Do gadania na początku za dużo nie mam, bo dopiero na końcu się rozpisałam.
Tsa... A teraz domyślajcie się kogo to perspektywa, ha.
Tsa... A teraz domyślajcie się kogo to perspektywa, ha.
Z dedykacją dla Rocky!
Kochana, Steven i tak jest mój! I nawet się nie wysilaj i nie mów, że jest inaczej. XD
______________________________
Siedziałam obok niego na łóżku i udawałam, że interesuje mnie film lecący w telewizji. Tak naprawdę to miałam gdzieś to, co się w nim działo. W tym momencie moje myśli ciągle zajmowało zdarzenie sprzed półgodziny, a dokładnie słowa Stevena. Powiedział, że nic do mnie nie czuje, a wcześniej chciał mnie przelecieć. Czyli, że tak naprawdę nie chodzi mu o przyjaźń tylko o... seks? Czyli, że chce mnie tylko przelecieć? I jak dostanie co chce, zostawi mnie i zerwie kontakty...? A jeśli to wszystko jest prawdą? On udaje, że mnie lubi...?
Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego. Wzrok miał wbity w telewizor, widocznie zainteresował go film. W ustach przeżuwał jakieś chrupki. Śmiesznie przeżuwał. Nie, w pewnym sensie nawet słodko wygląda. Ale czy on może udawać tą całą sympatię do mnie? Przecież tyle razy mówił mi, że jestem jego przyjaciółką, że mnie kocha, że jestem dla niego najważniejsza. Kurwa, czy on udaje?!
Zorientował się, że od pewnego czasu przyglądam się mu i sam również zaczął się na mnie patrzeć. I tak się patrzyliśmy, aż w końcu on zaczął się śmiać, po czym pocałował mnie w czoło. Powiedzieć mu co myślę, czy raczej nie? Zawsze mu wszystko mówię, ale teraz... Teraz po prostu nie. Zresztą moje rozmyślenia zaraz się skończą, bo przyjdą chłopacy z Europe.
Zerknęłam od niechcenia na telewizor i westchnęłam. Oparłam głowę o klatkę piersiową Stevena i przymknęłam oczy.
Siedzieliśmy w salonie z resztą tych... Ludzi. Lubię ich, ale aktualnie nie mam po prostu ochoty na widzenie się z nimi. A w szczególności z Bon Jovi'm. Niestety okazało się, że wspaniałomyślni panowie z jego zespołu wpadli na pomysł, aby odwiedzić Europe i jakoś tak wyszło, że razem sobie tu przyszli. Zajebiście. Po prostu zajebiście. A na dodatek Jon ciągle bajeruje Faith tymi swoimi uśmieszkami i tekstami. Nie, nie jestem zazdrosny. Po prostu się o nią martwię, nie powinna być z kimś takim jak on - z rockmenem, który myśli tylko o "dobrej zabawie". Dlatego właśnie nie powinna być ze mną... Nie, nie ma nawet takiej możliwości, bo żeby z kimś być trzeba się kochać, tak? A ja... A ona raczej nic do mnie nie czuje, na pewno.
Pociągnąłem kolejny łyk piwa i patrząc z nieukrywaną złością na Jona i Faith zapaliłem papierosa. Nie odzywała się do mnie prawie wcale od czasu, kiedy powiedziałem jej, że nic do niej nie czuję. Wszystko poszło nie tak jak chciałem. Sam już, kurwa, nie wiem co czuję. Joe powiedział mi kiedyś, że nie potrafię kochać i że nadaję się tylko do tego, aby przelecieć laskę i ją zostawić. Faith chyba też tak uważa... A jeśli rzeczywiście tak jest? Nie no, kurwa, potrafię kochać!
- Tyler, podpalasz nam dywan. - usłyszałem głos Slasha gdzieś zboku.
Odwróciłem głowę w jego stronę, po czym spojrzałem tam gdzie on się gapił. Dywan się jarał. Jarał się przez mojego papierosa, którego trzymałem prawie, że na podłodze. Kurwa...
Wszyscy zwrócili wzrok w moją stronę. Podniosłem rękę do góry, zabierając papierosa od zaczynającego się dymić dywanu. Uśmiechnąłem się krzywo, podniosłem się na równe nogi i zacząłem butem gasić mały płomień.
- Już po sprawie. - odparłem i usiadłem z powrotem na swoje miejsce.
- Mój dywan! - wykrzyknął przerażony Adler. On to ma, kurde, zapłon.
Reszta jednak go nie słuchała i powrócili do grania w karty. Trochę niewygodnie na tej podłodze... Podniosłem mój zgrabny tyłek do góry i poszedłem usiąść na kanapie obok Erin. Dziewczyna nawet nie zwróciła na mnie uwagi i dalej ględziła o czymś z Natalie, która za to chociaż się uśmiechnęła na mój widok. Prawidłowo. Przecież mi na Faith zależy, tak? A może nie? Kurwa, no. To w końcu jest dla mnie ważna, czy nie?! Tak... Tak, jest.
Westchnąłem i podparłem głowę na ręce. Siedziałem tak przez jakiś, aż w końcu podszedł do mnie Duff i podał mi wódkę. Potem chłopacy przestali grać w karty i zaczęła się prawdziwa impreza. Nareszcie...
Zerknęłam od niechcenia na telewizor i westchnęłam. Oparłam głowę o klatkę piersiową Stevena i przymknęłam oczy.
***
Siedzieliśmy w salonie z resztą tych... Ludzi. Lubię ich, ale aktualnie nie mam po prostu ochoty na widzenie się z nimi. A w szczególności z Bon Jovi'm. Niestety okazało się, że wspaniałomyślni panowie z jego zespołu wpadli na pomysł, aby odwiedzić Europe i jakoś tak wyszło, że razem sobie tu przyszli. Zajebiście. Po prostu zajebiście. A na dodatek Jon ciągle bajeruje Faith tymi swoimi uśmieszkami i tekstami. Nie, nie jestem zazdrosny. Po prostu się o nią martwię, nie powinna być z kimś takim jak on - z rockmenem, który myśli tylko o "dobrej zabawie". Dlatego właśnie nie powinna być ze mną... Nie, nie ma nawet takiej możliwości, bo żeby z kimś być trzeba się kochać, tak? A ja... A ona raczej nic do mnie nie czuje, na pewno.
