sobota, 10 maja 2014

Painted On My Heart I

WRZESIEŃ 1964


 Smutek, rozpacz i złość. To wszystko co w tym momencie czuła. Była zła na siebie, że nie była przy nim, tego ostatniego dnia jego życia. Nigdy nie okazywała uczuć, nie płakała przy kimś, a przynajmniej starała się. Teraz nie mogła powstrzymać łez. Wiedziała, że nigdy już go nie zobaczy. Wpatrywała się w trumnę, a wielkie łzy skapywały jej po brodzie. Rodzice tego nie widzieli, ponieważ stali z tyłu. Tylko ona i jej babcia były z przodu. Nadal nie mogła przyjąć do wiadomości tego, że jej dziadek nie żyje. Drobna, ubrana w czarną, długą suknie stała ściskając w rękach jego ulubiony krawat. Wiatr z deszczem rozwiewał i jednocześnie moczył jej włosy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że następnego dnia rodzice wyjeżdżali, a babcia wracała do Bostonu. Oczywiście mogła zabrać się z nią, ale Elisa i Lucas nie wyrażali zgody. W końcu następnego dnia musiała iść do szkoły. Dziwiło ją to, że mama, która była córką dziadka zbytnio nie przejęła się jego śmiercią. Jedyne osoby, które się tym przejęły, to żona zmarłego, wnuczka, siostra i nadal żyjąca matka. Hope dobrze wiedziała co doprowadziło do śmierci ukochanego dziadka. A mianowicie narkotyki. Brał on je w młodości, nie zaprzestał również w wieku 55 lat. Uzależnił się. Babcia wiele razy próbowała przekonać go do rzucenia nałogu, niestety nie udało się jej. Cmentarz, który jeszcze przed chwilą był pełny, opustoszał. Olivera Andersona pochowano. Państwo Hunt doszli do samochodu, ale nigdzie nie widzieli swojej córki. Została ona przy grobie. Nie chciała stąd odejść, choć wiedziała, że musi. Dziadek zawsze ją rozumiał, uwielbiał z nią przebywać, a ona z nim. Kochał ją bardzo. Teraz, kiedy babcia wyjedzie nie będzie miała z kim porozmawiać, o tym co czuję. Tęskniła za nim. Kiedy tak wpatrywała się w napis: Oliver Anderson ur. 1 lipca 1909 zm. 27 września 1964 Przegrał walkę z nałogiem, przeraziła się. Steven również brał narkotyki, a jeśli on także przegra tą walkę...? Nie dawało jej to spokoju. Martwiła się, że straci kolejną ważną dla niej osobę. Pożegnała się z dziadkiem i powstrzymując płacz, opuściła cmentarz. Uświadomiła sobie, ze nadal trzyma w ręku krawat zmarłego, który dała jej babcia. Szybko otarła łzy i weszła do samochodu.

- Gdzie ty tyle czasu byłaś? - zapytała matka.

- Nigdzie. - mruknęła.

 Matka stwierdziła, że więcej od córki się nie dowie i zostawiła ją w spokoju. Hope całą drogę przemilczała w przeciwieństwie do rodziców, którzy kłócili się. Nie słuchała za bardzo o co. Nienawidziła takiej atmosfery. Mocno ścisnęła krawat i starała się powstrzymać łzy. Po godzinie dojechali do domu. Dziewczyna poszła powolnym krokiem do swojego pokoju, aby się przebrać. Z szafy wyciągnęła sukienkę, krótszą od poprzedniej, bo za kolano, czarną. Innych kolorów nie miała, zawsze wierna była czarnemu kolorowi. Włosy rozpuściła. Nigdy nie robiła z nimi nic specjalnego. Opuściła pokój i poszła do kuchni, gdzie zastała matkę.

- Kiedy wyjeżdżacie? - zapytała cicho.

- Dzisiaj wieczorem.

- Na ile?

- Dwa tygodnie - odpowiedziała wyciągając talerze z szafki. - Razem z matką Stevena. Jego ojca też nie ma, więc możesz iść do niego, bo chłopak sobie nie poradzi. 

