poniedziałek, 19 maja 2014

Painted On My Heart II


Tak wiem, piosenka jest 1966 roku, ale to tylko fikcja...Miłego czytania!
Tu macie link.
_______________

 W tamtym okresie mojego życia Hope była dla mnie wielkim wsparciem. Spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu. Pomagała mi rzucić nałóg narkotykowy. Przez pewien czas przestałem nawet brać, ale później kiedy wyjechała do Bostonu, znowu zacząłem. Te trzy tygodnie były dla mnie przerażające. Znowu zacząłem spotykać się z Ray'em i razem ćpaliśmy. Moich rodziców akurat nie było i musiałem radzić sobie sam. To znaczy w ogóle sobie nie radziłem. Dziwnie się czułem bez Hope. Zawsze mi we wszystkim pomagała, była przy mnie. A wtedy okazało się, że się uzależniłem. Nie tylko od narkotyków, ale również od niej i jej pomocy. Brakowało mi jej. Z każdym dniem wyglądałem coraz straszniej. Nie kontaktowałem, nic, zero. Cieszyłem się z jednego powodu. A mianowicie z tego, że rodzice i Hope mnie wtedy nie widzieli. Do szkoły nie chodziłem, bo uznałem, że nie jest mi ona potrzebna. Wtedy również Ray zapoznał mnie z tymi niedozwolonymi dla mnie ulicami. Wydawałem całą kasę na narkotyki, alkohol i dziwki. Tak, to wszystko zaczęło się, kiedy miałem 16 lat. 
 Mojej matki miało nie być dwa miesiące, a ojca trzy. Korzystałem, więc z czasu wolnego w najgorszy sposób jaki może istnieć. Hope wyjechała jakiś tydzień przed wyjazdem mojej matki. Jej rodziców również nie było, dlatego posłali ją do babci. Cały czas myślałem o tym co działo się miesiąc temu. Kiedy, to właśnie uprawialiśmy seks. Dla niej to chyba nic nie znaczyło, a dla mnie? Niby chodziłem na dziwki, ale z nią było inaczej. Tak jakoś dziwnie...

 Wróćmy do dnia, kiedy przyjechała z Bostonu...




PAŹDZIERNIK 1964

Narrator:


 Koniec października wiąże się z potężnym ochłodzeniem i nie najlepszą pogodą. Na przykładzie 16 letniej Hope można stwierdzić, że tak samo jest z humorem. Musiała wyjechać z rodzinnego miasta, ponieważ jej rodzice wyjechali. Zostawiając tym samym Stevena i Lennona, którzy nie najlepiej radzili sobie sami. Możliwe, że powodem tego jest to, iż drugi z nich jest psem, a pierwszy jest uzależniony od narkotyków i tego typu używek. Martwiła się o przyjaciela. Wiedziała dobrze, że pod jej nieobecność znów zacznie brać. Jedyne co było dla niej pocieszeniem to, to że niedługo wraca do domu. 
 Siedziała na fotelu w salonie. Dom babci był bogato urządzony. Wszędzie wisiały drogie obrazy. Piękne, błękitne zasłony zasłaniały widok, który można było ujrzeć przez ogromne okna. Złotawego koloru meble i kremowe ściany do tego wszystkiego jeszcze wazony o podobnych kolorach. Dziadek zawsze dbał o to, aby ich wspólny dom był urządzony elegancko. 
 Podniosła się z fotela i poszła do "swojej" sypialni. Babci akurat nie było. Poszła do koleżanki na herbatę. Kiedyś, parę lat temu dziadek powiedział Hope, że to wszystko będzie należeć do niej. Ona, będąc wtedy jeszcze małą dziewczynką, pokręciła głową i zaprzeczyła. Wiedziała, że dostanie go po śmierci dziadków, a tego nie chciała. Westchnęła i zarzuciła na siebie sweter. Wyszła do ogrodu. Teraz może i nie był w najlepszym stanie, biorąc pod uwagę pogodę i porę roku, ale w lato lub wiosnę wyglądało to przepięknie. 
 Na parapecie siedziały dwa koty jeden biały, a drugi, mniejszy-czarny. Zawsze kiedy babcia szła do ogrodu rozmawiała z nimi. Może i niektórym wydało się to śmieszne, ale są to zwierzęta one również mają uczucia i lubią kiedy mówi się do nich. Dziewczyna uchyliła szerzej drzwi i wpuściła je do środka. Sama za to usiadła na małej ławeczce. Przyglądała się krajobrazowi, który rozciągał się przed nią. Uśmiechnęła się smutno. Wiedziała, że to co działo się jeszcze kilka miesięcy temu nie wróci. Już nigdy nie zobaczy dziadka. Łza spłynęła po jej policzku. Szybko ją otarła, ponieważ usłyszał jak ktoś otwiera drzwi. 
 Wstała z ławki i weszła z powrotem do domu. Odetchnęła z ulgą kiedy zobaczyła, że to babcia. Kobieta spojrzała na nią, a potem na koty leżące na świeżo wypranym dywanie. Pokręciła głową i usiadła na kanapie. 
- Jutro przyjedzie po ciebie Andrew. - powiedziała.
Andrew był starym przyjacielem dziadka jeszcze z czasów szkoły. Miał odwieść Hope do domu. Dziewczynę zdziwiło, że tak szybko.
- Już? - spytała.
- Kochanie, ja przecież widzę, że coś cię martwi - spojrzała na nią wzrokiem pt. "I nawet wiem co". - A poza tym, chyba nie chcesz poznać zdania cioci Caroline na temat twojego kolegi Stevena, co?
- Nie. Nie chciałabym znać jej zdania - uśmiechnęła się. - Kocham cię, babciu. 
Przytuliła się do staruszki.
- Ja ciebie też - uśmiechnęła się. - I dziadek również. 

                                                                            ***


 Następnego dnia dziewczyna wstała bardzo wcześnie. W szybkim tempie ubrała się i wybiegła z domu. Zmierzała do domu swojej przyjaciółki Alice. Chciała się z nią pożegnać przed wyjazdem. Wsiadła na czerwony rower dziadka i wyzywając się za to, iż ma same sukienki, odjechała. Na miejscu była dziesięć minut później. U Alice przesiedziała godzinę, po czym wróciła do domu, aby się spakować. Andrew przyjechał o 14. Dziewczyna pożegnała się z babcią. Wiedziała, że będzie tęsknić, ale musiała opanować sytuacje panującą u Stevena. 