Pociągnąłem kolejny łyk piwa i patrząc z nieukrywaną złością na Jona i Faith zapaliłem papierosa. Nie odzywała się do mnie prawie wcale od czasu, kiedy powiedziałem jej, że nic do niej nie czuję. Wszystko poszło nie tak jak chciałem. Sam już, kurwa, nie wiem co czuję. Joe powiedział mi kiedyś, że nie potrafię kochać i że nadaję się tylko do tego, aby przelecieć laskę i ją zostawić. Faith chyba też tak uważa... A jeśli rzeczywiście tak jest? Nie no, kurwa, potrafię kochać!
- Tyler, podpalasz nam dywan. - usłyszałem głos Slasha gdzieś zboku.
Odwróciłem głowę w jego stronę, po czym spojrzałem tam gdzie on się gapił. Dywan się jarał. Jarał się przez mojego papierosa, którego trzymałem prawie, że na podłodze. Kurwa...
Wszyscy zwrócili wzrok w moją stronę. Podniosłem rękę do góry, zabierając papierosa od zaczynającego się dymić dywanu. Uśmiechnąłem się krzywo, podniosłem się na równe nogi i zacząłem butem gasić mały płomień.
- Już po sprawie. - odparłem i usiadłem z powrotem na swoje miejsce.
- Mój dywan! - wykrzyknął przerażony Adler. On to ma, kurde, zapłon.
Reszta jednak go nie słuchała i powrócili do grania w karty. Trochę niewygodnie na tej podłodze... Podniosłem mój zgrabny tyłek do góry i poszedłem usiąść na kanapie obok Erin. Dziewczyna nawet nie zwróciła na mnie uwagi i dalej ględziła o czymś z Natalie, która za to chociaż się uśmiechnęła na mój widok. Prawidłowo. Przecież mi na Faith zależy, tak? A może nie? Kurwa, no. To w końcu jest dla mnie ważna, czy nie?! Tak... Tak, jest.
Westchnąłem i podparłem głowę na ręce. Siedziałem tak przez jakiś, aż w końcu podszedł do mnie Duff i podał mi wódkę. Potem chłopacy przestali grać w karty i zaczęła się prawdziwa impreza. Nareszcie...
***
Nancy jak zwykle krzątała się po wielkiej kuchni w Neverland'zie. Cały dzień była zabiegana i miała mało czasu, bo wielka i wszechmogąca Lily Thompson rządziła. Raz wyciągnęła ciasto z piekarnika, potem znów je włożyła, a na sam koniec wywaliła je całe na Quentina. Oczywiście przez przypadek, choć po niej to wszystkiego można się spodziewać. Obydwoje nie cieszyli się zbytnio ze ślubu Michaela i Lily, ale czy ktoś się cieszył?
- Nie zastawiaj mi drogi, grubasie! - krzyknęła Nan, której na drodze stanął ochroniarz.
Ten, o dziwo, usunął jej się z przejścia i ze smutnym wyrazem na twarzy wszedł do kuchni, aby zjeść resztki ciasta, które leżały na blacie. Zaskoczona kobieta wróciła się z powrotem i stanęła przed Quenem patrząc na niego dziwnie. Po chwili wyrwała mu z ręki kawałek ciasta i odłożyła na talerz.
- Quentin, ale ty dobrze się czujesz, tak? - zapytała.
- No właśnie, nie - usiadł na krześle przy stole. - Zobacz, zaraz ja i ty zakończymy pracę, bo Lily nas stąd wywali, a dobrze wiesz, że Mike jej ulegnie. Nie chodzi mi już nawet o mnie i posadę, chodzi mi o Michaela. Zmarnuje się przy niej.
Szatynka westchnęła i usiadła na krześle obok. Pokręciła głową i spojrzała w kierunku salonu, w którym siedzieli Jackson i Lily.
- Masz rację. I wiesz, co? Nie zamierzam na to patrzeć, mam jej dość...
- Nancy, nie żartuj. Chyba nie chcesz się zwolnić? Nie możemy zostawić Mike'a samego - w tym momencie wskazał głową w kierunku Thompson. - Z nią.
Spojrzała na niego ze smutkiem. Siedzieli w ciszy, obydwoje myśleli nad tym, co się stanie kiedy oni w końcu się pobiorą. Czy będzie jeszcze gorzej niż teraz? Czy zostaną zwolnieni? Czy Thompson zostawi Michael'a poty, jak dostanie od niego trochę więcej pieniędzy?
Quentin zastanawiał się jeszcze nad jedną sprawą. A mianowicie, czy Lily upozorowała porwanie, żeby dostać kasę od Jacksona? To pytanie dręczyło go już od kilku dni. Nie mógł tak po prostu dać sobie z tym spokoju. Od początku wiedział, że jest ona z jego szefem tylko dla pieniędzy, ale czy zdolna by była do takich rzeczy?
Do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty Michael, a wraz z nim Lily. Ochroniarz powstrzymał Nancy przed skoczeniem na Thompson i zabiciem jej patelnią, ponieważ na jej widok, aż wstała z krzesła.
- Postanowiliśmy, że w podróż poślubną pojedziemy na Hawaje. - oznajmił Jackson.
Jego narzeczona uśmiechnęła się sztucznie i przytaknęła.
- Podczas gdy nas nie będzie, Wy macie zadbać o dom i przypilnować, żeby nic nie zginęło. - powiedziała. - I Nancy, posprzątaj ten bałagan. - wskazała na blat kuchenny.
Gosposia wywróciła oczami i poszła posprzątać resztki ciasta z blatu. W tym czasie narzeczeni zdążyli ulotnić się z kuchni.
- Nie zastawiaj mi drogi, grubasie! - krzyknęła Nan, której na drodze stanął ochroniarz.
Ten, o dziwo, usunął jej się z przejścia i ze smutnym wyrazem na twarzy wszedł do kuchni, aby zjeść resztki ciasta, które leżały na blacie. Zaskoczona kobieta wróciła się z powrotem i stanęła przed Quenem patrząc na niego dziwnie. Po chwili wyrwała mu z ręki kawałek ciasta i odłożyła na talerz.
- Quentin, ale ty dobrze się czujesz, tak? - zapytała.
- No właśnie, nie - usiadł na krześle przy stole. - Zobacz, zaraz ja i ty zakończymy pracę, bo Lily nas stąd wywali, a dobrze wiesz, że Mike jej ulegnie. Nie chodzi mi już nawet o mnie i posadę, chodzi mi o Michaela. Zmarnuje się przy niej.
Szatynka westchnęła i usiadła na krześle obok. Pokręciła głową i spojrzała w kierunku salonu, w którym siedzieli Jackson i Lily.
- Masz rację. I wiesz, co? Nie zamierzam na to patrzeć, mam jej dość...