 Dziewczyna pokiwała głową i wyszła z pomieszczenia. Nabrała ochoty na malowanie. Nawet wiedziała co namaluje. A mianowicie dziadka. Przygotowała wszystkie potrzebne rzeczy i wzięła się do pracy. Popłakiwała przy tym trochę, ale mówiła sobie, że wszystko będzie dobrze. Z kuchni dobiegło ją wołanie matki, które informowało o obiedzie. Przestała malować i poszła do kuchni. Nie śpieszyła się. Wiedziała, że obiadu jeszcze nie ma na stole. Pomagać też nie chciała, miała to gdzieś. Gdy weszła do pomieszczenia był tam już ojciec, zanosił talerze z jedzeniem, a matka jeszcze nie opuściła kuchni. Usiadła przy dużym stole i zaczęła bawić się widelcem. Nie miała ochoty na jedzenie, nie po tym co się stało. Nie mogła normalnie funkcjonować z myślą, że już nigdy nie zobaczy dziadka. Do obiadu dołączyli rodzice.
 Wstała od stołu i bez słowa poszła do swojego pokoju. Powróciła do malowania. Cicho śpiewała, a raczej próbowała, ponieważ ciągle spadające po policzkach łzy przeszkadzały jej w tym. Matka zawołała ją, ale ona nie odpowiedziała. Pani Hunt postanowiła zostawić córkę samą. Zresztą nie miała czasu, musiała przygotować się do podróży wraz z mężem. Kiedy Hope skończyła malować odstawiła obraz w kąt, gdzie trzymała wszystkie swoje prace. Wpatrywała się w ścianę, myśląc o przyszłości. O tym, że dziadka już z nią nie ma, że rodzice wyjeżdżają i o tym co ona ze sobą zrobi. Z rozmyślenia wyrwał ją hałas dochodzący z dworu. Wyjrzała przez okno.
 Ach to tylko Steven - powiedziała w myślach. Tallarico darł ryja przed swoim domem. A dokładnie wołał psa. Mały, czarny labrador biegał po ogrodzie sąsiadów to znaczy właśnie po ogrodzie państwa Hunt. Pies nazywał się Lennon (domyślcie się po kim). Na ten widok dziewczyna, pomimo smutku uśmiechnęła się. Steven jeszcze jej nie dostrzegł w przeciwieństwie do Lennona, który na jej widok zaczął szczekać. Pies podbiegł pod okno i zaczął prowadzić interesującą "rozmowę" z Hope. Po chwili do dyskusji dołączył się chłopak.
- Hope! - krzyknął z uśmiechem lecz po chwili znikł on z jego twarzy. - Co się stało?
- Nic ważnego! - odpowiedziała. Jak będą tak do siebie krzyczeć to pół osiedla się dowie, co się stało...
 Chłopak wpatrywał się w nią przez chwilę, po czym pokazał żeby do niego zeszła. Dziewczyna zaprzeczyła ruchem głowy.
- Nie teraz, wieczorem!
- Nie drzeć ryja! Telewizje się tu ogląda! - krzyknął sąsiad z domu obok i rzucił przez okno jakimś butem. Mówiłam, że zaraz ktoś się przyczepi.
 Obydwoje się zaśmiali. Steven podniósł buta z ziemi i rzucił go z powrotem w stronę domu sąsiada. Poszedł do domu. Mieli spotkać się wieczorem, kiedy rodziców już nie będzie.

                                                                           ***


 Po kolacji, o godzinie 20 rodzice wyjechali. Hope włożyła na siebie kurtkę i wyszła do domu Stevena. Na miejscu zastała Tallarico śpiącego na kanapie razem z Lennonem. Uśmiechnęła się na ten widok lecz po chwili zauważyła strzykawkę leżącą na stole. Zamarła. Przecież obiecał, że nie będzie już brał. Jebany kłamca. - pomyślała. Przypomniał jej się dziadek pod wpływem. W tym momencie wszystkie wyzwiska jakie znała leciały pod adresem Stevena. Chciała jak najszybciej opuścić dom przyjaciela i zrobiłaby to, gdyby nie zbudziła psa. Lennon podbiegł do dziewczyny i zaczął się cieszyć. Niestety przy wstawaniu ze swojego pana, obudził go. Chłopak podniósł się z kanapy, ale po chwili znowu usiadł. Jego oczy z rozszerzonymi źrenicami błądziły po pokoju, aż zatrzymały się na sylwetce Hope.

