czwartek, 5 listopada 2015

IX


TOM II
I don't want to miss a thing

9. Nasz Hellhouse, nasze wspomnienia



20.08.1987

Zmarszczyłam brwi.
Zapachniało spalenizną.
Spojrzałam wpierw na Natalię, która, zdawałoby się, niczego nie poczuła i dalej siedziała, podziwiając swoje świeżo pomalowane paznokcie. W domu byłyśmy tylko my i Slash, który, jak to kiedyś rzekł – nigdy nie dotknę się do kuchni, garnki i patelnie są dla pedałów. Ale to go nie wykluczało, przecież nasi chłopcy wpadali na różne głupie pomysły. Bo ile to razy zdążyło im się wyrzucić przez okno pilota, walnąć autem w dom czy wybuchnąć opakowanie od mleka? Nie wiedziałam jak to robili, ale wcale mnie to nie dziwiło, bo to byli oni. Nasi Guns N' Roses, z którymi już niedługo mieliśmy się pożegnać.
Wszyscy. Bez wyjątku. Axl i Erin do siebie, do ładnego, nowego i (jeszcze) czystego domu; Duff i Mandy do pięknej willi; Slash do swojej nowej chaty, której na oczy nie widziałam (i pewnie nie zobaczę, bo zaraz ją rozwali i kupi nową, lepszą, odporną na niego); Steven też coś sobie znalazł, a nawet coś dużego jak na niego samego; Izzy i moja Natalie zakupili duży dom na przedmieściach, w zaciszu, tak aby nikt im nie przeszkadzał, przechodząc ot tak, po pijaku z imprezy. A ja miałam domek. Mały, przytulny, kupiony przez Stevena, któremu w końcu uległam w tej kwestii. Kupił go dla mnie, a już jutro mieliśmy się tam wyprowadzić. Mieszkać razem. Z Tylerem. Nie.
— Czujesz to? — zapytałam w końcu. Natalia skrzywiła się, a po chwili zaciągnęła się powietrzem. — Spalenizna jak nic.
— Hudson gotuje? — Wytrzeszczyła oczy, a potem wstała na nogi, przeciągając się. — Mówił przecież, że nie będzie tego robić... Zresztą, mam to gdzieś, co on tam wyprawia, ważne, żeby domu nie spalił! Ja chcę żyć!
Rzuciłyśmy się do drzwi, nie chcąc pozwolić na tragedię jaka mogła się zaraz wydarzyć. W końcu Saul w kuchni był nieobliczalny, wszyscy to raczej wiedzieli, bo cóż, jeśli mówi się, że gotować nigdy się nie będzie, to coś znaczyć musi. Choć, kiedyś z nim gotowałam, jednak nie posługiwał się on wtedy ogniem, co mogło się źle skończyć. Jak teraz. Jednak było jedno pocieszenie – cokolwiek tam zobaczymy, to jeszcze nie wybuchło i wszyscy wciąż żyjemy. Chciałabym wiedzieć, co mnie zabiło...
— Slash! — wydarłam się, wbiegając do kuchni i, niestety, wpadając w poślizg. Natalia też w niego wpadła, wjeżdżając we mnie, jednak boleśnie nie było. Złapałam się ściany i nie upadłyśmy! Bohaterstwo pierwszego stopnia, nie? — Co ty... o chuj.
Mulat odwrócił się w naszą stronę, trzymając w ręku patelnie, na której znajdowały się przypalone naleśniki. W piekarniku zaś czekało danie specjalne: czarna pizza.
— Co żeś zrobił?! — krzyknęła Natalia. — Wiesz jak to śmierdzi? Czy ty to czujesz? Hudson, jaja ci pourywam! Usuń ten zapach z mojego domu, natychmiast.
Zabrzmiała zbyt poważnie, mówiąc ostatnie zdanie, co wydało się aż śmieszne. Nie, może i nie wydało, ale to jedyny pretekst wyjaśniający mój i Slasha śmiech na widok jej miny i tej czarnej pizzy. Chryste panie, jak tak bardzo można być nieudolnym w kuchni? On jest gorszy niż Axl! Rose przynajmniej nie przypala wszystkiego, czego się dotknie, nie, jego dania są po prostu niejadalne. Te Duffa za to wyglądają nieapetycznie. A Jeffreya... Izzy nie gotuje. Steven jest jednak wyjątkiem, bo jego dania są czasem bardziej dopracowane niż Natalie, ale...
— Dobra... kurwa... stop... zapowietrzyłem się... — wysapał Hudson, odstawiając patelnię na kuchenkę. Odchrząknął. — Ok, nie umiem gotować, ale głodny byłem, a nie chciało mi się iść do was, na górę, bo to za daleko. Um, nie podchodź do mnie — zwrócił się do Natalie, która zbliżyła się, wyciągając ręce przed siebie jakby chciała go złapać i udusić.
Westchnęłam, patrząc na Saula uciekającego przed Natalią i oparłam ciężar ciała o ścianę. Było tu pięknie, czasem, fakt, ale jednak było. A to już coś, naprawdę. Teraz tego nie będzie, wszyscy opuszczamy stary i wyniszczony Hellhouse i wyruszamy do siebie, tam, gdzie nie ma tego czegoś, wspaniałej wspólnoty, kłótni, chaosu, ciasnoty, tych emocji. Tego tam nie będzie – spotkamy się ze spokojem, ciszą i pustką. Pustką, tak. Z samotnością, a przynajmniej ja, bo czy nie dziwnie jest opuścić tak gwarny dom i zamieszkać w ciszy, prawie, że samemu? Stevena przecież ciągle w domu nie będzie, zawsze coś mu wypadnie; spotkania, koncerty, imprezy... A ja się tam już dawno nie nadaję, przeszło. Tutaj, nawet gdy chłopaków nie było, to pozostawały Natalie, Mandy, Erin, a teraz? Nikt. Tylko ja i domek Stevena. On nie jest przecież mój. I nigdy nie będzie.
Tak samo jak Steven.
Mocne słowa, ostre, bolą aż, ale są prawdą. Steven Tyler nigdy nie będzie mój, choćbym nie wiem jak się starała, on i tak pozostanie taki jaki jest. Nie żebym była o to zła, bardzo się cieszę, że będąc ze mną jest sobą, jednak on zawsze będzie inny. Inny niż ja. Zawsze będzie pewna możliwość. Zawsze będzie ból i cierpienie. Ze Stevenem wszystko będzie ,,zawsze", zawsze i niezmiennie. Niezmienne będą słowa, czyny, ale niekoniecznie te dobre. Nazywa się Steven Tyler, jest artystą, jest gwiazdą, jest sławny, nie jest mój. Bo ile razy zdarzy mu się mnie zdradzić? Upić do nieprzytomności? Wpakować się w problemy? A narkotyki? Cholera, ja tego już nie chcę.
Ale chcę jego. Kocham go, on kocha mnie. Wszystko powinno być idealne.