- Nancy, nie żartuj. Chyba nie chcesz się zwolnić? Nie możemy zostawić Mike'a samego - w tym momencie wskazał głową w kierunku Thompson. - Z nią.
Spojrzała na niego ze smutkiem. Siedzieli w ciszy, obydwoje myśleli nad tym, co się stanie kiedy oni w końcu się pobiorą. Czy będzie jeszcze gorzej niż teraz? Czy zostaną zwolnieni? Czy Thompson zostawi Michael'a poty, jak dostanie od niego trochę więcej pieniędzy?
Quentin zastanawiał się jeszcze nad jedną sprawą. A mianowicie, czy Lily upozorowała porwanie, żeby dostać kasę od Jacksona? To pytanie dręczyło go już od kilku dni. Nie mógł tak po prostu dać sobie z tym spokoju. Od początku wiedział, że jest ona z jego szefem tylko dla pieniędzy, ale czy zdolna by była do takich rzeczy?
Do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty Michael, a wraz z nim Lily. Ochroniarz powstrzymał Nancy przed skoczeniem na Thompson i zabiciem jej patelnią, ponieważ na jej widok, aż wstała z krzesła.
- Postanowiliśmy, że w podróż poślubną pojedziemy na Hawaje. - oznajmił Jackson.
Jego narzeczona uśmiechnęła się sztucznie i przytaknęła.
- Podczas gdy nas nie będzie, Wy macie zadbać o dom i przypilnować, żeby nic nie zginęło. - powiedziała. - I Nancy, posprzątaj ten bałagan. - wskazała na blat kuchenny.
Gosposia wywróciła oczami i poszła posprzątać resztki ciasta z blatu. W tym czasie narzeczeni zdążyli ulotnić się z kuchni.
***
Rozmawiałam z Jon'em, który od pewnego czasu do trzeźwych nie należał. W porównaniu z resztą miał słabą głowę, bo już nawet Mandy wypiła więcej od niego i jakoś się trzyma. Dobra, to Mandy, ta to potrafi wszystko. Uśmiechałam się do niego sztucznie, aby chociaż udawać, że rozumiem co on tam gada. Cały czas jednak obserwowałam resztę, czy aby na pewno impreza nie wymknęła się spod kontroli. I niestety wymknęła się, chłopacy poszli ćpać.
Westchnęłam ciężko, kiedy zauważyłam, że Tyler również wybrał się w podróż z woreczkiem kokainy. Odwróciłam głowę w jego stronę i odprowadziłam go wzrokiem, po czym pociągnęłam łyk piwa. I potem znów będą awantury, jak się wszyscy naćpają, a na pomoc Bon Jovi'ego raczej liczyć nie mogę... Ok, rozumiem, że... Nie, nie rozumiem. Czy oni nie rozumieją, że przez te narkotyki niszczą się?!
Spojrzałam na śpiącego już Jon'a i podniosłam się z podłogi, na której siedzieliśmy. Nie zamierzam mu pomagać, czy coś, niech śpi na ziemi. Przynajmniej mamy dywan. Kątem oka zauważyłam jak Natalie przystawiała się do Joey'a. Wywróciłam oczami i ruszyłam w ich kierunku. Usiadłam obok i sięgnęłam po butelkę Jack'a Daniels'a stojącą na stoliku.
- Ee... Nat, ja źle się czuję i wiesz, nie mam ochoty... Na seks, no. - powiedział w pewnym momencie Tempest, a ja parsknęłam śmiechem.
Natalie strzeliła buraka, ale po chwili jakby się opanowała i podniosła się na równe nogi. Odwróciła się na pięcie, a idąc w stronę łazienki rzuciła tekst w stylu:
- Nie o to mi chodziło, faceci...
Ja nadal się śmiałam, a Joey patrzył się na mnie jakby coś mi się stało. Na widok jego miny zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej, aż ukryłam twarz w jego ramieniu. Procenty robią swoje i niektóre rzeczy po prostu wydają się zabawniejsze...
- Faith, ale wszystko w porządku? - zapytał niepewnie.
- Mhm - pokiwałam głową i podniosłam ją do góry. - Bardzo.
Blondyn pokiwał głową. Ech, czy ja już mówiłam, że go uwielbiam? Jeśli nie, to teraz to mówię. No przecież jest przesłodki, haha, jak tu go nie uwielbiać?... Ej, trochę już za dużo się dzisiaj wypiło. Koniec z tym.
Odłożyłam butelkę na stół, ale po chwili została schwytana przez Slasha, który widocznie wrócił ze wspólnego ćpania. Jak się okazało wszyscy już wrócili i teraz siedzieli, leżeli, a nawet niektórzy stali w salonie. Tłocznie trochę się zrobiło. Tylko naprawdę, po co im to ćpanie? Uszczęśliwia ich to? Może chwilowo, ale nie na dłużej, bo to szkodzi, a nie pomaga. Ale oczywiście Wielcy panowie wiedzą lepiej, wolą się przecież niszczyć. Nie, dobra, mam dość.
Wstałam z kanapy i skierowałam się na górę, czym zostawiłam Joey'a na pożarcie przez tych idiotów. Biedaczek.
Kiedy byłam już na górze w swoim pokoju, zaczęłam przegrzebywać go w poszukiwaniu piżamy, która gdzieś się tu zagubiła. Głupi Steven, zawsze robi tu bałagan, tak, bo to on... Gdy ją znalazłam, poszłam do łazienki umyć się. Ale tak w ogóle, to która godzina, że ja już spać idę? Zerknęłam na zegarek stojący na szafce. Działał dzięki Izzy'emu, tak wspomnę, ach ten dzielny majsterkowicz.
Gdy wyszłam z łazienki przekonałam się o tym, że mogłam jednak zamknąć drzwi od pokoju na klucz, bo na łóżku leżał uśmiechnięty Tyler. Uśmiechnięty i naćpany. Czego on tu, do cholery, chce?! Nie chce mi się z nim gadać, przecież jemu zależy tylko na tym, aby mnie przelecieć, chyba...
- Czego tu chcesz? - zapytałam z udawanym spokojem.
Wstał z łóżka i podszedł do mnie. Na twarzy nadal miał ten swój pijacki uśmiech. Spojrzał na mnie swoimi przećpanymi oczami i dotknął ręką mojego policzka. Zmarszczyłam brwi i wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia, po czym zabrałam jego rękę.
- Ciebie chcę. - wyszeptał.