- Hope, ja...
- Nic nie mów - przerwała mu. - Obiecałeś, że już nigdy nie weźmiesz, i co? Jesteś kłamcą! Cholernym kłamcą! Czy ty nie rozumiesz, że możesz stracić przez to życie?! - po wypowiedzeniu ostatnich słów zaczęła płakać.
 Steven podszedł do niej i próbował ją uspokoić. Złapał ją za ramiona i zaczął mówić, uspokajać ją. Nie udało mu się to. Dziewczyna ciągle miała przed oczami martwego dziadka. Bała się, że Steven skończy tak jak on. Tallarico dobrze wiedział, że Oliver nie żyje. Wiedział również co go zabiło, dlatego starał się nie brać narkotyków kiedy ona miała go odwiedzać. Dzisiaj po prostu nie mógł już wytrzymać. Uzależnił się.
 Doprowadził dziewczynę do kanapy i usiadł tam razem z nią. Oparła głowę o jego ramię i cicho szlochała. Steven gładził ją po włosach i powtarzał, że przestanie brać, że się zmieni. Powtarzał, że się nie podda i wyjdzie z nałogu. Dziewczyna nie wierzyła. Dobrze wiedziała, że bez pomocy kogoś dorosłego nie uda się mu to.
- Nie płacz. Zmieńmy temat. - powiedział cicho.
- Nie możemy ciągle zmieniać tematu.
- Nie myśl już o tym. O dziadku i moim nałogu, proszę. - podniósł jej głowę do góry, tak aby na niego spojrzała. - Uśmiechnij się. - musnął ustami jej czoło.
 Dziewczyna wymusiła na sobie krzywy uśmiech. Tallarico otarł jej łzy i przytulił do siebie. Hope wyrwała się i podniosła z kanapy.
- Jesteś głodny? - zapytała.
 Chłopak uśmiechnął się.
- Jak wilk.
 Zabrali się do robienia kanapek. Przez ten czas spędzony z przyjacielem, dziewczyna zapomniała o zmartwieniach. Śmiała się i rozmawiała z nim swobodnie. Kiedy już się najedli Steven zadał ważne pytanie:
- Zostajesz na noc?
 Hope zastanawiała się przez chwilę, w końcu następnego dnia musieli iść do szkoły. Chuj z tym, zdążę. 
- Tak, ale odstępujesz mi swoje łóżko.
 Steven wstał z kanapy i przerzucił sobie dziewczynę przez ramię. Skierował się do swojego pokoju, który mieścił się na górze. Hope krzyczała i wyzywała Tallarico, ale ten nic sobie z tego nie robił i z uśmiechem zaniósł dziewczynę na górę. Tam postawił ją i poczochrał włosy.
- Idiota. - powiedziała.
- No, a teraz idź się grzecznie kąpać. - wręczył jej ręcznik i swoją koszulkę.
- Oh jakiś ty hojny, ale ta koszulka to czysta?
- Idź i nie marudź.
 Hope szybko poszła się kąpać, Steven w tym czasie poszedł robić to samo, tylko że na dole. Nuda, co nie?
W tym samym momencie Lennon zjadał buty pana Tallarico. On chociaż robi coś ciekawego. Powróćmy do pokoju Stevena. Po dziesięciu minutach Hope wyszła z łazienki i zeszła na dół do kuchni. Wstawiła wodę na herbatę (wy też uważacie, że to dziwnie brzmi? Dobra zmiana na poważnego narratora). Po chwili dołączył do niej Tallarico. Razem usiedli przy stole i rozmawiali o głupotach. O godzinie 22 Hope postanowiła, że pójdą już spać. Grzeczny i posłuszny Steven poszedł za dziewczyną.
 Leżeli na łóżku śmiejąc się. Po chwili Hope odwróciła się plecami do Stevena i próbowała zasnąć. Chłopak wpatrywał się w nią. Skuliła się i wtulona w poduszkę zamknęła oczy. Poczuła jak Steven ręką przejeżdża po jej plecach. Przeraziła się. Nie lubiła jak ktoś ją dotykał. Jego ręka wędrowała po jej ciele, przesunął ją bardziej do góry na piersi. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w jego stronę, chciała na niego nawrzeszczeć, ale on po prostu ją pocałował.
- Steven do cholery! - krzyknęła.
 Wpatrywał się w nią, po czym odpowiedział:
- Niee...ja po prostu - jąkał się. - Przepraszam po prostu chciałem spróbować.
 Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i z nie do wierzeniem wpatrywała się w przyjaciela. Chłopak nie dostając żadnej odpowiedzi spróbował jeszcze raz. Hope znieruchomiała, ale po chwili oddała pocałunek. Obydwoje obawiali się tego co nastąpi.
- Ale...jesteś moim przyjacielem. My nie możemy. - powiedziała dziewczyna.
- Możemy. - wpił się w jej usta.
 Delikatnym ruchami zdjął z niej koszulkę. Zaczął pieścić jej ciało, a po chwili wszedł w nią. Dziewczyna poczuła jakby coś rozrywało ją od środka. Krzyknęła.

