,aby dowiedzieć się co z tego wyjdzie.
Może ten komentarz nie jest jakiś kreatywny,może jest tu kilka błędów ale jestem tylko duszą ,która pragnie wyrazić swoje uczucie ,a cóż jestem tylko człowiekiem,aby idealnie i pięknie pisać (jak niektórzy ) trzeba czasu,więc nie uraź się ,niczym co zawiera ten komentarz.
Pozdrawiam Madeline,albo Magda :).
Och, dziękuję Ci bardzo za miłe słowa, Magdo. ♥
UsuńJeśli chodzi o Natalię, to aż tak sympatyczna nie jest... Cóż, bardziej specyficzna. Jedni jej nie lubią, nienawidzą, inni darzą sympatią. To zależy. I tak, tam coś było. Ona i Izzy byli razem, ale nie wyszło, właśnie.
Dziękuję Ci serdecznie za komentarz!
Proszę bardzo ,droga Faith.
UsuńWiem o tym ,jak bardzo komentarze pomagają w dalszej twórczości,trzeba wiedzieć dla kogo się pisze i po co,to pomaga w dalszym tworzeniu,wiem to sama z własnego doświadczenia,ale mniejsza z tym....
No cóż,ja będę mogła o niej powiedzieć ,więcej kiedy przeczytam poprzednią twoją twórczość,aczkolwiek wywarła na mnie dość dobre wrażenie.W sumie szkoda że im nie wyszło ,ale liczę na to że Natalii się poszczęści w życiu ,w końcu każdy w życiu na szczęście zasługuję ,nawet najgorszy bohater.
Każdy ludzka istota jest skłonna do refleksji ,dlatego liczę że również to tu się pojawi i pewnie się pojawiło ,tylko tak jak mówiłam muszę poszperać w poprzednich częściach.
Cieszę się że odnalazłam twojego bloga,bo jest tu strasznie miło i od teraz będę wpadać częściej,liczę na dalsze powiadomienia ,jeżeli chodzi o dalsze części tego opowiadania.I przy każdym następnym rozdziale pojawi się mój komentarz ,ponieważ to jest zbyt wspaniałe by przejść koło tego obojętnie.;).
Przeczytałam ,skomentuję później.
OdpowiedzUsuńBoże, myślałam o Tobie, Fly.
UsuńWczoraj, przed pójściem spać, że należy Ci się dedykacja w następnym.
Wracam/Vi
OdpowiedzUsuńhttp://every-day-forus-something-new.blogspot.com/?m=1
Znowu z poślizgiem. Wybacz. Zabierałam się do pisania tego komentarza wczoraj wieczorem,ale nie lubię tego robić po całym dniu, kiedy jestem styrana i nie myslę.
OdpowiedzUsuńMusiałam aż odetchnąć po przeczytaniu tego rozdziału, który wpadł mi zresztą na raz, jednym tchem. Chciałam napisać coś o Nat i jej pobycie w Polsce ... o tym, że odetchnie i w ogóle.... ale wiadomość o śmierci Rosemary mnie znokautowała. CO TAM SIĘ WYDARZYŁO?!
No i nie potrafię teraz wrócić do komentarza ... pięknie.
Widać było, że Natalie nie bardzo ma pomysł na siebie - wyszło (przynajmniej ja to tak odebrałam), że pojechała do Polski, żeby uciec - sama nie wiedziała po co i dlaczego. Myślała że tak będzie dobrze, ja też tak pomyślałam przez moment. Ale ona najwidoczniej nigdzie nie czuje się "u siebie". Jej jest wszędzie źle. W Polsce - bo się tam nie odnajduje. W Hellhouse - bo miała dosyć Izzy'ego i myślała że jak zejdą sobie z oczu to odczuje ulgę. Nie wyszło jak widać.
Pocieszajace było to, że Natalie za nim tęskniła, nie skreśliła go widocznie całkowicie. To mnie ucieszyło, na prawdę, bo kibicuję im. Szkoda, że tak straszna tragedia spowodowała ściągnięcie jej z powrotem do Los Angeles. I dalej zachodzę w głowę - jak do licha do tego doszło? I dlaczego Rosemary? Nie życzyłabym śmierci żadnemu z bohaterów tego opowiadania (no może Axlowi, bo go nie lubię :P ... żart ... suchy) ale ... to niesprawiedliwe - uśmierciłaś jedną z najmilszych bohaterek :( I w dodatku o tak pięknym imieniu ....
No nic. Jedyny plus jaki widzę w tym wszystkim, to to, że może teraz at porozmawia z Izzym i wszystko sobie wytłumaczą. Może teraz nie zwieje już, zostawiając za sobą nierozwiązane problemy.
Świetnie Faith, dołączyłaś do grona osób, które uwielbiają przerywać opowiadanie w kluczowym momencie. Załóżcie razem z Isbell i Nadine jakieś Stowarzyszenie Przerwanych Opowiadań :P Nienawidzę Was za to ;) <3
Pisz kolejny.
Weny!
Pozdrawiam.
Tak, Natalie jest wszędzie źle. Nie potrafi się odnaleźć w Polsce, a w Los Angeles - z uwagi na Izzy'ego - również. No cóż, jedyne co by w tej sprawie pomogło, to właśnie to pogodzenie się, ale nie wiem czy im wyjdzie.
UsuńUśmiercić Axla nie zamierzam, będzie trzymali się jego prawdziwego życia i od razu muszę Ci powiedzieć, Nem, że on nie umrze, bo jest nieśmiertelny. XD
Dziękuję Ci, Ewa, za komentarz!