Gdybym nie wiedziała, że tyle wypił i gdybym nie widziała jego oczu, pewnie bym się ucieszyła albo go zbluzgała za to co powiedział, ale wiedziałam w jakim jest stanie, dlatego uznałam, że tylko tak gada. Poza tym kiedy był jeszcze trzeźwy... Chyba był wtedy trzeźwy... Powiedział, że nic do mnie nie czuje, więc mam wierzyć temu mniej pijanemu Steven'owi czy temu naćpanemu i schlanemu?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wyminęłam Tyler'a. Trochę zdziwiony ruszył za mną. Kiedy ja usiadłam na łóżku, on też to zrobił. Kurwa, niech się odczepi. Zachowuje się tak, jakby nie mógł iść sobie chlać z resztą. A no tak... Jest pijany i naćpany, będzie mnie napastować tak, jak zawsze po narkotykach i innych używkach. Zawsze tak, kurwa, jest. Naćpa się, a potem by tylko pieprzył, a ja niestety jestem na jego celowniku. W sumie to już nawet jest normalne, przecież i tak mnie nie tknie. Będzie się tylko przystawiać.
Westchnęłam i spojrzałam na niego. Kiedy tylko to zrobiłam i poświęciłam mu tylko troszeczkę uwagi, wyszczerzył się jeszcze bardziej. Jak małe dziecko... Ale to też normalne, Steven jest bardziej takim wyrośniętym dzieckiem niż dorosłym facetem.
Popchnął mnie delikatnie na poduszki i usadowił się nade mną. Dobra, był chociaż delikatny. Śmierdziało od niego mieszanką papierosów, alkoholu i perfum. Zwykle tak pachnie, ale teraz zalatuje wódką i to właśnie drażni...
- Kocham cię, kocie, wiesz? - szepnął mi do ucha.
- Tak, tak, wiem.
Kiedy był w takim stanie, to lepiej nawet z nim nie dyskutować, a co dopiero wierzyć. Odwróciłam głowę w drugą stronę, kiedy zbliżył swoje usta do moich.
- Ale ja cię kocham tak naprawdę, tak bardzo mocno.
Te jego, kurwa, wyznania... Czemu ja tak w ogóle sobie na to pozwalam?! Bo co? Bo boję się, że go zranię, jeśli powiem mu, żeby sobie poszedł, nawet jeśli to co mówi nie jest prawdą?! Bo przecież prawdą to, to nie jest, do cholery. Gada tak, bo się schlał. A ja mu jeszcze pozwalam na cokolwiek.
Odepchnęłam go od siebie, na co spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Jednak po chwili przysunął się jeszcze raz, lecz spotkał się z kolejnym protestem z mojej strony.
- Steven, zostaw mnie - powiedziałam. - Pierdolisz głupoty, bo jesteś pijany. Obydwoje dobrze wiemy, że ty nic do mnie nie czujesz i, że ja do ciebie też nic nie czuję.
Obrzucił mnie spojrzeniem pełnym żalu i wstał z łóżka, przez co zachwiał się i przewróciłby się gdyby nie szafka nocna, na której się podparł.
- Masz rację, pierdolę głupoty - oznajmił oschle. - Bo okazywanie uczuć, to dla ciebie głupoty, tak?
- Jakich uczuć?! Jesteś pijany! - krzyknęłam.
Bredzi. Ciągle tylko bredzi. Gada o czymś czego nie ma i czego nigdy nie będzie. Przecież on mnie nie kocha i jedyne co nas łączy to przyjaźń, tak? Dość tego, niech w końcu przestanie kłamać, bo go normalnie pierdolnę. Jeśli jest to tylko jedna z tych jego gierek, żeby mnie przelecieć to niech spierdala.
- Mam cię dosyć, rozumiesz? - zapytałam.
Mogła go to trochę zaboleć, wiem, ale już po prostu nie mogę. Nie chcę go. Nie chcę go. Nie chcę go. A może jednak chcę? Nie, nie chcę go.
Spojrzał na mnie tymi swoimi smutnymi oczami. Przećpanymi, ale smutnymi. Cholera jasna, nie mogę mu współczuć i pokazać, że nie chcę, żeby się smucił. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale kazałam mu wyjść. Na początku nie posłuchał się, ale po chwili rzucił mi wściekłe spojrzenie i wyszedł trzaskając drzwiami.
Byłem wkurwiony. Nie na nią, tylko na siebie. Co ja w ogóle robię?! Teraz to jej się nawet na oczy nie pokażę. Cholerne, narkotyki. Nie, narkotyki są dobre, przecież to one mi pomagają w ciężkich chwilach, tak? To nie przez kokę tylko przez moją głupotę. Najpierw jej mówię, że nic nie czuję, co raczej jest, kurwa, prawdą, a potem przyłażę do niej i pierdolę, że ją kocham. Człowieku, zdecyduj się. Możesz mieć każdą, a przystawiasz się do byle jakiej laski, która cię nawet nie chce. Mnie. Mnie, Stevena Tylera. No, do cholery, jak można mnie nie chcieć?! Ale po co ja się w ogóle denerwuję? Przecież ja nic do niej nie czuję, już to mówiłem... Prawda?
Zszedłem na dół, gdzie siedziała reszta tych jełopów. "Przypadkowo" nadepnąłem na rękę Jona i wyszedłem z Hellhouse. Uderzyło mnie zimne powietrze, dzięki któremu trochę się orzeźwiłem. Co ja robię? Śmieszne, zadaję sobie to pytanie po raz drugi. Przecież ja jej nie kocham, a jeśli chcę poruchać, to mogę iść na dziwki. Kasę w końcu mam. Nie, tu nie chodzi oto, że chcę ją przelecieć. To coś, kurwa, więcej. Ja po prostu pragnę tego, aby była przy mnie. Ale ona mnie nie chce widzieć. W sumie to się jej nie dziwię... Chciałem się z nią przespać i ją do tego zmuszałem już kilka razy. To co ja w końcu czuję? Nie wiem, do kurwy nędzy.
Cholera czy to musi być takie trudne?
Westchnęłam ciężko, kiedy zauważyłam, że Tyler również wybrał się w podróż z woreczkiem kokainy. Odwróciłam głowę w jego stronę i odprowadziłam go wzrokiem, po czym pociągnęłam łyk piwa. I potem znów będą awantury, jak się wszyscy naćpają, a na pomoc Bon Jovi'ego raczej liczyć nie mogę... Ok, rozumiem, że... Nie, nie rozumiem. Czy oni nie rozumieją, że przez te narkotyki niszczą się?!