                                                                           ***


 Następnego dnia pierwszy obudził się Steven. Wpatrywał się w przyjaciółkę (?). Jej nagie ciało było tylko do połowy przykryte kołdrą. Wyjął rękę spod poduszki i dotknął jej pleców. Dziewczyna wzdrygnęła się i odsunęła od Stevena. Chłopak wiedział, że Hope nie lubi jak ktoś ją dotyka, więc nie próbował dalej. Wstał z łóżka. Dawno już postanowił, że nie pójdą dzisiaj do szkoły. Wiedział również, że zadał przyjaciółce ból i chciał jej to jakoś wynagrodzić. Nie budząc jej wyszedł z pomieszczenia. Po drodze na dół ubrał się do końca i już w kuchni, zrobił śniadanie. Pomagał mu przy tym mistrz kuchni, Lennon. Szczeniak zjadał te produkty spożywcze, które "przypadkowo" spadły na podłogę. Nie, on wcale nie wchodził na stół po krześle i nie zrzucał jedzenia na podłogę. Nie, to wykluczone. 

 Steven wrócił do kuchni, ponieważ wcześniej z niej wyszedł, bo musiał iść do łazienki. Zastał tam Lennona siedzącego na kanapie i jedzącego chleb z szynką. Oo jak uroczo to wygląda. Co?! Coś ze mną kurwa nie tak. Uroczo? Zdziczałem...Ej, ale on se tej kanapki sam przecież nie zrobił... 
- Oddawaj to! I ten talerz też! - krzyknął. 
 Lennon zastosował swoją tajną broń. A mianowicie te śliczniutkie oczka. Tallarico od razu zapomniał o tym co pies zrobił. Nawet go pogłaskał i powiedział mu, że jest grzeczny. Tak, więc Steven musiał zrobić nowe kanapki. Tym razem nie wpuścił psa do kuchni. Obrażony szczeniak poszedł na górę do Hope. Na pewno myślał, że dziewczyna skrzyczy Stevena za to, że nie pozwolił biednemu psu zjeść śniadania. 
 Wskoczył na łóżko w nogi dziewczyny. Tym właśnie ją obudził. Podniosła się do pozycji siedzącej po czym zrozumiała, że jest nago i szybko zakryła się kołdrą. W obawie przed obecnością Tallarico, rozejrzała się po pomieszczeniu. Odetchnęła z ulgą, kiedy zauważyła, że go tu nie ma. Po wczorajszej nocy była trochę obolała, ale nie żałowała tego co zrobiła. Uśmiechnęła się do psa.
- Co się stało? - pogłaskał a go po głowie, robiąc przy tym dziwne miny. 
 Pies zaskomlał i zeskoczył z łóżka. Kierował się do wyjścia. Ostatecznie zatrzymał się, ponieważ zauważył, że dziewczyna za nim nie idzie. Usiadł przy drzwiach i wpatrywał się w nią wyczekująco. Hope wstała z łóżka i szybko pobiegła do łazienki się ubrać. Rozmyślała nad tym co wczoraj się miedzy nią a Stevenem wydarzyło. Musiała z nim porozmawiać. Wyszła z łazienki i razem z Lennonem zeszła na dół.
 Zastali tam Stevena robiącego kanapki. Dziewczyna podeszła do niego i zabrała mu chleb z ręki.
- Ty przecież, nawet kanapek nie umiesz robić. Daj to mi.
- Znalazła się mistrzyni kuchni. - mruknął w odpowiedzi. 
 Kiedy Hope zrobiła kanapki postawiła je na stole przed Tallarico. Ten zrobił tylko obrażoną minę i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Ja bym zrobił lepsze. 
- Mhm.
- Nie wierzysz mi?
- No. - powiedziała.
 Zabrali się za jedzenie. Nawet Steven, który był obrażony. Lennon pomimo tego, że już jadł, zeżarł jeszcze karmę dla psów i chciał ukraść jedzenie ze stołu. Ten to wiecznie by żarł. Po śniadaniu Hope i Steven musieli sobie wiele wyjaśnić. Z kuchni przeszli do salonu i usiedli na kanapie, która była upaćkana masłem. Ten pies to kompletnie nie potrafi się zachować.
 Rozmowa zajęła im pół godziny. Postanowili, że zostaną przyjaciółmi i że nic się ma nie zmieniać jeśli chodzi o ich wspólnie spędzany czas. Uzgodnili również, że więcej już tego nie zrobią. Co do relacji u Hope nic się nie zmieniło, a jeśli chodzi o Stevena stał się bardziej opiekuńczy. Więcej czasu poświęcał na spotkania z przyjaciółką. Ray i narkotyki nie były już dla niego tak ważne. Co nie oznacza, że przestał brać. Często również przytulał ją do siebie, tak po prostu. Wiele się zmieniło, a to dopiero początek...