***




— Co mi zrobisz, jeśli cię porwę? — zapytał, przyspieszając auto.
— Porwiesz? Dokąd?
— Nie, maleńka, to jest porwanie, nie możesz wiedzieć gdzie. — Uśmiechnął się. — Daleko.
— Nie lubię być daleko. Wolę być blisko — odpowiedziałam.
— Blisko? — spytał. — Daleko też znaczy blisko. Niepoprawnie, prawda?
Ty jesteś niepoprawny.
— To zależy kiedy — powiedziałam. — Teraz jestem daleko od Natalii, a jednak jestem blisko.
— Ja zawsze jestem blisko. Blisko ciebie. Nie chcę być daleko. Nigdy, Faith.
— To mnie porwij, na co czekasz?
Nie czekał, pojechaliśmy dalej, przed siebie.
Nienawidzę cię, Steven.





***





Dookoła panował chaos, chłopcy biegali z walizkami w rękach, i swoich, i swych ukochanych. Co chwila coś do siebie krzyczeli, zabierali jakieś śmieci z podłogi, brali najmniejsze rzeczy z szafek, te które się już do walizek nie zmieściły. Młody i Scott, zbyt wielcy, żeby jechać samochodem z Adlerem, czekali grzecznie w przedpokoju. Ja miałam ich zabrać. Natalie stała na środku małego salonu i krzyczała do Izzy'ego, aby niczego nie zapomniał. Erin i Mandy były już gotowe, nie miały tu za dużo rzeczy, a ich panowie zwlekali z wyjściem z domu. Z naszego Hellhouse. Nadszedł ten dzień, kiedy wszystko miało się już skończyć, my mieliśmy się rozdzielić, każdy do siebie. Natalia, która najbardziej ze wszystkich chciała się w końcu wyprowadzić, sama zarządziła, aby przeczekać dodatkowe dwa dni na wyprowadzkę. I ona nie chciała stąd wyjeżdżać, a przecież tak o tym mówiła. Nikt nie chciał, było nam szkoda zostawiać to wszystko, te wspomnienia, nas. Przyłapałem się nawet na tym, że do oczu napływały mi łzy, gdy myślałam o tym, że kiedy rano wstanę, to ich nie będzie. Nie będzie rozwalonej kanapy, bałaganu do posprzątania, chrapiącego Slasha. Będę tylko ja i wspomnienia.
Ale czy zaczynanie nowego życia nie jest czasem wspaniałe? Chyba nie, nie w tym wypadku, tu wszystko jest smutne. Nasz Hellhouse już nie będzie nasz. Nasze kuchenne meble nie będą już nasze. Nasz przyjarany dywan nie będzie nasz. Boże! Przecież to mój Steven go jeszcze zjarał! Nawet psy wydają się smutne, takie przybite, jakby wiedziały, że już nie będziemy robić wszystkiego razem. Pieniądze rzeczywiście rozdzielają.
— Będę za wami tęsknić — powiedział Adler.
— Chyba już to kiedyś mówiłeś — odparł Axl, jednak nie zabrzmiał złośliwie. Zadumał się. — Głupio tak. Bez was...
— Spokojniacko — Slash wyszczerzył się. — Mam na was namiary.
— I tak cię nie wpuścimy — odpowiedziałam. — Natalie i Izzy już założyli sobie system ochronny. Na ciebie!
Dalej wymienialiśmy się złośliwościami z przymuszonymi uśmiechami, kryło się za nimi tyle emocji, tyle smutku. Szkoda było na to patrzeć. Szkoda, bo coś się właśnie rozpadło, pękło na kilka części...
— I pojebało ptaszka w locie — mruknął Duff, zakrywając dłonie poduszką, której nikt nie chciał wziąć. A na co? — Mandy, nie bierz tych rzeczy, kto to będzie, kurna, nosił?
— Jak to, kto? Ty! Od czego niby jesteś, hm?