Spojrzałam na śpiącego już Jon'a i podniosłam się z podłogi, na której siedzieliśmy. Nie zamierzam mu pomagać, czy coś, niech śpi na ziemi. Przynajmniej mamy dywan. Kątem oka zauważyłam jak Natalie przystawiała się do Joey'a. Wywróciłam oczami i ruszyłam w ich kierunku. Usiadłam obok i sięgnęłam po butelkę Jack'a Daniels'a stojącą na stoliku.
- Ee... Nat, ja źle się czuję i wiesz, nie mam ochoty... Na seks, no. - powiedział w pewnym momencie Tempest, a ja parsknęłam śmiechem.
Natalie strzeliła buraka, ale po chwili jakby się opanowała i podniosła się na równe nogi. Odwróciła się na pięcie, a idąc w stronę łazienki rzuciła tekst w stylu:
- Nie o to mi chodziło, faceci...
Ja nadal się śmiałam, a Joey patrzył się na mnie jakby coś mi się stało. Na widok jego miny zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej, aż ukryłam twarz w jego ramieniu. Procenty robią swoje i niektóre rzeczy po prostu wydają się zabawniejsze...
- Faith, ale wszystko w porządku? - zapytał niepewnie.
- Mhm - pokiwałam głową i podniosłam ją do góry. - Bardzo.
Blondyn pokiwał głową. Ech, czy ja już mówiłam, że go uwielbiam? Jeśli nie, to teraz to mówię. No przecież jest przesłodki, haha, jak tu go nie uwielbiać?... Ej, trochę już za dużo się dzisiaj wypiło. Koniec z tym.
Odłożyłam butelkę na stół, ale po chwili została schwytana przez Slasha, który widocznie wrócił ze wspólnego ćpania. Jak się okazało wszyscy już wrócili i teraz siedzieli, leżeli, a nawet niektórzy stali w salonie. Tłocznie trochę się zrobiło. Tylko naprawdę, po co im to ćpanie? Uszczęśliwia ich to? Może chwilowo, ale nie na dłużej, bo to szkodzi, a nie pomaga. Ale oczywiście Wielcy panowie wiedzą lepiej, wolą się przecież niszczyć. Nie, dobra, mam dość.
Wstałam z kanapy i skierowałam się na górę, czym zostawiłam Joey'a na pożarcie przez tych idiotów. Biedaczek.
Kiedy byłam już na górze w swoim pokoju, zaczęłam przegrzebywać go w poszukiwaniu piżamy, która gdzieś się tu zagubiła. Głupi Steven, zawsze robi tu bałagan, tak, bo to on... Gdy ją znalazłam, poszłam do łazienki umyć się. Ale tak w ogóle, to która godzina, że ja już spać idę? Zerknęłam na zegarek stojący na szafce. Działał dzięki Izzy'emu, tak wspomnę, ach ten dzielny majsterkowicz.
Gdy wyszłam z łazienki przekonałam się o tym, że mogłam jednak zamknąć drzwi od pokoju na klucz, bo na łóżku leżał uśmiechnięty Tyler. Uśmiechnięty i naćpany. Czego on tu, do cholery, chce?! Nie chce mi się z nim gadać, przecież jemu zależy tylko na tym, aby mnie przelecieć, chyba...
- Czego tu chcesz? - zapytałam z udawanym spokojem.
Wstał z łóżka i podszedł do mnie. Na twarzy nadal miał ten swój pijacki uśmiech. Spojrzał na mnie swoimi przećpanymi oczami i dotknął ręką mojego policzka. Zmarszczyłam brwi i wykrzywiłam twarz w grymasie niezadowolenia, po czym zabrałam jego rękę.
- Ciebie chcę. - wyszeptał.
Gdybym nie wiedziała, że tyle wypił i gdybym nie widziała jego oczu, pewnie bym się ucieszyła albo go zbluzgała za to co powiedział, ale wiedziałam w jakim jest stanie, dlatego uznałam, że tylko tak gada. Poza tym kiedy był jeszcze trzeźwy... Chyba był wtedy trzeźwy... Powiedział, że nic do mnie nie czuje, więc mam wierzyć temu mniej pijanemu Steven'owi czy temu naćpanemu i schlanemu?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wyminęłam Tyler'a. Trochę zdziwiony ruszył za mną. Kiedy ja usiadłam na łóżku, on też to zrobił. Kurwa, niech się odczepi. Zachowuje się tak, jakby nie mógł iść sobie chlać z resztą. A no tak... Jest pijany i naćpany, będzie mnie napastować tak, jak zawsze po narkotykach i innych używkach. Zawsze tak, kurwa, jest. Naćpa się, a potem by tylko pieprzył, a ja niestety jestem na jego celowniku. W sumie to już nawet jest normalne, przecież i tak mnie nie tknie. Będzie się tylko przystawiać.
Westchnęłam i spojrzałam na niego. Kiedy tylko to zrobiłam i poświęciłam mu tylko troszeczkę uwagi, wyszczerzył się jeszcze bardziej. Jak małe dziecko... Ale to też normalne, Steven jest bardziej takim wyrośniętym dzieckiem niż dorosłym facetem.
Popchnął mnie delikatnie na poduszki i usadowił się nade mną. Dobra, był chociaż delikatny. Śmierdziało od niego mieszanką papierosów, alkoholu i perfum. Zwykle tak pachnie, ale teraz zalatuje wódką i to właśnie drażni...
- Kocham cię, kocie, wiesz? - szepnął mi do ucha.
- Tak, tak, wiem.
Kiedy był w takim stanie, to lepiej nawet z nim nie dyskutować, a co dopiero wierzyć. Odwróciłam głowę w drugą stronę, kiedy zbliżył swoje usta do moich.
- Ale ja cię kocham tak naprawdę, tak bardzo mocno.
Te jego, kurwa, wyznania... Czemu ja tak w ogóle sobie na to pozwalam?! Bo co? Bo boję się, że go zranię, jeśli powiem mu, żeby sobie poszedł, nawet jeśli to co mówi nie jest prawdą?! Bo przecież prawdą to, to nie jest, do cholery. Gada tak, bo się schlał. A ja mu jeszcze pozwalam na cokolwiek.
Odepchnęłam go od siebie, na co spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Jednak po chwili przysunął się jeszcze raz, lecz spotkał się z kolejnym protestem z mojej strony.
- Steven, zostaw mnie - powiedziałam. - Pierdolisz głupoty, bo jesteś pijany. Obydwoje dobrze wiemy, że ty nic do mnie nie czujesz i, że ja do ciebie też nic nie czuję.
Obrzucił mnie spojrzeniem pełnym żalu i wstał z łóżka, przez co zachwiał się i przewróciłby się gdyby nie szafka nocna, na której się podparł.