_____________________________________________________________


No to witam :) Wydarzenia z tego rozdziału miały pojawić się później, ale zdecydowałam się przyśpieszyć. Dzięki temu szybciej pojawią się panowie z Aerosmith i ta akcja (mam nadzieję) się jakoś rozwinie. Mam nadzieje, ze nie było aż tak tragicznie i nudno. 

7 komentarzy:

  1. Tragicznie i nudno? A walnął Cię ktoś kiedyś w łeb? XD
    Świetne. Kurde, stworzyłaś zajebistą atmosferę, szczególnie na początku. Bardzo podobało mi się jak to wszystko opisałaś.
    Końcówka, a raczej to, co się wydarzyło w domu Stevena, nieco mnie zaskoczyła, ale to jak najbardziej dobrze! Ciekawie to rozegrałaś, pozostaje mi więc tylko czekać na więcej. Dobrze, że przyspieszyłaś z akcją, bo dzięki temu w jednym rozdziale były dwa kontrastujące za sobą zdarzenia, co nadało charakteru :))
    Weny!

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, czy ty piszesz o Aerosmith i o nich piszesz?? Zaczynam czytać, i dzięki za nominowanie nas,a tu jest Steven:D a tak poważnie, naprawdę nas czytasz( odpowiedź twierdząca to dla mnie zaskoczenie, więc możesz powiedzieć nie, zrozumiemy:)) Teraz muszę tylko przeczytać wszystkie....jeśli chodzi o ten, nienawidzę seksu, ale kocham Stevena, co czyni we mnie poważny dylemat, ale na pewno nie było,,tragicznie nudno''. Czekam na następny....

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana!
    Właśnie nadrobiłam Twoje pierwsze opowiadanie i lecę do drugiego.
    Na razie skomentuję pierwsze, a za momencik powrócę tu skometować prolog i ten rodział :3
    Kurwa! To opowiadanie jest meeeeeeeeeeeeeeeeega zajebiste! Haahhahahahahha! No meeeeeega! Twoje teksty tak mnie rozwaliły, że spadalam z krzesła i nie mogłam przestać się śmiać! hahahahahahaahha
    Zajebioza! :OOOOOOOOOOOOOOOOOOo
    A teraz lecę do "Painted on My heart"
    :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu to jest zajebiste! Prolog, rozdział 1.
    No, jesteś maestro! :OOOOO
    Tyler i Hope? Uuu...
    Nie, Steven, nie bierz :ccccc
    Zajebioza i wrzucam Cię do polecanych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo Dziękuję bardzo :)
      Cieszę się, że Ci się podoba.

      Usuń
  5. Tyler :33
    Świetnie piszesz, po prostu zajebistości, miód, malina.
    Oprócz opowiadania podoba mi się też wygląd twojego bloga, bardzo ładne kolorki i tło. ;)
    http://welcome-to-the.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zabrałam się za Ciebie! <3
    znaczy...
    za opowiadanie pisane przez Ciebie jejku jak to brzmi D:
    Muszę popracować nad moją składnią ;_;

    mam jakieś 15 minut więc muszę się streścić!
    YHKM!!!!

    Strasznie mi się spodobał początek, po prostu prześwidrował mnie na wskroś. A i to, że główna bohaterka ma w sobie coś z artystki - no ideał! <3

    Myślę, że Tyler tutaj będzie głównym kochankiem,
    co ja pierdziele?
    JA JESTEM PEWNA
    PATRZ JAKA WRÓŻKA B]

    PS kocham wygląd bloga, jest takii uroczy <3
    Motywy kwiatkowe, hipisowskie?
    3 RAZY TAK!

    XOXOXOX

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.