 Całą drogę rozmawiała z Andrew o ulubionych zespołach, zainteresowaniach itp. Był bardzo wesołym człowiekiem. Często, jeszcze za życia dziadka odwiedzał państwo Anderson. Po 3 godzinach jazdy, dojechali. Hope pożegnała się z Andrew i opuściła samochód. Pobiegła do swojego domu. Odstawiła walizki i szybko poszła do Stevena. Chciała zapukać, ale okazało się, że jest otwarte. Niepewnie weszła do środka. Od razu poczuła zapach alkoholu i papierosów. Skrzywiła się. Wzrokiem odszukała Stevena, leżał na kanapie. Za to na podłodze wiernie czuwał Lennon. Na początku trochę przestraszony pies podbiegł do dziewczyny i zaczął się cieszyć. Pogłaskała go i podeszła do kanapy. Potrząsnęła Tallarico w celu obudzenia go. Chłopak, lekko skołowany obudził się. 
- Ja pierdole Hope?! Co ty tu robisz, ja nie...
Uderzyła go w twarz. Popatrzył na nią przerażony.
- Obiecałeś. Obiecałeś mi, że nie będziesz już brał. 
- Ja...kurwa! Nie będziesz mi mówić co mam robić!
- Będę. - powiedziała stanowczo, co nawet dla niej samej wydało się dziwne. - Idziesz się wykąpać, a ja w tym czasie ogarnę dom.
- W takim razie bę...ę...dziesz musiała mnie za...nieść. Sam nie dam rady. - oznajmił.
Pomogła mu wstać i zaprowadziła do łazienki. Steven, ponieważ był pijany zaczął dotykać przyjaciółkę tam gdzie nie powinien. Ta odepchnęła go od siebie i szybko wepchnęła do łazienki.
- Nooo wiesz wykąpać też mnie możesz. W końcu już widziałaś. - uśmiechnął się głupio.
Hope bez słowa wyszła i poszła na dół do kuchni. Jaki tu syf. - powiedziała w myślach i zabrała się za sprzątanie. Po jakimś czasie na dół zszedł Steven. Już wykąpany i trochę bardziej trzeźwo myślący. Bardzo brakowało mu Hope, dlatego rzucił się na nią i mocno do siebie przytulił. Ta na początku zdezorientowana nie odwzajemniła czułości, tylko spojrzała na niego dziwnie.
- Przepraszam. - wyszeptał jej do ucha. - Nigdy więcej już na ciebie nie nakrzyczę i przestanę brać.
Dziewczyna znała prawdę i wiedziała, że nie rzuci nałogu tak szybko. Uśmiechnęła się do niego i razem posprzątali dom. Po godzinie wszędzie było czysto. 
- Spać mi się chce. - oznajmił.
- Jak dziecko, co mam niby iść ci łóżeczko pościelić, zaśpiewać kołysankę i przytulić do snu?
- Tak. Chodź. - pociągnął ją za rękę.
Razem poszli na górę. Tallarico podgłośnił radio, w którym leciała akurat piosenka "When A Man Loves A Woman" Percy'ego Sledge. Objął Hope w pasie i zaczęli delikatnie poruszać się w rytm muzyki. Steven podniósł jej podbródek do góry i spojrzał w jej niebieskie oczy. Powoli zbliżył swoją twarz do jej.
- Co my w ogóle robimy? - wyrwała go z transu.
- Csii... 
Delikatnie ją pocałował. Dziewczyna oddała pocałunek. Steven przeniósł ją na łóżko nie przestając jej całować. Wyszeptał coś, ale nie usłyszała. Zaczął całować ją po szyi, po chwili wrócił z powrotem do ust. Chłopak przestał i zaczął się w nią wpatrywać. Patrzyli sobie w oczy, po czym wrócili do całowania się. Tallarico rozpinał guziki od jej bluzki, jednocześnie całując ją po dekolcie. Westchnęła. Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie dzwonek do drzwi.
- Kurwa. - powiedział Steven. - To sobie porę znaleźli.
- Idź.
Spojrzał na nią ze złością. Liczył pewnie na coś w stylu: "Nie idź. Zostań." No, ale niestety tak nie było. Zszedł na dół. Otworzył drzwi. Przed nimi stał Ray z butelką wódki w ręku. Bez pytania wszedł do domu i rozsiadł się na kanapie. W tym czasie Steven stał cały czas gapiąc się na niego pytająco. Tabano spojrzał na niego zdziwiony tym, ze jego przyjaciel nie pije z nim.
- Ej co się stało? - zapytał.
- Wypierdalaj. Ja kurwa skończyłem z narkotykami i chlaniem. - odpowiedział Steven.
Ray zerknął na niego wzrokiem mówiącym "Stary, dobrze się czujesz?"
- Co? Przyjechała ta kurwa i znów ci głupot nagadała?
- Nie nazywaj jej tak! - warknął. 
- A co mi zrobisz?! Mogę nazywać ją jak tylko chce. Kurwa, dziwka, jebnięta małolata. 
Steven nie wytrzymał i popchnął z całej siły Raya na ścianę. Ten szybko mu oddał, ale Tallarico pociągnął go za sobą i razem wylądowali na podłodze. Tabano dostał kilka razy w twarz od Stevena, ale ten nie był mu dłużny. Szybko podnieśli się i wtedy Ray kopnął swojego przeciwnika w brzuch. Chłopak syknął z bólu i próbował się bronić. Niestety na marne, Tabano skopał go i to całkiem porządnie. Na koniec podniósł go do góry i rzucił na schody. Hałas z dołu usłyszała Hope i zbiegła zobaczyć co się stało. Pierwsze co zobaczyła to zakrwawiony Steven, leżący koło schodów i Ray, który nadal go kopał. W ogóle nie przejął się tym, iż na dół zeszła dziewczyna. Hope próbowała odepchnąć Tabano, ale nie udało się jej to. Chłopak odepchnął ją. Wbiegła do kuchni i stamtąd wzięła nóż. Podeszła z nim do Raya.
- No i co mi zrobisz? - zapytał z uśmiechem.
Dziewczyna podeszła bliżej.
- Wyjdź stąd - chłopak nie reagował, tylko patrzył się na nią. - Wypierdalaj! Policja już jedzie!
Krzyknęła i podeszła do niego jeszcze bliżej. Cofnął się powoli. Szedł powolnym krokiem w stronę drzwi. Stchórzył, kiedy dziewczyna dotknęła go nożem. Wybiegł z domu. Podeszła do przyjaciela i potrząsnęła nim. Nie poruszył się. Sprawdziła czy oddychał. Całe szczęście tak.