- Masz rację, pierdolę głupoty - oznajmił oschle. - Bo okazywanie uczuć, to dla ciebie głupoty, tak?
- Jakich uczuć?! Jesteś pijany! - krzyknęłam.
Bredzi. Ciągle tylko bredzi. Gada o czymś czego nie ma i czego nigdy nie będzie. Przecież on mnie nie kocha i jedyne co nas łączy to przyjaźń, tak? Dość tego, niech w końcu przestanie kłamać, bo go normalnie pierdolnę. Jeśli jest to tylko jedna z tych jego gierek, żeby mnie przelecieć to niech spierdala.
- Mam cię dosyć, rozumiesz? - zapytałam.
Mogła go to trochę zaboleć, wiem, ale już po prostu nie mogę. Nie chcę go. Nie chcę go. Nie chcę go. A może jednak chcę? Nie, nie chcę go.
Spojrzał na mnie tymi swoimi smutnymi oczami. Przećpanymi, ale smutnymi. Cholera jasna, nie mogę mu współczuć i pokazać, że nie chcę, żeby się smucił. Nie wiem czemu to zrobiłam, ale kazałam mu wyjść. Na początku nie posłuchał się, ale po chwili rzucił mi wściekłe spojrzenie i wyszedł trzaskając drzwiami.
***
Zszedłem na dół, gdzie siedziała reszta tych jełopów. "Przypadkowo" nadepnąłem na rękę Jona i wyszedłem z Hellhouse. Uderzyło mnie zimne powietrze, dzięki któremu trochę się orzeźwiłem. Co ja robię? Śmieszne, zadaję sobie to pytanie po raz drugi. Przecież ja jej nie kocham, a jeśli chcę poruchać, to mogę iść na dziwki. Kasę w końcu mam. Nie, tu nie chodzi oto, że chcę ją przelecieć. To coś, kurwa, więcej. Ja po prostu pragnę tego, aby była przy mnie. Ale ona mnie nie chce widzieć. W sumie to się jej nie dziwię... Chciałem się z nią przespać i ją do tego zmuszałem już kilka razy. To co ja w końcu czuję? Nie wiem, do kurwy nędzy.
Cholera czy to musi być takie trudne?
_____________________________
Koniec. Cholerka, myślałam, ze już tego nie skończę. I na dodatek znowu wstawiam prawie o 18, choć jak wstawię to będzie już po 18... Jak możecie się domyślić rozdziały będą pojawiać się tylko raz w tygodniu, bo mój szkolny grafik jest do dupy. ;_; Przynajmniej aż tak wcześnie nie muszę wstawać... Teraz. Potem zacznie się dojeżdżanie autobusem, co równa się wczesnemu wstawianiu, aby na ten autobus zdążyć.
Chciałabym serdecznie podziękować za komentarze pod pierwszym rozdziałem Show Me Heaven ♥
Jak zawsze, zapraszam Was do komentowania!
Ojej! On ją kocha, ona jego w czym jest problem. Ah tak! Zapomniałam. Steven jest wkurwiajacy! Wybacz, ale takie są realia. No kocha ją tak? Potem mówi jej że nie. A potem bije się z myślami i znów jest na tak, ale próbuje się przekonać że jednak nie. I to bo narkotyki są dobre tak samo jak dziwki bo ma kasę? No sorry bro, ale miłości kurwa nie kupisz. Zdenerwował mnie! Aż się gotuje. Jak można powiedzieć, sędziami są lepsze od Faith? !? -.-
OdpowiedzUsuńAle ona w sumie nie lepsza. Chodź i tak ona ma gorzej, bo to on jest idiotą.
Biedny dywan Adlerka ;_; żałoba narodowa. Ale dobrze że się nie spalił. Tego się obawiałam ;)
A Michael już jest na serio irytujacy. Biedni sa Nan i Quentin. Na prawdę współczuję ;/
No to życzę mnóstwa Weny i pozostawiam
Wiki ;)
Mnie też wkurwia! Mam ochotę wydłubać mu oczy!
UsuńAle on myśli, ze nie potrzebuje miłości i, że dziwki mu starczą, pfyy!
No właśnie, choć mnie obydwoje wkurzają.
Już się zastanawiałam czy spalić mu ten dywan d końca, czy nie, ale uznałam, że gdyby się spalił to Tyler by wyszedł na sierotę, a tego nie chciałam. XD
Dziękuję za komentarz.
Ale musisz przyznac , sierotą trochę jest. ;p ale mysle ze oni sa zbyt dumni zeby powiedziec sobie co czuja i boja sie przyznac
UsuńOsz Ty, przebiegła, myślałaś, że jak mi zadedykujesz, to Ci oddam Tylerka? Oh, kochanie, nie ma tak prosto, oj nie ma.
OdpowiedzUsuńDobra... Dziękuję Ci mocno za dedykację! Tyle Staith, uhuu! *o*
Nie no serio, ale zajebiście. Ten rozdział był świetny. Znaczy w sumie to co się dzieje pomiędzy Faith i Stevenem nie jest zajebiste, ale wiesz o co chodzi. Tak to fajnie ciągle komplikujesz...
(No nie mogę zaraz zacznę skakać, bo właśnie w słuchawkach leci... Dude Looks Like a Lady! Kocham ta piosenkę, jezu, jak ją kocham... ♥ Śpiewałam ją dzisiaj z przyjaciółką na boisku xD i Cryin' i Dream on... Ja pierdole, pewnie Cię to nie interesuje, sorry xDD)
No, to na czym to ja... A! Na mmm komplikacjach. Bo wiesz oni tak już przez 19 rozdziałów już się ze sobą cackają. Kurde, ale to jest taka niepewność. Wiesz, zastanawia mnie co przyniesie kolejny rozdział, a oni ciągle, ciągle coś wymyślają... Ty to masz łeb, no!
(DUUUD LUUUUKS LAJK E LEJDEEE A!)
A tak jakbym konkretniej miała się wysłowić... xD
Czo ten Tyler!? Czy ja mam mu kopa w dupę zasadzić, czy co? Ja nie wiem, czy ten chłop w ogóle myśli? UGH. Niech on do niej zapierdala i mówi prawdę! 'FAITH, KOCHAM CIĘ DO CHUJA ZŁOTEGO. NIE, NIE JESTEM NAPRANY.' Czy coś w ten deseń, wiesz.
A co do Faith... Ja wiem, że to facet powinien robić ten pierwszy krok, ale kurde... też mogłaby mu jakoś pomóc... Znaczy nie tyle pomóc, co uświadomić, że, no... No wiesz! xD Chociaż w sumie jak usłyszała od Tylera, że on nic do niej nie czuje... Jezu gubię się, nie wiem co oni powinni zrobić. Ogólnie to powinni być razem, ale do tego jeszcze chyba jednak kawałek drogi... nie?