No dobra, może mi nie wyjść, i to miało być wczoraj, ale spróbuję.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, Nat jest narratorką. Po drugie, nie od razu zrozumiałam, czemu nazywa się po polsku-___- I dlatego Faith to Felicja, to ma sens. Ale lepiej zacznę gadać na temat. Perspektywa Nat jest ciekawa, bo pokazuje jej uczucia...no, i że ona je ma. Śmierć Rose....śmierć. Szerze mówiąc współczuję Stevenowi, ale myślę, że gdyby wierzył, byłoby mu lepiej. Chociaż trochę, albo raczej miałby więcej nadziei.Chciałby kiedyś ją spotkać, Tam.
Hmmm, ale nie wiem, co mówić ,więc przestanę, i tak bolą mnie mięśnie i mam ochotę pogryźć kogoś, kogo czytasz czasami. I mam nadzieję, że Nat i Izzy się zejdą.
A, i obiecałaś mi twarz, ale teraz chyba masz większe problemy, więc zaczekam a ty.....trzymaj się. I czekam na następny.
Będziesz mieć twarz, ale muszę to ogarnąć. XD
UsuńNatalie wbrew pozorom ma te uczucia, jednak nie każdy ją lubi. Nie zamierzam nagle jej poprawiać, bo jej charakteru zmienić już się nie da, niestety.
Ty również się trzymaj, Fly!
Okok, dzisiaj napisze w miarę krótko bo jest późno, a ja muszę wcześnie wstać ;-)
OdpowiedzUsuńBiedna Rosemery, i Steven, cholera. Tak ją kochał...ciekawe co się stało...mam nadzieję, że wyjaśnisz wszystko w następnym rozdziale ;-)
Nienawidzę Natalie... Wkurza mnie
Zabij ją, prosze #.#
Myśli, że przyjedzie u wszyscy będą się cieszyć... Yygghhh
Niech ja Izzy zjebie i wrzuci z domu :')
Okok, czekam na kolejny rozdział ze zniecierpliwieniem i pozdrawiam bardzo, bardzo :-D
Podpowiedź - Rose ma jasne włosy i występowała w poprzednim rozdziale.
UsuńPrzykro mi, ale Natalie przeżyje całe opowiadanie. XD a Izzy nie jest zdolny do takich rzeczy. XD
Ja również pozdrawiam Cię bardzo, bardzo. ♥
Hej hej, moja droga. Dla świętego spokoju - ja jestem tu tylko dlatego, żeby dać Ci znać, że wciąż Cię odwiedzam i żebyś Ty na mnie poczekała tak do niedzieli najdalej.
OdpowiedzUsuńPoczekam, Alicjo.
UsuńA teraz (błagam nie wściekaj się) bez jej zgody i wiedzy reklamuję tu babę. Ona rzuciła blog w grudniu, bo jest głupia, ale może wróci w przyszłości, więc jak będziesz mieć czas siłę i ochotę kiedyś tam to może wejdź.http://so-come-on-jump-in-the-fire.blogspot.com/2014/12/zawieszam-bloga.html#comment-form nie wiem czy robię to dobrze, pa:) Wybacz.
OdpowiedzUsuńByłam tam i coś napisałam, Fly. c:
UsuńMasakryczny poślizg mam, ale w końcu wbijam do Ciebie.
OdpowiedzUsuńna początek:
WIĆKA, CHOLERA JASNA, CZEMU MI ZAKOŃCZYŁAŚ W TAKIM MOMENCIE, NORMALNIE ZAMORDUJĘ CIĘ KOBIETO, PISZ MI SZYBKO NASTĘPNY, BO CIĘ ZJEEEEEM. CIEMNOŚĆ POCHŁONIE WSZYSTKO WIESZ O TYM, A JA JESTEM CIEMNOŚCIĄ.
Ok, dziękuję za uwagę.
Cholera, najgorsze co może być- czytanie prywatnych listów do kogoś. Co ta jej matka sobie myśli? Ja bym ją zwyzywała.
No i następny list, i wiesz, Faith:
NORMALNIE CIĘ KURWA ZABIJĘ, CZEMU AKURAT ZABIŁAŚ DZIEWCZYNĘ STEVENA, DLACZEGO AKURAT ROSEMARY, DLACZEGO NIE MANDY LUB ERIN, CHOLERA JASNA, DLACZEGO JĄ ZABIŁAŚ? CZEMU AKURAT JĄ?!
I znowu mamuśka czytała list. Cholera jasna.
Wróciła, ok. Lepiej, żeby została tam na stałe. No i właśnie:
TĘSKNIŁA, CHOLERA JASNA, ONA TĘSKNIŁA, MÓJ IZZY TEŻ TĘSKNIŁ, MÓJ BIEDNY IZZY, JEZU JAK JA GO KOCHAM...
MASZ ICH ZŁĄCZYĆ Z POWROTEM RAZEM, KUMASZ? NIE OBCHODZI MNIE JAK. MASZ TAK ZROBIĆ, CIEMNOŚĆ TAK CHCE! BO INACZEJ CIĘ ZJEEEEEEEEEEM!
Jak zwykle mój komentarz jest nieogarnięty, ale widzisz ile emocji wywołał we mnie Twoj rozdział. ;)
Weny, kurwa mać, Weny! ;*
Aśka, dobrze trafiłaś, właśnie piszę rozdział i może jeszcze dzisiaj będzie. XD I chyba Ci go zadedykuję, bo Natalie... Nieważne, dowiesz się. XD
UsuńRosie musiała zginąć, bo była miła. ;___; Bo była kochana i w ogóle. XD
Dzięki za wenę, bo przyda się. Nie chce mi się kończyć n\dialogu pomiędzy Tylerem a Faith. Nawet nie chce mi się go zaczynać. ;____;