Spędziłam tu prawie trzy lata, niby mało, jednak wiele to wszystko znaczyło. Dla nas wszystkich, staliśmy się rodziną, jednością. Kłóciliśmy się często, nie odzywaliśmy się do siebie, ale i śmialiśmy się. I, kiedyś, urządzaliśmy najlepsze imprezy! Skid Row, Metallica, Europe, Bon Jovi... Jezu, wszyscy się tu zbierali, nawet Motley Crue. Wszyscy się znali, lubili mniej lub bardziej, ale byliśmy. Po prostu byliśmy. Czasem fajnie jest tak sobie pobyć. Razem.
Chryste panie, jak ja dawno ich nie widziałam! Jak dawno się nie witaliśmy! Jak dawno razem nie piliśmy!
— To co...? — zaczął Jeff. — To chyba koniec.
— Koniec czego? — zapytał Adler.
— Nas. — odparł rytmiczny.
— Nigdy! A w życiu! — Szybko zareagowała Erin. — Nie ma żadnego końca.
— Więc jak to nazwiesz? — spytała Natalie.
— Nowym początkiem — opowiedziałam i delikatnie się uśmiechnęłam. — Debile zawsze są nieśmiertelni, tak jak ich wspomnienia i ich Hellhouse.
— Nasz — potwierdził Hudson. — Chodźmy, bo się tu zaraz wszyscy rozkleimy.
Podnieśliśmy się z miejsc, ja z mojego fotela, tego, na którym nikt siedzieć nie mógł. Mój fotel, mój dom...
Spojrzałam jeszcze raz na wnętrze Hellhouse'u. Okropieństwo. Mały potwór. Nasz mały potwór. Uśmiechnęłam się i złapałam za rączkę od walizki, drugą niósł zawsze pomocny Slash.
Hellhouse już zawsze pozostanie naszym domem.
— To u kogo najpierw robimy imprezę? — zapytał ochoczo Rose.


______________________

To już ostatni rozdział, przed nami tylko epilog.
Dziwnie się czuję kończąc to, smutno mi nawet.
Źle. Ale w końcu trzeba to zakończyć i mieć czyste sumienie.
Więc – do zobaczenia!

8 komentarzy:

  1. ALE NIE ODCHODZISZ,PRAWDA?! :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytalam i teraz czas na kreatywny komentarz.
    No no cudownie i sumutno.Jako ,ze jestem tu od niedawna i pamietam jeszcze koniec pierwszej czesci,to robi sie tak smutno.Dziwnie bedzie bez nich wszystkich ,bez tych szalonych odpalow.Ale droga Faith,przede wszystkim bez ciebie.Nie odchodz z tad ,zostan!Bez ciebie bedzie nudno i pusto.Nie bedzie mial kto straszyc tluczkiem i Chuckiem Norrisem (dobrze napisalam?).Wiem ,ze teraz kazdy nie ma czasu ,ale nie mozna tego tak zostawiac.To nasz swiat.Za kazdym razem gdy rzuci sie chlopak,wrocisz tu i usmiechniesz sie ! :D.
    Blogger to nasze miejsce i szkoda z tad odchodzic.
    Tak samo jak przykro jest odchodzic calej bandzie.
    Rozumiem jakie emocje sie w nich klębią.
    Bo spedzili ze soba polowe zycia.
    Ale teraz ,ma nadejsc nowe i lepsze jutro dla nich .Och i to wydaje sie cudowne.
    Czekam na epilog ,kochana Faith.
    Zycze milego dnia.
    Madeline.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi również jest dziwnie i strasznie.
      Tu już jest nudno i pusto i moja obecność tego nie zmieni, bo nie ma jak, ja i tak czytać już nie mogę, bo czas mi na to nie pozwala.
      Tak, nadejdzie nowe, lepsze życie. W luksusie.
      Dziękuję, Magdo!