Quentin i Nancy! Kocham ten duecik xD Oni powinni być razem, hahaha. Nie no serio, są boscy. Fajne jest jak się obrażają, a i tak ma się wrażenie, że się uwielbiają i nie mogliby bez siebie żyć xD Tylko słabo z tą Lily. W dupę pani, pani Thompson. Wara od Mike'a! Gr. Niech Nan i Quen zrobią coś, żeby nie było tego cholernego ślubu. Tylko oni zostali, skoro Faith nie zależy... Eh, nie no serio, Lily, wypierdalaj!
Ok, chyba skończyłam.
Aaaa, nie, jeszcze nie, zapomniałam o czymś zajebiście istotnym:
STEVEN TYLER JEST MÓJ, JEST MOIM MĘŻEM I NIC TEGO NIE ZMIENI.
Ok, to wszystko.
Albo i nie... Jeszcze raz dziękuję za dedyk ♥
Weny, kochana (przebiegła!) Faith! I miłego jutrzejszego dnia, o ile to w ogóle możliwe. Też mam zjebany plan lekcji i to na maksa, eh :_:
Skończę xDxD
Hugs, Rocky.
No wiesz, chociaż... Ty, chciałam Cię poprosić oto, abyś mi go pożyczyła. Śmieszne, przecież to ja go Tobie od czasu do czasu pożyczam... XD
UsuńNo wiem, ta moja inteligencja. To dlatego Steven jest ze mną a nie z Tobą. XD
A tak na serio to Ci dziękuję.
I to bardzo ciekawe, że masz z kim tego posłuchać. Moja przyjaciółka się mnie wstydzi, kiedy puszczam Aerosmith ;_; Powiedziała mi, że Steven fajnie krzyczy, mam się martwić, tak?
Niestety do bycia razem (jeśli w ogóle będą razem) bardzo długi kawałek... 87... powiedzą sobie wszystko za kolka lat. ;c
Rocky, co Ty gadasz o Quentinie i Nancy?! Nie, nie, nie masz racji. XD
No właśnie, niech Lily wypierdala!
STEVEN JEST, KURDE, MÓJ! I JAK JUŻ CI MÓWIŁAM, NIE MÓW, ŻE JEST INACZEJ!
Rocky, no weź, nie dziękuj mi tak, bo jeszcze będę dla Ciebie miła w sprawie kłótni o Tylera. XD
Ja nie chcę jutro iść do tej szkoły. ;_; Okazało się, że jednak będę musiała wracać autobusem. A ta moja szkoła jest taka, kurde, mała. Tylko jakieś 70 osób do niej chodzi. I jeszcze mam jutro dwa jęz. Polskie i trzy godziny rysunku i malarstwa. ;_; Gdyby Ci ludzie wiedzieli jak wyglądały moje zajęcia na plastyce w starej szkole... Nie robiłam nic, bo mi się nie chciało. XD A na dodatek dzisiaj uznałam, że nie potrafię rysować, więc... WITAJ SZKOŁO PLASTYCZNA!
Ale Tyler i tak mój!
@.@
OdpowiedzUsuń@.@
@.@
@.@
Jak?!?!?!?
Jak ona mogła mu powiedzieć, że ma go dość?!
Przecież to nie prawda
Faith kocha Stevena, a Steven kocha Faith
przecież to widać
eehhh
whatever.
Biedny Adlerek i jego dywan XD
Trochę mało Axla
i Izzy'ego
whatever
kurwa!
zamieniam się w Stradlina
caly czas tylko "whatever" Whatever" Whatever"
eehhh whatever XD
Rozdział boski! :D
Czekam na kolejny i mam nadzieję, że będzie szybko :D
Pozdrawiam! :D
Nie mam nastroju na odpowiadanie i gadanie o tym gównie, ale ok, spróbuję...
UsuńWiesz, też mam już ich dość. No, ale musiała mu to powiedzieć, żeby było ciekawie. XD W końcu chciał ją przelecieć...
Tak, po dłuższym zastanowieniu uważam, że w całym rozdziale najbardziej spodobał mi się ten dywan. :D
Mało Axla i mało Izzy'ego, hmm... Axla zawsze jest u mnie mało. :c Stradlin za to... Nie miałam okazji, żeby go wstawić.
Dziękuję Ci bardzo. Nie mam jednak pojęcia czy będzie szybko, bo mam cholernie głupie zajęcia i w domu najwcześniej będę o jakiejś 16, 17. :c
Obawiam się, że Steven ma rację. Nie da się go nie chcieć, nawet ja go chcę, a le to nieważne, bo ja też nie umiem kochać....znaczy, Steven umie i ja umiem, ale.....hmm. Steven jest zakochany w Faith i ona go zraniła. On też ją zranił ostatnio, bo zepsuł najlepszą możliwą chwilę (jak na razie) do wyznanie uczuć. Ale on boi się ją skrzywdzić, a ona mu zaufać i być kolejną dziewczyną, której on obiecał miłość tylko po to, żeby dostać to, czego chce....niestety, muszą się odważyć. Miłość jest trudna, ale warto spróbować, więc niestety, ale on musi to zrobić, w końcu jest facetem. Bo jest? Nie no, jest, ale na razie tak się nie zachowuje. Przecież prawdziwy mężczyzna ma zasady i honor:(
OdpowiedzUsuńGdyby mnie pytał o radę(choć wiem, że tego by raczej nie zrobił) powiedziałabym mu:,,Stevie, wytrzeźwiej, przestań być naćpany, podsłuchaj, co Faith lubi kup to idź ją przeproś i wyznaj miłość. Jeśli cię nie zechce, to ja z nią ,,pogadam'' I przestań, do cholery ćpać! A, i jesteś taaaaaki piękny, wiesz o tym prawda?'' Faith, możesz mu przekazać? Oni muszą być razem, TEAM STAITH! Ale czemu Mike jest z Lily? Ludzie, mówcie prawdę o tym, co czujecie.....taka prośba.
Wiesz, Fly, kiedy zobaczyłam Twój komentarz, to humor mi się poprawił. :)
UsuńTe Twoje zdanie o moich rozdziałach zawsze jest takie... No po prostu nie wiem, ale się uśmiecham.
Zepsuł, zepsuła. Oni wszystko psują. Psują to co do siebie czują, czy to nie smutne? Boją się to sobie powiedzieć, masz rację. Ale mają przynajmniej jakieś uzasadnienie.