____________________


Krótkie, ale takie mi ostatnio wychodzą. Nudne, wiem. Przykro mi, że czytaliście takie coś. Następna część będzie dłuższa obiecuję. 

2 komentarze:

  1. KOCHANIE, TOŻ TO ZAJEEEEEEBISTE JEST!!!!!!!!!!!!!!!
    (tak, znalazłam chwilkę, wybacz, że tak późno, no ale poprawy -.-)
    PIERDOLONY RAY! BĘDZIE MI TU WCISKAŁ STEVENA W UŻYWKI! O, NIE LECĘ PO MOJĄ PIŁĘ MECHANICZNĄ! AAAAAAAAAA!!!!1
    LENNON, HAHAH, KOCHAM PSIAKA. XDDDDD
    DOBRZE, ŻE HOPE WRÓCIŁA, BO NASZ STEVENEK BY SIĘ ZAĆPAŁ LUB ZAPIŁ NA ŚMIERĆ.
    I DOBRZE, BIJ STEVENA MAŁA! MIAŁ NIE ĆPAĆ! HAHAHA!
    HAHAHAHAHAHAHAHHA, STEVEN I KĄPIEL. I TO PYTANIE DO HOPE, CZY GO UMYJE HAHAHAHAHAHHAHAAHAHHAAHHAHA O JA PIERDOLĘ, LEŻE I NIE WSTAJE!
    XDDDDDDD
    CZO TEN STEVEN?! PRZYJACIÓŁKĘ Z DZIECIŃSTWA CHCIAŁ PRZELECIEĆ? TAK SIĘ NIE ROBI :(((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((
    RAY?! PIERDOLONY SKURWYSYN!!!!!! NIE WOLNO BIĆ TYLERA! BO ZAJEBIĘ ARTREMIZĄ PARYSA ( cóż za poetycka śmierć...beee nienawidzę poezji)
    SŁOWEM ZAJEBIOZA I NIE PIERDOL, OKEJ? :***** <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh, wczoraj powiedziałam, że wszystko nadrobię, a z komentem przybywam dzisiaj... WYBACZ :_:
    Rozdział boski. To ich spotkanie było serio zajebiste. Szkoda że im pewną czynność przerwano... :))
    Końcówka mnie zaskoczyła, nie sądziłam, że chłopcy aż tak się pogryzą. No, ale zaraz przeczytam co będzie dalej :DD
    Ogólnie super!

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.