      Usuń
  3. Wróciłaś do tego szablonu? Pamiętaj, ja nadal czekam na anioła. ;__;
    +zabieram się za zaległości, w końcu; niedługo będę

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotarłam. O szablonie napisałam Ci już wyżej, więc teraz mam pytanie retoryczne. Gdzie wszystkich wywiało? Blogger wymiera? Nie rozumiem, pewnego czasu był tutaj aż przesyt (jeśli można to tak nazwać) opowiadań, osób, wszystkiego. A teraz co? Jedna, dwie osoby odejdą, okay, rozumiem, ale nagle wszędzie pusto? Chwile (ok, prawie rok) mnie nie było, a tutaj takie rzeczy się dzieją. Chociaż wiesz co? Jeszcze pamiętam ten momet, w którym pisałam prolog do nowego opowiadania, nawet ten, w którym w tajemnicy przed wszystkimi tworzyłam bohaterów do DUYDCT (szkoda, że wcześniej nie opanowałam tego skrótu), pamiętam jak marzyłam o tworzeniu swojego małego dzieła tutaj, na bloggerze. I wydaje mi się, że Ty równierz pamiętasz swoje początki, a nawet początki początków. Widzisz, jak daleko już zaszłaś? I nasuwa mi się tutaj takie pytanie. Ja czujesz się kończąc to opowiadanie, poza smutkiem? To chyba od niego wszystko się zaczęło, hmm? Kurcze, mi naprawę jest przykro, że to już się kończy. Dopiero niedawno pojawił się ten mój wyczekiwany moment, a teraz już koniec.
    ALE NIE, O TYM W EPILOGU!!!
    Zacznę może od tego, że dziękuję Ci bardzo za tamtą dedykację. Przypomniało mi to o naszych wiadomościach na poczcie. XDDD Pamiętam jeszcze wiele z nich. XD
    Steven i Faith są razem. W końcu. Mimo wszystko sądziłam, że to wszystko będzie wyglądało inaczej, że będzie superświetnieromantycznie, ale nie, jest inaczej. Nie napiszę, że mnie rozczarowałaś, bo nie zrobiłaś tego. Wręcz przeciwnie. Właściwie to mnie zaskoczyłaś. Nie spodziewałam się tego. A to dobrze wróży, bo nawet Twoja Mamusia nie wiedziała. ;___; Dobrze, Kaczorku!
    Jest mi bardzo smutno. Przez to, że to koniec opowiadania, koniec tej Wspólnoty Gunsów. A Wspólnota ważna rzecz, wiem to z wakacji!
    Ale cóż, "wszystko ma swój czas", więc pozostaje mi tylko "nie obrażać się na śmierć".
    Czekam na epilog, do zobaczenia! ♥
    I tak, Mama Cię kocha. ;__;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blogger wymiera, taka już prawda i nic się raczej nie zmieni, na pewno nie do lata. Z końcem jest mi źle, nie wiem co ze sobą zrobię, kiedy uświadomię sobie, że już nigdy nie napisze o tym, co działo się z Gunsami, Natalią i Felicją w latach osiemdziesiątych. To tak jakby zabrać cząstkę mnie. Wszystko się tu zaczęło i wszystko zakończy. Źle.
      Rozmowy na poczcie były fajne. XDDDD
      Ja też sądziłam, ze to będzie inaczej, ale pisałam to wtedy, kiedy chciałam się tego wszystkiego pozbyć, teraz wiem, ze nie doceniałam IDWTMAT i chętnie chciałabym do niego wrócić. Jak wiesz, epilog napisany, więc teoretycznie to już koniec nadszedł.
      A Donuś kocha Mamę. ;_____;

      Usuń

Jeśli już tu jesteś i przeczytałeś, zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Nawet jedno słowo potrafi dać pozytywnego kopa :) Wyraź Swoje zdanie, to co myślisz, czujesz, kogo lubisz a kogo nie.