Przekażę mu, bo w końcu... TEAM STAITH!
Mike i Lily to bardzo irytujący temat. Ale powiem Ci, że Jackson w pewnym sensie zaszaleje i złamie swoje zasady, co do traktowania niektórych kobiet.
Dziękuję Ci bardzo.
Czekaj, muzyczkę ustawię.
OdpowiedzUsuńI Don't Want To Miss A Thing do opowiadania I Don't Want To Miss A Thing. Geniusz zła.
Ej dobra, bo muszę puścić od nowa, bo z Tylerem śpiewałam i z moim Joe grałam.
No czekaj, znowu...
I znowu...
I jeszcze raz...
Nie patrz tak na mnie! Nic nie poradzę, że ten utwór jest zajebisty!
No czekaj, Tyler dojedzie do końca i włączę Dream On.
Kurwa, Dream On też jest zajebiste!
No to jeszcze raz...
I jeszcze...
Drim On Drim on Drim On Drim antil ju drim kom tru
Ahh ta zajebista solówka...
Cofnę ją...
I jeszcze raz, Joe, jeszcze raz.
Dobra.
Włączę od nowa i już komentuję.
Ej czekaj, bo mi się włączyła tu Cinderella.
DOBRA OGAR, KURWA!
Faith, Faith. Dobrze, że nie dajesz się przelecieć Stevenowi. Nie wiadomo, o co mu chodzi. A może serio się zakochał? Nie, nie może tak być, bo przecież potem mówił Natalie...ale był pijany. Sama nie wiem.
Widzisz Steven, łamago? Podpaliłeś dywan i przez Ciebie biedny Adlerek będzie miał papiltacje.
Ejjjjjjj ale ta Lily mnie wkuuuuurwia!!!!!!!!!
Michael nie może z nią być! Nie zgadzam się! Niech zostanie gejem i będzie z Rachelem, hahahah, sorry. xD
Dobrze, że Natalie nie uległa Stevenowi, który parę godzin wcześniej kochał Faith. Ehhh ten...cwaniak cholerny.
Zajebisty rozdzialik, a ja lecę! PAAAAAAAAA <3
Każda piosenka Aerosmith jest cudna. Ja tam bym mogła niektórych słuchać w kółko i w kółko, i tak dalej... XD
UsuńNikt tego nie wie... A czekaj, ja wiem. :D Ale to dla mojego mózgu za skomplikowane. XD
Ten dywan to tragedia. ;_; Powinni zrobić specjalny dokument o jego "wypadku".
Lily i mnie wkurwia!
W sumie od do niej nie startował, tylko sobie tak myślał...
Dziękuję.
Cześć Faith :')
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że tak zacznę z ,,grubej rury''? Musisz, nie masz wyjścia, jestem za bardzo wyładowana tym wszystkim, co przeczytałam, by poukładać w jakąś logiczną całość, dlatego... Och, no kurwa, Steven! Człowieku! Dziecko drogie, powiedz mi, dlaczego robisz tak, nie inaczej? Dlaczego utrudniasz życie sobie i Faith? Może nawet wszystkim. W ogóle, jak on mógł jej to powiedzieć? Dobra, na bok odstawmy fakt, że jest ,,O mój Boże, to Steven Tyler!''. Jest też zwykłym gościem, który ma znajomych jak każdy normalny człowiek. Ja już sama się pogubiłam w jego zawirowaniach myślowych. Nie wiem, czy...czy kocha, czy lubi. Nie wiem, co on do niej naprawdę czuje, ale może rzecz w tym, że on sam tego nie wie. Żeby się dowiedzieć, chyba pasowałoby pomyśleć o czystym umyśle, bez wcześniejszego odurzania się dragami. Ale może to ze mną coś jest źle. Tak czy inaczej, Tyler, kurwa, zastanów się nad sobą, mhm.
Jednak mamy tu jakiś pozytywny akcent, żeby nie było. Mamy cudownego Joey'a, jejku. Cały czas przypominam sobie, jak ja bardzo byłam nim oczarowana w wieku lat dwunastu. Aż bym Europe posłuchała przez Ciebie i przez przedstawioną tutaj, przez również Ciebie, jego niewinność i zagubienie, ojejku, haha! Nie mogę jeszcze zapomnieć o stevenowskim zapale, dotyczącym palącego się dywanu (ta zbieżna gra słów, jej).
Ale byłoby za pięknie, dlatego jeszcze jest ta mała suka Lily, pewnie! To, co się tam dzieje...mnie...po prostu...denerwuje... Och, szkoda słów. Niech ona dostanie za to swoje ''ja'', proszę Cię.
Okej, dobrze. Wyszłam z takiego założenie, że będę pisać, że rozdział był taki i taki, bo myślę, iż czytając moją paplaninę jestes w stanie wyciągnąć wnioski i pewno właściwe, haha. Wiesz, jeszcze taka śmieszna sprawa, weszłam dziś na Twojego bloga i przywitał mnie... Przywitał mnie Phil Collins z Kolejnym Dniem w Raju, och. I poprzeglądałam tutejszą playlistę - dzięki wielkie za dodanie tutaj Don't Cry z '86, zakochałam się w tym wykonaniu, słucham już któryś raz z rzędu!
Tyle, tyle moja Kochana Faith. Czekam na kolejny i czekam na Show Me Heaven, w tym też jestem zakochana.
To co? To weny i miłego przyszłego gonienia za autobusem (znam to...) ♥
Steven denerwuje wszystkich, mnie też. Ale tak po prostu musi być. Tyler musi utrudniać wszystko swoim niezdecydowaniem i uczuciami.
UsuńOn nie wie co do niej czuje i my tego nie wiemy. Przecież może nagle powiedzieć - Nie, przecież mi na niej nie zależy.
Oj tak, Tempest jest cudowny, lecz niestety nie mogę tak uważać, bo moja siostra sobie go "przywłaszczyła".
Ten dywan to już w ogóle porażka. XD
Czy dostanie za swoje, to nie mogę Ci powiedzieć.
Również uwielbiam tą wersję Don't Cry.
Bardzo Ci dziękuję.
Gonienie za autobusem, ech. Gdyby to dzisiaj chociaż autobus był! Ale nie. Odwołali nam trzy lekcje (już pierwszego dnia. XD) rysunku i nie miałam autobusu o tej godzinie. Dlatego musiałam iść z buta. ;_;
Zastanawiam się, czy pisać Ci o rozdziałach na nowym blogu, ale coś właśnie dodałam, także zapraszam! :')
OdpowiedzUsuń